Ricardo Sa Pinto

Ricardo Sa Pinto: Idę na wojnę, gdy ktoś mnie zaczepi

Piotr Kamieniecki

Źródło: Legia.Net, Sport.pl

06.10.2018 11:51

(akt. 02.12.2018 11:22)

- Na boisku zawsze byłem robotnikiem, choć miałem talent i umiejętności na wysokim poziomie. Wkładałem jednak w grę całe serce i charakter. Wymagam od zawodników w Legii, że jeśli stracimy piłkę, to mamy natychmiast ruszyć na rywala, aż ją odzyskamy i znów to przeciwnik będzie biegał za nami. Nerwy ponosiły mnie jednak bardziej, gdy grałem. Byłem młodszy, nie myślałem o konsekwencjach czy strategii. Gdy jesteś trenerem, przywódcą, 30 piłkarzy, czeka na twój ruch. Zarząd i ludzie wokół patrzą na ciebie. Trzeba być wtedy innym. Inteligencja emocjonalna musi być wtedy zrównoważona. Wszystko co zrobię, działa na innych - piłkarzy, kibiców. Pokażę „eLkę”, co już ma pewien wpływ. Słowa, gesty - na wszystko trzeba uważać - opowiada trener Legii Ricardo Sa Pinto w programie "Wilkowicz sam na sam" na łamach "sport.pl".

- Początek w Legii był trudny, przyjechałem w nieciekawym momencie. Gdybym miał wtedy prawego obrońcę i kilka innych rzeczy, taką drużynę oraz czas na przygotowanie, roznieślibyśmy Dudelange. Jestem już trochę zmęczony byciem strażakiem, bo to obciąża.Znam tę presję, kiedy potrzeba zwycięstw, kiedy będzie można czerpać odrobinę radości. Wszystko dzieje się szybko i należy uważać, by nie popełnić łatwych błędów.  Ważna jest wtedy ciężka praca. W tym biznesie kiedy ktoś pyta „jak się spało?”, odpowiadam, że nie tyle spałem, co odpoczywałem. Próbowałem się kiedyś zająć modelarstwem, ale nie wyszło. Pozostałem przy tenisie, który trenowałem w młodości i mam nadzieję, że zagram wkrótce na kortach obok stadionu. Jeżdżę też na rowerze, bo to dobre dla moich kolan - powiedział Sa Pinto w rozmowie z Pawłem Wilkowiczem. 

 

Trudno przebić się obecnie portugalskiemu trenerowi. Wielu dobrych szkoleniowców pracuje w niższych ligach i z młodzieżą, gdyż nie mają szansy na lepsze oferty. Mamy w kraju trenerów, którzy są punktem odniesienia, a największym jest pewnie Jose Mourinho. Podglądałem go, gdy pracował w Interze i Realu. Utożsamiam się z jego pomysłami na organizację, strategię, metodologię treningu i kwestię przywództwa. Jesteśmy jednak inni w przekazie medialnym, bo nie można ciągle prowokować. Jeśli jednak kiedy ktoś mnie zaczepi, wtedy idę na całość. Póki się tego nie robi, próbuję być normalny. Ale „dotknij” mojego piłkarza albo mnie… odpowiem agresją - opowiadał.

 

- Nie jestem wielkim fanem gry, którą określiłbym jako „box to box”. Wolę mądre zarządzanie meczem, wybranie momentów na kontratak czy szybki atak. Wszystko trzeba wyważyć. Przy Łazienkowskiej są piłkarze do takiej gry, ale czasem przeciwnik jest nastawiony głównie na dezorganizację naszej gry. Trzeba się mądrze dostosować. Na treningach ćwiczymy to, co może się przydać w trakcie meczu. Bycie realistą jest ważne, bo pomaga przygotować optymalnie drużynę. Nie robimy wszystkiego w tej samej chwili, bo gracze przestaną przyswajać informacje. Chcę wprowadzić swój styl, ale krok po kroku. Futbol ma sprawiać zawodnikom przyjemności. Niektórzy trenerzy łudzą się, że mogą sterować zespołem, jak pilotem. Ja tego nie chcę, bo można zniechęcić do siebie graczy. Negocjacjom nie podlega jedna rzecz - wysiłek w defensywie. W ofensywie zostawiam przestrzeń na talent piłkarzy. Nie chcę ich więzić w narzuconych schematach - stwierdził Sa Pinto.

 

- Wprowadzanie młodzieży - jednego, dwóch zawodników na sezon - jest normalnym elementem funkcjonowania dużego klubu. To jeden z priorytetów Legii i będę się w to wpisywał. Mam teraz na treningach po kilku graczy z rezerw, którzy nam pomagają, a ja się im przyglądam. To wymaga czasu i musimy uważać, by nie zrobić im krzywdy. Wszystko musi nadejść w odpowiednim momencie. Mamy w zespole młodzież: Szymańskiego, Stolarskiego, Wieteskę. Każdego roku ktoś może do nich dołączać, ale nie będę robił tego na siłę. Pamiętam chłopaka z Atromitosu, który miał szesnaście lat. Wystawiałem go, bo czułem, że jest gotowy, a teraz gra w PAOK-u. Cristiano Ronaldo zaczynał z nami w Sportingu jako siedemnastolatek. Grał razem ze mną, to był bardzo dobry chłopak i do dziś mamy kontakt. Zawsze zostawała po treningach, by poćwiczyć dodatkowe elementy. Skłamałbym, gdybym powiedział, że wiedziałem, że będzie numerem jeden - dodał portugalski szkoleniowiec. 

 

- W Polsce będę sam, rodzina zostaje w Portugalii. Córki się uczą - starsza jest na pierwszym roku studiów i będzie dentystką. Młodsza jest w angielskiej szkole, a żona dba o równowagę. To nie łatwe, bo jesteśmy bardzo zżyci, lubimy wszystko robić razem. Pomaga fakt, że futbol jest pasją. Polska to kraj, w którym ludzie są mili i uprzejmi. Polacy są bardziej pozytywni od Portugalczyków. Jak coś się nie uda, ludzie tylko na moment spuszczają głowę. Pasuje mi jedno określenie do Polaków - wojownicy - uważa Sa Pinto. 

 

- Historia, że dzwon z pobliskiego kościoła był dla mnie zbyt głośny? Nic o tym nie wiem (śmiech). Nie pamiętam, żeby tak było. Jestem katolikiem, wierzącym. Nawet się nie wsłuchiwałem. Mogłem coś kiedyś powiedzieć, a ktoś coś dopowiedział, że chciałem coś zmieniać. W klubie nie zaszło tak wiele zmian, ale trzeba zarządzać pewnymi rzeczami. Najtrudniejsze decyzje to te dotyczące składu. Jest tu wielu graczy z zasługami dla drużyny, muszę cierpliwie tłumaczyć, dlaczego robię pewne rzeczy. Do tej pory z nikim nie miałem problemu, widzę zrozumienie i szacunek. Dostrzegam miny, ale każdy zachowuje się poprawnie i ciężko pracuje na swoją pozycję. Mam nadzieję, że Legia będzie klubem, w którym wreszcie zostanę na dłużej - zakończył. 

 

Całą rozmowę Sa Pinto w programie "Wilkowicz sam na sam" można obejrzeć w tym miejscu

Polecamy

Komentarze (26)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.