Aleksandar Vuković: Potrzeba chłodnego spojrzenia na sukces i porażkę

Redaktor Marcin Szymczyk

Marcin Szymczyk

Źródło: Polsat Sport

02.11.2020 12:00

(akt. 02.11.2020 12:02)

- Póki w Legii i wokół niej nie powstanie chłodne spojrzenie na sukces ale i na porażkę, to nic się nie zmieni - mówił w programie Cafe Futbol w telewizji "Polsat Sport" były piłkarz i trener Legii Warszawa, Aleksandar Vuković.

- Oglądałem tylko pierwszą połowę meczu Lecha z Rangersami. Pierwszą refleksją był pusty stadion. To duża różnica w porównaniu ze starciem z nami. Ibrox jest stadionem legendarnym. Na Legii zawsze jest głośno, na stadionach w całej Polsce również często jest wiele decybeli, ale z takim hałasem jak na stadionie Rangers się jeszcze nie spotkałem. W meczu z Legią były momenty, gdy człowiek nie słyszał samego siebie, a w starciu z Lechem na trybunach cisza i spokój. Wielką różnicą była też ranga tego spotkania. Lech jak i Rangers osiągnęli awans do fazy grupowej, jakiś cel został spełniony – w przypadku Szkotów cel minimalny, w przypadku Lecha oznaczało to spełnienie wielkich oczekiwań. Oba zespoły mogły więc zagrać na dużo większej swobodzie. Dla nas mecz z Rangers był dla obu stron meczem decydującym o wszystkim i to było czuć w każdym zagraniu. Widzę dużo różnic między tymi spotkaniami, ale niestety wynik jest taki sam.

- Czy nie pomyślałem o tym oglądając mecz Lecha z Rangers, że też powinienem być gdzieś tam w fazie grupowej z Legią? Nie, bo szybko i na chłodno staram się wszystko analizować i podchodzić do tego z rozsądkiem. Dlatego nie jest tak, że cały czas ubolewam i rozmyślam. Życie zweryfikowało pewne plany, które miałem ze wszystkimi w klubie. Nie spełniły się, nie było tak jak oczekiwałem, ale trzeba było to bardzo szybko zostawić w głowie gdzieś z boku. Oglądając spotkanie Lecha na Ibrox przypominałem sobie nasz mecz sprzed roku.

Prowadzący program zauważył, że w meczu Rangersów z Celtkiem znalazł się w pierwszej jedenastce tylko jeden piłkarz, którego nie było w składzie na mecz z Legią Warszawa w sierpniu ubiegłego roku. Tymczasem w spotkaniu z Karabachem zagrało tylko dwóch piłkarzy Legii, którzy wystąpili w starciu z Rangersami. - Steven Gerrard korzysta z dużej liczby zawodników, którzy grali również z nami. Nawet strzelec gola się zgadza. To pokazuje, że klub jest stabilny, a drużyna solidna. Nieprzypadkowo Gerrard wybrał akurat to miejsce by kontynuować swoją karierę. To Szkocja, ale Rangers to wielki klub. My do Legii czy Lecha podchodzimy z pewnymi wymaganiami, co jest uzasadnione. Tak samo jest tam i trzeba mieć trochę wyobraźni, czym w Szkocji są Rangersi. Tam też w stosunku do nich są wymagania, a oni mają wiele możliwości. Lepiej byłoby porównać skład Legii z końcówki poprzedniego sezonu, niż ten ze spotkania z Rangersami. Bo po meczu ze Szkotami drużyna cały czas się kształtowała, przechodziła przebudowę, trwało jeszcze okienko transferowe i po nim rozpoczęła się stabilizacja tego zespołu. Sezon kończyliśmy, nie licząc dwóch ostatnich kolejek, z graczami których uznaje się za trzon zespołu. I tych właśnie ludzi zabrakło w starciu z Karabachem – choćby Luquinhasa, Wszołka, Gwilii czy Karbownika. Oczywiście nie ma zero – jedynkowych sytuacji, w których nie można dokonać wielu zmian czy zmienić taktyki i też że nie można wymienić trenera przed ważnym spotkaniem. Wszystko można! To tylko kwestia odczytania potrzeb zespołu. Jeśli taka jest potrzeba, to można takich ruchów dokonać. To jest klucz. Jeśli widzisz, że zawodnicy starsi stażem, gorzej prezentują się od tych nowych, którzy dopiero co przyszli, to należy dokonać zmiany.

