
Fredi Bobić: Po 2-3 porażkach nie można zwalniać trenera
09.10.2025 16:15
(akt. 11.10.2025 13:08)
O rozmowach z Legią i pierwszych wnioskach
- Wiele osób zastanawiało się, dlaczego przyjechałem właśnie tutaj. Dlaczego Polska? Dlaczego Legia? W Niemczech też wielu ludzi zadawało sobie to pytanie. Dla mnie jednak nie było aż tak ważne, dokąd jadę. Liczyło się to, że zostałem przekonany do projektu. To, w jakim kraju znajduje się klub, nigdy nie miało dla mnie znaczenia. Oczywiście, zawsze się przygotowuję, zbieram informacje. Znam wszystkie ligi, a Legia to przecież wielka marka – najbardziej utytułowany klub w Polsce. Byłem tu dwa, może trzy razy, ale na początku niewiele o tym miejscu wiedziałem. Potem wszystko dokładnie przeanalizowałem. Dostałem zaproszenie od Dariusza Mioduskiego, które oczywiście przyjąłem. Odbyliśmy wiele rozmów – z nim, z wieloma osobami, także z Michałem i innymi. W tamtym czasie on rozpoczął pracę może dwa–trzy tygodnie przede mną, więc wszystko było już wtedy ustalone. Później zastanowiłem się, czego sam chcę. Zafascynowała mnie wizja klubu – jego kierunek, infrastruktura, poziom drużyny. Było dla mnie jasne, że chcę pracować w innym systemie niż ten, który obowiązuje w Niemczech.
- Dariusz Mioduski ujął mnie też swoją osobowością i tym, jak mówił o Legii – o planach, o przyszłości klubu, o tym, co chciałby osiągnąć. Zrobiło to na mnie duże wrażenie, bo widać, że jego podejście do zarządzania wykracza daleko poza samo prowadzenie klubu piłkarskiego. Działa też w sferze biznesowej i marketingowej, a wszystko, co robi, jest bardzo profesjonalne. Zawsze lubiłem pracować w systemie, w którym ścieżki decyzyjne są krótsze, w którym nie ma tylu komisji i rad, a ktoś naprawdę może szybko podjąć decyzję. To właśnie mamy tutaj – i to ogromny plus. Na przykład w kwestiach transferowych – ten sposób działania to wielka zaleta. W Niemczech to wygląda inaczej: wiele osób ma coś do powiedzenia, wszyscy pytają „dlaczego?”, „po co?”, „czy na pewno?”. To trwa dłużej, kosztuje więcej i wymaga dużo energii. Tutaj decyzje zapadają szybciej i bardziej konkretnie – i to mi się bardzo podoba.
- W Legii w ostatnich latach były zmiany - także w pionie sportowym. Teraz jednak klub obrał inny kierunek. Chodzi o to, żeby wreszcie wprowadzić pewną stabilność i działać według jasnej koncepcji, co dokładnie chcemy osiągnąć. Tę wizję poznałem dzięki Dariuszowi Mioduskiemu. Kiedy analizowałem drużynę, przedstawiałem mu wszystko, co widziałem, bez owijania w bawełnę – mówiłem szczerze o swoich obserwacjach i wnioskach. Jestem głęboko przekonany, że nie tylko Legia, ale też cała Ekstraklasa ma potencjał, żeby się rozwijać. Po kilku miesiącach pracy tutaj widzę, że liga naprawdę może pójść do przodu. Wiele rzeczy jest zrobionych bardzo dobrze – trzeba tylko dalej budować solidne fundamenty i stopniowo rozwijać się jako organizacja. Polska ma nowoczesne stadiony, świetną infrastrukturę, a poziom sportowy jest znacznie wyższy, niż przypuszczałem przed przyjazdem. Ekstraklasa się rozwija i powtarzam to w Niemczech czy w Anglii: to bardzo interesująca liga, świetna platforma do rozwoju zawodników. Dzięki temu, że można ich później sprzedać z zyskiem, pojawia się dodatkowy budżet, który pozwala klubom inwestować dalej. To jest właściwy kierunek.
