Oceny piłkarzy

Oceny piłkarzy Legii za mecz z Lechią - żelazna obrona, rachityczny atak

Redakcja

Źródło: Legia.Net

12.12.2018 18:40

(akt. 13.12.2018 12:46)

W niedzielę w meczu na szczycie Legia zremisowała w Gdańsku z Lechią 0:0. Redakcja jak zwykle oceniła piłkarzy Legii w skali 1-10, gdzie 1 oznacza sugestię zmiany profesji, 6 to ocena wyjściowa, a 10 występ idealny, gdzie wychodziło wszystko. W identycznej skali legionistów oceniliście Wy. Wasze oceny znajdują się w nawiasach oraz na samym dole w kolejności od najwyższej do najniższej. Zapraszamy do lektury.

Gra zespołu 6 (5,07 - średnia ocen zawodników Legii wg Czytelników Legia.Net). Mecz lidera z wiceliderem, zapowiadany jako hit kolejki został zdominowany przez sytuację w tabeli. Obie drużyny za wszelką cenę nie chciały przegrać tego meczu i temu podporządkowały całą swoją taktykę. Zarówno Legia, jak i Lechia atakowały trzema, góra czterema zawodnikami pozostawiając sześciu lub siedmiu graczy w defensywie. Nic więc dziwnego, że sytuacji podbramkowych było z obu stron bardzo niewiele, a grę zdominowały długie podania, bo przy najmniejszej próbie pressingu ze strony rywala obrońcy i pomocnicy nie chcieli stracić piłki na własnej połowie i grali ją bezpiecznie na połowę przeciwnika nie troszcząc się często przy tym o precyzję. Obrona mistrzów Polski zaczynała się od graczy ofensywnych, którzy zakładali pressing kiedy tylko się dało, by uniemożliwić gdańszczanom rozegranie piłki przez środek pola i w większości przypadków osiągało to odpowiedni efekt. Ponieważ piłka leciała bezpośrednio do graczy ofensywnych, za skutecznie powstrzymanie napastników Lechii odpowiadali tym razem nie środkowi pomocnicy, ale obrońcy i to przede wszystkim ich znakomitej grze należy przypisać indolencję gdańszczan w ataku. Legijni defensorzy całkowicie panowali we własnym polu karnym i przed nim. Flavio Paixao, lider strzelców Ekstraklasy przed tą kolejką - nie istniał, Lukas Haraslin, uważany przez niektórych za najlepszego skrzydłowego ligi - zatrzymany, Rafał Wolski - kompletnie niewidoczny, Artur Sobiech, niegdyś grający w Bundeslidze - miał jedną okazję, ale pod presją Hlouska nie zdołał nawet trafić w bramkę. Poza dwoma łatwymi do obrony strzałami z dystansu bramkarz Legii nie miał okazji do interwencji. Tak skoncentrowaną, wzajemnie się uzupełniającą i skuteczną w destrukcji linię obrony chcielibyśmy widzieć w każdym meczu. Natomiast na pewno nie chcielibyśmy oglądać w kolejnych meczach takiej Legii w ataku. Bezpieczna gra nie podchodzących pod pole karne gdańszczan środkowych pomocników, notoryczna gra długą piłką, rzadkie wejścia bocznych obrońców i całkowity brak rozegrania między piłkarzami ofensywnymi chluby „Wojskowym” nie przynoszą. O ile cała drużyna Legii od obrońców po Carlitosa świetnie broniła, to atak wyglądał podobnie źle, jak u gdańszczan. Rozumiemy wymagania taktyczne w tym konkretnym meczu, że czyste konto było ważniejsze od zwycięstwa, ale tak naprawdę legioniści zagrozili bramce Kuciaka tylko dwa razy, a to zdecydowanie za mało by wygrać. Po raz kolejny też legioniści zawodzili przy ofensywnych stałych fragmentach gry, w zasadzie ani razu zawodnicy je wykonujący nie stworzyli zagrożenia pod bramką rywali, stąd tak duża rozbieżność w naszych ocenach między obrońcami, a resztą zespołu. Pamiętamy też przy nich jednak, że legioniści grali w niedzielę z liderem Ekstraklasy, w dodatku na jego boisku.

