Michał Kopczyński: Nie chcę być piątym kołem u wozu

Redaktor Piotr Kamieniecki

Piotr Kamieniecki

Źródło: Legia.Net

21.06.2019 11:00

(akt. 26.06.2019 19:07)

- Jeśli będę potrzebny, zostanę, bo gra w Legii zawsze była dla mnie priorytetem. Rozważam też inne opcje. Nie lubię i nie chcę być piątym kołem u wozu - przyznaje w rozmowie z Legia.Net Michał Kopczyński, który po wypożyczeniu do Wellington Phoenix trenuje z wicemistrzami Polski. Pomocnik opowiada również o czasie spędzonym w Nowej Zelandii i poziomie A-League.

Nie było cię rok, a chyba sporo się zmieniło przy Łazienkowskiej…

- Nie było mnie jedenaście miesięcy, w zespole jest sporo nowych twarzy, to samo tyczy się sztabu. Nie brakuje też znajomych osób, tak jest  choćby z Markiem Saganowskim czy Janem Muchą. Wracam do odmienionego zespołu, ale co ma powiedzieć Igor Lewczuk, który po trzech latach wraca do Legii i musi poznać praktycznie wszystkich. Odchodząc, kto inny był trenerem. Potem był kolejny szkoleniowiec, który też zdążył odejść, a teraz będę walczył o miejsce w drużynie Aleksandara Vukovicia. Różnica czasu nie pomagała, ale śledziłem zmiany zachodzące w Warszawie. 

A Legia śledziła, co dzieje się u Michała Kopczyńskiego?

- Byłem na drugim końcu świata i nie prowadziłem częstych rozmów.

Piłka na drugim końcu świata się różni?

- Nadal to piłka i nie trzeba było mieć kangura w składzie. Mówiąc poważnie, styl pracy jest nieco inny, specyfika ligi również. Zagrałem sezon na innej pozycji, jako obrońca, ale cieszę się z tego, bo był to rozwijający czas, pomagający spojrzeć na piłkę w nieco inny sposób. 

Na razie na treningach jesteś ustawiany jako środkowy obrońca, ale nie ma Artura Jędrzejczyka czy Mateusza Wieteski. To chwilowe czy pod kątem tej pozycji jesteś rozpatrywany przez sztab?

- Na teraz jestem ustawiany jako środkowy obrońca, może po ostatnim sezonie bliżej mi do gry w tym miejscu? Zobaczymy, jak rozwinie się sytuacja i gdzie będę bardziej potrzebny. Może uniwersalność będzie działała na moją korzyść. 

Wróćmy do Nowej Zelandii. Dostajesz ofertę i… jaką masz pierwszą myśl?

- Początkowo mówiło się o grze w Australii i chyba nigdy nie wymyśliłbym, że będę grał tam w piłkę. Generalnie, potrzebowałem zmiany, bo miałem za sobą stracone pół roku, nie grałem regularnie. Nie planowałem wyjazdu na drugi koniec świata, ale… zaciekawiła mnie taka opcja, chciałem dowiedzieć się na jej temat nieco więcej. Pojawiły się detale i konkret, że chodzi jednak o Nową Zelandię. Początkowo, był to zawód, ale z czasem jeszcze bardziej mnie to ucieszyło. Trzeba było dość szybko podjąć decyzję, więc zaczerpnąłem wiedzy i zdecydowałem się na taki ruch. 

Ludzie wydają czasem oszczędności swojego życia, by dotrzeć do Nowej Zelandii i móc zwiedzić taki kraj. Ja mogłem tam mieszkać i grać w piłkę. Mój angielski był na dobrym poziomie, a mam nadzieję, że teraz jest jeszcze lepszy - nie obawiałem się bariery językowej. Niewiadomą był dla mnie futbol. Zdawałem sobie sprawę, że na pewien czas żegnam się z szansą częstych spotkań z rodziną czy znajomymi. Taka oferta może się jednak zdarzyć tylko raz w życiu. Ktoś mógł pomyśleć, że to dziwny pomysł, ale chciałem tego spróbować. 

