Domyślne zdjęcie Legia.Net

Batalia z Górnikiem - cz. 2

Marcin Gołębiewski

Źródło: Legia.Net

18.02.2005 23:59

(akt. 29.12.2018 06:53)

Po zwycięstwie 5:2 i remisie 2:2 sprawa awansu do Finału Pucharu Polski była już zamknięta. Przed drużyną Pawła Janasa stał teraz ważniejszy cel – zdobycie mistrzostwa Polski. Na drodze stał jak w przypadku gry o finał Pucharu Polski – Górnik

Trzy dni po meczu półfinałowym Pucharu Polski z Górnikiem Legię czekała ligowa potyczka z Polonią Warszawa, która już przed tym meczem była pewna spadku do II ligi. Zwycięstwo z Polonią oraz remisy w Zabrzu (Górnik - Stal Mielec) i Łodzi (ŁKS - GKS) zapewniały już na kolejkę przed końcem ligi mistrzostwo. Oczywiście gdyby nie odjęte trzy punkty na starcie rozgrywek Legia już wcześniej cieszyła się z mistrzowskiej korony.


Pierwsza szansa na mistrzostwo 

Trener Paweł Janas był bardzo ostrożny w prognozach przed tym meczem. - Myślę tylko o wygranej z Polonią - mówił na dzień przed meczem z Polonią. - Zawodnicy z Konwiktorskiej nie walczą o nic. Są w lepszej sytuacji psychicznej. Wierzę w swój zespół. Na pewno nie zlekceważymy Polonii, która spadła już do II ligi. 


Większymi optymistami byli piłkarze - Wojciech Kowalczyk i Leszek Pisz. Obaj wierzyli, że Legia zwycięstwem z Polonią zapewni sobie mistrzowski tytuł martwiły ich tylko kontuzje podstawowych zawodników po dwumeczu z Górnikiem. 

- W zespole nie panuje zbyt wesoły nastrój - mówił Kowalczyk. - Kilku piłkarzy ma kontuzje po brutalnej grze w Zabrzu. W środę znów gramy z Górnikiem. - Stal Mielec jest w stanie zdobyć w Zabrzu jeden punkt - twierdzi Pisz. 


W meczu z Polonią niezdolni do gry byli kontuzjowani Zbigniew Mandziejewicz (skręcony staw kolanowy – najpoważniejszy uraz zakończony operacja w Austrii) oraz Krzysztof Ratajczyk (rozcięta noga – założone szwy). 


Nerwowe Derby 


Derby Warszawy zgromadziły na trybunach przy Konwiktorskiej 12 tys. widzów. Mecz był emocjonujący głównie dzięki nieskuteczności legionistów. - Nie pamiętam, żeby mój zespół zmarnował tyle sytuacji - mówił trener Paweł Janas. Już w pierwszej minucie legioniści mogli zdobyć gola. Lekki strzał Pisza z rzutu wolnego w środek bramki bez problemów obronił jednak Jacek Rejent. 

Trzy minuty później Jerzy Podbrożny minął obrońców Polonii i w sytuacji sam na sam z bramkarzem strzelił wysoko nad poprzeczką. - To był ciężki mecz - powiedział Podbrożny. - Czuliśmy, że wygramy. Gole były tylko kwestią czasu. 

Wojskowi stworzyli jeszcze wiele bardzo groźnych sytuacji. Gola zdobyć nie zdołali. Niecelnie strzelali Adam Fedoruk i Marek Jóźwiak. W 17. minucie znajdujący się cztery metry od pustej bramki Dariusz Szeląg strzelił bardzo wysoko nad poprzeczką. 

Po 20 minutach legioniści zaczęli grać słabiej. Mimo to nadal przeważali. Poloniści kontratakowali. Wyróżniał się Piotr Rocki, który kilka razy bez kłopotu ograł Jóźwiaka. W 37. minucie Rocki pobiegł lewą stroną i mocno dośrodkował. Piłka odbiła się od Zbigniewa Robakiewicza i trafiła w słupek. 

Trzy minuty później po podobnej akcji Rocki strzelił z ostrego kąta. Piłka przeleciała między nogami Robakiewicza i wpadła do siatki. Schodzący do szatni legioniści mieli strach w oczach. Po pierwszej połowie mistrzostwo Polski mocno się oddaliło. 

