Wnioski, spostrzeżenia
fot. Marcin Szymczyk

Kilka spostrzeżeń po meczu z Widzewem - Było więcej energii i chęci do gry

Redaktor Marcin Szymczyk

Marcin Szymczyk

Źródło: Legia.Net

04.11.2025 13:35

(akt. 04.11.2025 16:26)

Piłkarze Legii Warszawa pojechali do Łodzi na mecz z Widzewem po trzy punkty, ale wrócili z jednym. Potrafili jednak doprowadzić do remisu, walczyli o zwycięstwo. Czas na kilka pomeczowych spostrzeżeń.

Więcej energii – Patrząc na skład Legii zmian było niewiele w porównaniu do tego, co serwował nam trener Edward Iordanescu. Rzucała się w oczy obecność Radovana Pankova, który u Rumuna był głównie graczem rezerwowym. Teraz - mimo, że Kamil Piątkowski był zdrowy, Serb wyszedł w podstawowym składzie i był szefem całej defensywy, grał bardzo wysoko, rozgrywał piłkę, włączał się do akcji ofensywnych, miał szansę na gola. Ale widoczne było też coś innego – w zespole było zdecydowanie więcej energii. Już w 2. minucie, gdy Julian Shehu odepchnął rękami Kacpra Chodynę, podbiegł do niego Bartosz Kapustka, a za nim niemal cała drużyna. To spora odmiana – w poprzednich kolejkach, choć faulowani niemiłosiernie byli Juergen Elitim czy Ruben Vinagre, to wszyscy przechodzili nad tym do porządku dziennego. W Łodzi widzieliśmy zespół, zasadę jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. Legioniści atakowali większą liczbą zawodników, szybciej przechodzili do ataku po przejęciu futbolówki. Zamykali przeciwnika w pobliżu pola karnego, rozgrywali piłkę już na 20. metrze od bramki rywala. Oczywiście wiązało się to z ryzykiem – w przypadku straty futbolówki gospodarze ruszali z błyskawiczną kontrą. Dobrze wyglądała współpraca na prawej stronie Pawła Wszołka z Kacprem Chodyną, a później z Ermalem Krasniqi. Brakowało pomysłu na rozerwanie szyków obronnych Widzewa i kończyło się zwykle wieloma dośrodkowaniami w pole karne, które nie docierały do adresata. Zawodziła też skuteczność – sytuacje były, ale albo były marnowane, albo piłka była blokowana przez obrońców. Cieszy, że mimo iż zespól przegrywał, to wyrównał i dążył do wygranej. Nie udało się sięgnąć po trzy punkty, ale doceniamy zmiany w mentalności, jakie dostrzegliśmy. To sporo, jak na jeden trening z nowym szkoleniowcem, Inakim Astizem. 

Napastnik unikający kontaktu z piłką – Długo staraliśmy się nie krytykować Milety Rajovicia, ale spotkanie w Łodzi było w jego wykonaniu tak spektakularne, że w końcu nam się ulało. To jest coś niesamowitego, że można być na boisku przez 72 minuty i mieć raptem 10 kontaktów z piłką – średnio 1 na 10 minut gry, z czego przynajmniej 2 z nich są lekko naciągane – Duńczyk wyskakiwał do piłki w środku pola, a ta musnęła jego czuprynę. Jeden z tych kontaktów miał miejsce wtedy, gdy stanął na drodze strzału Rafała Augustyniaka i piłka trafiła go w plecy. Napisać, że unikał gry, chował się za plecami kolegów, to nic nie napisać. Na 10 kontaktów z piłką, tylko trzy były udane. Oddał jeden strzał na bramkę, gdy było zamieszanie w polu karnym - przed nim strzelal Wojciech Urbański, jego uderzenie zablokował ofiarnym wślizgiem Mateusz Żyro. W ciągu 72 minut na boisku wykonał 4 podania, 2 z nich dotarły do adresata. Stoczył 4 pojedynki z rywalami, wygrał tylko 1 z nich. Stracił posiadanie piłki 5 razy, 1 raz futbolówkę odebrał. Kompletnie nie rozumiał się z kolegami. W drugiej połowie Paweł Wszołek pomknął z piłką do linii końcowej, podniósł głowę, spojrzał, gdzie ustawiony był Rajović i tam posłał piłkę, ale Mileta z tego miejsca już zdołał się oddalić i w efekcie podanie nie trafiło do adresata. Nie wiemy co się dzieje z Rajoviciem, ale z pewnością nie jest to nic dobrego. W tym sezonie ma na koncie 5 goli, ale ostatni raz trafił do siatki w ligowym starciu z Pogonią Szczecin z rzutu karnego, a wcześniej z Radomiakiem Radom gdy z piłką minął się bramkarz i trafił do pustej bramki. W ostatnich tygodniach razi nieporadnością. Nie zdziwimy się, jeśli w meczach z NK Celje i Bruk-Betem usiądzie na ławce rezerwowych, a mecz rozpocznie Antonio Colak. Na razie Duńczyk nawet nie zbliża się do Marca Guala, który przecież był niesamowicie krytykowany. Od początku było wiadomo, że to napastnik, który potrzebuje dobrego serwisu, wielu podań w pole karne. Ale gdy ich nie ma, to oczekiwalibyśmy jednak od zawodowego piłkarza, że będzie szukał gry, próbował czegoś by jednak mieć futbolówkę przy nodze. Samo przebywanie na murawie to zdecydowanie za mało. 