W drużynie był m.in. niezwykle doświadczony Steven Taylor mający za sobą lata gry w Newcastle. Pod względem aklimatyzacji, towarzyszył ci zaś inny Polak, Filip Kurto. To pomagało pod względem sportowym i prywatnym?

- Nie znałem wcześniej Filipa, ale szybko złapaliśmy dobry kontakt. To fajny facet, który ma podobne zainteresowania do moich, fajnie się dogadywaliśmy. Początkowo wspólnie załatwialiśmy wiele rzeczy w urzędach. A Steven Taylor i jego obecność pokazywała mi, że nie trafiam do przypadkowej drużyny. 

Mieliście też w zespole napastnika, który zrobił furorę w trakcie sezonu. 

- Kozaczek! Roy Krishna z Fiji został królem strzelców i został wybrany najlepszym napastnikiem ligi. Nie mogliśmy narzekać na siłę rażenia. Po sezonie odszedł jednak z klubu i podpisał prawdopodobnie bardzo korzystny kontrakt w Indiach. Jestem pewien, że w Europie mógłby strzelić sporo goli. 

Wielu graczy z Wellington dałoby sobie radę albo wyróżniało się choćby w Ekstraklasie?

- Dostawałem mnóstwo takich pytań i trudno jednoznacznie wyrokować, wskazywać, kto jest lepszy, a kto gorszy. Mógłbym mówić wszystko, bo trudno byłoby to zweryfikować. Powiem inaczej, trzy czołowe drużyny ostatniego sezonu w A-League, spokojnie walczyłyby w Polsce o miejsca premiowane grą w europejskich pucharach. Mieliby też szansę na mistrzostwo. Kilka zespołów zaś odstawało i rywalizowałoby o utrzymanie. Każdy zespół może mieć dwóch graczy, których gaża nie wlicza się do limitu płac. To sprawia, że wszędzie są piłkarze, którzy liznęli trochę poważnej piłki, tak jest np. z Keisuke Hondą z Melbourne Victory. Uzupełnienia składu bywają za to przeciętne. Musiałoby dojść do konfrontacji, ale stawiałbym niektóre ekipy z A-League w roli faworytów. 

Gdybyś wskazał na największą zmianę, jaka u ciebie zaszła, to byłoby to…

- Postawiłbym na wspomnianą zmianę pozycji. Rozegrałem sezon w innym systemie, 3-5-2, który często nie sprawdza się w Polsce, a tam funkcjonował fajnie. Trener uznał, że to dobre rozwiązanie i „wałkowaliśmy” to na treningach, a w meczach widzieliśmy efekty. Grałem jako lewy środkowy obrońca, więc szlifowałem też grę słabszą nogą. Jestem przekonany, że rozwinąłem się przez ostatnie miesiące w lidze, która jest wymagająca pod względem fizycznym.

Nie kusiło, by pozostać w Nowej Zelandii?

- Kusiło i… momentami wciąż kusi. Był jasny moment, w którym dostawałem konkretne sygnały, że w Phoenix wciąż widzą mnie w składzie. Pod koniec sezonu nasz trener ogłosił, że odchodzi do innego klubu, jest już nowy szkoleniowiec, który po swojemu będzie budował zespół. Byłem jednym z pięciu graczy spoza Australii, którzy mogą być w drużynie, co też sprawiało, że była to odpowiedzialna funkcja. Pojawiło się wtedy trochę niewiadomych. Jest też jednak trochę daleko od Polski i trudno odwiedzić znajomych czy rodzinę. To opcja, która zaczęła się wydawać mniej korzystna, ale mam tam raczej wciąż otwarte drzwi. Zobaczymy, jak rozwinie się moja sytuacja w Polsce. Sezon zaczyna się tam późno i mogę widzieć w Wellington pewną opcję na przyszłość.

Kręcąc się w Warce, usłyszałem, że powinno się ciebie spytać o trenera w Phoenix, toteż to czynię. 

