News: Kilka spostrzeżeń po meczu z Zagłębiem Lubin

Kilka uwag i spostrzeżeń po meczu z Sandecją

Marcin Szymczyk

Źródło: Legia.Net

04.12.2017 17:29

(akt. 21.12.2018 15:36)

Piłkarze Legii stracili w Nicieczy z Sandecją dwa punkty. O braku wygranej zdecydowały błędy indywidualne oraz fakt, że przy takim stylu gry rywala, legioniści mieli zbyt mało kreatywnych pomocników, graczy potrafiących wygrać pojedynek i zrobić przewagę. Czas na kilka uwag i pomeczowych spostrzeżeń.

Prosta i skuteczna gra rywali - Sandecja od pierwszej minuty grała cofnięta, momentami całą jedenastką na własnej połowie, zmuszała Legię do ataku pozycyjnego. Legioniści wymieniali mnóstwo podań w środku pola, przez co posiadanie piłki było ogromne, momentami sięgało 80 procent czasu. Brakowało jednak zagrań prostopadłych, które by potrafiły zaskoczyć defensywę przeciwnika. Udało się na samym początku, ale do zagrania Niezgody nie doszedł Kucharczyk. Później legioniści klepali piłkę niemiłosiernie, ale niewiele z tego wynikało. Rywale nie pozwalali Legii na skuteczne rozgrywania akcji od własnej bramki, podchodzili wysoko i zmuszali Malarza do dalekiego wybijania piłki. A gdy bramkarz naszego klubu to robił, to w środku ustawiali się wysocy Szufryn i Krachunow i próbowali zbijać piłkę głową. Sytuację mogła zmienić bramka dająca prowadzenie Legii, problem w tym, że taka niepadła do końca spotkania. Strzałami z dystansu próbowali zaskoczyć Gliwę Mączyński i Moulin, ale dwukrotnie się pomylili. Sandecja miała prosty pomysł na grę z Legią i okazał się on skuteczny.


Zbyt statyczna pomoc – Legioniści wymienili mnóstwo podań, ale nie wynikało z tego zagrożenie pod bramką rywala, gra była za wolna, za mało płynna. W pierwszej części po zagraniu Brozia najlepszą sytuację miał Guilherme, ale z trudnej pozycji uderzył ponad bramką. Poza tym prostopadłych podań za linię obrony próbowali Mączyński i Kucharczyk, ale defensywa Sandecji nie dawała się nabrać. Strzałami z dystansu zaskoczyć Gliwę próbowali Mączyński i Moulin, ale robili to za rzadko. „Tibo” trochę przepadł, był niewidoczny, nie radził sobie z wysokim pressingiem przeciwnika. Piłkarze z Nowego Sącza wiedzieli, że jedynym graczem w Legii, który może zrobić różnicę, przewagę, wygrać pojedynek jeden na jednego jest Guilherme. Dlatego też Brazylijczyk był poniewierany, najczęściej faulowany z legionistów i wybijany z rytmu. Niestety w drugiej połowie „Gui” dostał łokciem, sędzia nie zauważył, a on przesadził z agresją w odbiorze i otrzymał drugą żółtą i w konsekwencji czerwoną kartkę. Zamiast pomóc osłabił więc drużynę. Trzeba dodać, że oba faule były niepotrzebne, daleko od własnej bramki. Hamalainen często się cofał, pomagał w defensywie, ale z przodu był pozbawiony atutów, nie stwarzał zagrożenia. Legii zabrakło kogoś takiego jak Radović czy Odjidja Ofoe. Niezgoda był przez większość meczu kompletnie odcięty od podań.


Błędy indywidualne – Piłkarze Sandecji nie atakowali bramli Legii zbyt często, ale kilka razy im się udało - głównie dzieki naszym błędom. W 31 minucie Astiz z Dąbrowskim dali się wyciągnąć poza pole karne, w nim został jedynie Hlousek, nie było defensywnych pomocników i w efekcie do pozycji strzałowej doszedł Trochim – na szczęście posłał piłkę ponad bramką. Sześć minut później już było 0:1 – błąd przydarzył się Astizowi, nie trafił w piłkę, do Piszczka podbiegł Dąbrowski, ale rywal zdołał podać do Trochima. Broź poszedł na raz, były piłkarz Legii to przewidział i nieszczęście gotowe. Groźnie było w 42 minucie – Piszczek przepuścił piłkę między nogami „Dąbka” i ten ratował się faulem, za co otrzymał żółtą kartkę. W 82. minucie źle zachował się Astiz, źle ocenił sytuację Malarz i druga bramka stracona. Jeśli do tego dodamy dwa błędy Guilherme, które skutkowały czerwoną kartką, to można powiedzieć, że błędy indywidualne zdecydowały w sobotę o stracie punktów przez Legię.


Arkadiusz Malarz – Już tydzień temu pisałem, że jestem pełen podziwu dla bramkarza Legii, który mimo kłopotów rodzinnych rozegrał kapitalny mecz, popisał się interwencjami światowej klasy. Teraz sytuacja była jeszcze poważniejsza, kapitanowi Legii zmarła mama. Mimo to chciał zagrać, między innymi dla niej. Przez większość spotkania robił swoje, nie miał wiele pracy. Raz przydarzył mu się moment dekoncentracji, został na linii bramkowej, choć powinien wyjść do przodu. A że chwilę wcześniej nienajlepiej zachował się Astiz, to skończyło się golem. Gdy gola wyrównującego w końcówce strzelił Niezgoda, uniósł ręce i wzrok ku niebu, było to bardzo wymowne. Po meczu bramkarz Legii przeprosił. – Przepraszam za dziś, bardzo chciałem, nie wyszło. Dziękuję Drużynie za ten punkt i za wsparcie – napisał na Twitterze. Nic się nie stało, błędy popełnia każdy. A, że wcześniej Malarz wybronił Legii kilka punktów, to złościć się na niego po prostu nie wypada.


Warunki – Robiąc zdjecia w Niecieczy zastanawiałem się, dla kogo są rozgrywane takie mecze. Kibice byli zmarznięci, każdy z czerwonym nosem i zmniejszonym czuciem w nogach opuszczał trybuny stadionu. Przenikliwe zimno dało się we znaki każdemu. Oglądanie spotkania było utrudnione przez mgłę, która była bardzo uciążliwa. Jeszcze bardziej dała się we znaki w podróży powrotnej – jazda samochodem czy autokarem we mgle przez ponad 400 kilometrów do przyjemności nie należy. Komfortowo spotkanie obejrzeli jedynie widzowie przed telewizorami. A przecież będzie coraz gorzej. W grudniu o 20:30 legioniści zagrają jeszcze z Bruk Betem i Wisłą Płock, a ten drugi mecz będzie na tydzień przed świętami Bożego Narodzenia. Czy naprawdę liga nie może kończyć się wcześniej? Odpowiedź na to pytanie poznamy, gdy ekstraklasa zostanie zreformowana.

Polecamy

Komentarze (24)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.