News: Kilka spostrzeżeń po meczu z Zagłębiem Lubin

Kilka uwag i spostrzeżeń po meczu z Górnikiem

Marcin Szymczyk

Źródło: Legia.Net

17.07.2017 15:02

(akt. 21.12.2018 15:36)

Piłkarze Legii zaliczyli w Zabrzu w meczu z Górnikiem klasyczny falstart. Podobnie było w 2010 roku, gdy legioniści za czasów Macieja Skorży w pierwszej kolejce przegrali 0:3 z Polonią czy w 2014 roku gdy w Warszawie gracze Henninga Berga przegrali 0:1 z GKS-em Bełchatów. Czas na kilka pomeczowych uwag i spostrzeżeń.

Co pół roku przebudowa zespołu - Wszyscy musimy się chyba dostosować do realiów i przyzwyczaić, że to co sztabowi szkoleniowemu uda się zbudować, w okienku transferowym jest lekko niszczone, a potem trzeba tworzyć od nowa. Rok temu Besnik Hasi wziął drużynę po Stanisławie Czerczesowie i był załamany stanem posiadania. Na obozie w Warce co chwilę wymachiwał rękami ze złości czy też z bezsilności. Kadra się wykrystalizowała dopiero ostatniego dnia okienka transferowego czyli 31 sierpnia. Z klubu odeszli Igor Lewczuk, Tomasz Brzyski i Ivica Vrdoljak. Umowy z klubem podpisali Jakub Czerwiński, Miroslav Radović i Waleri Kazaiszwili. Biorąc pod uwagę, że miesiąc wcześniej z Łazienkowską pożegnał się Artur Jędrzejczyk, a do klubu przyszedł Maciej Dąbrowski, to obronę trzeba było budować od nowa. Udało się to dopiero trenerowi Jackowi Magierze, poustawiał zespół, z tyłu więc zimą rozmontowano mu atak. Z klubu odeszli Nemanja Nikolić i Aleksandar Prijović, następcy nie odpalili. Jakoś udało się to jednak poskładać, zdobyć mistrzostwo. Po sezonie więc posypała się pomoc - odszedł Vadis Odjidja-Ofoe, uraz zaczął leczyć Radović, wypadł Michał Kucharczyk. Teraz należy oczekiwać na to, aż efekty przyniesie praca lekarzy i trenerów, aż znów drużyna po przebudowie zaskoczy i zacznie wygrywać.


Spokojnie, to tylko awaria – Mecz w Zabrzu nie należał do przyjemnych w oglądaniu dla kibica Legii. Gdyby ktoś miał słabą jakość transmisji, to mógł się zastanawiać, który zespół jest mistrzem Polski, a który beniaminkiem. Szwankowało niemal wszystko, każdy z nas po meczu mógł poczuć się paskudnie. Ale też nie przesadzajmy! Emocje emocjami, ale zwalnianie trenera po pierwszej kolejce czy wyzywanie wychowanka swojego klubu, to gruba przesada. Czytam, że powinien zagrać od początku Armando Sadiku. Ale przecież rok temu, za to, że piłkarz po dwóch treningach był wrzucany do pierwszego składu, powszechnie krytykowany był Besnik Hasi. Sadiku podobnie jak Kazaiszwili przed meczem z BVB, nie zna zapewne nawet jeszcze imion czy nazwisk kolegów z zespołu. Dajmy mu czas. Mądrze wprowadzany do drużyny, powinien być wzmocnieniem. Podobnie Krzysztof Mączyński – zagrał w środę niemal z marszu w Finlandii. Być może sztab uznał, że za wcześnie na drugi pełny mecz w krótkim odstępie czasu. Czas będzie działał na naszą korzyść, piłkarze nowi będą się zgrywać, rekonwalescenci wracać do zdrowia. Najważniejsze by przejść Astanę, o nic więcej martwić się chyba nie trzeba. A jak mawiał były premier naszego kraju, prawdziwego mężczyznę poznaje się po tym jak kończy, a nie jak zaczyna…