- Musimy dojść do momentu, w którym granie co trzy dni jest dla nas czymś normalnym, a nie wyjątkowym wydarzeniem. Bo tylko wtedy klub naprawdę się rozwija i jest gotowy, by być na najwyższym poziomie przez cały sezon. Kto w tym czasie zdobywał mistrzostwo Polski? Zawsze drużyny, które nie grały w europejskich pucharach. To znaczy, że musimy znaleźć sposób, jak połączyć grę w Europie z walką o mistrzostwo. To jest kluczowe wyzwanie. Żeby to osiągnąć, trzeba mieć większe wymagania wobec siebie i wyższą jakość w kadrze. Kiedy patrzę dziś na zespół – nie tylko na nazwiska, ale na faktyczną jakość piłkarzy – to mogę powiedzieć jasno: mamy teraz 16–17 zawodników na poziomie, jakiego w poprzednim sezonie po prostu nie było.
O transferach
- Zawsze powtarzam: sprzedać zawodnika to nie problem – jeśli ktoś odejdzie, świat się nie zawali. Trudność zaczyna się wtedy, gdy trzeba pozyskać nowych piłkarzy, w momencie, gdy zespół już gra, a presja wyników jest ogromna – zwłaszcza w Legii. Nowi gracze potrzebują czasu na adaptację – muszą wejść w rytm drużyny, dojść do formy fizycznej, której często jeszcze nie mają, bo nie uczestniczyli w pełnym okresie przygotowawczym. A w tym samym czasie trzeba wygrywać i dostarczać wyniki. To naprawdę trudne i mam do tego wielki szacunek.
- Jan Ziółkowski spędził tu pół roku jako podstawowy zawodnik, a teraz gra w Romie. Widziałem jego debiut w Serie A w ostatni weekend – cieszyłem się razem z nim.
Ale z mojego punktu widzenia poszedł za wcześnie. Mówiłem mu to osobiście – że powinien zostać jeszcze rok. Ale chciał za wszelką cenę spróbować, więc to zrozumiałe. Z perspektywy klubu to był dobry transfer finansowo, ale sportowo żałowałem, że go tracimy. To jednak pokazuje coś ważnego – coraz więcej rynków patrzy na polską ligę. Widzimy, że tu rozwijają się nie tylko Polacy, ale też obcokrajowcy.
- Weźmy choćby przykład Noaha Weisshaupta z Freiburga. On i jego agenci zrobili dokładny research, rozważali, jaki byłby dla niego następny krok. Freiburg miał wielu zawodników, więc zgodził się na jego odejście. Weishaupt świetnie prezentował się na wypożyczeniu w St. Pauli, ale wciąż ma potencjał, by się rozwijać. Porozmawialiśmy, ustaliliśmy warunki – powiedziałem: jeśli możemy go mieć, to działajmy. Bo nawet jeśli nie zostanie tu na długo, to jego pobyt może przynieść Legii sukces sportowy, a potem można go sprzedać dalej z zyskiem. To jest normalny cykl. Takie transfery jak Weisshaupta czy Maxi Oyedelle to dla nas realna korzyść i rozwój. Najważniejsze jednak, żebyśmy zawsze byli przygotowani na odejścia – żeby wiedzieć, kto przyjdzie następny. Czy to zawodnik z naszej akademii, czy z rynku krajowego, czy dopiero z zagranicy – taka jest moja hierarchia transferów:
1️⃣ najpierw akademia,
2️⃣ potem polscy piłkarze,
3️⃣ dopiero na końcu zagraniczni zawodnicy.
