Domyślne zdjęcie Legia.Net

Dziennikarze - moralni zwycięzcy

Mirosław Drożdż

Źródło: Legia.Net

13.02.2011 00:19

(akt. 14.12.2018 22:36)

Był zapał, była taktyka, była mordercza rozgrzewka, był okrzyk zagrzewający do walki, ba, nawet oprawa przedmeczowa, ale... niestety nie było meczu.Tak w sumie można podsumować dzisiejszy mecz - mecz, który się nie odbył. Owiane już legendami spotkania dziennikarze kontra sztab szkoleniowy Legii, odbywające się podczas zgrupowań wzbudzały zawsze wiele emocji i pozytywnych wrażeń, a także integrowały przebywających na zgrupowaniach dziennikarzy. Niestety, tym razem pozostał niesmak i niedosyt.

Ekipa dziennikarzy pod dumną nazwą "Periodistas terroristas" po porannym treningu Legii zaczęła z entuzjazmem przygotowywać się do umówionego dzień wcześniej tradycyjnego pojedynku ze szkoleniowcami stołecznej drużyny.  Koledzy z zaprzyjaźnionej redakcji w pocie czoła przygotowali od tygodnia oprawę meczową - na trybunie pojawiła się flaga Żylety. Zrobiło się więc bardzo swojsko i można się było poczuć jak u siebie na Łazienkowskiej.

Po ozdobieniu trybuny przyszedł czas na taktykę. A taktyka była prosta: oby dalej od własnej bramki. Wybijać jak się da i gdzie się da... a jak się nie da, to robić wślizgi i też wybijać - jak się da. Wszystko więc było dopięte, pozostało jedynie wejść w rytm meczowy i przeprowadzić rozgrzewkę. Po 5-minutowej morderczej rozgrzewce, połowa dziennikarzy łapała oddechy rękawami, pozostali, trzymając się barierki okalającej boisko próbowali ustać na nogach. Zapał jednak nas nie odpuszczał. Kiedy po czterdziestu minutach większość uczestników naszej ekipy doszło już do siebie, zagrzmiało gromkie "Periodistas terroristas" i wybiegliśmy na murawę gotowi do walki. I wszystko byłoby okej, gdyby nie to, że ktoś spostrzegł, że nie mamy z kim grać.

Okazało się, że sztab szkoleniowy wcięło jak paczkę gwożdzi na budowie, a na boisku pojawił się jedynia Paolo Terziotti, który z rozbrajającym uśmiechem powiedział, że właściwie to on by chętnie zagrał, tylko z kim, bo nie ma drużyny. Za to poprosił, aby pomóc mu znieść bramkę z boiska, bo wszyscy czmychnęli (nie wiadomo kiedy i jak), a sam nie da rady.  Oczywiście bez namysłu udzieliliśmy mu pomocy, mimo iż to zawsze drużyna pokonana sprząta boisko. My jednak oprócz uczucia zawodu i rozczarowania czuliśmy się moralnymi zwycięzcami tego meczu.

Mimo, iż zostalismy zlekceważeni przez część sztabu szkoleniowego, dopisaliśmy sobie w statystykach 3 punkty za walkowera i rozeszliśmy się z nadzieją, że następnym razem nasz sztab nie da takiej plamy.

Polecamy

Komentarze (5)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.