News: Borysiuk wraca do Legii! (akt. 21:33)

Ariel Borysiuk: Gdyby nie Urban nie wiem gdzie dziś bym był

Michał Talaga

Źródło: weszlo.com

20.03.2013 14:03

(akt. 04.01.2019 13:51)

Ciekawego wywiadu serwisowi weszlo.com udzielił Ariel Borysiuk. Były już defensywny pomocnik stołecznej Legii opowiada m.in. o swoim życiu osobistym, o grze w Legii, kulisach transferu do Niemiec - Najbardziej zmieniły mnie narodziny dziecka, rok i trzy miesiące temu. Ci, co mają dzieci, wiedzą, że to przewraca życie do góry nogami, też w pozytywnym sensie. Człowiek dojrzewa. A wiadomo, jak to było w Legii. Nie masz dziewczyny, mieszkasz sam, jakieś baleciki w głowie, nie możesz się ustatkować, przez to jakaś beznadziejna forma… Mogę narzekać na tę ligę, a był moment, kiedy sam grałem w niej tragicznie. Z Legii, wydaje mi się, wyjechałem w dobrym momencie. Wycisnąłem praktycznie wszystko. Osiągnąłem maksimum możliwości, pokazałem się w Lidze Europy i pojawiła się okazja transferu do Bundesligi - opowiada. Borysiuk

W Polsce byłeś idealną ofiarą kibiców – hejterów. Piłkarz Legii, ma kasę, bawi się na mieście, jeździ dobrym samochodem, nie skończył szkoły…


- Było, sam widzisz, troszeczkę tych spraw pozaboiskowych… Ale umówmy się – w Polsce pojadą z każdym. Nieważne, czy rzuci szkołę, czy jest super wykształcony. Wiem, że nie mam zbyt wielu miłośników swojego talentu. Sam też nie uważam siebie za wybitnego piłkarza, bo wszystko osiągnąłem ciężką praca. Gdy grałem w juniorach, w kadrze województwa lubelskiego, ten talent był większy. Grałem z przodu i spodziewałem się, że zrobię karierę jako ten, który kreuje grę. Potem w Legii trener Urban wymyślił mi pozycję defensywnego pomocnika i musiałem się przestawić. Trochę mi to zajęło, ale z perspektywy czasu wyszło mi to na dobre. Ale mówię – gdyby wycisnęli mnie bardziej jako ofensywnego, to może osiągnąłbym więcej.


Aż ciężko sobie to wyobrazić. Jesteś postrzegany jako typowy defensywny pomocnik.


- Teraz tak, ale sześć-siedem lat temu naprawdę byłem bombardierem. Trudno w to uwierzyć, ale tak było.


Potem celownik poszedł do góry…


- Dokładnie. I polowałem na niemiłych kibiców (śmiech). Trener widocznie zauważył, że mam predyspozycje, by grać na defensywnej pomocy. To jedna z najbardziej przychylnych mi osób w dorosłej piłce. Gdyby nie on, nie wiadomo, gdzie dziś bym był.


Nie wiem, na ile śledzisz media, ale pojawia się wiele opinii ekspertów, którzy radzą młodym środkowym pomocnikom, by nie szli twoją drogą. Sam na Twitterze pisałeś, że Andrzej Iwan ma rację, że Borysiuk nie dorasta do pięt Łukasikowi i Furmanowi. Niedawno Dariusz Dziekanowski otwarcie też do nich apelował, by byli bardziej kreatywni niż ty.


- Tak mnie wszyscy postrzegają – jako brutala, bo często łapałem żółte kartki i grałem wślizgiem, bezpardonowo. Może przez to mam w Polsce taką etykietkę. Mówisz o Furmanie i Łukasiku… Gdy ja grałem w Legii, oni byli schowani na dole. Teraz znowu przyszedł trener Urban i pozwolił im się wybić. Chciałbym, by byli kreatywniejsi ode mnie, bo sam sobie zdaję sprawę, że nigdy nie będę Xavim ani Pirlo. A jeśli eksperci tak się wypowiadają na mój temat? To ich zdanie. Kiedyś Kamil Grosicki został skrytykowany przez Zbigniewa Bońka i odpowiedział, że nie wypada mu podważać jego słów. Ja też nie będę polemizował z kimś, kto osiągnął więcej ode mnie, bo wyszedłbym na głupka. Czasem krytyka po człowieku spływa, czasem dotyka, ale Iwan i Dziekanowski zrobili nieporównywalnie większe kariery, więc nie mogę się do tego odnieść.


A kiedy krytyka cię dotyka?


- Jak czasem człowiek przeczyta komentarze, to naprawdę może się zagotować. 38 milionów wielkich ekspertów od piłki.