- Młody zawodnik musi przede wszystkim grać jak najwięcej meczów – mieć „minuty w nogach”. Dopiero wtedy jest gotowy, by pójść dalej – do lepszego klubu, gdzie od razu stanie się częścią pierwszej jedenastki. Wielu zawodników odchodzi zbyt wcześnie. My często mówimy tylko o tych, którym się udało – ale nie wspominamy o znacznie większej liczbie tych, którzy nie dali rady. A jest ich naprawdę dużo. Nikt nie rodzi się gotowy – widać talent, ale dojście do wysokiej jakości wymaga cierpliwości. I my musimy ten czas zawodnikom dawać. Rajović, Weisshaupt czy Krasniqi – oni też potrzebują okresu adaptacji. Oczywiście presja wyników jest ogromna – kibice jej nie muszą tworzyć, bo my sami czujemy ją wystarczająco mocno. W Legii nie ma miejsca na stagnację – remis to nie jest wynik, który satysfakcjonuje. I właśnie to podejście chcę tu zaszczepić: mentalność zwyciężania. Jeśli zespół myśli w tych kategoriach i działa z takim nastawieniem, to znaczy, że jest na właściwej drodze. Jeśli jesteś w Legii, musisz wygrywać – koniec i kropka.
To musi być w głowach zawodników. Mówiłem to każdemu piłkarzowi zanim podpisał kontrakt: „Tu liczy się tylko mistrzostwo. Nic innego.”
- Kacper Urbański ma w sobie cechy, które przypominają mi takich graczy jak Marco Reus czy Mario Götze. Ma ten sam błysk, przyspieszenie, technikę, zdolność minięcia rywala w pojedynku jeden na jeden, jakby to było coś zupełnie naturalnego. To wyjątkowa cecha. Oczywiście, musi jeszcze popracować nad efektywnością – nad decyzjami pod bramką, nad kończeniem akcji, nad ostatnim podaniem. Ale to przychodzi z czasem i z doświadczeniem. Tutaj, w Legii, może zrobić ogromny krok naprzód, jeśli tylko zainwestuje w siebie. Musi też trochę popracować nad fizycznością, być jeszcze silniejszy, bardziej wytrzymały. To normalne w jego wieku – ma dopiero 20 lat. Kacper ma ogromny potencjał, ale talent sam w sobie nie wystarczy. On musi inwestować w siebie i w drużynę, ciężko pracować każdego dnia. Tylko wtedy przyjdzie rozwój.
- W Polsce czasem czuć jeszcze trochę ostrożności i lęku. Często słyszę: „Można? Nie można? A jeśli się nie uda?” Taka mentalność niczego nie daje. Trzeba być pewnym swoich decyzji i mieć przekonanie, że to, co robisz, ma sens. Przy każdym naszym transferze byliśmy w stu procentach przekonani, że dany zawodnik pomoże drużynie. Każdy z nich był przemyślanym ruchem.
- Szatnia musi mieć ludzi, którzy rozumieją klub i jego DNA. Weźmy choćby Artura Jędrzejczyka – to legenda, wciąż lider, człowiek, którego głos się liczy. Nie będzie grał wiecznie, wiadomo – ale jego obecność w drużynie jest bezcenna. Tacy zawodnicy tworzą kulturę zwyciężania, są punktem odniesienia dla młodszych. I musimy już teraz myśleć o jego następcach – o nowych liderach. Bartosz Kapustka to wzór profesjonalizmu – w każdym meczu biega po 11–12 kilometrów, zawsze daje z siebie maksimum. To bardzo sumienny, inteligentny zawodnik i świetna osobowość w drużynie.
O Michale Żewłakowie
- Szybko się okazało, że mamy podobną wizję futbolu, choć różnimy się charakterem i doświadczeniem – co uważam za plus. Michał świetnie zna polski rynek i realia Ekstraklasy, ma bardzo głęboką wiedzę o tutejszym futbolu. Ja z kolei znam międzynarodowy rynek, mam większe doświadczenie w pracy na poziomie wykonawczym i zarządczym – w klubach, federacjach, strukturach UEFA. Połączenie tych dwóch perspektyw daje naprawdę mocny efekt – jeśli nie ma egoizmu. Bo to jest klucz: nie można chcieć być „tym największym”, który wszystko kontroluje. Cieszę się, że mogę współpracować z Michałem, bo naprawdę dobrze się uzupełniamy. On jest bardziej emocjonalny, ja raczej spokojny i analityczny – ale właśnie to tworzy dobrą równowagę.
