News: Arkadiusz Malarz: Jest nam wstyd

Arkadiusz Malarz: Jest nam wstyd

Marcin Szymczyk

Źródło: sportowefakty.wp.pl

09.09.2018 11:01

(akt. 02.12.2018 11:22)

- Jako kapitan muszę odpowiadać dziennikarzom i kibicom, tłumaczyć się za nasze występy i słabą formę. Myślę, że stanąć przed kamerami może każdy piłkarz Legii, tylko nie każdemu złość pozwalałaby wypowiedzieć się w racjonalny sposób. Rozumiem tych, którzy nie chcą, mnie też jest trudno, ale muszę reprezentować drużynę po porażkach, tak samo jak po zwycięstwach - mówi bramkarz Legii, Arkadiusz Malarz w szczerej i długiej rozmowie ze "Sportowymi Faktami".

Jak nazwać wasz początek sezonu?


- Wstyd. Taka jest prawda. Każdy z nas się wstydzi, cały czas to przeżywamy. To nie tak, że dzisiaj przegrywamy, jutro okazujemy skruchę, a jak już wszyscy zobaczą, że jest nam przykro, od razu jest fajnie. Tak się nie da, mamy świadomość, że zawaliliśmy. Nikt nie będzie oszukiwał, mydlił oczu, udawał, że nic się nie stało. Cały czas musimy odbudowywać zaufanie, ale po takim miesiącu nie jest łatwo. Kiedy graliśmy z Zagłębiem Sosnowiec w lidze, musieliśmy po prostu wygrać, przepchnąć piłkę za linię paznokciem. Teraz nie jest ważna gra, liczą się tylko punkty, bo trzeba się odbić, żeby głowa się zresetowała. Psychicznie jesteśmy zabici.


To znaczy?


- Po zwycięstwie z Zagłębiem nawet się nie cieszyliśmy. Trener wszedł do szatni, popatrzył na nas i zapytał, co się stało, dlaczego nie ma w nas radości po pokonaniu przeciwnika. Ale w drużynie nikt nie był zadowolony, w każdym piłkarzu siedzi Luksemburg. Wszyscy nas krytykują i mają do tego prawo, okazaliśmy się nie być równorzędnym partnerem dla - z całym szacunkiem do przeciwników - jakiegoś Dudelange. Nie potrafiliśmy grać, chcieliśmy, ale nic nie wychodziło. Oni byli od nas na każdym kroku szybsi, my w każdej akcji spóźnieni. I to nie były tylko dwa takie mecze w naszym wykonaniu, tak graliśmy od początku rozgrywek. Z czegoś się to wzięło.


No z czego?


- Nie wiem. Może ze złego przygotowania, może te ciągłe zmiany trenerów też mają na nas wpływ. Jestem bramkarzem, patrzę na wszystko z tyłu, mam swoje treningi, swoje przygotowania i trenerów, więc jestem trochę z innej dyscypliny.


Gdzie jest dno?


- Kiedy wróciłem do domu z Luksemburga, położyłem się na kanapie. Nie mogłem zasnąć i myślałem: "Czy my jesteśmy aż tak słabi?", "Czy naprawdę nie potrafimy grać w piłkę?", "Czy dobra forma mogła tak po prostu uciec?". A może myśleliśmy, że jesteśmy tacy dobrzy, że skoro mimo jedenastu porażek w poprzednim sezonie udało nam się wywalczyć dublet, to teraz wszyscy się przed nami położą. Otóż nie kładzie się nikt. Arka zabrała Superpuchar, Spartak Trnava Ligę Mistrzów, Dudelange - Ligę Europy, w ekstraklasie też słabo. Co chwilę dzwonią dzwony.

Naprawdę nie zna pan przyczyny?


- Może ustawienie bez sensu zmienialiśmy. Z trójką obrońców słabo to wyglądało, w obronie było jak na strzelnicy, uderzali na moją bramkę wszyscy, nie dając wytchnienia. Przestawiliśmy się na grę z czterema obrońcami troszeczkę za późno - potrafiliśmy wygrać w dziewiątkę ze Spartakiem, ale strat już nie odrobiliśmy. Jeżeli w całym poprzednim sezonie nie graliśmy za dobrze, a w końcówce zamietliśmy wszystkich rywali i wygraliśmy ligę, to uważam, że trzeba było trzymać się starego systemu.


Profesjonalistom tak trudno zrozumieć nowe ustawienie?


- Nie jest tak, że jesteśmy tępi i nie potrafimy się niczego nauczyć. Ale nowy system wymaga czasu. Gdzieś przeczytałem, że Niemcy przetestowali ustawienie z trójką obrońców w trzynastu sparingach, zanim zdecydowali się zagrać tak o stawkę. To skoro takie potęgi, tacy zawodnicy mają z tym problem, to my też mamy prawo nie zatrybić od razu.


Taka porażka z drużyną z Luksemburga to obciach ogólnopolski.


- A ja jeszcze po pierwszym meczu prosiłem, żeby kibice zapamiętali moje słowa, że w rewanżu odrobimy straty i przejdziemy do kolejnej rundy. Byłem o tym przekonany. Nie jestem człowiekiem, który się asekuruje i powie: "Kurczę, będzie ciężko, musimy wszystko zobaczyć i przeanalizować". Co tu oglądać i co analizować? Musieliśmy wygrać i tyle, bo byliśmy drużyną lepszą. Trzeba było to tylko pokazać na boisku. Kiedy odpadliśmy, nieprzyjemności spotkały także moich bliskich. Żona pokazywała mi wiadomości, jakie wysyłali do niej ludzie. Że Arek ich oszukał, że nie dotrzymał słowa, niech odda pieniądze, jakieś sto złotych, bo ktoś kupon obstawił u bukmachera. Zastanawiałem się, czy następnym razem powiedzieć po prostu, że damy z siebie wszystko. Jeżeli komuś poprawi to humor, mogę przeprosić za to, że nie dotrzymałem słowa. Chciałem bardzo, nie jestem w stanie racjonalnie wytłumaczyć tego, co się stało.


Zapis całej rozmowy Michała Kołodziejczyka z Arkadiuszem Malarzem można przeczytać na stronach "Sportowych Faktów".

Polecamy

Komentarze (109)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.