News: Trzecia połowa, czyli dogrywka po karnych - Ten plan może wypalić

Trzecia połowa, czyli dogrywka po karnych - Trudne pytanie

Przemysław Witkowski

Źródło: Legia.Net

09.08.2018 13:31

(akt. 04.01.2019 12:21)

Po „spektakularnych sukcesach” zarówno na arenie międzynarodowej, jak i własnym podwórku, należałoby zapytać o jedną, najważniejszą i najistotniejszą rzecz, w kontekście naszego klubu. Nim zadam to pytanie, wezmę kilka głębokich oddechów i postaram się opanować emocje, bo wszak one nieraz są złym doradcą. I mam dziwne przeczucie, że to prawidło powinno dotyczyć też chłodnego i poukładanego biznesmena jakim jest prezes Dariusz Mioduski. Ale o tym za chwilę.

Nie będę się pastwił nad ostatnimi „dokonaniami” Wojskowych, bo to co się niedawno wydarzyło, każdego kibica przyprawiło o potężną niestrawność. Największy klub w Polsce, dysponujący ogromnym budżetem, jak na krajowe realia, chełpiący się posiadaniem najmocniejszej kadry, prowadzący spektakularne kampanie marketingowe, znalazł się w miejscu, które w żadnej mierze nie oddaje takiego stanu rzeczy. Ba! Rozpieszczeni sukcesami ostatnich lat nagle od dwóch sezonów przecieramy oczy ze zdziwienia, że zamiast odskoczyć całej polskiej lidze na trzy długości i zadomowić się na dobre w rozgrywkach europejskich, zostaliśmy przez ten ligowy peleton wchłonięci i zaczynamy przepychać się ze średniakami, a zagraniczne wojaże zaraz mogą okazać się jedynie mglistym wspomnieniem. Ktoś dziś krzyknie: Chwila! Dudelange to nie Spartak! Oczywiście, że nie. Zwrócę uwagę tylko na dwie kwestie: Słowaków mieliśmy pożreć na śniadanie, a w kontekście luksemburczyków napiszę tylko ironiczne: w Europie nie ma ponoć słabych drużyn.


Niestety gdzieś ten plan na Wielką Legię rozsypał się jak domek z kart. Jestem w stanie uwierzyć, że przy Ł3 modlą się codziennie po wiele godzin, aby chociaż udało się załapać na statek pt. Liga Europy. Drżymy już przed potęgą piłkarską pochodzącą z jednego z najmniejszych krajów Starego Kontynentu, mając dodatkowo przed oczami przerażającą wizję nadciągających nad Wisłę piłkarską hordę mistrzów Rumunii. A i w kraju wszyscy już wiedzą, że Legia jest słaba i można z nią wygrać. Kibiców ubywa, wyniki są słabe, trenerzy są zwalniani, mimo, że i Jacek Magiera (legijne DNA) i Romeo „Złotousty” Jozak, mieli być szkoleniowcami na dłużej. Fanatycy krzyczą „Legia grać, k…a mać!” a piłkarze powtarzają wciąż te same tłumaczenia.


Legia Warszawa w przeciągu dwóch lat zalicza sportowo zjazd, a co gorsza nie widać rozwiązania, które miałoby to pikowanie powstrzymać. A zdobyty przed chwilą dublet, tylko lekko przypudrował ten nieciekawy obraz. I za chwil parę może się okazać, że nie ma ani Ligi Europy, ani mistrzostwa. Brzmi jak zły sen. Nierealne? Dziś jak patrzę na całą sytuację, w jakiej znalazł się klub, taki scenariusz wydaje mi się bardziej niż możliwy do spełnienia. NIESTETY. Dwa lata po bojach w Lidze Mistrzów, remisie z Realem Madryt, awansie z grupy do wiosennych rozgrywek Ligi Europy, Legia Warszawa, może wejść w czas ciemny, w którym z nostalgią, z kuflem piwa w ręku, będziemy wspominać niedawne sukcesy. I tu wracamy do tegoż, jakże ważnego pytania, o którym wspomniałem na początku. Brzmi ono bardzo prosto: Jaki jest plan?