Radosław Majecki 6 (5,35 - ocena Czytelników). Dwa łatwe do obrony strzały z dystansu w pierwszej połowie, to jedyne uderzenia, które Majecki musiał bronić - warszawscy obrońcy na nic więcej rywalom nie pozwolili. Majecki nie miał jednak prawa w bramce zmarznąć, bo często piłka do niego wracała i trzeba było ją wykopać. I z tymi wykopami dobrze nie było. Raz w pierwszej połowie piłka dotarła do piłkarza Lechii jeszcze na połowie Legii, dwa razy po przerwie piłka lądowała na aucie, a kilka innych zagrań też było nieco za krótkich. Ma nad czym młody bramkarz pracować. Ocena wyjściowa.

Paweł Stolarski 7 (5,71). Jeden przegrany pojedynek z Haraslinem w pierwszej połowie, jedna „obcinka” w drugiej części meczu, jedno lekkie spóźnienie przy przecięciu piłki w doliczonym czasie gry. Jak się okazało dla zachwalanego ze wszystkich stron Słowaka świetnie go znający Stolarski okazał się zaporą kompletnie nie do przejścia. I za to dla młodego Polaka ogromne brawa. Stolarski też znacznie częściej próbował włączać się w akcje ofensywne niż Hlousek, oddał jeden groźny strzał w pierwszej połowie i wywalczył w bocznym sektorze trzy rzuty wolne. Ze wszystkich graczy z pola to on miał najmniej strat i najwięcej odbiorów. Naprawdę dobry mecz Stolarskiego.

William Remy 8 (6,28). Co tu dużo mówić, Francuz po raz kolejny zaprezentował się znakomicie. Nie popełnił ani jednego błędu poważnego w destrukcji, ofiarnie blokował uderzenia lechistów i skutecznie zniechęcał ofensywnych piłkarzy Lechii do atakowania bramki Majeckiego poprzez jego sektor. Miał nieco ułatwione zadanie w stosunku do Jędrzejczyka, bo to na „Jędzę” postanowił ustawiać się Paixao. Gdziekolwiek się jednak Portugalczyk nie ustawił, to był „kasowany” na ziemi zarówno przez Remiego, jak i Jędrzejczyka, a w powietrzu nie miał nic do powiedzenia. Przy tym wszystkim Remy ani razu nie przekroczył przepisów, co się raczej środkowym obrońcom zwykle niezdarza. W pierwszej połowie Francuz nieźle grał długim podaniem, po zmianie stron zdarzyły mu się dwa niecelne przerzuty. Bardzo dobry mecz Remiego i wzorowa wręcz współpraca ze Stolarskim i Jędrzejczykiem.

Artur Jędrzejczyk 8 (6,25). Człowiek-ściana, demolujący napastników rywala, zwłaszcza w powietrznych pojedynkach, gdzie nie miał sobie równych. Flavio Paixao został przez reprezentanta Polski po prostu zniszczony. Zapamiętamy też w jego wykonaniu wspaniałe przecięcie dośrodkowania przodem do bramki w 56. minucie oraz wzorową współpracę z Remim - jak już Arak doszedł do strzału głową, to znalazł się w takiej „kanapce” między obydwoma stoperami Legii, że mógł uderzyć tylko wysoko nad poprzeczką. Raz tylko w 80. minucie Jędrzejczyk faulował rywala niedaleko od pola karnego. Miał najwięcej wygranych pojedynków na ziemi i w powietrzu spośród wszystkich legionistów. Pewna gra i bardzo dobry występ.

Adam Hlousek 7 (5,93). Nie widzieliśmy w akcji Rafała Wolskiego, niespecjalnie później też pokazali się piłkarze, którzy go na prawym skrzydle Lechii zastępowali. Lewą stroną Legii gdańszczanie nie przeprowadzili ani jednej udanej akcji. Nic w tym dziwnego, bo Hlousek zademonstrował to, czym imponuje stale od dwóch miesięcy - solidną, twardą i pewną grę w defensywie. Rzadziej od Stolarskiego włączał się tym razem do gry z przodu, ale boczni obrońcy mieli w meczu z liderem Ekstraklasy zadania przede wszystkim defensywne. Na koniec nie można wspomnieć o sytuacji z 91. minuty, gdy przycisnął Sobiecha tak skutecznie, że zaskoczony twardym atakiem Czecha były napastnik reprezentacji Polski w doskonałej sytuacji przeniósł piłkę ponad bramką. Kolejny dobry mecz Hlouska.

