Goncalo Feio
fot. Marcin Szymczyk

Goncalo Feio: Wszystko zależy od nas

Redaktor Marcin SzymczykRedaktor Maciej Ziółkowski

Marcin Szymczyk, Maciej Ziółkowski

Źródło: Legia.Net, Canal+

12.05.2024 20:20

(akt. 14.05.2024 22:01)

– Chciałbym pogratulować swoim piłkarzom za konsekwencję, odpowiedzialność, umiejętność cierpienia w niektórych momentach. Przypominam, że zaczęliśmy mecz z sześcioma zawodnikami zagrożonymi kartkami i straciliśmy tylko jednego, mimo że wygrywaliśmy więcej pojedynków w obronie – mówił po spotkaniu z Lechem w Poznaniu (2:1) w 32. kolejce Ekstraklasy trener Legii, Goncalo Feio.
– Gratuluję zawodnikom, że w delikatnym momencie wzięli odpowiedzialność – nie tylko za drużynę, ale i cały klub. Wiedzieliśmy, że niedzielny mecz był kluczowy dla nas, jeżeli chodzi o być albo nie być w europejskich pucharach. Robota nie jest zrobiona, przed nami dwa spotkania, lecz teraz możemy powiedzieć, że wszystko zależy od nas.

– Było z nami ponad dwa tysiące naszych kibiców, dziękujemy im za to. Jestem w klubie od czterech tygodni, ale jeszcze nie miałem okazji wspomnieć o tym, w jak dużej instytucji i organizacji pracuję – by to funkcjonowało, wiele trybików oraz działów wykonuje codzienne działania.

– Chciałbym wykorzystać szczególny dzień dla Legii – jakim jest zwycięstwo nad Lechem, tym bardziej na wyjeździe – by powiedzieć, że to wygrana każdej osoby, która pomaga nam na co dzień. Od ludzi zajmujących się logistyką, po kucharzy czy osoby sprzątające, przygotowujące boisko. Nie chcę nikogo pominąć, więc gratuluję wszystkim działom.

O meczu w Poznaniu

– Od mojego pierwszego meczu, zespół próbuje realizować założenia. Wiadomo, że proces treningowy i czas pracy z drużyną powoduje, że to wszystko dojrzewa. Doświadczamy też coraz więcej scenariuszy przeciwko innym systemom, co powoduje lepsze automatyzmy. Według mnie, sporą część niedzielnego zwycięstwa stanowiła nasza gra bez piłki, w obronie – zarówno wysokiej, średniej, jak i niskiej.

– Bardzo dobrze weszliśmy w mecz. Pojawił się duży poziom dyscypliny, jeżeli chodzi o obronę wysoką, zamknięcie środka, spowodowanie odbiorów. Lech nie był zbilansowany, by wykorzystać fazę przejściową – w wyniku tego padła anulowana bramka na 1:0, a także kolejne trafienia dla nas (tym razem uznane – red.). Z naszej ławki dało się odczuć, że w wielu momentach jesteśmy bliżej gola na 3:0 niż Lech na 1:2.

– Graliśmy z przeciwnikiem, który ma dużo jakości. Było potrzebne spore zaangażowanie i dyscyplina całej drużyny. Lech wykonał 22 dośrodkowania w nasze pole karne, tylko 4 okazały się celne – to pokazuje, na jakim poziomie znaleźliśmy się pod kątem obrony "szesnastki". Poznaniacy mieli mnóstwo stałych fragmentów, posiadają bardzo dobrych piłkarzy w powietrzu. Do przerwy miejscowi stworzyli zagrożenie w tym elemencie, m.in. trafiając w poprzeczkę, ale wybroniliśmy się. Myślę, że momentami mogliśmy trochę lepiej operować piłką, szczególnie w drugiej połowie, gdy robiły się nieco większe przestrzenie – przez to, że gospodarze musieli odrabiać straty. Ostatecznie, w moim odczuciu, byliśmy bliżej zwycięstwa niż rywale i zasłużyliśmy na wygraną.

– Jak już wspominałem, to krok do celu minimum, czyli obecności w Europie, ale robota nie jest zrobiona. Cieszymy się, że wygraliśmy na tak trudnym terenie, lecz myślimy już tylko o następnym meczu, który odbędzie się za tydzień.

– Czy jestem zadowolony z gry Legii? Wiedziałem, że padnie takie pytanie. Chcemy być lepsi z piłką, lecz byliśmy na tyle solidniejsi od przeciwnika, że więcej kontrolowaliśmy futbolówkę w polu karnym rywala niż Lech, mimo że gospodarze częściej się przy niej utrzymywali. Ale to nie jest gra na posiadanie.

– W sytuacjach, w których jest realne zagrożenie bramki przeciwnika, było 10:5 dla nas. Nie wiem, czy strzał Yuriego Ribeiro nie wpadłby do siatki. Nie mam pojęcia, czy sami nie wepchnęlibyśmy piłki przy akcji na 2:0. Wywalczyliśmy też rzut karny.