- Przyszli Polacy - Piątkowski, Szymański, Urbański, Reca. To byłą nasza wspólna praca. Przy każdym transferze analizujemy, kto najlepiej pasuje do naszej wizji. W przypadku Arkadiusza Recy, na przykład, prowadziłem rozmowy z zagranicznymi klubami, korzystając z mojej sieci kontaktów – to moja mocna strona. Ale oczywiście Michał również jest bardzo zaangażowany – on zna polskich piłkarzy i realia tego rynku lepiej ode mnie. Obaj mamy jednak tę samą filozofię: chcemy w Legii najlepszych polskich zawodników, piłkarzy z jakością, często takich, którzy grali za granicą, ale nadal mają 25–26 lat i są w świetnym wieku, by jeszcze raz coś wygrać – zdobyć mistrzostwo, wrócić do kraju i odżyć sportowo.
- Po ostatnim oknie transferowym budżet płacowy wzrósł, ale to świadoma inwestycja. Z drugiej strony – transferowo osiągnęliśmy zysk. Zarobiliśmy 17 milionów euro, wydaliśmy około 6 milionów. To bardzo zdrowa proporcja. Ozywiście, jeśli podnosi się jakość drużyny, rosną też koszty wynagrodzeń – to naturalne. To trochę jak błędne koło – chcesz sukcesu, potrzebujesz jakości, a więc inwestujesz w zawodników. Chcesz grać na trzech frontach – w lidze, pucharze i Europie – to musisz podjąć pewne ryzyko. Ale różnica polega na tym, że teraz kupujemy zawodników z realną wartością rynkową. Jeśli w przyszłym lecie mielibyśmy kogoś sprzedać, to będą to już zupełnie inne kwoty, większe wartości. Zawodnicy mają potencjał, rozwijają się, a ich rynkowa wartość rośnie. Tylko że ja nie chcę tych zawodników sprzedawać. Naszym celem jest awans do Ligi Mistrzów – i to jest najważniejsze. Tego chce każdy w klubie. Chcemy tam być, nie tylko o tym marzyć. Jeśli poprawimy współczynnik UEFA, ten cel stanie się realny.
O swojej roli
- Rynek jest dziś globalny, możliwości ogromne. Dlatego strukturę, scouting i procesy trzeba mieć doskonale poukładane. To właśnie jest częścią mojej roli jako Head of Football Development – przejść przez wszystkie piony klubu, przyjrzeć się, jak funkcjonują poszczególne działy, od akademii po pierwszy zespół. Teraz, między oknami transferowymi, mam więcej czasu, żeby się na tym skupić. Chcę, żebyśmy rozwijali akademię, poprawiali organizację i efektywność pracy, zwłaszcza w przygotowywaniu młodych piłkarzy do przejścia do pierwszej drużyny. To wcale nie jest łatwe.
- Jeśli chcesz grać w pierwszej drużynie Legii, musisz być albo w pełni gotowy, albo wyjątkowym talentem. To nie dzieje się samo z siebie – z akademii nie da się przenieść pięciu świetnych zawodników naraz. Zazwyczaj udaje się wprowadzić jednego, może dwóch – i to już sukces. Ale musimy wyznaczyć im jasną ścieżkę – krok po kroku.
I co równie ważne – potrzebujemy stabilności. Zbyt częste zmiany na kluczowych stanowiskach – w pionie sportowym czy w sztabie trenerskim – niszczą ciągłość i strategię klubu. A bez stabilności nie da się zbudować niczego trwałego. Czasem trzeba przejść przez trudny okres, przetrwać kilka burz, nie poddawać się przy pierwszych problemach. Bo jeśli nie potrafisz przejść przez cięższy moment wspólnie – przegrasz na końcu. A ja chcę, żeby Legia była klubem, który potrafi takie momenty przetrwać razem.