Andre Martins 4 (4,56). Portugalczyk dużo brał na siebie ciężaru gry przy wyprowadzaniu piłki, ale niestety nic z tego nie wynikało. Zaczął mecz od niecelnego strzału, potem zaliczył kilka strat, w tym jedną na swojej połowie, wreszcie zarobił żółtą kartkę eliminującą go z kolejnego meczu. Przez resztę meczu mocno się wystrzegał, by nie złapać drugiej, przez co musiał odpuszczać stykowe piłki i  jego gra w defensywie była średnia. Najbardziej jednak zawiódł nas w drugiej części meczu, gdy psuł kolejne podania i przerzuty, które lądowały najczęściej poza linią końcową lub boczną. Do tak słabego operowania piłką Martins nas do tej pory nie przyzwyczaił. Bodaj najsłabszy mecz w barwach Legii bardzo solidnego dotąd Portugalczyka.

Cafu 6 (5,36). Do gry w destrukcji Portugalczyka nie mamy większych zastrzeżeń, w pierwszej połowie miał jedną ważną interwencję po powrocie w pole karne, choć z pewnością zaskoczył nas nieco bardzo małą ilością wygranych pojedynków w powietrzu. Przez cały mecz grał niezwykle bezpiecznie, zaliczył rzadko spotykaną statystykę stu procent celnych podań, z tym, że niemal wszystkie były do tyłu lub w bok, mało miał też strat. Niestety mamy pewne zastrzeżenia do aktywności Cafu w rozegraniu, bo rzadko wychodził do rozegrania, przez co Martins i obrońcy często musieli grać dłuższe podania. Praktycznie nieobecny też był niestety w konstruowaniu ataku. Rozumiemy założenia taktyczne w niedzielnym meczu, ale wolelibyśmy jednak oglądać go częściej z przodu, gdzie mógłby chociażby postraszyć bramkarza Lechii strzałami z dystansu. Przeciętny tym razem występ Cafu.

Marko Vesović 4 (4,70). W destrukcji spisywał się dobrze, wiadomo było że lewa strona Lechii jest usposobiona bardzo ofensywnie i po to dwóch dobrze broniących piłkarzy po tej stronie wystawił trener Sa Pinto. Gra w piłkę jednak tego dnia Czarnogórcowi wybitnie nie wychodziła. W pierwszej fazie meczu raz wyszedł na pozycję i odegrał piłkę spod linii końcowej, dobrze pobiegł do kontrataku przy najgroźniejszej akcji Legii w 38. minucie, ale podania nie dostał, natomiast w drugiej części meczu był już kompletnie niewidoczny. Widać też było, że ma problemy z ustawianiem się w polu karnym, bo przy dośrodkowaniu wchodził równie głęboko jak napastnik i z reguły dośrodkowanie szły za jego plecy, a pamiętamy przecież jak padały bramki z Koroną i jak wtedy ustawiali się w polu karnym skrzydłowi. Miał najwięcej strat spośród wszystkich legionistów, choć obiektywnie patrząc nie była ich jakaś porażająca ilość. Doceniamy grę w obronie i pressingu, ale w niedzielny meczu Vesović jako skrzydłowy nie stanowił najmniejszego zagrożenia dla bramki Kuciaka i jego występ trzeba ocenić jako słaby.

Sebastian Szymański 5 (4,60). Młodzian ma naprawdę żelazne płuca, znów przebiegł najwięcej kilometrów spośród wszystkich legionistów i to on zrobił najwięcej sprintów, głównie przy pressingu, za którego skuteczność należą się Szymańskiemu duże brawa. Odbierał rywalom piłki w środku pola, wracał na własną połowę i starał się wyprowadzać piłkę, ale rzadko kiedy coś konkretnego z tego wynikało. Jednak to on był autorem najgroźniejszej akcji mistrzów Polski, gdy kapitalnie wyprowadził piłkę z własnej połowy w 38. minucie i wypuścił na dobrą pozycję Kucharczyka. Z pewnością zagrał najlepiej spośród wszystkich piłkarzy ofensywnych, ale to jednak zbyt mało, bo ocenić jego występ lepiej niż mocno przeciętnie.

