News: Adam Topolski: Brak mistrzostwa będzie dla Legii tragedią

Adam Topolski: Brak mistrzostwa będzie dla Legii tragedią

Łukasz Pazuła

Źródło: Legia.Net

02.05.2015 09:22

(akt. 08.12.2018 00:32)

- Ani Legia, ani Lech nie są gotowi na grę w Lidze Mistrzów. Chyba, że ewentualny mistrz Polski dokonałby wzmocnień i dobrze przygotuje się do następnego sezonu. Legia była na dobrej drodze. Szkoda, że odszedł Miroslav Radović. Ondrej Duda doznał urazu. W dwójkę napędzali ofensywne akcje. Teraz „Wojskowi” stracili swoich kluczowych zawodników. Warszawianie muszą postarać się o dwóch-trzech piłkarzy, ale światowego formatu. Wtedy będzie można powalczyć o Ligę Mistrzów - powiedział były piłkarz Legii Warszawa Adam Topolski.

Kto według pana zdobędzie Puchar Polski? Lech Poznań czy Legia Warszawa?


- Jeżeli Legia grałaby tak jak na początku tego sezonu, to wskazałbym właśnie na „Wojskowych”. Przy obecnej formie obydwu drużyn zadecyduje dyspozycja dnia. Porównam te spotkanie, do finału Pucharu Polski z 1980 roku w Częstochowie. Wtedy też nie było faworyta, my jednak pokonaliśmy Lecha 5:0.


- W tym finale strzelił pan cudownego gola swojemu szwagrowi Piotrowi Mowlikowi. Często wspomina pan ten mecz?


- Często. Zdobyłem z Legią trzy Puchary Polski. Pierwszy wygrałem miesiąc po moim debiucie w Legii w 1973 roku. W Częstochowie zaś był to bardzo ważny mecz. Walczyliśmy o awans do europejskich pucharów. Wygrana w finale gwarantowała nam udział w tych rozgrywkach. Dodatkowo naszym przeciwnikiem był Lech Poznań, a jak wiadomo, nasze pojedynki zawsze elektryzowały cały kraj. Spore zainteresowanie towarzyszyło temu spotkaniu. Stadion został zapełniony do ostatniego miejsca. Przed i po naszym meczu z „Kolejorzem” w mieście dochodziło do starć między kibicami . My mieliśmy solidny zespół. Tego dnia potwierdziliśmy to na boisku. Najpierw bramki zdobyli Kusto i Okoński. Później ja strzeliłem gola, który dobił rywali. Mieliśmy w tamtym czasie silną ekipę: Janas, Majewski, Bielecki, Baran. Pokazaliśmy się z dobrej strony, zaprezentowaliśmy wysoki poziom gry. Gdybyśmy grali tak w każdym meczu to rok w rok sięgalibyśmy po mistrzostwo Polski.


Rok później w finale Pucharu Polski graliście z Pogonią Szczecin. „Portowcy” okazali się trudniejszym przeciwnikiem? Dopiero pana bramka w dogrywce zadecydowała o losach tego meczu.


- Pogoń dopiero co awansowała do pierwszej ligi. Miała bardzo mocny zespół. Wspomnę chociażby o Turowskim, Wolskim czy Kasztelananie. Trenerem szczecinian był Jerzy Kopa. Pod koniec regulaminowego czasu gry wystraszyliśmy trochę przeciwnika. Trzy minuty do końca, a my mieliśmy rzut karny. Krzysiu Adamczyk nie wykorzystał tej jedenastki i doszło do dogrywki. Udało mi się strzelić tego decydującego gola. Często zdobywałem takie bramki po strzałach z główki. W tym przypadku poszło dośrodkowanie z rzutu rożnego, piłkę piętą podbił „Okonek”, a ja idealnie nabiegłem i trafiłem do siatki. Ta bramka dała mi dużo satysfakcji.


Który gol dla pana był ważniejszy? Ten z Lechem czy z Pogonią?