- Musimy mieć zawodników, którzy wiedzą, że czeka ich 50, a może i więcej meczów w sezonie. W zeszłym roku Legia rozegrała ich 55. W tym sezonie, na koniec września, mieliśmy już 18 meczów rozegranych – a przecież to dopiero połowa rundy!
- Hierarchia w klubie powinna opierać się na polskich piłkarzach. Od pierwszego dnia mówiłem o tym Dariuszowi Mioduskiemu: „Nie chodzi o to, żebyśmy wykorzystywali moje zagraniczne kontakty – Legia musi być klubem, w którym polscy zawodnicy odgrywają główną rolę.” Dlatego tak ważny jest dla mnie Michał, bo on zna polski rynek i piłkarzy znacznie lepiej. Kiedy rozmawialiśmy o Kamilu Piątkowskim, wiedziałem, że to właściwy kierunek – znałem jego wcześniejszy transfer do Salzburga, współpracowałem przy tym z Rouvenem Schröderem. Cieszę się, że udało nam się ściągnąć takich zawodników z powrotem do Ekstraklasy – w dobrym wieku, z doświadczeniem, ale wciąż z potencjałem rozwoju. Uważam, że Legia jako wizytówka polskiego futbolu nie może grać jedenastką złożoną z samych obcokrajowców. Nie możesz mieć w składzie Kacpra Tobiasza w bramce i dziesięciu obcokrajowców w polu. To nie wizerunek, jaki przystoi klubowi ze stolicy kraju. Legia reprezentuje Warszawę, reprezentuje Polskę – to zobowiązuje. Dla mnie to absolutna oczywistość. Albo stawiasz na młodych Polaków i rozwijasz ich, albo tworzysz system, w którym polscy zawodnicy mają realną szansę na grę i rozwój. To powinno być strategiczne podejście, a nie przypadek.
- Mamy inny system pracy medycznej niż większość klubów. Nie chodzi tylko o badania lekarskie – my analizujemy słabe punkty zawodników, pracujemy nad nimi i zmieniamy je w mocne strony. To zasługa naszego Head of Performance, Bartosza Bibrovicia – świetnego specjalisty, który prowadzi ten dział. Mamy doskonałych lekarzy, fizjoterapeutów i trenerów przygotowania fizycznego. To jedna z rzeczy, które najbardziej lubię w Legii – ta struktura jest naprawdę profesjonalna. Kiedy widzę, jak nasi ludzie pomagają zawodnikom wracać do pełni sił, nabierać mocy – to robi ogromne wrażenie. Arkadiusz Reca to świetny przykład. Wiedzieliśmy, że miał wcześniej urazy, ale byliśmy pewni, że sobie z tym poradzimy. Daliśmy mu czas – i dziś to zupełnie inny zawodnik. Dwa miesiące temu był na innym etapie, a teraz to maszyna na lewej stronie – szybki, silny, ambitny, z ogromnym sercem do pracy. Jestem pewien, że kiedy osiągnie pełnię formy, będzie jednym z najważniejszych graczy Legii. To zawodnik z mentalnością, jakiej potrzebujemy.
O kibicach
- Absolutnie Ultrasi nie są problemem. W Niemczech nigdy nie byłem wielkim fanem ruchu ultras – ale nie chodzi o samych kibiców, tylko o system, który tam funkcjonuje. Protesty, transparenty – to wszystko rozumiem. Dla mnie jednak zawsze najważniejsze jest jedno: klub jest ponad wszystkim. Nikt nie może być większy niż klub – ani ultras, ani ja, ani prezes. Klub istniał wcześniej i będzie istniał dalej, niezależnie od ludzi, którzy przez niego przechodzą. To jest zasada, której nigdy nie wolno zapominać. Dlatego uważam, że zawsze trzeba zachować pewne granice – nie przekraczać linii, które mogą zaszkodzić drużynie. Oczywiście, czasem mamy różne opinie – to normalne.