Obrona do poprawki – Gra obronna całego zespołu w tym sezonie pozostawia wiele do życzenia. Trzy dni wcześniej w Finlandii linia defensywna popełniła podobne błędy jak w Zabrzu, ale rywale byli znacznie gorsi piłkarsko, dodatkowo szczęśliwie bronił Arkadiusz Malarz. Wiadome było, że lepszy zespół to wykorzysta i tak się stało. Na pewno sztab szkoleniowy wciąż myśli nad optymalnym zestawieniem czwórki obrońców. Para stoperów złożona z Dąbrowskiego i Jędrzejczyka nie jest najlepszym rozwiązaniem, bo piłkarze mają podobne parametry i się nie uzupełniają. Dlatego ani jeden ani drugi nie był w stanie dogonić Angulo, co wyglądało momentami komicznie. Hiszpan ma 33 lata, a miał czas by się rozejrzeć, przymierzyć i jeszcze pewnie pomyśleć o tym, co jutro zje na kolacje. Pazdan nie gra – oficjalnie z powodu przeziębienia, ale to twardy chłop i katar raczej by go nie złamał. Jeśli środek obrony należy przebudować, to trzeba dokonywać eksperymentów na żywym organizmie. A to rzadko udaje się od razu. I jedyne czego żałuję, to że w Warszawie nie został Mateusz Wieteska. Po odejściu Jakuba Rzeźniczaka, przy braku Pazdana, urazie Jakuba Czerwińskiego, mógłby dostać szansę i ją wykorzystać. A tak nie będzie miał nawet okazji.


Czekając na posiłki i powroty – W Zabrzu Legia miała problem też w ofensywie – to rywale potrafili szybciej dojść do sytuacji strzeleckiej. Ale czemu się dziwić? W porównaniu do zeszłego sezonu nie ma z przodu dwóch najważniejszych ogniw – Vadisa Odjidji-Ofoe i Miroslava Radovicia. Każdy z nich skupiał uwagę rywali na sobie, dzięki czemu koledzy z drużyny mieli łatwiej. Teraz ich nie ma i co zrozumiałe, jest to bardzo widoczne. Jest Dominik Nagy, który poczyna sobie coraz lepiej. Jest Guilherme, ale mam wrażenie, że na Brazylijczyka źle wpływa niepewna przyszłość. Od października zeszłego roku prowadzi rozmowy kontraktowe z klubem i dalej nic. Może warto w końcu przesądzić sprawę albo w jedną, albo w drugą stronę. To, że Gui grać potrafi już wiemy, musi mieć tylko czystą głowę i musi mieć z kim pograć. I patrząc w przyszłość można być optymistą. Jeśli do Nagya i Guilherme dołączą Michał Kucharczyk, wspomniany Rado, Armando Sadiku czy przymierzany do naszego klubu Cristian Pasquato, to z pewnością jakość gry w ofensywie ulegnie dużej poprawie. Przy takich piłkarzach lepiej będą wypadać młody Sebastian Szymański czy Mateusz Szwoch – o ile nie odejdzie do innego klubu. A Thibault Moulin nie będzie załamywał rąk.


Świetny Nagy, Moulin też w formie - Szukając pozytywów w sobotnim meczu należy zwrócić uwagę na grę Domnika Nagya i Thibaulta Moulina. Węgier rośnie nam jak baba w piecu. Z meczu na mecz, z tygodnia na tydzień, jest coraz lepszy. Świetnie wygląda fizycznie, odjeżdzał wszystkim rywalom. Potrafił też popisać się sztuczką techniczną, zagrać niekonwencjonalnie. Obrońcy często go faulowali w myśl, że piłka może ich minąć, ale piłkarz już nie. Był najlepszym graczem w barwach Legii, ryzykował, był pewny siebie, czarował swoją postawą. Z kolei Francuz już drugi mecz z rzędzu należy do najlepszych, bierze na siebie ciężar gry, nie boi się odpowiedzialności, staje się kluczową postacią w środku pola. Nie ma obawy przed tym by wybrać na boisku trudniejsze rozwiązanie, potrafi zaskoczyć przeciwnika dzięki nienagannej technice. Szkoda, że koledzy nie dostosowali się w Zabrzu do jego poziomu. Na przeciwległym biegunie był Kasper Hamalainen, który snajperem po prostu nie jest i nigdy nie będzie. Niezbyt dobrze wypadł też Mateusz Szwoch, nie wykorzstał swojej szansy. Jedno udane podanie w pole karne, którego nie przeciął żaden z partnerów, to za mało.

Polecamy

Komentarze (96)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.