W drugiej połowie pierwszą groźną sytuację stworzyli gospodarze. Sawa bardzo mocno strzelił z 18 metrów. Robakiewicz po ładnej paradzie odbił piłkę. 

W 53. minucie było 1:1. Pisz wykonywał rzut rożny. Paweł Kowalewski wybił piłkę przed pole karne. Podbrożny bez namysłu mocno strzelił. Piłka trafiła w nogę Jacka Zielińskiego i zmyliła leżącego już Rejenta. 

Goście wciąż grali nieskutecznie. W 61. minucie Adam Fedoruk strzelał głową z pięciu metrów i trafił piłką w Rejenta. Trzy minuty później Michalski strzelił niecelnie z kilku metrów. 

W 67. minucie dobrze grający w tym meczu Grzegorz Wędzyński idealnie zagrał do Pisza. Kapitan wojskowych był sam na sam z bramkarzem. Minął go i próbował podać do Wojciecha Kowalczyka. Jednak fatalnie skiksował. 

W 74. minucie pięknym strzałem zza pola karnego popisał się Wojciech Kowalczyk. Piłka odbiła się od poprzeczki i wyszła w pole. Dobitka Wędzyńskiego była niecelna. 

Minutę później Pisz wykonywał kolejny rzut rożny. Precyzyjnie dośrodkował i Michalski z najbliższej odległości zdobył zwycięskiego gola. - Przy obu bramkach Legii miałem niewiele do powiedzenia - tłumaczył po meczu Rejent. 

Dwie minuty później Kowalczyk nie wykorzystał sytuacji sam na sam z bramkarzem. Piłkę wybił Grzegorz Kostyk. 

W 79. minucie po faulu Zbigniewa Tietza na Podbrożnym, Pisz popisał się ładnym strzałem z wolnego. Piłka trafiła w poprzeczkę. Potem Pisz i Podbrożny przegrali kolejne pojedynki jeden na jednego z bramkarzem Polonii. 


- Może to dobrze, że Polonia nas przestraszyła – mówił po meczu kapitan Legii Leszek Pisz. 


Wszystko jasne decydujący macz na Łazienkowskiej 


Górnik wygrał ze Stalą 5:0 natomiast GKS z ŁKS-em 2:1. Teraz wszystko było już jasne Legia do zdobycia mistrzostwa potrzebowała przynajmniej remisu z Górnikiem. Zadanie tym łatwiejsze, że grała na własnym stadionie na którym od dwóch lat nie odniosła porażki. 

Zespół miał do meczu przystąpić jednak osłabiony brakiem jednego z najlepszych piłkarzy Zbigniewa Mandziejewicza, który kontuzjowany został podczas meczu półfinałowego Pucharu Polski. 


Musisz być na tym meczu. Każdy warszawiak dopinguje Legię. Ostatni raz warszawiacy byli mistrzem w 1970 roku. Aby zdobyć tytuł, Legia musi dzisiaj przynajmniej zremisować - to hasła ze specjalnego wydania "Echa Nadwiślańskigo" poświęcone meczowi Legii z Górnikiem. 

- Nie będziemy walczyć o jeden punkt – mówił napastnik Legii Wojciech Kowalczyk. - Górnik musi wygrać, więc mecz będzie bardzo ciekawy. Liczymy na naszych kibiców. W ich obecności nie przegraliśmy już od dwóch lat. 

- Gdy stoicie za moją bramką, to tak jakbyśmy jej wszyscy bronili – mówił w specjalnym liście do kibiców Legii bramkarz Zbigniew Robakiewicz. 


Od mecz z Polonią w Warszawie nie mówiło się o niczym innym jak o meczu z Górnikiem. Kibice podarowali piłkarzom, trenerom i działaczom warszawskiego zespołu złote krzyżyki. Miały im pomóc w wywalczeniu piątego tytułu mistrza Polski. 


15 tys. biletów 

Przygotowano 15 tys. biletów. Dla tych, którzy ich nie dostali czekała transmisja w TV. Co ciekawe mecz decydujący o mistrzostwie Polski TVP miała zacząć transmitować dopiero od II połowy. To była częsta praktyka stosowana przez telewizję publiczną. Na szczęście w Warszawie funkcjonowała niezapomniana stacja TOP Canal, która pokazała cały mecz. 

W pierwszym dniu sprzedaży biletów z kas ubyło ich 10 tys. Cała sprzedaż trwała dwa dni. 