– Czy gol był słusznie anulowany? Nie chcę krytykować – według mnie – najlepszego sędziego na świecie, ale… z interwencji piłkarza Lecha w obronie zrobił się nasz faul. To znowu kwestia ducha gry. Dla mnie to prawidłowa bramka, lecz nie jestem ani arbitrem, ani ekspertem. Mój zespół świetnie zareagował, poszliśmy po kolejne trafienia. Powtarzam: byliśmy bliżej zwycięstwa, mieliśmy więcej szans i moim zdaniem – doceniając przeciwnika – zasłużenie wygraliśmy.

– Musimy skupiać się na dwóch ostatnich meczach, które mają bezpośredni wpływ na to, w jaki sposób będzie wyglądał następny sezon. Po wygranej z Lechem możemy powiedzieć, że obecność w Europie zależy od nas. Teraz trzeba zrobić wszystko, by utrzymać to w rękach. Czy będzie to wielkie pocieszenie dla kibiców? Nie. Wiem, że w Legii liczy się tylko mistrzostwo Polski.

O młodych zawodnikach

– Każdy piłkarz jest gotowy, by wybiegać mecz. Owszem, nasza ławka była skomponowana z młodych zawodników, ale większość z nich to kadrowicze w swoich kategoriach wiekowych. Niektórzy trenują z pierwszą drużyną od dłuższego czasu, inni dołączyli do niej dopiero od mojego pobytu. Część tych graczy pojedzie w poniedziałek na zgrupowanie, by reprezentować Polskę na EURO U-17.  

– W moim odczuciu, każdy zawodnik, który dojdzie do poziomu pierwszej drużyny Legii, musi być gotowy, by pomóc, a nie by być. Niedzielny mecz ułożył się tak, że przeprowadziłem tylko dwie zmiany, ale mogłem zrobić więcej.

– Dla mnie ważne jest to, by Legia Warszawa była środowiskiem, w którym są stworzone – również w pierwszym zespole – możliwości do rozwoju młodych piłkarzy. Jestem też takim trenerem, mogę dać coś tym ludziom, którzy mają potencjał. Starsi zawodnicy podpowiadają, wspierają, pomagają.

– Młodzieżowcy byli gotowi – jeżeli byłoby inaczej, to nie wziąłbym ich do Poznania. Spotkanie po prostu potoczyło się tak, że z nich nie skorzystałem.

– Mówiłem przed meczem, że w piłce zawsze można mieć tysiąc wymówek. Jestem trenerem, nie selekcjonerem. Moją rolą jest to, by każdy piłkarz, pracujący ze mną, stał się lepszy – nieważne, jakie ma doświadczenie, ile ma lat i zwycięstw.

– Dwudziestka meczowa była gotowa do pomocy, 13 zawodników mogło to uczynić na boisku. Rola pozostałych okazała się inna, ale to zwycięstwo też jest ich – tak, jak tych, którzy zostali w Warszawie. To wygrana drużyny.

O powrocie Wszołka na wahadło i innych piłkarzach

– Tak się złożyło, że akcje bramkowe były napędzane intensywnością i dobrym atakiem przestrzeni Pawła Wszołka, a także jego odbiorami. Chcieliśmy, by nasze wahadła odczytały momenty zmiany centrum przez Lecha – to zespół, który często to robi. Spodziewaliśmy się też, że w wielu momentach miejscowi będą grali tylko dwójką zawodników w szerokości – Kristofferem Velde i Joelem Pereirą. W moim odczuciu, w drugiej połowie gospodarze troszeczkę to zmienili – szczególnie po naszej prawej stronie – i często mieli nawet trzech piłkarzy w szerokości. To była próba reakcji na nasze wejście wahadłowego do ataku – z tego mieliśmy odbiory i sytuacje bramkowe. Jedną z przerw w grze umiejętnie wykorzystaliśmy do rozmowy z Josue i Pawłem Wszołkiem. Chodziło o to, by "Jo" był pierwszym, który wychodzi do Eliasa Anderssona, "Wszołi" zamykał drugiego zawodnika w szerokości, a Radovan Pankov przesunął do trzeciego gracza.

– Nie uważam, że Barry Douglas jest słaby w czymkolwiek. To piłkarz zasłużony, który zrobił wiele dla Lecha.

– W trakcie tygodnia zapadła decyzja, że Wszołek wraca na pozycję wahadłowego, m.in. po to, by wykorzystać jego skoki pressingowe, motorykę i napędzanie prawej strony, ale to kompleksowe działania zespołu. Bez pracy napastników, plus Josue czy Jurgena Elitima nie mielibyśmy momentów pressingowych oraz napędzenia Pawła podaniami.

