News: Aleksandar Prijović: Albo mnie kochasz, albo nienawidzisz

Aleksandar Prijović: Albo mnie kochasz, albo nienawidzisz

Igor Kośliński

Źródło: legia.com

14.09.2015 16:15

(akt. 07.12.2018 20:32)

- Dla mnie ważne jest jedno: by szanowali mnie kibice Legii. Nie ma nic pomiędzy. Wiem, że będą osoby, które będą mnie darzyć sympatią nawet wówczas, gdy przez kilka meczów nie trafię do siatki, ale mam też świadomość, że nie zabraknie takich, którzy nie przekonają się do mnie, nawet jeśli będę regularnie zdobywał hat-tricki. Dla mnie ważne jest jedno: by szanowali mnie kibice Legii. A reszta? Mam to gdzieś. Im bardziej kibice rywali mnie nienawidzą, tym lepszy się staję. - mówi w obszernym wywiadzie dla oficjalnej strony klubowej Legii Warszawa jej napastnik Aleksandar Prijović.

Jak będąc tak pewnym siebie, odnajdujesz się w cieniu Nemanji Nikolicia?

- Jestem pewny siebie, znam swoje zalety, ale jestem bardzo szczęśliwy, że "Niko" zdobył już tyle bramek. Życzę mu, by sięgnął po koronę króla strzelców i zrobił wielką karierę. Potrzebujemy tego samego - zwycięstw. Można je osiągnąć tylko poprzez trafianie do siatki. Nie ma aż tak wielkiego znaczenia to, kto optymalną sytuację zamieni na gola. Myślę, że każdy widzi, że nie jestem samolubnym zawodnikiem. Nawet jeśli dostrzegam szansę na pokonanie bramkarza rywali, oddaję piłkę lepiej ustawionemu koledze. Powtórzę to jeszcze raz: liczy się dobro zespołu.

Mówiłbyś tak samo, gdyby nie chodziło o "Niko"? W końcu jesteście najlepszymi kumplami...


- Ooo, nie podpuścisz mnie. Mówiłbym dokładnie to samo. Jasne, mam super kontakt z Nemanją, jesteśmy kolegami z pokoju i poza boiskiem spędzamy razem dużo czasu. Obaj mamy bałkańskie korzenie, jesteśmy w podobnym wieku, więc wiele nas łączy. Wiesz jednak, że mam dobry kontakt ze wszystkimi chłopakami. Jestem zadowolony, że strzela tyle goli i wierzę, że gdy to ja zacznę trafiać, on również będzie mnie wspierał.

 

Z kim jeszcze masz dobry kontakt?

- Wiadomo, że najbliżej mi do chłopaków z Bałkanów. Jeśli jednak spojrzymy na resztę zespołu, dużo czasu spędzam też z Michałem Pazdanem, Ondrejem Dudą, Dusanem Kuciakiem, Guilherme czy Bartoszem Bere...

...Bereszyńskim


- Dokładnie. Strasznie trudno wymówić jego nazwisko... Posłuchaj, naprawdę mam dobry kontakt z każdym. Nigdy w życiu nie miałem konfliktu z kolegą z zespołu. Wiadomo, z jednym rozmawiam częściej, z innym rzadziej, bo dzieli nas bariera językowa. W klubie jest też Michał Żewłakow. Poznałem go po transferze do Legii i... mocno się zdziwiłem. Mówi po serbsku, choć nigdy nie grał na Bałkanach i nie uczył się tego języka. Poznał go, rozmawiając z kolegami z innych drużyn. Jestem pod wrażeniem, bo mówi perfekcyjnie. To w ogóle ciekawa postać, która ma za sobą bogatą karierę i doskonale rozumie futbol. Klub ma dużo szczęścia, posiadając go w swoich szeregach.

 

To może warto nauczyć się polskiego?


- Cały czas się uczę. Rozumiem już trochę słówek, szczególnie tych niegrzecznych (śmiech). Język futbolu jest prosty do zrozumienia, więc komunikacja na boisku nie jest problemem. Kiedy chłopaki dyskutują w szatni, staram się słuchać i próbuję ich rozumieć. Raz wychodzi mi to lepiej, raz gorzej, ale z każdym dniem będę się pod tym względem rozwijał. Zwróć uwagę, że nasze języki są do siebie podobne, więc będzie mi łatwiej niż kolegom z Brazylii. Potrzebuję kilku miesięcy. Wiem, że to ważne, bym potrafił bez trudu rozmawiać z kibicami. Znam kilka języków, więc dobrze będzie dołożyć do nich polski. (...)


Jakby się dało, zniszczyłbyś pewnie też każdego, kto ci podpadnie. Na początku swojej przygody z Legią pokazałeś, że o rodzinę będziesz walczył jak lew.