Przed meczem 

- Mecz z Górnikiem przeżywam bardziej niż pojedynek z Hiszpanami w Barcelonie (mecz finałowy z Hiszpanią na Olimpiadzie w Barcelonie przegrany przez Polskę 2:3 – przyp. red.). Wtedy sukcesem był dla nas sam awans do finału. Teraz drugie lub trzecie miejsce nikogo nie ucieszy. Będzie to najważniejsze spotkanie, jakie rozegrałem w lidze. W ubiegłym roku tytuł odebrała nam decyzja PZPN. Bardzo pragniemy udowodnić naszym wrogom i przyjaciołom, że jesteśmy najlepsi. Jestem warszawiakiem, czuję się bardzo związany z tym miastem i Legią. Wiele lat przychodziłem na stadion przy Łazienkowskiej jako kibic. Dopingowałem wybitnych piłkarzy, którzy byli dla mnie wzorem. Bardzo przeżywałem, że przez tyle lat nie udało im się sięgnąć po tytuł. Teraz sam mam szansę. Cały rok pracowaliśmy na ten sukces. Teraz wszystko zależy od jednego meczu. Obiecuję, że nie zawiedziemy. 

- Myślę, że dzięki naszej publiczności będziemy się lepiej czuli niż przeciwnicy. Piłkarze Górnika będą mieli kibiców przeciwko sobie, a remis nic im nie da. W Warszawie nie przegraliśmy już od dwóch lat. Tym razem nie powinno być inaczej. Pewności dodały nam mecze w Pucharze Polski. Zdajemy sobie jednak sprawę, że Górnik to groźny zespół i na pewno nie można go zlekceważyć. W meczach pucharowych strzelili nam aż cztery gole. Z drugiej strony udowodniliśmy, że potrafimy pokonać ich bramkarza. Tak więc łatwiej będzie osiągnąć sukces grając ofensywnie. 


Wyjazd do Konstancina 

Trener Janas zdecydował się, że odizoluje drużynę przed meczem z Górnikiem zabierając ją na zgrupowanie do Konstancina. Do Warszawy piłkarze wrócili półtorej godziny przed spotkaniem. 

- Jestem pewien, że tym razem sędzia nie dopuści do brutalnej gry. Jeśli jednak tak się stanie, nikt z nas nie cofnie nogi. My też potrafimy grać ostro i zdobyć psychiczną przewagę nad rywalem – mówił Paweł Jansa. 


Zawodnicy Górnika pewni siebie 

Zabrzańskich piłkarzy równie mocno wierzyli w sukces swojej drużyny jak legioniści. 

- Niektóre gazety pisały, że zawodnicy Legii specjalnie się "szykują", żeby zniechęcić mnie do gry. Podwójnie mnie to mobilizuje. Nastawiam się na bezpardonową walkę, w końcu każdą kontuzję można wyleczyć, na pewno mnie nie przestraszą - stwierdził Mielcarski, najlepszy zawodnik Górnika. 

- Spore znaczenie może mieć brak w stołecznym zespole Zbigniewa Mandziejewicza, który z Piszem decyduje o grze wojskowych – mówił pomocnik Górnika Grembocki. - Walki się nie boimy, jesteśmy twardsi niż warszawiacy. Trzeba tylko uważać na ich kontrataki. Bardzo ważny będzie początek. Nie możemy dać się zepchnąć do obrony - dodał pomocnik Górnika. 

Wszyscy zabrzanie zgodnie twierdzili, że nie mają kompleksów po pucharowym meczu w Warszawie, przegranym 2:5. - Do 25. minuty tamtego spotkania to my mieliśmy lepsze sytuacje podbramkowe. Legia po pierwszym groźnym ataku od razu strzeliła gola. Teraz będzie inaczej. W ogóle nie dopuszczam myśli o porażce - mówił Koseła. 

- Musimy atakować od pierwszej do ostatniej minuty. Nie można liczyć na jakąś przypadkową bramkę. Legia jest faworytem, szanse oceniam na 60:40 na jej korzyść, ale to chyba dobrze. Moi młodsi koledzy zagrają bez obciążenia psychicznego - stwierdził bramkarz górnika Marek Bęben. Jego zdaniem doping warszawskich kibiców zmobilizuje do walki również zabrzan. - Dobrze że mecz będzie transmitować telewizja. Jeśli ktoś zdecyduje się na złośliwe zagranie, musi się liczyć z tym, że zobaczy to cała Polska. 

