News: Bartosz Bereszyński: We Włoszech co tydzień mam "małą Ligę Mistrzów"

Bartosz Bereszyński: Berg dobrze wszystko dokończył

Piotr Kamieniecki

Źródło: weszlo.com

01.06.2014 03:17

(akt. 04.01.2019 13:18)

- W trakcie rozgrywek te obciążenia są coraz wyższe i chyba widać, że fizycznie wyglądamy dobrze. Tak naprawdę nie ma żadnych problemów, bo wszyscy poszli do przodu. „Rzeźnik”, Ivo, „Jodła”, „Brzytwa”, „Rado”, „Duda”, „Żyrko”… W Polsce przyjęło się, że obóz przygotowawczy to zakładanie pięciokilowej kamizelki i bieganie po górach, a - jak widać - nie musi to iść w parze. Jasne, trzeba ciężko trenować, ale można te obciążenia inaczej zaplanować, tym bardziej, że ta runda była tak krótka. Teraz meczów będzie jesienią - mam nadzieję - dużo więcej i letni obóz pewnie będzie cięższy. Nie chcę jednak mówić, że trener Urban zrobił coś źle, bo to mega gość i najlepszy szkoleniowiec, na jakiego trafiłem. Po prostu trener Berg dobrze wszystko dokończył - uważa w rozmowie z portalem "Weszło" Bartosz Bereszyński, zawodnik stołecznej Legii.

W Legii jest lepiej, niż w Lechu?


- Dla mnie jest. Czuję się tu lepiej i zrobiłem większy postęp niż w Poznaniu. Legia zrobiła dla mnie dużo więcej. Jest mi bliższa, bo poczułem się tu dużo lepiej i mam wsparcie ze strony wszystkich. Jeśli kiedyś wyjadę z Legii, to zawsze będę wracał do Warszawy - po prostu dobrze się tu czuję.


Jak postrzegałeś swoją pozycję w ekstraklasie, zanim trafiłeś do Legii? Uważałeś siebie za przeciętnego ligowca?


- Zawsze miałem trochę talentu, ale przede wszystkim nie poddawałem się i walczyłem do końca. Wielu było bardziej utalentowanych ode mnie, którzy odpadali po drodze, a ja szedłem dalej. Ciężką pracą doszedłem do tych małych sukcesów. Co sądziłem na swój temat? Nie uważałem siebie za super piłkarza, ale czułem, że stać mnie na wiele.


Biorąc pod uwagę całą twoją sytuację, kluby, które się tobą interesowały i twój status w ekstraklasie, nie pomyślałeś sobie, że Legia to za wysokie progi?


- To był dla mnie szok. Dochodziły mnie słuchy, że pojawiło się wstępne zainteresowanie, ale i tak nie dowierzałem. Nagle siadamy w Fabryce Futbolu, rozmawiamy o kontrakcie, ktoś wyciąga telefon i mówi: „prezes Leśnodorski chce z tobą rozmawiać”. Jeszcze nie trafiłem do Legii, a już miałem okazję go poznać, natomiast w Lechu przez kilka lat prezesa nie widziałem w ogóle. Poczułem się ważny. Poczułem po raz pierwszy od paru lat, że ktoś mnie chce i nie po to, by zapchać jakąś dziurę w rezerwach. Następnie zapytali, czy nie zamykam się na prawą obronę, odpowiedziałem, że nie, po czym usłyszałem od trenera Urbana, że dostanę szansę. Nikt w Legii mnie nie oszukał. Wszyscy dotrzymali słowa. 


Po pierwszym sezonie różnie cię oceniano. Z jednej strony zostałeś odkryciem ligi, z drugiej wytykano ci brak liczb.


- Zgadzam się z tym zarzutem w stu procentach. Jak ktoś mi powie: „nie masz asyst”, to nie odpowiem: „jak nie mam, skoro mam!”. Wiem o tym i staram się to poprawić. Po złamaniu nosa pauzowałem przez dziewięć tygodni, nie grałem w żadnym meczu i ciężko pracowałem z trenerem Sokołowskim nad dośrodkowaniem, ostatnim podaniem i przyjęciem piłki. Czuję, że zrobiłem postęp. Nawet w meczu z Ruchem mogłem zaliczyć asystę, ale piłka zaplątała się „Rado”, a w innej sytuacji mogłem wycofać do „Sagana”. Przez cały sezon nie miałem tyle okazji do ostatnich podań, co w trzech ostatnich meczach. Widzę, że jest progres i liczę, że statystyki przyjdą. Czasem wystarczy pięć minut z trenerem Sokołowskim, kilka wrzutek, by złapać jakiś schemat, inaczej ułożyć stopę i zostanie to w głowie.


Jesteś zadowolony ze swojego drugiego sezonu w Legii?


- Były mecze dobre, poprawne i słabsze, ale nauczyłem się jednego: cierpliwości. Ze Steauą wypadłem na dwa miesiące, potem znowu, ale za każdym razem wracałem i udało się miejsce wywalczyć. Czy jestem zadowolony? Mam mieszane uczucia. Nie mam wielkich pretensji do siebie, że coś źle zrobiłem. Nie da się przejść okresu przygotowawczego, występować we wszystkich sparingach, pauzować dziewięć tygodni, wrócić i nagle nie wiadomo, jak grać. Potrzebny jest rytm, ale wiem, że stać mnie na dużo więcej. Szczególnie, jeśli chodzi o liczby.


Zgadzasz się z Radoviciem, że Legia jest dziś tak mocna, że teraz pokonałaby Steauę?


- Żyro jest w mega formie, „Kosa” wraca, Ondrej pokazał się z super strony, „Rado” strzela gola za golem i przede wszystkim defensywa jest poukładana. Zwróć uwagę, w ilu meczach nie straciliśmy gola lub Dusan nie miał roboty. Po Orlando też widać, że sporo potrafi, ale przyjechał tu kompletnie nieprzygotowany. Jeśli będzie ciężko pracował, to jestem przekonany, że zacznie strzelać. Czy pokonalibyśmy dziś Steauę? Nie wiem, ale sądzę, że tak wiele osób nie skazywałoby nas na porażkę, jak wtedy. Może teraz te proporcje - 25 procent za Legią, 75 za Steauą - odwróciłyby się na naszą korzyść?


Całą rozmowę z Bartoszem Bereszyńskim można przeczytać w serwisie "Weszło" w tym miejscu

Polecamy

Komentarze (8)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.