News: Jarosław Niezgoda: Każdy mecz jest małym finałem

Jarosław Niezgoda: Każdy mecz jest małym finałem

Marcin Szymczyk

Źródło: Legia.Net

26.04.2018 11:20

(akt. 02.12.2018 11:29)

Napastnik Legii, Jarosław Niezgoda, jest najlepszym strzelcem zespołu. Na razie to 12 bramek, ale za każdą kolejną ma obiecany bonus. Z graczem Legii rozmawiamy o sytuacji w lidze, jego kontrakcie, planach na przyszłość, zmianie trenera i pierwszej czerwonej kartce w życiu. - Dobrze, że powtórki telewizyjne wykazały jednak, że nie symulowałem. Nie chcę mieć przypiętej łatki symulanta, osoby próbującej oszukać sędziego, bo taki nie jestem - mówi wprost Niezgoda.

Kapitan zespołu Miroslav Radović kiedyś coś ci obiecał – że jak strzelisz 12 goli to dostaniesz prezent. Już go otrzymałeś?


- Nie jeszcze nie. Ale już się przypominałem (śmiech). Powiedział, że pamięta, ale bym się teraz nie interesował. Ale zapewnił, że każda bramka więcej, to będzie coś ekstra. Nie wiem więc, co to będzie, to dla mnie też tajemnica. Założył się z jakimś trenerem, wierzył we mnie, że dam sobie radę. Wtedy nie miałem jeszcze na koncie żadnej bramki, żadnego występu w Ekstraklasie.


Te bramki, twoja skuteczność mają być wkrótce docenione przez włodarzy klubu, którzy mają przedstawić ci nowy kontrakt.

- Rozmawiamy z klubem, w mediach już pojawiły się różne informacje na ten temat. Myślę, że niedługo ten nowy kontrakt zostanie zawarty, ale poczekajmy jeszcze na pozytywny finał.


Czyli zostaniesz w Legii na dłużej? Jaki jest twój plan na karierę? Twoja ścieżka rozwoju?

- Wszystko wskazuje na to, że niedługo podpiszemy umowę, ale dopóki podpisy nie zostaną złożone, nie ma sensu się nad tym rozwodzić. Mój wymarzony scenariusz, to gra z Legią w europejskich pucharach i dopiero później silniejsza zachodnia liga. Nie ma co planować, zobaczymy, co przyniesie życie. Wymarzony kierunek? Może Niemcy, Francja lub Włochy.


A nie Anglia? To wydaje się marzeniem większości polskich graczy.


- Tutaj jest 50 procent szans. Ja chcę, oni na razie nie (śmiech). To trudny kierunek dla mnie, duża intensywność, wiele się biega.


A uczysz się już języków?


- Uczę się angielskiego, może nie jest idealnie, ale dogadam się. Mój angielski jest komunikatywny.


W nową umowę ma być wpisana kwota odstępnego na poziomie 10-12 mln euro. Myślisz, że ktoś w najbliższym czasie zapłaci takie pieniądze za gracza z polskiej ligi?


- Jeśli przyjdzie ciekawa oferta dla mnie i klubu to z pewnością będzie rozpatrywana. Nawet, jeśli oferowana kwota transferowa będzie mniejsza. Ja nie mam już 17 czy 18 lat, tylko 23 lata. Nie jestem już bardzo młody. Każdy by chciał, by te sumy były coraz większe. Jak na europejski rynek, to mało się płaci za polskich piłkarzy. Największe talenty czy gwiazdy, odchodzą za relatywnie niewielkie kwoty. Trener Jozak lubi porównywać rynki polski i chorwacki. Tam młodzi piłkarze odchodzą do innych klubów za dużo większe pieniądze.


Zadowolony jesteś z tych swoich liczb? 12 goli, sporo z nich dało punkty Legii.


- Na pewno mogłem wykręcić lepsze liczby, sytuacji nie brakowało. Ale biorąc pod uwagę fakt, że przed sezonem mało kto dawał mi szansę na to, że będę numerem jeden, to nie jest źle, nie ma się czego wstydzić.


W tabeli ligowej jest ciasno. Straciliście wcześniej sporo punktów i teraz jesteście jak saper na polu minowym. Jeden słabszy mecz, a marzenie o mistrzostwie pryśnie jak bańka mydlana. Jak się z tym czujecie?


- Faktycznie jedenaście porażek to bardzo dużo, za dużo. Ale wciąż liczymy się w walce o tytuł. Przed ostatnią kolejką faktycznie mogliśmy się tak poczuć. Przed naszym meczem swoje spotkania wygrały Jagiellonia i Lech. Musieliśmy zwyciężyć w Krakowie by bardzo nie utrudnić sobie sytuacji. Na szczęście ta presja nie plącze nam nóg. Mamy wielu graczy, którym świadomość faktu, że każdy mecz jest małym finałem, bardzo pomaga.


Ty pierwszy raz grasz o mistrzostwo Polski. Rok temu walczyłeś z Ruchem o utrzymanie. Presja też więc jednak była. Gdzie jest większa? Da się to porównać?


- Tak, była presja. W pewnym momencie zmienił się trener, a od odejścia Waldemara Fornalika mało strzelałem i mało grałem. Ale mimo wszystko, większa presja jest w Warszawie, przy walce o mistrzowski tytuł. A już na pewno gra w każdym spotkaniu o zwycięstwo jest znacznie bardziej przyjemna.