Przemiana Krasniqiego – Bardzo dobrą zmianę dał Ermal Krasniqi. Trener Edward Iordanescu zwykle wystawiał go z lewej strony boiska, teraz pojawił się po prawej. Wyrównał stan meczu przekładając rywala w polu karnym i precyzyjnie uderzając lewą nogą w górny róg bramki. Ale poza golem, miał wiele innych dobrych zagrań, dokonywał słusznych wyborów na boisku, wywalczył trzy rzuty rożne, był sporym problemem dla defensywy rywali. Przez 31 minut na boisku miał 42 kontakty z piłką, w tym 29 udanych. Poza bramką oddał jeszcze jeden celny strzał, ale zablokowany przez rywala w polu karnym. Podawał 25 razy z czego 20 podań dotarło do adresata, czyli 80 procent. Miał 2 długie podania, oba celne. Dryblował aż 11 razy w tym 7 razy udanie. Wygrał 8 z 12 pojedynków z rywalami. 4 razy odbierał piłkę przeciwnikowi, a tym aż 3 razy na połowie przeciwnika. Stwarzał zagrożenie, był wartością dodaną dla zespołu, wydatnie pomógł w wywiezieniu jednego punktu z Łodzi. Był to z pewnością najlepszy występ reprezentanta Kosowa w barwach Legii. Oby tak dalej i częściej. Tym bardziej, że błyskotliwych skrzydłowych ostatnio bardzo brakowało. 

Sytuacje były, ale… - Legia w pierwszej połowie była zespołem lepszym. Legioniści grali czujnie w defensywie, dość agresywnie i nie pozwolili na wiele rywalom. W 18. minucie na bramkę strzelał Rafał Augustyniak, ale piłkę w polu karnym zablokował jeden z obrońców i efektem był tylko rzut rożny. Trzy minut później ponownie strzelał „August” ale na drodze piłki tym razem stanął Mileta Rajović. Kolejne dobra akcja rozpoczęła się od strzału zza pola karnego Kacpra Urbańskiego, a zakończyła się strzałem Radovana Pankova. Piłkę w ostatniej chwili wybił na rzut rożny jeden z obrońców. Potem Stelios Andreou był bliski strzelenia gola samobójczego, co również było efektem akcji „Wojskowych” i dogrania w pole karne Pawła Wszołka. Jeszcze przed przerwą uderzał Bartosz Kapustka – mocno, ale wprost w bramkarza. Gospodarze w tym czasie ani razu poważnie nie zagrozili bramce Kacpra Tobiasza. Dopiero po przerwie, w 54 minucie miała miejsce pierwsza groźna akcja Widzewa – po stracie piłki na 30 metrze przez Kacpra Chodynę, z kontrą ruszył Mariusz Fornalczyk, dograł do Frana Alvareza, którego świetnym powrotem powstrzymał Kacper Urbański. Ta sytuacja nakręciła gospodarzy, dwie minuty później po dobrym rozegraniu rzutu wolnego w polu karnym niepilnowany był Fornalczyk, uderzył na bramkę, ale świetnie spisał się „Tobi”. W 59. minucie Szymon Czyż z łatwością wygrywa pojedynek biegowy z Claudem Goncalvesem, ale zamiast strzelać próbuje wyłożyć piłkę Fornalczykowi i w ten sposób marnuje okazję. Dwie minut później Rafał Augustyniak wślizgiem w ostatniej chwili blokuje w polu karnym Juliana Shehu. Gol dla Widzewa jednak wisiał w powietrzu i … gospodarze dostali prezent. Kacper Urbański stracił piłkę w polu karnym i odruchowo złapał rywala za koszulkę. Ten to wykorzystał, przewrócił się i sędzia nie miał innego wyjścia jak podyktować rzut karny. Jedenastkę na gola zamienił precyzyjnym strzał Sebastian Bergier. I od tego momentu to Legia ponownie przejęła inicjatywę, dążyła do wyrównania. Świetną zmianę dał Krasniqi, to on zrobił akcję, po której z pola karnego strzelali kolejno Wojciech Urbański, Mileta Rajović i Kacper Urbański, ale legioniści w tym zamieszaniu nie potrafili umieścić piłki w siatce. W 75. minucie Antonio Colak zgrał piłkę do młodszego z Urbańskich, ale jego strzał został zablokowany. W końcu po akcji Rubena Vinagre do siatki w efektowny sposób trafił Krasniqi. Po wyrównaniu to Legia dążyła do objęcia prowadzenia, cisnęła Widzew. Bartosz Kapustka uderzył jednak ponad bramką, a bardzo dobrzy strzał Vinagre nieznacznie minął bramkę rywala. Trzeba przyznać, że sytuacji Legia miała sporo, ale kolejny raz zawodziła skuteczność. 

Walka o puchary – Drużyna Legii w tym momencie jest na takim etapie, że trzeba się cieszyć z małych rzeczy. Wszyscy powinni skupić się na odbudowaniu formy, ale i odpowiedniej mentalności. Pucharu Polski „Wojskowi” już nie zdobędą, mistrzostwa Polski też raczej nie będzie, ale miejsce w premiowane grą w europejskich pucharach jest bardzo realne. Od czwartego miejsca piłkarzy Legii dzieli pięć punktów, tak naprawdę stratę można zniwelować jeszcze w tym roku. Warunek jest jeden – trzeba zacząć grać i punktować. Szukając pozytywów w meczu w Łodzi trzeba wskazać na dużą chęć do gry, zaangażowanie, wolę walki, na to, że liderem w tym spotkaniu był Pankov, a więc facet z charakterem. Czy na tym uda się coś zbudować? Przekonamy się już w meczach z NK Celje i Bruk Betem. 

Komentarze (210)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.

Uwaga!

Teraz komentarze są ukryte, aby poprawić komfort korzystania z serwisu Legia.Net. Kliknij przycisk „Zobacz komentarze”, aby je wyświetlić i dołączyć do dyskusji.