Michał Kucharczyk 4 (4,10). „Kuchy” ładnie wracał się do obrony, nieźle wyprowadzał piłkę, ale nie tego, podobnie jak w przypadku Vesovicia, oczekiwaliśmy od niego w niedzielnym meczu. Dwa niezłe dośrodkowania, jedna niewykorzystana stuprocentowa sytuacja i jeden błąd techniczny przy końcowej linii to jedyne fragmenty gry ofensywnej, które u Kucharczyka zapamiętaliśmy. Szkoda zwłaszcza zmarnowanej sytuacji w 38. minucie, strzał nie był zły, ale Kuciak sięgnął piłkę, najgorsze jest jednak to, że skrzydłowy Legii miał znacznie lepszą opcję podania do znajdującego się na czystej pozycji Vesovicia, choć z cała pewnością takie zagranie ze względu na bliską asystę obrońcy do łatwych nie należało. Sporo miał strat, zwłaszcza po przerwie, nic więc dziwnego, że opuścił boisko po nieco ponad godzinie gry. Ocena podobna jak w przypadku Vesovicia.

 

Carlitos 4 (3,75). Bieganie w pressingu na plus, przyjmowanie piłki pod kryciem też nie najgorsze, kreatywność w ataku niestety znikoma. Hiszpan nie zagroził bramce Kuciaka ani razu, nie wypracował też żadnej sytuacji kolegom. Częściowo jednak jesteśmy skłonni go z tego meczu rozgrzeszyć - napastnik żyje z podań, a takich podań Carlitos w tym meczu nie dostawał, nie licząc granych w jego kierunku, trudnych do przyjęcia „dzid”. Z jednej strony zasłużył na zmianę, z drugiej jego zmiennik wcale nie spisał się lepiej.

Dominik Nagy 5 (5,23). Nieobecność Węgra w pierwszym składzie była sporą niespodzianką, trener tłumaczył to na konferencji lekkim urazem, my jednak mamy wrażenie, że portugalski szkoleniowiec założył w tym meczu grę długą piłką i chciał mieć z przodu wyższych skrzydłowych niż Nagy. Tak, czy inaczej wariant bez Nagya z przodu nie wypalił i po nieco ponad godzinie gry Węgier wszedł na boisko. Kilka piłek przejął, kilka dobrze wyprowadził, dwa razy nieźle dośrodkował, raz wszedł bokiem pola karnego. Generalnie zrobił mniej więcej tyle zamieszania przez ostatnie pół godziny ile do tej pory Vesović i Kucharczyk razem wzięci, ale nie przełożyło się to jednak na bezpośrednie zagrożenie bramki Lechii. Występ mocno przeciętny, ale zarazem na tyle zauważalny, by twierdzić, że aktualnie miejsce Węgra jest w pierwszym składzie, a nie na ławce rezerwowych.

Sandro Kulenović 4 (4,73) . Ideą Ricardo Sa Pinto przy tej zmianie było zapewne podniesienie wzrostu z przodu celem zgrywania przez napastnika długich górnych piłek, bądź przyjmowania ich tyłem do bramki. O ile rzeczywiście Kulenović wygrał dużo pojedynków główkowych ze stoperami Lechii, to zazwyczaj nie potrafił piłki zgrać na tyle dokładnie, by trafiła ona do ofensywnych pomocników. Dopiero w doliczonym czasie gry dwukrotnie udało mu się długie podanie przyjąć pod kryciem i rozegrać. Chorwata będziemy jednak usprawiedliwiać podobnie jak Carlitosa - trudno rozliczać napastnika za to, że ma on zajmować się wyłapywaniem „dzid” od obrońców zamiast dostawać podania w pole karne przodem do bramki. Ocena identyczna jak w przypadku Hiszpana.

Jose Kante (4,38) grał zbyt krótko, by go oceniać.

Najlepszym legionistą niedzielnego meczu mógł zostać wybrany tylko ktoś z pary stoperów. Czytelnicy postawili na Williama Remiego, redaktorzy na Artura Jędrzejczyka.

Oceny Czytelników:

William Remy 6,28

Artur Jędrzejczyk 6,25

Adam Hlousek 5,93

Paweł Stolarski 5,71

Cafu 5,36

Radosław Majecki 5,35

Dominik Nagy 5,23

Sandro Kulenović 4,73

Marko Vesović 4,70

Sebastian Szymański 4,60

Andre Martins 4,56

Jose Kante 4,38

Michał Kucharczyk 4,10

Carlitos 3,75

Polecamy

Komentarze (16)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.