- Mówisz o sytuacji z Instagrama?

Tak...

- Słuchaj, rodzina jest dla mnie na pierwszym miejscu. Zawsze. Nigdy wcześniej nie byłem w mediach społecznościowych, więc nie miałem pojęcia o istnieniu internetowych trolli. W przeszłości nikt nie podszedł do mnie na ulicy i nie obraził lub w niegrzeczny sposób nie wypowiedział się o moich bliskich. Zareagowałem dość impulsywnie, zdaję sobie z tego sprawę. Zawsze jednak powtarzam: nie zachowuj się w taki sposób, w jaki nie chciałbyś, aby zachowywano się wobec ciebie.

Jaka jest twoja największa wada?

- Hmmm... trudne pytanie... Byłem bardzo niecierpliwy. Zdarzało mi się zachowywać zbyt emocjonalnie w niektórych sytuacjach. Nauczyłem się jednak nad tym panować.

Więc to już nie jest wada. Coś innego?

- Nie. Jestem perfekcyjny, nie mam wad (śmiech). (...)

 

Pamiętasz swój pierwszy mecz na podwórku?

- Nie pamiętam osobiście, ale opowiadał mi o nim tata. Strzeliłem samobója. Miałem tylko pięć lat, więc nie wiedziałem, na którą bramkę atakować. Pobiegłem do tej, która znajdowała się bliżej i sieknąłem gola. Ojciec wytłumaczył mi, że to działa trochę inaczej. Później już trafiałem do tej odpowiedniej.

Futbol fascynuje cię od tamtej pory?

- Tak. Nie rozstawałem się z piłką, spałem z nią, zabierałem ją nawet do szkoły. Grałem przed lekcjami, na przerwach, zaraz po nich. Wiedziałem, czego chcę i nigdy nie bałem się ciężkiej pracy. W dziewiątej klasie trenowałem kilka razy dziennie. O piątej rano tata wysyłał mnie na bieganie, od ósmej do dziesiątej byłem w szkole, później - do dwunastej - ćwiczyłem indywidualnie, a o piątej po południu biegłem na zajęcia mojej drużyny. Gdy widziałem, że trudno mi będzie osiągnąć swój cel, pracowałem jeszcze ciężej.

W szkole byłeś najlepszym piłkarzem?

- Totalnie, w całym regionie.

I zawsze napastnik?

- Zawsze. Kiedy trafiłem do Sankt Gallen, wszyscy rywale mówili, że jestem dwa lata starszy. Tak uważali, patrząc na moje warunki fizyczne. W sumie trochę się im nie dziwię, bo trafiałem nawet z połowy boiska (śmiech). W juniorskich rozgrywkach zawsze byłem najlepszym strzelcem. (...)

I nigdy nie słyszałeś: "Piłka nożna może być dobrym hobby, ale powinieneś zostać lekarzem"?

- Kiedy byłem w szkole, mieliśmy za zadanie, by napisać list motywacyjny. Oddałem czystą kartkę, a nauczyciel mocno mnie za to skrytykował. Odpowiedziałem tylko: "Nie muszę tego pisać. Będę piłkarzem". Byłem pewien. Gdy niedawno odwiedziłem moją rodzinną miejscowość, spotkałem go na stacji benzynowej. Powiedział, że doskonale pamięta tę sytuację i że gratuluje mi spełnienia marzenia.

Czy to oznacza, że nie byłeś dobrym uczniem?

- No nie byłem, muszę być z tobą szczery. Miałem fatalne oceny, szczególnie z angielskiego. Ledwo przechodziłem z klasy do klasy. Nie chciałem się uczyć, nie dbałem o szkołę. Liczyła się tylko piłka. Postawiłem wszystko na jedną kartę. Ojciec bardzo mnie krytykował, ale ja zdawałem sobie sprawę, że albo będę kładł beton z łopatą w ręku, albo osiągnę swój cel. I osiągnąłem.

Kto jest architektem twojego sukcesu?

- Wskazałbym całą moją rodzinę. Kiedy grałem w Parmie, moi rodzice jeźdźili co weekend 500 kilometrów w jedną stronę, bym nie czuł się samotny. Przez całe życie czuję od nich niesamowite wsparcie.

Byłeś dobrym synem?

- Jestem zodiakalnym bykiem, więc chcę rozbijać wszystkie przeszkody. Jako dziecko byłem nadpobudliwy, miałem mnóstwo energii i lubiłem podążać własnymi ścieżkami. Nie uważam jednak, żebym był złym synem. Raczej użyłbym słowa: "trudnym".

 

Całą rozmowę z zawodnikiem "Wojskowych" można przeczytać na Legia.Com.

Polecamy

Komentarze (32)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.