- Patrząc na letnie transfery w Legii to fajnie by było, gdyby wielu tych graczy trafiło do nas w styczniu. Dostaliby wtedy czas, którego potrzebują, by być gotowym na europejskie puchary. Nie mam wątpliwości, co do jakości zawodników, którzy do nas trafili. Pod każdym z tych transferów się podpisałem. Ale nie byłem przekonany, że każdy z nich jest gotów by od zaraz pomóc drużynie. Oni potrzebują czasu, ale jest całe grono zawodników, dzięki którym stabilizacja byłaby możliwa. Mogę z głowy wymienić jedenastkę, która grała w większości meczów w poprzednim sezonie. Naszym problemem w tym sezonie nie był brak stabilizacji. Liczyłem się z tym, że na nowych graczy będę musiał chwilę poczekać i nie było to dla mnie problemem. Wiedziałem, że Kapustka jest dobrym piłkarzem, który zagra trzy-cztery mecze przeciętnie, aż zacznie występować na wysokim poziomie. To jest naturalny proces, na który się godzę. Zaskoczony byłem tylko tym, że przed decydującymi meczami w eliminacjach Ligi Europy, mając po raz pierwszy możliwość postawienia na stabilną jedenastkę z poprzedniego sezonu, nie skorzystano z tego. A byli dostępni – Martins, Antolić, Slisz, Gwilia, Luquinhas, Wszołek, Kante, Pekhart, Karbownik, Lewczuk, Jędrzejczyk – ci wszyscy ludzie są w klubie i byli chwaleni za grę dobrej piłki. I tych ludzi stać było na to samo, tylko do tego potrzeba konsekwencji i sposobności, by przyjąć momenty trudne, które następują bo muszą nastąpić w każdej drużynie. Prześledźmy każdą polską drużynę, która w ostatnich latach coś osiągnęła. Schemat jest podobny – najpierw drużyna dołowała, miała swoje problemy, ale konsekwencją doszła do tego, że pojawiały się wyniki i drużyna była chwalona. W Europie często jest podobnie. Mało jest takich zespołów jak Liverpool, który zaczyna z wysokiego C i kończy sezon mają sto punktów w tabeli. Zwykle jest kryzys, przełamanie i pójście do przodu.

- Jako trener uznaję, że mam pracować z tymi zawodnikami, których mam w szatni. Nie jest tak, że nie mam wpływu na to, kto do tej szatni trafia, ale też nie chcę by to było moim priorytetem. Mam kolegów menedżerów, ale nie mam z nimi relacji zawodowych. To, że ktoś ma swojego zawodnika i oferuje go Legii, to trafia do innych ludzi w klubie i uznaję to za prawidłowe. Moim zadaniem jest ocena stanu faktycznego grupy ludzi z którą pracuję. Nie ma co wymieniać nazwisk jednego czy drugiego piłkarza, którzy obrywają rykoszetem, nie będąc niczemu winni. Dostali propozycje z Legii, przyjęli ją i tyle. W Legii i wokół klubu narosła narracja, że problemem jest to, że się z tych ludzi nie korzysta. Mówiono, że to mój problem czy błąd. I dlatego też nie wierzę, że trener Michniewicz bez żadnych sugestii i informacji zdecydował się na taką liczbę zmian i dokładnie na takich właśnie zmian. Puentując, póki w Legii i wokół niej nie powstanie chłodne spojrzenie na sukces ale i na porażkę, to nic się nie zmieni. Dziś można powiedzieć, że zostawienie w Legii Vukovicia nic by nie zmieniło, ale nie wiemy tego i już się nie dowiemy. Odpowiedzialność za brak fazy grupowej została nieco rozmyta.

- Jestem wdzięczny za lata w Legii i staram się też zrozumieć prezesa, który dał mi szansę. W pewnym momencie uważałem, że tę szansę wykorzystałem. Wierzyłem również, że kubowi i prezesowi wciąż mogę wiele dać. To co mnie razi, to fakt, że w pewnym momencie dało się odczuć ten brak zaufania w stosunku do mnie. Większym zaufaniem cieszyli się w pewnym momencie ludzie, nie będący na co dzień w klubie. Wokół Legii i prezesa zawsze jest spore grono osób, które umiejętnie mu doradzają. I sporo tych podpowiedzi prowadzi do takiej sytuacji, jaką teraz mamy w Legii czyli, że żadną decyzją nie można się szczycić. Ale ogólnie czas w którym pracowałem z prezesem był czasem udanym. Czułem długo zaufanie i wiedziałem na czym stoję. Natomiast potem stało się coś, co trudno mi zrozumieć. Przedłużono ze mną kontrakt na dwa lata, by po dwóch miesiącach mnie zwolnić. A przecież nie trzeba było tego robić, bo w przypadku zdobycia mistrzostwa Polski, umowa automatycznie przedłużała się na kolejny sezon.

