News: Trzecia połowa, czyli dogrywka po karnych - Ten plan może wypalić

Trzecia połowa, czyli dogrywka po karnych - Social media

Przemysław Witkowski

Źródło: Legia.Net

29.03.2018 14:57

(akt. 04.01.2019 12:21)

- Będę z wami szczery. Po ostatnich medialnych wydarzeniach oraz nieudolnej, w mojej ocenie, lawinie tłumaczeń i wojenek twitterowych, dotyczących odsunięcia Kuchego od pierwszego składu, jestem zwyczajnie zniesmaczony. Już dawno chciałem napisać o tzw. „PiaRze” klubowym, i wydaje mi się, że to jest właściwy moment.

Na początek mam jedno, ale to zaje..bardzo ważne pytanie. Czy nie ma nikogo w klubie, kto mógłby zapanować nad bałaganem informacyjnym? Nad pseudo wyciekami? Nad zablokowaniem „nieoficjalnych” kanałów, którymi przemyca się sprawdzone bądź nie, informacje z wnętrza Legii?  Kogoś, kto swoim rozsądnym działaniem spowoduje, że nie będziemy co jakiś czas świadkami „gównoburz”, mielonych przez media, kibiców na wszelkich możliwych platformach? A nawet jeśli pojawi się jakaś niefrasobliwa plota, to albo zdusi ją w zarodku, albo tak zdefiniuje działania PR klubu, że nie pozostanie pola na domysły i prześciganie się w absurdalnych teoriach? A jeśli będzie wychodził komunikat z Ł3 to jeden, poważny, pełen, zamykający, a nie otwierający, w jakikolwiek sposób drogę do snucia spiskowych teorii dziejów?


Doskonale zdaję sobie sprawę, jak działają dziś media. Co jest ich pożywką, co się klika, a co nie. Zdecydowanie wszyscy wolą pisać o konflikcie między trenerem a zawodnikiem, o balangach po przegranych meczach, niż o tym, że dany gracz codziennie modli się dwa razy, jest wzorowym ojcem, przeprowadza staruszki przez jezdnię, dokarmia zimą zwierzęta i jeszcze działa charytatywnie. To nie jest „rocket science”, żeby wiedzy, jak działa ten dziennikarski biznes, nie mieli zarówno zawodnicy, jak i pracownicy. A jednak. Niby oczywista oczywistość, a co jakiś czas jesteśmy świadkami żenującego, medialnego spektaklu, w którym główną rolę grają i zawodnicy, i trener i osoby zatrudnione w klubie.


Sprawa Kuchego jest tu doskonałym przykładem. Pojawia się sensacyjny news. Następnie pierwsze stanowisko klubu wraz z suchą formułką Rado. Jak grzyby po deszczu wyskakują kolejne rewelacje, będące pochodną tej sprawy. Temat mieli się dalej, co zmusza władze do wystosowania kolejnego oświadczenia. Tym razem głos zabiera sam zainteresowany i trener Jozak. W między czasie pojawiają się też różnej maści sensacyjne doniesienia od ludzi będących blisko, tego czy tamtego piłkarza. Woda leje się szerokim strumieniem na medialne koło. I w końcu pośród wielu osób przychodzi otrzeźwienie. Zaczynają pojawiać się głosy, aby zakończyć już dywagacje, bo przecież zbliża się ważny mecz z Arką. Tak, zbliża się. Tylko, co z tego, skoro zamiast spokoju, wokół klubu krążą chmury burzowe, co i raz rażąc pisanymi piorunami. A to raczej harmonii nie zapewnia.


A jakby było mało, to do tego wszystkiego dochodzą, dalekie od oczekiwań i zapowiedzi, wyniki Legionistów. I tu znów żadne odkrycie, że leżącemu łatwiej jest dokopać jeszcze bardziej. Idę o zakład, że po porażce z Wisłą i paru „ciekawych” przeciekach, sensacyjnych doniesieniach, rozentuzjazmowane głowy redakcyjnych żurnalistów, aż dymiły z radości na myśl o statystykach kliknięć. Wszak Legia sama im się podłożyła na tacy. Porażka z Wisłą – raz. Impreza po meczu – dwa. Niezrozumiałe odsunięcie Kucharczyka od pierwszego składu – trzy. Pani psycholog – cztery. Mam wymieniać dalej? Wiadomo, że nikt nie będzie drążył, czytają się przecież leady. A te nie pozostawiły w ostatnim czasie złudzeń. Legia w kryzysie.  I znów trzeba się ze tłumaczyć. A taki temat, jak wszyscy doskonale wiemy, jest smaczną pożywką dla wszystkich, zwłaszcza tych, którzy za naszym klubem, pisząc delikatnie, nie przepadają.


Ile podobnych sytuacji mieliśmy w tym sezonie? A wniosków nadal żadnych. W mojej ocenie, nikt nad tym w Legii nie panuje. Jak jest dobrze to dziennikarze klepią po plecach, piszą peany…i czekają aż pojawi się choćby rysa, malutki kryzysik, żeby znów podbić swoje słupki. To jest oczywiste jak amen w pacierzu.  A dodając do tego fakt, że dziś, w dobie mediów społecznościowych, każdy może zostać żurnalistą i publikować co chce i jak chce, to mamy pełen obraz sytuacji. Najgorsze jest to, że relatywnie mało osób podejmuje próbę weryfikacji czytanych informacji. Większość z nas, niestety, przyjmuje bezrefleksyjnie to, co wyskoczy przed oczami na ekranie komputera. I podaje to dalej, tworząc kolejne wersje tej samej informacji. Odbiorcą medialnych doniesień jesteśmy my. I, choć jest to dla mnie dziwne – ale wychowałem się w czasach bez Internetu - lubujemy się w tworzeniu niewiarygodnych historii, używając do tego ogólnodostępnych aplikacji w sieci. Retwittujemy, podajemy dalej, udostępniamy, dodając do tego nasze komentarze. Generujemy gigantyczny ruch w sieci, który daje bardzo mocny argument, osobom, które wypuszczają newsy w świat. Jest pobyt jest podaż. Chcecie? To macie.  A, że wszystko dzieje się bezrefleksyjnie? I rzadko podejmuje się próbę rzetelnej analizy? To nie jest, w gruncie rzeczy, istotne. I to jest sytuacja, z którą taki klub jak Legia Warszawa musi się zmierzyć nie w mniejszym stopniu niż na boisku z przeciwnikiem. Takie czasy. Już nie wystarczy grać dobrze w piłkę.


Wielokrotnie pisałem ja i wielu innych, że ten sezon dla naszego klubu jest bardzo niespokojny. To czas zmian, eksperymentów, nowej koncepcji. Z drugiej zaś strony, nikt z tego powodu, nie zdejmie z Legii presji. Presji wyników, zdobycia Pucharu Polski, Mistrzostwa Polski i kwalifikacji do upragnionej Ligi Mistrzów. Owszem, jak wielu mawia: To jest Legia, tu się wymaga. Pełna zgoda. Ale naprawdę, w dobie tak rozwiniętych social mediów, fake newsów, pogoni za klikalnością, musi się znaleźć ktoś, kto w Legii okiełzna ten temat.

Polecamy

Komentarze (33)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.