Ciebie ta krytyka jakoś mocniej dotknęła? Trafiłeś do dorosłej piłki w bardzo młodym wieku. Mówimy o Furmanie i Łukasiku, którzy są w podobnym wieku do ciebie, a ty debiutowałeś już dawno temu.


- Dziś taka krytyka w ogóle nie robi na mnie wrażenia. W wieku 18-19 lat miałem słabszy okres w Legii i w pewnym momencie się pogubiłem. To był mój błąd. Zamiast przykręcić śrubę i w tym młodym wieku jeszcze bardziej się rozwinąć, stałem w miejscu. Wszyscy to zauważali i pojawiło się zwątpienie – czy Legia to nie za wysokie progi. A rok wcześniej, gdy strzeliłem gola z Odrą, niektórzy mówili, że nowy Deyna. Sam zresztą chciałem nim być, ale nie wyszło i nie wyjdzie (śmiech). Ale mówię – tamtego okresu żałuję, to był problem wyłącznie mojej głowy, ale na szczęście wyszedłem na prostą.


Narodziny córki to punkt przełomowy w twoim życiu i karierze?


- Tak mi się wydaje. Kiedy pewni ludzie dowiedzieli się na Legii, że spodziewam się dziecka, pojawiło się trochę nieprzychylnych komentarzy. Że to za wcześnie, że sobie nie poradzę i wszystko się zawali. Też się trochę obawiałem, ale przy wsparciu rodziny i narzeczonej wszystko poszło dobrze i akurat wtedy, bo Legia grała właśnie w Lidze Europy, wycisnąłem z siebie maksa. Czyli jednak dziecko pomogło mi w utrzymywaniu formy. Teraz też nie gram padaki i mimo kilku problemów, ustabilizowałem formę.


Trenerzy w Legii mieli do ciebie natomiast pretensje, że kompletnie olałeś szkołę i nie zrobiłeś matury. Żałujesz tego czy traktujesz to na zasadzie – „olać to, i tak sobie poradziłem”.


- No, poradziłem sobie, poradziłem, ale szkoła na pewno by się przydała. Byliśmy młodzi i uparci, a nie tylko trener Magiera naciskał na nasze wykształcenie. Trener Urban też przeprowadzał z nami rozmowy na ten temat, ale to było jak rzucanie grochem o ścianę. Cokolwiek mówił, my odbijaliśmy piłeczkę.


Ale z geografii Belgii i Niemiec – o czym już kiedyś wspomniałeś – nie będziesz miał problemu.


- Na szczęście nie miałem wtedy dostępu do Twittera i nie wiedziałem, co się dzieje i jakie opinie pojawiają się na mój temat. Informowałbym na bieżąco, o co chodzi z tym transferem... Miałem dwie dobre oferty – lepszą finansowo, i to zdecydowanie – z Belgii oraz z Kaiserslautern, które dawało perspektywę gry w Bundeslidze. Na początku zdecydowałem się na Kaiserslautern i byłem pewien, że jadę do Niemiec, po czym Belgowie rzucili naprawdę brutalną propozycję dla mnie i trochę większą dla Legii. Także wiesz, trochę mi się zamotało w głowie. Pojechałem do Belgii, pogadałem z trenerem i się dogadaliśmy i na poniedziałek rano miałem umówione badania lekarskie. Sześć godzin mnie wymęczyli i pojechaliśmy do Brukseli, do siedziby prezydenta. Wieźli nas do tego pałacu, a ja już byłem zdecydowany, że… jadę do Niemiec.Club Brugge to wielki klub. Tak mi się przynajmniej wydawało. A tu wszystko dookoła takie… Jak w Bełchatowie. Porównując całą otoczkę dookoła klubu z Legią – przepaść.


Powiedz na koniec – patrząc na swoje losy, chyba osiągnąłeś więcej niż mogłeś. Debiut w wieku 16 lat w Ekstraklasie w tamtym okresie był dla ciebie darem od losu.


- Można powiedzieć, że zapoczątkowaliśmy z Maćkiem Rybusem stawianie na młodzież, bo gdziekolwiek spojrzałeś, najmłodszy zawodnik miał 25 lat, a reszta to stare konie. Gdyby nie Urban, może byśmy się z „Rybką” obijali po Puszczach Niepołomice. Wyciągnął do nas rękę i fajnie, że dziś Furman i Łukasik mają takiego trenera. A co do mojej osoby… Gdyby ktoś mi wtedy powiedział, że trafię do klubu z Bundesligi za dobre, jak na nasze realia, pieniądze, to wziąłbym to z pocałowaniem ręki.

 

Cały wywiad z Arielem Borysiukiem dostępny jest pod tym adresem

Polecamy

Komentarze (20)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.