Domyślne zdjęcie Legia.Net

A miało być jak w Valencii...

Adam Dawidziuk

Źródło:

18.05.2005 12:42

(akt. 28.12.2018 19:42)

Miało być jak w Hiszpanii. Szkółka zorganizowana profesjonalnie, na wzór sławnej Valencii, gimnazjum i liceum dla młodych chłopców, a wychowankowie mieli zastąpić kupowane za ciężkie pieniądze gwiazdy. Panowie <b>Mariusz Walter</b> i <b>Jan Wejchert</b> nabywając od Pol-Motu pakiet większościowy udziałów w KP Legia Warszawa bardzo cenili sobie tę sekcję. Można stwierdzić, że traktowali ją jak „oczko w głowie” i wiązali duże nadzieje na przyszłość.
I wszystko wskazywało, że tak będzie. Zatrudniono bardzo dobrych i wykształconych szkoleniowców, którzy z pasją pochodzili i podchodzą do zajęć z młodymi adeptami piłki nożnej. Plany były wspaniałe i dalekosiężne. - Chcemy być najlepsi w Polsce - mówił szef sekcji, Andrzej Trzeciakowski. - Do szczęścia brak nam tylko dobrych boisk, bo bez nich nie wychowa się piłkarza. Gimnazjum jest nam potrzebne. Będziemy mieli wybranych na miejscu, rodzice oszczędzą na dojazdach. A my będziemy mieli pewność, że chłopcy się dobrze uczą. Bo u nas za tróję ląduje się na ławce rezerwowych. Potem stworzymy również klasę w liceum. Niedawno minął rok od przejęcia klubu przez holding ITI. W „Młodych Wilkach” grają zdolni chłopcy, wygrywają, czasem nawet po 20:0. Cóż z tego, skoro atmosfery nie ma żadnej, a jeśli już jest, to bardzo zła. Powód? - Powód jest jeden. Nazywa się Andrzej Trzeciakowski. W Młodych Wilkach jest źle. Panuje tam dyktatura. Trenerzy nie mają nic do powiedzenia, a jeśli któryś głośniej zaprotestuje, to od razu jest sprowadzany na ziemię przez swojego szefa. Część z nich jest podwładnymi Trzeciakowskiego w Delcie Warszawa. Wiadomo, jak w dzisiejszych czasach ciężko jest o dobrą pracę. Nic dziwnego, że siedzą cicho – powiedział nam jeden z pracowników klubu. Balon pękł dziesięć dni temu właśnie w Delcie. Po wygranym(!) meczu, za „brak sukcesów i postępów w szkoleniu” dyspozycję złożenia wymówienia otrzymał drugi szkoleniowiec Delty, Dariusz Banasik. W odpowiedzi na wyrzucenie kolegi pierwszy trener Jacek Mazurek i grający szkoleniowiec bramkarzy Marcin Muszyński również złożyli wymówienia. Wszyscy wymienieni panowie są trenerami grup „Młodych Wilków”. Wiadomość o „awanturze w Delcie” szybko dotarła na Łazienkowską i została przyjęta z … ulgą. - Może teraz ktoś się wreszcie zainteresuje tym, co się tu wyprawia. Przecież to skandal. Trenerzy są od dawna zastraszani, dzieci nie mają ochoty grać ani trenować. Rodzice raz po raz przychodzą lub dzwonią do nas ze skargami i pretensjami. Niektórzy zabierają od nas zdolnych chłopców i przenoszą ich do innych klubów. Z Trzeciakowskim nikt nawet nie chce rozmawiać, bo z tym człowiekiem rozmawiać się nie da – powiedział nam jeden z pracowników klubu, który z wiadomych względów chce zachować anonimowość. Dlaczego dzieci nie mają ochoty grać i trenować? Głównym powodem jest zachowanie szefa sekcji, który nawet mówiąc do dzieci nie przebiera w słowach, a już do skandalu doszło na jednym z treningów po śmierci Ojca Świętego. - Pan Trzeciakowski w słowach, których nawet nie wypada przytoczyć wyraził się o naszym papieżu. Mój syn przyszedł do domu cały roztrzęsiony po tym, co usłyszał. Przecież to są bardzo młode dzieciaki, które należy wychowywać i kształtować ich cechy osobowościowe, a nie krzykiem egzekwować polecenia. Oczywiście chłopcy muszą się uczyć dyscypliny, ale po polsku, a nie gwarą więzienną. Potem dziwimy się, że wyrastają nam bandyci i mordercy. A jak może być inaczej, skoro wychowuje taka osoba. Zastanawiam się, czy nie zabrać syna z Legii i nie przenieść gdzieś, gdzie panuje normalna atmosfera – powiedział nam jeden z rodziców, którego syn trenuje w „Młodych Wilkach”. Trzeciakowski znany jest z wybuchowego charakteru, nie przebiera w słowach. Wiele o tym mogliby powiedzieć