- Obydwa były dla mnie ważne. Ja pochodzę z Wielkopolski. Zawsze grając przeciwko Lechowi, chciałem pokazać się z jak najlepszej strony. Pragnąłem godnie zaprezentować się przed rodziną czy przyjaciółmi. Jednakże strzelając gola Lechowi tylko przyczyniłem się do zwycięstwa, a tutaj z Pogonią moje trafienie zdecydowało o losach finału.


Zazdrości pan obecnym piłkarzom, że zagrają finał Pucharu Polski na Stadionie Narodowym?


- Finał w Częstochowie odbywał się na małym stadionie, ale był cały zapełniony. Wtedy transmitowała go Telewizja Polska, ponieważ nikt nie miał dostępu do innych kanałów. Natomiast jak pomyślę o Stadionie Narodowym to nogi same rwą się do piłki. Doskonałe warunki do gry. Jeżeli piłkarz wychodzi na takim obiekcie na murawę i ma rywalizować z drużyną, z którą walczy o największe tytułu, to nie trzeba go dodatkowo mobilizować przed spotkaniem. Kibice Lecha i Legii należą do najlepszych w Polsce. Stworzą niezapomnianą atmosferę. W takim meczu trzeba dać z siebie wszystko, zawodnik powinien po spotkaniu wypluć płuca. Nawet ligowe starcie nie będzie tak samo ważne jak te pucharowe. W sobotę na trybunach pojawi się około 45 tysięcy ludzi. Wspaniała arena, szkoda że nie było takich za moich czasów.


Którego trenera wyżej pan ceni? Henniga Berga czy Macieja Skorżę?


- Początkowy okres Berga w Legii bardzo mnie się podobał. Teraz zaczął mieszać w składzie i stara się pokazać, że jest najważniejszy w drużynie. Takie zachowanie uderza w zespół. Wśród zawodników nie ma dobrej atmosfery. Taki Orlando Sa siedzi na ławce, a powinien grać. Reszta piłkarzy też ma odpowiednie atrybuty, a mimo wszystko nie mogą się przebić. Tegoroczne transfery również nie okazały się dobre. Norweg ma bogatą przeszłość piłkarską. Występował w Manchesterze United, mógł się przyglądać pracy sir Alexa Fergusona. To przynosi skutki. Poprawił już grę legionistów, co było widać w europejskich pucharach. Mimo iż „Wojskowi” stracili parę punktów, wciąż są liderem ekstraklasy i w sobotę zagrają w finale Pucharu Polski. Jeżeli norweski szkoleniowiec wyjdzie z tego kryzysu i zdobędzie dublet, będzie wielki. Wyniki go rozliczą. Skorża to młody trener, widzę że nauczył się dużo. Wyciągnął wnioski z wcześniejszych lat. Życiowo się rozwinął, ale jego także możemy ocenić dopiero po sezonie. W tym momencie stawiam znak równa się pomiędzy nich.


Czy według pana, drużyna która zwycięży w finale, zyska mentalną przewagę w walce o mistrzostwo Polski?


- Zdecydowanie tak. Ta drużyna, która zdobędzie Puchar Polski będzie miała psychiczną przewagę. Zrzucą już pewny ciężar. Będą mieli świadomość, że jeśli zostaną mistrzami kraju, zapiszą się do historii. Jeżeli jednak im się nie uda, będą mogli się pocieszyć, że nie zostają z pustymi rękami.


A jakie znaczenie będzie miał fakt, iż Legia w lidze będzie walczyła z Lechem na swoim stadionie?


- To jest bardzo ważny aspekt. Kibice robią niesamowitą oprawę. Ja jak grałem dla Legii i słyszałem doping warszawskich kibiców, to odczuwałem spokój. Kiedy rozpocznie się mecz, człowiek jest w amoku. Chciałem się po prostu wyżyć. Jak schodziłem z boiska to żona zawsze miała kanapkę w samochodzie. Wracając do domu od razu ją zjadałem, ponieważ byłem wykończony. Zwyczajnie słabo mi się robiło. Ja nie umiałem kalkulować. Grałem na całość, dawałem z siebie wszystko i tak właśnie piłkarze powinni postępować.


Nie bez przyczyny kibice śpiewali „Adam Topolski najlepszy obrońca Polski”.


