Domyślne zdjęcie Legia.Net

Wyrok na Franklinie...

Leszek Dawidowicz

Źródło:

17.02.2003 11:02

(akt. 14.01.2019 19:01)

- To materiał na dobrą komedię. Tą sprawą powinien zainteresować się Machulski - tak mecenas Maciej Żbikowski podsumował zakończony w piątek w Iławie proces. Na ławie oskarżonych siedział były pomocnik Legii, Kameruńczyk Frankline Mudoh Njiwaha.
Film Machulskiego mógłby rozpocząć się w iławskim sądzie. Pani prokurator właśnie dostarczono akta sprawy Mudoha. - Zaczęłam je przeglądać i nie wierzyłam własnym oczom. Sprawdziłam w kalendarzu, czy przypadkiem nie jest 1 kwietnia. To nie był prima aprilis, ale nadal wydawało mi się, że to żart. Akta były jednak bardzo grube. Komu chciałoby się je sfabrykować? - mówiła oskarżycielka. Sprawa rzeczywiście jest przezabawna. Do tego stopnia, że w czasie procesu sędziowie, obrońca i prokurator nie potrafili opanować śmiechu. Wszystko zaczęło się od tego, że Legia wypożyczyła Mudoha do II-ligowego wówczas Jezioraka Iława. Sponsorem klubu był najbogatszy biznesmen w mieście - Zygmunt Dmochewicz. Kameruńczyk zaprzyjaźnił się z nim. Często bywał w jego domu. Dowiedział się tam, że Dmochewicz chce pomnożyć swoje bogactwo. Mudoh powiedział, że zna afrykańskich biznesmenów, którzy pragną zainwestować swoje pieniądze w Polsce. Skontaktował obie strony. Biznesmeni umówili się w Paryżu. W bardzo drogim hotelu, przy zasłoniętych oknach. Paryski cud Afrykańczycy zaproponowali Polakowi bardzo nietypowy biznes. Zdradzili mu, że mają dostęp do milionów dolarów, jakie rząd USA przekazuje Nigerii. Nie były to typowe pieniądze. Wszystkie banknoty zostały zafarbowane na czarno. Dlaczego? Tajemniczy biznesmeni o imionach Henry i Morris wyjaśnili, że jest to ochrona na wypadek napadu. W Nigerii nie jest bezpiecznie, więc pieniądze zabezpieczano chemicznie. W paryskim hotelu na oczach Dmochewicza doszło do prawdziwego cudu. Czarny banknot zanurzony w dziwnej cieczy zamienił się w prawdziwą studolarówkę. Biznesmen z Iławy nie chciał, żeby uważano go za naiwniaka. Wziął banknot i pobiegł do najbliższego kantoru. Pieniądze wymieniono mu bez problemu. W marzeniach zobaczył już tysiące odfarbowanych dolarów. Wystarczyło tylko kupić od Henry'ego i Morrisa chemiczne odczynniki. Dmochewicz mówi, że w sumie wydał na nie i na czarne banknoty ok. 1,6 mln złotych. Zielone, a jednak czerwone Na wielkie odfarbowywanie umówiono się w Iławie. - Dmochewicz chciał się spotkać w swoim mieście, bo jak mówił, policję ma tam owiniętą wokół palca - szczerze zeznał na procesie Mudoh. Do spotkania doszło w garażu Dmochewicza. Biznesmen w wiadrze wymieszał odczynniki. Wsadzono do nich plik czarnych banknotów, po chwili Dmochewicz wyjął z kubła ładniutkie dolary. Miały one jednak mały feler. Były czerwone. Skonsternowany biznesmen został szybko pocieszony przez swoich afrykańskich kolegów. Zapewnili go, że nic się nie stało. Po prostu pomylili odczynniki. Uspokoili Dmochewicza, że następnym razem przywiozą do Polski właściwe. Oczywiście iławianin musiał za to dodatkowo zapłacić. Kolejne odfarbowywanie zakończyło się kompletną klapą. Morris i Henry powiedzieli Polakowi, że czarne kartki muszą się moczyć kilka godzin. Opuścili garaż, obiecując, iż niedługo wrócą. Kartoniki nie zamieniły się jednak w dolary, a Afrykańczycy nie wrócili. Biznesmen odkrył, że został wykiwany. Chcąc odzyskać swoje pieniądze, wynajął najsłynniejszego detektywa RP Krzysztofa Rutkowskiego. Ten złapał tylko Mudoha, który miał przekazać swoim znajomym kolejne 30 tys. dolarów. Henry i Morris zniknęli gdzieś we Francji. Za kraty trafił więc tylko piłkarz. W czasie procesu Mudoh mówił, że nie wiedział, iż jego znajomi chcą oszukać Dmochewicza. Nie leżało to nawet w jego interesie. Sponsor Jezioraka obiecał