News: Cafu dziś ma zjawić się w Warszawie, oczekiwany też obrońca

Jędrzej Hugo-Bader: Klub piłkarski to miejsce pracy jak każde inne

Piotr Kamieniecki

Źródło: Gazeta Wyborcza

06.10.2017 21:47

(akt. 21.12.2018 15:20)

Dariuszowi Mioduskiemu zarzuca się "korporacyjność", ale to nie powinien być zarzut. To jego styl. W rozmowach o zarządzaniu klubem jest bowiem naturalny, ma bardziej biznesowy punkt widzenia. Nie widzę go jednak jako osoby, która w naturalny sposób będzie mówić światu o wszystkim, co dzieje się w klubie. Ze swoim stylem zarządzania i komunikacji nie pasuje do tej roli. Tu Legia potrzebuje kogoś innego. Kogoś, kto nie będzie mówił o wszystkim, co mamy do powiedzenia, ale kto przyjmuje na siebie pierwszy impet, zarządza sytuacją i w odpowiednim momencie włącza odpowiednie sposoby komunikacji. W tym właśnie – ale w sposób umiejętny – Dariusza Mioduskiego - uważa w rozmowie ze stołeczną "Gazetą Wyborczą" Jędrzej Hugo-Bader. To specjalista PR w zakresie komunikacji i zarządzania wizerunkiem Havas Sports & Entertainment.

- Spójrzmy na sposób zwolnienia Jacka Magiery. Z klubu wyszedł komunikat, że to głęboko przemyślana decyzja. Z drugiej strony słyszymy zaś, że została podjęta spontanicznie, pod wpływem impulsu, jakim był nieudany mecz. Trudno domyśleć się, jak było naprawdę. Najpierw trener odczuwał wsparcie, by w chwilę je stracić. Widzę tu chaos komunikacyjny.

 

Czy na wydarzenia z niedzielnej nocy klub nie zareagował zbyt późno?

 

- Zdecydowanie tak. Po tym, jak późno zostały podjęte kroki widać, że tego planu chyba nie było. Ktoś, kto zna się na komunikacji kryzysowej, jest w stanie przygotować klub do absolutnie każdej sytuacji, która może spotkać organizację. Weźmy spotkanie z Celtikiem i dyskwalifikację Bartosza Bereszyńskiego.

 

Przekaz był niespójny. Piłkarze otrzymali zakaz wypowiadania się, a trener porozmawiał z chorwackimi mediami.

- Nie wiem, w jaki sposób klub rozmawiał z zawodnikami. Pojawiały się za to informacje, że niektórzy z nich chcą rozwiązać kontrakty. Nie wiem, czy rzeczywiście tak było, ilu z nich realnie o tym myślało. Ale piłkarze powinni mieć świadomość tego, co w danym momencie robi klub. (...) Zawodnicy powinni być pierwszymi, którym tłumaczy się, jakie klub podejmuje kroki. By poczuli się bezpieczni i dowartościowani.

 

Dla wielu z nich mógł być to najgorszy dzień w karierze. Wyobraźmy sobie: przegrywają mecz za meczem, właśnie przegrali w najbardziej prestiżowym meczu sezonu z Lechem, ich szef nazywa ich panienkami, co musi być dla nich uwłaczające, a na koniec przyjeżdżają do miejsc pracy, czyli na stadion, i dostają po głowie, są upokorzeni. Rozumiem, że mogli pomyśleć, aby stąd uciekać, już tu nie pracować, bo nie czują się tu bezpiecznie i godnie. Kiedy popełnimy błędy w swojej pracy, nie pomoże nam to, że szef nazwie nas panienką, a ktoś z biurka obok walnie po głowie. Klub piłkarski to takie samo miejsce pracy jak każde inne.

 

Całą rozmowę przeczytać można na łamach sobotniego wydania warszawskiej "Gazety Wyborczej" lub w tym miejscu

Polecamy

Komentarze (27)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.