- Praca z nim była ciekawym i nowym doświadczeniem. W CV mam pięć mistrzostw Polski, grę w Lidze Mistrzów - jest znacznie lepiej, niż było w rzeczywistości. Dodatkowo byłem jednym z pięciu obcokrajowców i… wymagania były od początku spore, trener tego nie ukrywał, że wiele ode mnie oczekuje. Wszedłem w mocny trening, czułem, że początki są naprawdę dobre. Okres przygotowawczy trwał jednak trzy miesiące i zaczęło się to odzywać. W tym dostrzegam początek problemów po pewnym czasie. Trener Mark Rudan miał nieco pretensji, zdarzyło mi się odpowiedzieć i trochę między nami zaiskrzyło. Dodatkowo przed startem sezonu przyplątał się do mnie uraz mięśniowy. Wypadłem tuż przed startem sezonu, a szkoleniowiec nie dokonywał zmian, bo zespół świetnie zaczął rozgrywki.

W kadrze meczowej w Australii znajduje się szesnastu graczy. Zaczynałem się obawiać, że będą kłopoty, że coś nie zagrało, ale… powoli otrzymywałem szanse. Trener jest bardzo ostrą i wymagającą osobą. Prowadził zespół twardą ręką i na początku uważałem, że mogę nieco się postawić, ale szybko zauważyłem, że działa to przeciwko mnie. Wziąłem się za jeszcze mocniejszą pracę, bo chciałem udowodnić, że warto mi zaufać i dać szansę. Gdy pojawiałem się na boisku, nie zawodziłem i w drugiej części sezonu byłem podstawowym graczem. Rozstawałem się z trenerem w przyjacielskich i ciepłych relacjach, choć początek nie wskazywał, że tak będzie. To była dla mnie nowa sytuacja, bo zawsze, jak nie za umiejętności, to ceniono mnie za podejście do pracy i wspólną kooperację. 

A-League staje się coraz popularniejsza. Teraz trafił tam Radosław Majewski, a kluby ponoć podpytują o innych graczy z polskiej ligi. 

- Decyzja Majewskiego nie zaskoczyła mnie, bo słyszałem, że coś się dzieje. Trener Rudan pytał się mnie o Majewskiego, ale nie tylko o niego. Wydaje mi się, że Polacy zrobili innym graczom z naszego kraju niezłą reklamę. W szczególności tyczy się to Adriana Mierzejewskiego czy Filipa Kurty, który został bramkarzem sezonu. Pamiętajmy, że w trakcie sezonu do Phoenix dołączył Cillian Sheridan. W Australii otworzono oczy na piłkarzy z Ekstraklasy. 

Radek moim zdaniem podjął dobrą decyzję, ale musi sobie zdawać, że w Wanderers, gdzie trafił, a gdzie poprzedni sezon był słaby, wszyscy będą na niego mocno liczyli. Zmienia się tam większość składu, ale Majewski moim zdaniem sobie poradzi.

Pojawiały się jakieś nazwiska z Legii?

- Tak…

Musisz się pochwalić!

- Wiem, że padały zapytania o Michała Kucharczyka. Jeszcze wcześniej pytano o Jose Kante. To oznacza, że oczy w kierunku Legii były zwrócone. 

Michał Kopczyński

Zakończmy tematem Legii. Jak widzisz perspektywy na grę albo pozostanie przy Łazienkowskiej? Trener Vuković powiedział, że jesteś w grupie zawodników, którzy mają duże szanse na to, by zostać tu na kolejne miesiące.

- Nie zamykam się na nic. Nie wiem, co się stanie, widzę sytuację w Legii, gdzie moje pozycje są dość mocno obsadzone. Nie mam teraz na nic ciśnienia, chcę jak najlepiej przygotować się do sezonu. Jeśli będę potrzebny, zostanę, bo gra w Legii zawsze była dla mnie priorytetem. Przyznam jednak, że rozważam też inne opcje: w Polsce, ale też poza nią. Jestem otwarty i chciałbym być w klubie, gdzie będę potrzebny. Nie lubię i nie chcę być piątym kołem u wozu. 

Polecamy

Komentarze (149)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.