mu, że jeśli biznes się powiedzie, to odpali mu kilkadziesiąt tysięcy dolarów. Dodatkowo Mudoh sam także zainwestował w "farbowany interes". Wyłożył 40 tys. marek, pożyczonych od wujka. Mudoh mówił, że nie znał szczegółów całej sprawy. Uczestniczył w całym przedsięwzięciu tylko dlatego, że prosił go o to Dmochewicz. Biznesmen z Iławy nie porozumiewa się bowiem w żadnym obcym języku. Wolny po wyroku Prokurator żądał dla Kameruńczyka czterech lat więzienia. Obrońca domagał się uniewinnienia. - Dmochewicz udaje ofiarę cynicznego działania obcokrajowców, a przecież jest znanym w Iławie biznesmenem, robiącym interesy także za granicą. Mówi, że zainwestował 1,6 mln zł. Nie możemy jednak zweryfikować jego słów. Powierzał nieznajomym wielkie pieniądze, nie biorąc na nie żadnego pokwitowania. Dmochewicz nie był oszukany. Przystąpił do ryzykownego interesu. Chciał w kilka tygodni czterokrotnie pomnożyć to, co wyłożył. Mudoh nie może odpowiadać za bezmyślność Dmochewicza - mówił przed sądem Żbikowski. Równolegle z procesem Mudoha toczyła się też sprawa przeciwko Dmochewiczowi. Zarzucono mu, że chciał wprowadzić do obiegu nieprawdziwe pieniądze. Sprawa została jednak umorzona. Mudoha sąd uznał za winnego oszustwa i wyłudzenia, wymierzając mu karę roku i ośmiu miesięcy pozbawienia wolności. Ponieważ Kameruńczyk odsiedział już 15 miesięcy, sąd zgodził się na uchylenie aresztu. Mudoh wyszedł na wolność. Wrócił do swojej polskiej dziewczyny na warszawski Grochów. Teraz czeka go poszukiwanie klubu, w którym mógłby kontynuować karierę. Na pewno będzie to zespół polski. Sąd zakazał mu bowiem opuszczania naszego kraju, zatrzymując jego paszport. Obrońca zapowiedział złożenie apelacji. Piłkarz po ogłoszeniu wyroku przeżegnał się. Nie chciał rozmawiać z prasą. W sądzie powiedział tylko: - Zostałem wplątany w tę aferę tylko dlatego, że znam język polski. Jestem zwykłym piłkarzem. Na 15 miesięcy pozbawiono mnie możliwości wykonywania zawodu. To może zrujnować moją karierę. Nie skończyłem studiów. Poza grą w piłkę nic nie umiem - powiedział Mudoh. Mecenas Żbikowski jest związany z sekcją tenisową Legii. W swojej karierze bronił nawet prezydenta Kwaśniewskiego. Sprawą Mudoha zajął się na prośbę jego dziewczyny. Legia nie interesowała się losem swojego piłkarza. Gdy adwokat po raz pierwszy przyjechał do Iławy, był pełen obaw. Martwił się, że czarnoskóry mężczyzna może mieć kłopoty w więzieniu uważanym za jedno z najcięższych w Polsce. Traktowany jak maskotka - Przedstawiam się przy bramie i mówię, że chcę widzieć się z Franklinem Mudohem. Strażnik zdziwił się: "Z kim?". Odpowiedziałem, że z kameruńskim piłkarzem. "A, z Makumbą! Zaraz go przyprowadzimy". Okazało się, że Mudoh był bardzo lubiany w więzieniu. Traktowano go jak maskotkę. Nie miał tam jednak możliwości treningu. Mógł ewentualnie pobiegać po spacerniaku - opowiadał "Super Sportowi" Żbikowski. Komedia z czarnoskórym piłkarzem w roli głównej dobiegła końca. Nadal jednak wywołuje uśmiech mieszkańców Iławy. Podobno gdy Dmochewicz pojawia się w miejscu publicznym, wiele osób chichocze i proponuje: "Może coś odbarwimy?". Dmochewicz żałuje, że dał się tak wykorzystać. - Uwierzyłem w jakieś czary-mary, jakieś bajki. Byłem strasznie naiwny - przyznał biznesmen, który swoją zachłanność przypłacił utratą oszczędności. Niczego się jednak nie nauczył. Jak poinformował nas jeden z iławskich dziennikarzy, niedawno Dmochewicz został oszukany przez kobietę, podającą się za pośredniczkę jednego z banków... Frankline MUDOH ur. 28.06.1976 Kluby: PWD Bamenda (Kamerun), Legia Warszawa (od 1998 r., 4 mecze w ekstraklasie), Korona Kielce, Legia II Warszawa, Jeziorak Iława Waga: 71 kg Wzrost: 177 cm.

Polecamy

Komentarze (0)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.