– Ribeiro, czyli nasz drugi wahadłowy, zagrał fenomenalny mecz. Wszołek też świetnie pracował. To były ważne elementy, ale ogółem zespół zaprezentował się na dobrym poziomie, jeśli chodzi o organizację taktyczną i wykonanie założeń.

– Moją rolą jest to, by mieć plan na każdego zawodnika, dbać o ludzi i rozwijać ich. Staram się, wspólnie ze sztabem, posiadać pomysł na piłkarzy, którzy występują lub nie. Gracze regularnie dostają konkrety w kwestii elementów do poprawy.

– Maciej Rosołek i Marc Gual wykonali niesamowitą pracę w pressingu. Rozmawiając o "Rossim", to ma za sobą pozytywny występ, dużo pomagał zespołowi, był blisko bramki.

– Wiedzieliśmy, że – z punktu widzenia posiadania – nie możemy grać do napastników na głowę, bo najprawdopodobniej byłaby duża dominacja Bartosza Salamona i Mihy Blazicia. Staraliśmy się więc podawać do nogi – jedna z takich akcji, w trakcie której było zgranie do pomocnika na wsparcie zmiany centrum, przełożyła się na nieuznanego gola.

O tym, co jeszcze można poprawić

– Z punktu widzenia pracy napastników, mogliśmy troszeczkę lepiej zbierać tzw. drugie piłki. Często dochodziło do tego, że nasi snajperzy byli 2 na 2 ze stoperami miejscowych – chcieliśmy wykorzystać takie sytuacje, specjalnie obniżając nasze wahadła i trójkę środkowych pomocników, by zaprosić trzech pomocników Lecha, czyli Afonso Sousę, Jespera Karlstroma i Radosława Murawskiego. Czasami dobrze radziliśmy sobie we wspomnianych akcjach 2 na 2, utrzymując futbolówkę i zgrywając. Dało się to zauważyć szczególnie w pierwszej połowie, po przerwie było więcej faz przejściowych.

– Co jeszcze można zrobić lepiej? Jeśli chodzi o poruszanie "dziewiątek", to mogliśmy bardziej wykorzystać drugiego napastnika, czyli nie tego, który schodził do piłki w pierwszym tempie.

– Chciałbym też – z punktu widzenia trenera – byśmy mieli jeszcze więcej pewności, by częściej operować "pod piłką". Wspomniany element, plus mentalność, to coś, co musi rosnąć i być rozwijane, bo mamy duże umiejętności w drużynie.

O Josue

– Znam Josue i jego charakter. Wiem, że jest zagrożony kartkami, czym wszyscy się martwią, ale to człowiek, który jest odpowiedzialny za drużynę, chce pomóc, niezależnie od okoliczności. Niewykorzystanie "jedenastki"? Na pewno to dla niego trudne. Uwierzcie mi: nikt nie cierpiał tyle, co on, nie strzelając rzutu karnego. Oceniajmy go za udział w naszych akcjach, za liczbę zbieranych tzw. drugich piłek, za wykonaną pracę w obronie, za odbudowę.

– Rozmowa z Josue, do której doszło w kończącym się tygodniu, była prosta. Powiedział: "Trenerze, wiem, że będą mnie prowokować, ale wystąpię w pozostałych trzech meczach". Chciałbym powiedzieć, że to jak ten zawodnik jest odpowiedzialny, na co można zwrócić uwagę, to bardziej jego zasługa niż moja.

O przyszłości

– Na koniec sezonu minie półtora miesiąca od mojego zatrudnienia. Wprowadziliśmy już parę zmian – to też czas badający, sprawdzający. Chodzi o to, by usiąść ze sztabem, zarządem, pionem sportowym i podjąć dobre decyzje – zarówno, jeśli chodzi o kształt kadry, jak i jej funkcjonowanie.

– Chcemy mieć możliwości, by zagrać w więcej niż jednym systemie. Jest np. taka ewentualność, że będą potrzebni boczni obrońcy, by występować na czwórkę z tyłu. Znając specyfikę Legii, nie chciałbym zrezygnować z ustawienia z dwójką napastników – z punktu widzenia obecności w polu karnym i wykorzystania fazy przejściowej. Na pewno czeka nas pracowite lato, ale dwa najbliższe tygodnie są kluczowe.

O celach, powrotach Tobiasza i Rosołka

– Odkąd zostałem trenerem Legii, nie wymagano ode mnie wypełnienia limitu gry młodzieżowców, tylko zrealizowania celu sportowego, walki o mistrzostwo Polski, która skończyła się tak, jak się skończyła. Teraz jest rywalizacja o europejskie puchary.

– Powrót Kacpra Tobiasza do bramki czy obecność Macieja Rosołka w pierwszym składzie, to decyzje, które – tak, jak inne – były oparte o poziom treningowy, sportowy. Wojciech Urbański regularnie wchodzi na boisko od paru meczów.

Polecamy

Komentarze (106)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.