Mamy jednego właściciela, któremu wielu kibiców ufało lub ufa. Dariusz Mioduski to poważny biznesmen, miał wprowadzić nasz klub na jeszcze wyższy poziom, a my z dumą mieliśmy wypełniać stadion po brzegi, kibicując ile sił w gardłach. Właściciel miał zatem pomysł pierwszy…potem drugi…następnie trzeci…Ok, wystarczy. Ostatnie kilkanaście miesięcy obfitowało w kilka koncepcji tworzenia drużyny w oparciu o polską czy chorwacką myśl szkoleniową. Zanim jednak któryś z pomysłów miał szansę się ukorzenić już był wyrywany, a w jego miejsce sadzono kolejny. Przyznam otwarcie, sam o tym często pisałem, że z optymizmem podchodziłem do proponowanych rozwiązań, które potem niestety w wyniku braku sukcesów, marazmu, słabej gry krytykowałem. Nie jest to może chłodne i profesjonalne podejście do tematu, ale ja tu nie jestem od zimnych, wielopoziomowych analiz, tylko piszę o tym, co mi leży na sercu i wątrobie. I tak coraz częściej czułem, że jestem robiony w przysłowiowego konia. Czyż nie chciałbym sukcesów pod wodzą Jacka Magiery przez lata? Chciałbym. Czyż nie chciałbym sukcesów pod wodzą Romeo Jozaka przez lata? Chciałbym. Czyż nie chciałbym, aby pomysły władz Legii wypaliły? Pewnie, żebym chciał. Któż nie? Nawet jeśli znamienici koledzy dziennikarze, parający się tym zawodem od wielu lat i znający realia polskiego futbolu od podszewki, kręcili nosami i mówili, że to się nie uda. Wbrew ich opiniom wierzyłem, a właściwie chciałem wierzyć, że się mylą. Niestety.


Ta cała sytuacja trochę przypomina dziecinne stwierdzenie „Obiecanki cacanki a głupiemu radość”. Mieliśmy prawo naiwnie wierzyć, że włądze Legii z właścicielem na czele poprowadzą Legię na nieznane dotąd wody piłkarskiego dobrobytu. Ale dziś po tych wszystkich zawirowaniach należy głośno i wyraźnie krzyknąć: „Sprawdzam!”


Chciałbym, żeby ktoś mi jasno wyłożył, kawa na ławę, jaki jest plan na nasz klub? Dokąd zmierzamy? Czy wyciągnięto wnioski? Czy dalej będziemy czepiać się emocjonalnie ( a o czym pisałem na samym początku) jakiś nie do końca przemyślanych rozwiązań? Kto weźmie za to wszystko odpowiedzialność? Kto to poukłada? Kiedy na Łazienkowską trafi trener przez duże „T” mający wizję popartą wieloletnią praktyką oraz sukcesami? Kiedy, w końcu, skończą się te wszystkie nieprzemyślane, trącące amatorką ruchy? Żadne akcje marketingowe tu nie pomogą. Tu potrzeba kogoś, kto będzie wiedział, z pełną świadomością, jakie rozwiązania są potrzebne i jak je implementować. I to może być najtrudniejsza lekcja dla Dariusza Mioduskiego. Może już czas usunąć się w cień i zatrudnić dyrektora sportowego/managera z prawdziwego zdarzenia, który poukłada cały ten bałagan? Steve Jobs powiedział: „To bez sensu zatrudniać mądrych ludzi, by potem mówić im co mają robić. My zatrudniamy mądrych ludzi po to, aby to oni mówili nam co mamy robić.” I może właśnie taka mądra osoba powinna trafić na Łazienkowską? Jak patrzę na to co się wydarzało przez ostatnie dwa sezony, to coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że Prezes Mioduski chciałby znać się na piłce, chciałby ogrzewać się w blasku sukcesów swoich decyzji. Niestety, chyba nie do końca się zna. Ale jego mądrość mogłaby polegać na tym, że cieszył by się z sukcesów, które wygenerują zatrudnieni przez niego specjaliści, którzy na tej piłce kopanej się jednak znają dużo lepiej czy my kibice.


I na koniec. Cała ta sytuacja jest cholernie trudna. Według mnie waży się teraz przyszłość naszego klubu. Stoimy na krawędzi i jeden zły ruch i polecimy na łeb na szyję. Liczę na mądrość osób zarządzających Legią. Liczę na to, że szukają rozwiązania, ale liczę też, że wyjdą przy tym poza własne, personalne ambicje. Sukces ma wielu ojców. I dobrze. Niech ma. Ale niestety porażka jest sierotą. A winny jest ten, kto podjął złą decyzję...

Polecamy

Komentarze (34)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.