piłkarze wspomnianej Delty, którzy po większości rozegranych przez siebie spotkań, musieli wysłuchiwać obelg na temat swojej postawy. - Słowo „pedały” należało do łagodniejszych. Zarzucił im nawet to, że zamiast grać w piłkę, bez przerwy tylko podciągali żałobne opaski założone po śmierci Jana Pawła II. Niewybredne wyzwiska sypią się zresztą pod adresem przeciwników, sędziów i zawodników zawsze, kiedy pojawia się na stadionie Delty. A przecież on jest także dyrektorem sekcji młodzieżowej w Legii. Współczuję tym dzieciom i ich rodzicom – opowiada na łamach „Warszawskiego Kuriera Sportowego” jeden z działaczy Delty Warszawa. O ile słowa uważane powszechnie za wulgarne dorosłemu mężczyźnie zaszkodzić raczej nie mogą, o tyle dzieciom na pewno. Niestety, młodzi chłopcy również muszą wysłuchiwać obelg pod swoim adresem. - Byliśmy na turnieju w Krakowie. Po jednym ze spotkań rozegranym przez nasze dzieciaki pan Trzeciakowski wpadł w furię zwyzywał chłopców od najgorszych. Nie wiem, co chciał tym osiągnąć. Kiedy ktoś zwrócił mu uwagę, został również potraktowany w sposób charakterystyczny dla działania tego pana. Po tym zdarzeniu jeden z rodziców przeniósł swojego syna do innego klubu. Bał się o swoje dziecko, bo nie wiadomo, co dyrektorowi sekcji mogło jeszcze przyjść na myśl. Ja również chciałem zabrać syna z Legii. Jednak dla jego młodego serca ten klub znaczy bardzo wiele i uprosił mnie, abym tego nie robił - opowiada jeden z rodziców z oczywistych względów pragnący zachować anonimowość. - Wielokrotnie spotykaliśmy się w gronie rodziców i radziliśmy, co dalej robić. Dzieci tworzą fajny zespół, którego szkoda rozbijać. Są pod wrażeniem pracy trenerów, których sobie chwalą. Jednak nasza cierpliwość powoli się kończy. Kiedyś było tu zdecydowanie lepiej. Na treningi chłopców przychodzili piłkarze z pierwszego zespołu. Bardzo często dzieciakom pomagał i tłumaczył Jacek Magiera. Chyba nie muszę dodawać, jak duże dla nich miało to znaczenie. Teraz tego już nie ma, a Magiera podobno wchodzi w kompetencje Trzeciakowskiego i nie jest mile widziany na zajęciach. Gdzie tu logika? – pyta retorycznie jeden z rodziców. Zgodnie z założeniem w „Młodych Wilkach” każdy młody chłopiec miał mieć szansę gry. Ustalono wysokie, jak na polskie warunki składki, aby ci, których nie stać na ponoszenie kosztów, mogli trenować. Rzeczywistość zweryfikowała tę teorię. Z rozmów z osobami znającymi zwyczaje panujące przy kwalifikowaniu do sekcji jasno wynika, że tak nie jest. „Nie płaci, nie gra” – taka dewiza przyświeca kierownikowi sekcji. Nie od dziś wiadomo, że bez odpowiedniego szkolenia dzieci i młodzieży, polska piłka nożna nigdy nie nawiąże do wspaniałych tradycji z lat 70-tych i 80-tych. Okazuje się, że samo zatrudnienie dobrych trenerów, nie wystarczy. Przede wszystkim zarządzać tym muszą odpowiednie i kompetentne osoby. Praca z dziećmi to rzecz trudna. Trzeba być nie tylko dobrym szkoleniowcem, ale i wspaniałym psychologiem. I takich ludzi zatrudnia sekcja „Młodych Wilków”. Niestety, wszystko wskazuje na to, że są oni kierowani przez osobę, która najzwyczajniej w świecie do tego się nie nadaje. Mamy nadzieję, że ten tekst, choć w niewielkim stopniu przyczyni się do poprawy atmosfery w „Młodych Wilkach”. Małe brzdące biegające dziś po bocznym boisku treningowym stadionu Legii, to przyszłość naszego klubu. Nie śmiemy nawet radzić właścicielom KP Legia Warszawa, co mają robić. Prosimy jedynie o to, aby się temu przyjrzeli. Bulwersujących historii z panem Trzeciakowskim w roli głównej moglibyśmy przytoczyć w tym miejscu jeszcze wiele. Jednak nie o to chodzi. Żyjemy w państwie demokratycznym, czego w codziennej działalności sekcji młodzieżowej nie widać. Miało być jak w Valencii, a jest jak na Kubie – niech to wystarczy za puentę.

Polecamy

Komentarze (0)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.