- Bardzo to przyjemnie i miłe. Nigdy nie grałem w reprezentacji Polski, a powinienem moim zdaniem. Niestety, zawsze coś tam stawało na drodze. Mimo to publiczność warszawska mnie doceniła. Noszę w sercu Legię. Jest to klub, któremu wiele zawdzięczam i tego nie ukrywam. Podkreślam to na każdym kroku.


W zeszłym roku Legia zdobyła mistrzostwo Polski przegrywając siedem razy w sezonie. Teraz „Wojskowi” ponieśli już osiem porażek i nadal są liderem w T-Mobile Ekstraklasie. Czy tak wyrównana liga ma więcej plusów czy minusów?


- Jeżeli Legia nie zdobędzie mistrzostwa Polski w tym roku to będzie tragedia. Ma wspaniałe warunki, nie mają problemów z finansami, posiada najlepszych piłkarzy. Lech nie ma takiej kadry jak warszawianie. Tak więc powtórzę, jeżeli „Wojskowi” po tym sezonie zostaną z niczym, będzie to wielka porażka klubu.


Czy Legia albo Lech są gotowe, aby w tym roku powalczyć o Ligę Mistrzów?


- Nie. Ani jeden, ani drugi zespół nie jest gotowy. Chyba, że ewentualny mistrz Polski dokonałby wzmocnień i dobrze przygotuje się do następnego sezonu. Legia była na dobrej drodze. Szkoda, że odszedł Miroslav Radović. Ondrej Duda doznał urazu. W dwójkę napędzali ofensywne akcje. Teraz „Wojskowi” stracili swoich kluczowych zawodników. Warszawianie muszą postarać się o dwóch-trzech piłkarzy, ale światowego formatu. Wtedy będzie można powalczyć o Ligę Mistrzów. Lech za to ma młody, niedoświadczony zespół. Obrona nie należy do najlepszych. Popełnia dużo błędów. Są to najlepsze drużyny w Polsce, ale na rynku europejskim pozostają przeciętne.


Obecny system rozgrywek T-Mobile Ekstraklasy powinien zostać zmieniony, czy panu on odpowiada?


- Mnie jako kibicowi on odpowiada. Są dodatkowe emocje. Przyjemnie się ogląda te przedłużone rozgrywki. Jednak jeśli byłbym piłkarzem, to przeszkadzałoby mi to. Przecież Legia już by miała tytuł mistrzowski w kieszeni.


Prowadzi pan jako trener III ligową Viktorię Wrześnie. Celem waszej drużyny jest utrzymanie. Zrealizujecie go?


- Jest już blisko do celu. Prowadzę ten zespół od IV ligi. To już trzeci rok jak jestem trenerem tej drużyny. Wybrałem ten klub, żeby być blisko domu. Jesteśmy beniaminkiem. Mamy duże szanse na utrzymanie. Ta praca sprawia mi satysfakcję, ponieważ praktycznie cały mój zespół zbudowany jest z młodych chłopców.  Żaden zespół w tej klasie nie ma tyle wychowanków, a my nimi gramy!


Spod pana skrzydła wyszło już paru dobrych piłkarzy. Ma pan w swoje drużynie jakiegoś ciekawego młodzieńca o wysokim potencjale?


- Mam takie dwie, trzy perełki. Jeżeli będą solidnie trenować, to myślę, że powinni zaistnieć w tym sporcie. Niestety, w dzisiejszych czasach agenci szybko wyłapują młodych chłopców i obiecują im nie wiadomo jakie pieniądze. A tutaj jednak trzeba się podszkolić, żeby później móc wejść na ten wyższy poziom. Wypromowałem już paru piłkarzy. Przypomnę chociaż Krzysia Nowaka, którego wynalazłem w Ursusie. Tomek Rząsa, Piotr Reiss, Arkadiusz Głowacki czy Maciej Żurawski oni wszyscy zaczynali się rozwijać pod moją wodzą. Podobnie odkryłem Macieja Murawskiego i kilku piłkarzy Legii Warszawa. Niektórzy z nich dzięki mi stali się późniejszymi reprezentantami kraju. Wierzę, że i tutaj dochowam kolejnego zawodnika, o którym będzie głośno.

Polecamy

Komentarze (12)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.