News: Ariel Borysiuk: Legia była wobec mnie cierpliwa

Ariel Borysiuk: Legia była wobec mnie cierpliwa

Piotr Kamieniecki

Źródło: Legia.Net

15.10.2012 22:30

(akt. 10.12.2018 15:55)

- Na początku w Kaiserslautern miałem mega ciężkie treningi. Przykłada się do nich wielką wagę. W Polsce bywa tak, że ci którzy nie grają, mają zajęcia w wielkim poważaniu, tam każdy walczy o miejsce w zespole. Nie żałuję wyjazdu, jeśli jest okazja, to trzeba z niej korzystać. Faktycznie, była propozycja powrotu do Legii na początku tego sezonu, ale zacząłem grać w Czerwonych Diabłach i sprawa upadła - mówi w rozmowie z Legia.Net Ariel Borysiuk, były pomocnik Legii, a obecny piłkarz Kaiserslautern. Zapraszamy do lektury!

Nie żałujesz, że odszedłeś do Niemiec akurat w tamtym momencie, zimą?


Staram się niczego nie żałować w swoim życiu. Podjąłem taką, a nie inną decyzję i nie ma do czego wracać. Na pewno źle się czułem zostawiając Legię, kolegów i miasto, które znałem. Ruszyłem jednak za granicę, aby się rozwijać. 

 

Gdybyś mógł ponownie wybierać, nadal zdecydowałbyś się na Kaiserslautern?


- Tak, nadal wybrałbym Kaiserslautern. Zdobywam tam coraz lepszą pozycję i zupełnie nie żałuję tej decyzji. 

 

Jakie czynniki zdecydowały wtedy, że wybrałeś opcję niemiecką?


- Przede wszystkim perspektywa gry w Bundeslidze, która rzadko się zdarza. Skorzystałem z tej możliwości i nikt już mi tego nie odbierze, nawet jeśli uznamy tę rundę za epizod. 

 

Nabrałeś pewności siebie lub poczułeś presję po tym, jak zapłacono za ciebie milion euro?


Żadnej presji nie czułem. Odczuwać może ją Cristiano Ronaldo, za którego zapłacono ponad 90 milionów. Nie oszukujmy się, ta kwota nie powala na kolanie w futbolu. 

 

Twoja przygoda w "Czerwonych Diabłach" rozpoczęła się od czerwonej kartki. Cała ta sytuacja podziałała na ciebie motywująco?

 

- Nie da się ukryć, że byłem trochę zdołowany po tym debiucie. Byłem w Niemczech sam, bez rodziny. Minęło trochę czasu, zanim doszedłem do siebie. Najbardziej żałuję, że musiałem pauzować akurat w meczu z Bayernem Monachium. 

 

Tabela jasno pokazała, że zasłużyliście na spadek. 


- Zasłużyliśmy na opuszczenie szeregów Bundesligi. Zabrakło jakości i umiejętności. Nie ma co się tłumaczyć, byliśmy najsłabsi w całej stawce. 

 

Informowaliśmy, że Legia chciała cię latem wypożyczyć (tutaj). Jak wiele prawdy w tym było?

 

- Faktycznie była taka opcja na początku okresu przygotowawczego. Trener nie za bardzo widział mnie w pierwszej jedenastce. Później zaczęło się jednak układać w klubie, a temat powrotu od Polski upadł.

 

Pozostałeś w Niemczech i odgrywasz coraz ważniejszą rolę w drużynie. "Odgrywa wiodącą rolę w drużynie, dobrze gra w środku pola, pokazuje na boisku dynamikę i odpowiednie nastawienie, którego czasem brakuje innym" - pisze o tobie "Kicker", cieszą te słowa?


- Wiadomo, że dobre słowo zawsze cieszy, ale nie za bardzo przejmuję się opinią mediów. Rzadko czytam gazety, staram się odcinać od tego i zawsze dać z siebie wszystko na boisku. Zdarzały mi się słabsze mecze w barwach Legii, ale nikt nie mógł odmówić mi zaangażowania. Podobnie jest w Niemczech. 

 

Dostajesz już coraz mniej żółtych kartek. Oznacza to, że nie łapiesz ich już w tak głupi sposób jak to bywało czasami w Legii?


- Nie wiem kiedy łapałem głupie kartki. Strasznie się grzeję, kiedy słyszę takie sformułowanie. Zawsze starałem się pomóc drużynie i częste napomnienia wynikały z walki, a nie z głupoty. W tym sezonie obejrzałem dwa "żółtka" w dziesięciu spotkaniach, nie jest źle.

 

Czego nauczyła cię gra w Niemczech? Jak porównałbyś treningi w Legii, do tych w Kaiserslautern?


- Za kadencji pierwszego trenera, zajęcia były dla mnie mega ciężkie. W Polsce liga zaczynała się za miesiąc, a w Niemczech rozgrywki już trwały, a do Kaiserslautern pojechałem prosto ze zgrupowania Legii. Na początku byłem nieźle zakręcony, ale z każdym tygodniem było i jest lepiej. W Bundeslidze trening jest podstawą. Czasami na zajęciach jest bardzo brutalnie, każdy walczy o miejsce w składzie. Brakuje tego u nas. Bywa, że Ci, którzy nie grają, mają trening w głębokim poważaniu. 

 

Twój niemiecki wygląda lepiej niż włoski Wojciecha Pawłowskiego?


- Trudno żeby nie było lepiej (śmiech). 