W pewnym momencie już wiele osób zaczęło wątpić, czy będziecie w stanie do końca walczyć o mistrzostwo. Z tego też powodu doszło do zmiany trenera. Co zdołał w krótkim czasie zmienić Dean Klafurić, że na boisku widać większe zaangażowanie i pomysł na grę?


- Dużej zmiany w treningach nie było, bo nie mogło być. Na pierwszej odprawie trener powiedział nam zresztą, że nie będzie robił rewolucji, zamierza kontynuować to, co było. Zmiana zauważalna, to więcej rozmów z piłkarzami, bardziej indywidualne podejście. To bardzo ciekawa osobowość. Trener jest konkretny, ale też lubi żartować. Odprawy są więc bardzo interesujące. A na boisku to trudno powiedzieć po dwóch meczach o zmianach. Mam nadzieję, że widać coś pozytywnego i będą to zmiany trwałe. W kolejnych meczach trzeba potwierdzić, że nie wrócimy do tej słabszej Legii.


Kiedy z Legii odchodził trener Besnik Hasi, to wejście do szatni Jacka Magiery było porównywane do otwarcia okna w zadymionym pokoju. A jak było teraz z odejściem Romeo Jozaka?


- Hmm… pomidor  (śmiech).


Przed wami sześć meczów, każdy niezwykle ważny. Pięć w lidze, i finał Pucharu Polski. Jak się do tego przygotowujecie mentalnie?


- Może to banał, ale tak jest. Każdy mecz jest dla nas finałem, w którym nie mamy prawa się potknąć, koncentracja i zaangażowanie muszą być na najwyższym poziomie. Jesteśmy na styku z Lechem i Jagiellonią. Goni nas Wisła Płock, ale wydaje mi się, że nie powinna już do nas doskoczyć. Chciałbym abyśmy mistrzostwo zdobyli przed ostatnim starciem w Poznaniu. Wierzę, że jest to możliwe. Kolejne cztery zwycięstwa mogą do tego doprowadzić i wtedy mecz z Poznaniu byłby formalnością.


W spotkaniu z Wisłą dostałeś pierwszą czerwoną kartkę w życiu. Bardzo cię to zabolało, zapiekło?

- Tak, to pierwsza czerwona kartka w życiu, ja nawet tych żółtych dość mało dostaję. Wiedziałem, że był faul, poczułem kontakt. Najpierw się zdziwiłem, ale po chwili sędzia powiedział bym poczekał i konsultował się przez słuchawkę z kimś. Wydawało mi się więc, że zaraz decyzja zostanie odwołana, zmieniona, że to Marcin Wasilewski otrzyma czerwoną kartkę. Tak się nie stało. Dobrze, że powtórki wykazały jednak, że nie symulowałem. Nie chcę mieć przypiętej łatki symulanta, osoby próbującej oszukać sędziego, bo taki nie jestem.


Masz opinię zawodnika meczowego. Na treningu taki niepozorny, nieco zagubiony, a w meczu kiler.


- (śmiech). Nie wiem kto takie rzeczy mówi, ale być może tak jest. Jeśli tak, to lepiej, że nie odwrotnie. Jest wielu graczy, którzy super wyglądają na treningach, a później mają problem by to pokazać w meczu o stawkę, bo palą się psychicznie. Jeśli miałbym więc wybierać, to wolę być meczowy niż treningowy. Ale nie wiem kto ci taką opinię przekazał, mi nikt takich rzeczy nie mówił (śmiech).


Masz też opinię cichego, skromnego, mało przebojowego, a jak do ekstraklasy wszedłeś z dużym przytupem. Obecnie jest tak, że gra Niezgoda, nawet jeśli zdrowy jest Eduardo da Silva.


- Poza boiskiem taki mam styl bycia i stąd pewnie takie opinie. Na treningach też za wiele się nie odzywam, ale mam swoje zadania do zrobienia i na tym się skupiam. Od przemów i motywowania w drużynie są inni, bardziej doświadczeni.


Mówi się, że Legia zmienia ludzi. Ciebie zmieniła?


- Wydaje mi się, że stałem się bardziej pewny siebie. Nabrałem obycia w kontakcie mediami. Ta cała otoczka nie robi już na mnie takiego wrażenia. Gdy widzę stadion większy niż w Puławach i więcej ludzi na trybunach, to mnie to raczej nakręca i motywuje.


Co jakiś czas do tego swojego wachlarza możliwości dodajesz jakiś atut. To czego nauczył cię Romeo Jozak, co poprawiłeś przez ten czas?


- Cały czas coś staram się poprawiać, bo jestem świadomy tego, że mam co poprawiać. Trener Jozak nauczył mnie właściwego poruszania po boisku. Miałem wcześniej z tym kłopoty, ze znalezieniem się w sytuacji strzeleckiej – trwało to kilka meczów. Tłumaczył mi, że po odbiorze powinienem wykorzystywać to, co mam najlepsze. Ruszyć się, zająć pozycję, czekać na prostopadłe piłki i zasuwać do przodu.


Zagracie w finale Pucharu Polski na Stadionie Narodowym. Pierwsze skojarzenie z tym obiektem?


- Zielona murawa (śmiech).


Myślałem, że powiesz reprezentacja Polski. Łudzisz się jeszcze, że rzutem na taśmę załapiesz się na Mundial w Rosji?


- Nie. Myślę, że trener Adam Nawałka postawi na sprawdzone karty. Ten temat powołania trzeba przełożyć na Euro 2020. Gdybym był powoływany na wcześniejsze zgrupowania, to mógłbym o tym myśleć, a tak chyba nie ma sensu.

Polecamy

Komentarze (18)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.