O Nsame
- Obserwowałem go jeszcze, gdy był wypożyczony do St. Gallen – i szczerze mówiąc, wtedy nie wyglądało to dobrze. Miał trudny okres, ciężko znosił przygotowania i nie był w najlepszej formie. Na początku naprawdę się męczył. Ale w rozmowach z nim zawsze widziałem pokorę i determinację. To napastnik, który już trochę przeszedł w karierze – wielu ludzi zdążyło go skreślić, przypiąć mu etykietkę, że „to już nie ten sam zawodnik”. Za kadencji Gonçalo Feio miał bardzo ciężki czas w Legii. Ale każdy napastnik potrzebuje zaufania i pewności siebie – wiem to najlepiej z własnego doświadczenia. My daliśmy mu pełny szacunek – powiedzieliśmy jasno: „Masz kontrakt, twoja szansa przyjdzie, ale musisz ją wykorzystać”. I on ciężko pracował. Na początku było bardzo trudno – naprawdę miałem momenty, w których myślałem, że to się nie uda. Był piątym napastnikiem w hierarchii. Ale gdy w końcu dostał szansę, był gotowy. Był w znakomitej formie, strzelił sześć goli – pięć w eliminacjach i jedno w lidze. W kilku meczach dosłownie ratował nam skórę. Trener Iordănescu był z niego bardzo zadowolony. Dzięki temu Mileta mógł spokojnie się wdrożyć, poznać zespół i przygotować fizycznie. To było dla nas kluczowe – bo DzejPi dawał jakość, doświadczenie i był fantastycznym człowiekiem. Pomagał młodszym zawodnikom, wspierał ich. Teraz my pomożemy jemu – spokojnie, bez pośpiechu.
Porozmawiamy przy kawie, przy herbacie. On jest w dobrym nastroju, dobrze znosi rehabilitację, myśli pozytywnie. To naprawdę wzór profesjonalisty i lidera w szatni.
O Rajoviciu
- W Polsce trudno znaleźć środkowego napastnika z odpowiednim profilem. Takiego, który jest silny, dobrze zbudowany, potrafi walczyć z dwoma obrońcami, ciężko pracuje dla zespołu i jeszcze strzela bramki. Takich piłkarzy jest bardzo mało. A ci, którzy są, kosztują fortunę. Mileta to zawodnik z dużą kulturą gry, który potrafi też rozegrać akcję. Oglądaliśmy go wielokrotnie, analizowaliśmy, rozmawialiśmy z ludźmi, którzy go znają. Widzieliśmy w nim duży potencjał – a ma dopiero 25 lat, więc najlepsze jeszcze przed nim. To zawodnik, który bardzo dużo daje drużynie – często nie tylko golami, ale pracą dla zespołu. Czasem jest kluczowy przy ostatnim lub przedostatnim podaniu, czasem po prostu robi miejsce innym. Mileta jeszcze się aklimatyzuje, potrzebuje czasu, żeby w pełni się wpasować w drużynę i ligę. Ale wierzę, że jak już złapie rytm, to będzie bardzo ważnym zawodnikiem. Mam nadzieję, że zostanie zdrowy, bo ma ogromny potencjał. A jeśli zacznie regularnie strzelać gole dla Legii – to ja będę szczęśliwy. Choć nie wykluczam, że w przyszłości może zrobić jeszcze jeden krok w górę w swojej karierze.

Newcastle rozgląda się za następcą Tonalego. Kogo chce?

Bayern czai się na pomocnika Barcelony

Prezes Besiktasu grozi interwencją FIFA

Florentino Perez pod ścianą. Real Madryt potrzebuje transferu już...

Piłkarz Realu Madryt walczy o powrót do kadry Argentyny mimo problemów...

Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.