Myślisz, że gdybyś został w Legii z Maciejem Rybusem i Marcinem Komorowskim, to Legia zdobyłaby mistrzostwo? Maciej Skorża lubił usprawiedliwiać się takim stwierdzeniem...


- Trudno powiedzieć. Legia miała jesienią wiele pożytku z Maćka, to jego brakowało w stolicy bardziej niż mnie. 


Czym różni się dla ciebie Jan Urban od Macieja Skorży. 


- Jan Urban na mnie postawił i do dziś bardzo mu za to dziękuję, pokazał tym ruchem wiele odwagi. Poczułem się potem w Legii za luźno. Zacząłem robić rzeczy, które nie pozwalały na optymalny trening. Zdarzały się chociażby wyjścia do klubów. W pewnym momencie odbiła mi sodówka i grałem... kupę. Dziwię się, że stołeczny klub miał do mnie tyle cierpliwości. Legia mogła mnie wtedy oddać, chociaż szczerze wątpię czy znalazłby się ktoś, kto chciałby mnie pozyskać. Odżyłem za czasów Macieja Skorży, wiedziałem, że będę miał konkurencję w postaci Ivicy Vrdoljaka i Alejandro Cabrala. W tym momencie zaczęła liczyć się tylko piłka.

 

Jak to było z tymi doniesieniami, że w szatni rządzi Ljubo i spółka, a nie Maciej Skorża?


- Czasami "Ljubo" ustalał skład. Dziękuję mu, że na mnie postawił (śmiech). Trenerem zawsze był Skorża. Danijel... jest takim piłkarzem, którego trzeba czasem pogłaskać żeby zagrał dobry mecz i czuł się dobrze. Można było odczuć, że Serb jest ważny. Dla mnie jest to przede wszystkim najlepszy piłkarz z jakim zdarzyło mi się grać. Dodatkowo, to naprawdę śmieszny facet.

 

Skorża powiedział kiedyś drużynie dlaczego bał się stawiać na młodzież?


- Szkoleniowiec stawiał na mnie i "Rybkę". Potem dawał grać Michałowi Żyro i Rafałowi Wolskiemu, więc dawał szanse młodym. Nie widzę tu żadnego problemu. 

 

Jaki Maciej Skorża był w szatni. Tchórzliwy na jakiego kreowały go media i kibice czy potrafił solidnie wstrząsnąć zespołem? 


- Przede wszystkim w przerwie, albo po przegranym meczu, trener był, delikatnie mówiąc, nerwowy. Widać było, że nienawidzi przegrywać. Pierwszy sezon pokazał, że nie byliśmy drużyną. W zespole nie było jedności i gry dla dobra Legii. Drugi rok pracy Skorży był już dobry, szkoda tylko wiosny i straconej okazji na mistrzostwo. Wszyscy widzieliśmy co się stało. 


Rozmawiając potem z kolegami, mówili ci dlaczego nie wyszło?


- Myślę, że oni sami do końca nie wierzyli w to, że nie zdobyli pierwszego miejsca w Ekstraklasie. To wręcz niesamowite zepsuć taką okazję na mistrzostwo...

 

Oglądasz w Niemczech polską ligę w telewizji?

 

- Oglądam, ale jedynie mecze Legii i Pogoni Szczecin. Pozostałe spotkania rzadko. 

 

Jak podoba ci się to, co prezentują w tym sezonie legioniści?


- Legia gra na razie dobrą, ofensywną piłkę. Jan Urban stara się grać dwójką napastników, co wcześniej mu się nie zdarzało. Mam nadzieję, że nie dobije się to czkawką stołecznemu klubowi. Liczę, że kolejka po kolejce, w Warszawie będą gromadzone punkty, co doprowadzi klub do mistrzostwa. 


Co sądzisz o swoim następcy, Danielu Łukasiku?


- Niektórzy mówią, że jest lepszy ode mnie, więc zastępuje mnie bardzo dobrze. Życzę Danielowi, aby Legia zrobiła na nim większy interes niż na mnie. Wydaję mi się, że nie będzie to trudne. 

 

Który z piłkarzy Legii jest według ciebie w pełni gotowy na zagraniczny transfer?


- Pan Piotr Zygo, na pewno wie to lepiej ode mnie (śmiech). 


Polecasz młodym piłkarzom szybki wyjazd za granicę?


- Nie żałuję wyjazdu. Jestem dumny, że mogłem występować w barwach Legii, ale nie oszukujmy się... Ekstraklasa do najmocniejszych lig w Europie nie należy. Jeżeli ma się okazję do wyjazdu, trzeba z niej korzystać. 


Żyrą i Wolskim interesowały się już potężne kluby. Dziwiły cię wszystkie doniesienia i kwoty wymieniane w ich kontekście? 


- Byłem trochę zaskoczony tym, jakie kluby się nimi interesowały. Nie wiadomo do końca ile w tym było prawdy. Dobrze znam Michała i Rafała, wierzę, że pomogą w tym sezonie Legii w wywalczeniu mistrzostwa Polski. 

 

Narodziny dziecka dużo zmieniły w twoim życiu?


- Dużo. Córka jest dla mnie najważniejszą osobą. Staram się jej poświęcać jak najwięcej czasu i chyba nie zawodzę w roli ojca.


Mówi się, że Adam Matuszczyk szybko wydoroślał dzięki dziecku. Można coś podobnego powiedzieć o tobie?


- Zawsze starałem zachowywać się w życiu w miarę poważnie. Może w wieku 18-19 lat był czas na zabawę, ale teraz wolne chwile spędzam z rodziną, a nie w klubach.

Polecamy

Komentarze (36)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.