- W Polsce gdy zespół ma kryzys, to zaraz zaczyna się mówić o błędach w przygotowaniu fizycznym zespołu. Wiem jak drużyna była przygotowywana, znam parametry różnych badań. W Legii czuwa nad tym Łukasz Bortnik, fachowiec najwyższej możliwej klasy. Udowodnił to kilka razy w poprzednim sezonie. Mówiliśmy w klubie głośno o tym, że po miesiącu siedzenia w domu i wznowieniu rozgrywek, chcemy zagrać wszystkie mecze w silnym zestawieniu w krótkim odstępie czasu, bez normalnych przygotowań, ale przez to pojawią się kontuzje i są nie do uniknięcia i być może później będą problemy ze startem na najwyższych obrotach w nowym sezonie. Po wznowieniu rozgrywek od razu chcieliśmy byś w dobrej dyspozycji mając mecze z Lechem czy Wisłą, zdobyć w nich punkty i później spokojnie kontrolować sytuację. Tak też zrobiliśmy i plan się udał. Mieliśmy kilka spotkań bardzo dobrych, mieliśmy kilka słabych, ale cel na spokojnie osiągnęliśmy, na trzy kolejki przed końcem rozgrywek, co dawno nie miało miejsca. Ale byliśmy świadomi i mówiliśmy, że to wszystko utrudni nam przygotowania do kolejnego sezonu. W wielu krajach na naszym poziomie piłkarskim sezony nie zostały dokończone. Przerwy dzięki temu były dłuższe – Szkocja, Chorwacja, Cypr itd. Oczywiście w Polsce sytuacja musiała być inna, choćby ze względu na kwestie finansowe, ale miejmy też świadomość, że to może rodzić problemy. Start był trudny i tego się spodziewaliśmy, ale potem drużyna w trzech meczach zdobyła siedem punktów, intensywnością górowała nad Śląskiem, Zagłębiem czy Pogonią. To świadczy, że zespół był dobrze przygotowywany fizycznie. To, że wcześniej tak nie było, że z Omonią nie było tego było spowodowane tym, że brakowało nam zawodników jak Wszołek czy Kante, którzy tej intensywności grze nadają. Nie było też w meczu z Omonią dużej różnicy czy przepaści między zespołami. To była drużyna do przejścia i powinniśmy ją ograć, ale nigdy nie brałem tego jako pewnik. Nie podchodzę do meczu z pozycji klubu czy drużyny, która na pewno musi wygrać z Omonią, bo innej opcji nie ma.

- W Polsce patrzy się tylko na wynik, nie na okoliczności meczu. Prowadząc klub z Serbii pierwszym wnioskiem po spotkaniu z Omonią byłoby to, że zostaliśmy okradzeni. Tyle błędów sędziowskich na niekorzyść jednego zespołu w jednym meczu, zdarza się naprawdę rzadko. Niezasłużona czerwona kartka, rzut karny na Kante niepodyktowany – nikt nie bierze pod uwagę tego. A przecież nie przegraliśmy w taki sposób, jak został przegrany mecz z Karabachem, gdzie Legia nie miała nic do powiedzenia i została zmiażdżona pod każdym względem.

- Po raz kolejny wrócono do tematu braku Carlitosa w meczu z Rangersami na Ibrox. – Każdy ma prawo do oceny, ale problem polega na tym, że oceniający nie mają przed oczami wszystkich składowych i zmiennych. Wiedza jaką ludzie mają to fakt, że w poprzednim sezonie facet strzelał gole, a w obecnym trener na niego nie stawia i na tej podstawie wyciągane są wnioski. Prowadzą zespół nigdy nie upierałem się, że muszę komuś coś udowodnić. Postępowałem zgodnie z tym, co się działo w drużynie, na treningach i grali ci, którzy swoją postawą na to zasłużyli. Nie chcę teraz o wszystkim opowiadać na forum publicznym, po to by wytłumaczyć się ze swojej decyzji. Jeśli byłaby to decyzja krzywdząca zespół, to drużyna szybko by mi dała to do zrozumienia – w tym danym momencie, lub chwilę później. Ale zespół zareagował pozytywnie, co było widać w dalszej części sezonu.

Polecamy

Komentarze (55)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.