- To będzie "mecz prawdy". Zobaczymy, kto jest lepszy. Jeśli uda nam się wygrać, zrekompensujemy naszym kibicom zawód, jaki sprawiliśmy trwoniąc kilkupunktową przewagę - stwierdził Mielcarski. 


Górnik stracił przewagę z pierwszej części sezonu przegrywając w rundzie rewanżowej z ŁKS-em, Sokołem Pniewy, Hutnikiem Kraków i Widzewem Łódź. W rundzie jesiennej zabrzanie przegrali tylko raz w 1 kolejce z Ruchem Chorzów. 


Brychczemu zależy najbardziej 

Jedną z osób ze sztabu szkoleniowego Legii, której najbardziej zależało na wywalczeniu mistrzostwa był Lucjan Brychczy jedyny z legionistów, który miał udział w zdobyciu przez Legię wszystkich tytułów mistrza Polski. Cztery razy sięgał po to trofeum jako zawodnik. Teraz miał szansę powtórzyć ten sukces jako trener. 

- W 1973 z zawodnika Legii zostałem jej trenerem. Właśnie z tamtym momentem związane jest moje najbardziej przykre wspomnienie z tych 40 lat spędzonych w Warszawie. Ostatni mecz miałem rozegrać przeciwko Górnikowi na Łazienkowskiej. Przed meczem odbyło się oficjalne pożegnanie. Dostałem kwiaty i różne pamiątki od wielu polskich klubów. Czułem się wspaniale, tym bardziej że po kwadransie Legia prowadziła 1:0 po golu Roberta Gadochy. I wtedy nastąpiła katastrofa. Przegraliśmy 1:4. To był najsmutniejszy dzień mojego życia – wspominał Brychczy. 


Paweł Janas o rundzie wiosennej 

8 stycznia, gdy Paweł Janas został pierwszym trenerem Legii, warszawianie zajmowali w tabeli siódme miejsce. Mieli sześć punktów straty do Górnika Zabrze. Wiosną Legia grała świetnie. W 29. kolejce awansowała na pozycję lidera. Z 21 meczów (razem z PP) wygrała 14, zremisowała 7, strzelając 53 gole. - Mam nadzieję, że dziś nie okaże się, iż cała praca w tej rundzie: 28 punktów, 42 strzelone bramki i tylko osiem straconych, pójdzie na marne - powiedział trener Legii Paweł Janas na kilka godzin przed meczem. 

- Kiedy zaczynałem pracę, mieliśmy dużą stratę do Górnika Zabrze. Starałem się nie zwracać uwagi na to, jak grają rywale. To mi bardzo pomogło. Postanowiłem, że przede wszystkim my musimy być w porządku. Grać dobrze i wygrać. Zacząłem się denerwować, kiedy zdałem sobie sprawę, że mamy coś do stracenia. Najbardziej przeżywałem mecze z Wartą, Polonią oraz pucharowy pojedynek z Górnikiem w Zabrzu – zdradzał przed meczem trener Legii Paweł Janas

- Z większością zawodników występowałem kiedyś na boisku. Od lat jesteśmy kolegami, dzięki czemu nietrudno nam było znaleźć wspólny język. Mieliśmy sporą stratę, ale postanowiliśmy spróbować. Decydujące znaczenie miały trzy zwycięstwa na początku rundy wiosennej. Po meczach z Zagłębiem, Hutnikiem i Siarką piłkarze uwierzyli, że to, co robią, ma sens i prowadzi do wyznaczonego celu. Jestem szczęśliwy, że się udało. Następnej szansy mogło przecież nie być. W Legii gra wielu bardzo dobrych piłkarzy, którzy nie zdobyli nigdy tytułu mistrza Polski 

- Zespół zaczął grać bardzo ofensywnie, skutecznie i widowiskowo. Na stadion przychodzi regularnie po 10 tysięcy widzów. Zawodnicy rozumieją, że grają dla nich. Szkoda jednak, że nie ma z tego powodu innych korzyści. PZPN zmienił regulamin tak, że wysokie zwycięstwa nie są opłacalne. Gdyby wszystko było po staremu, o mistrzostwo Polski nie musielibyśmy walczyć do ostatniej kolejki. Różnica bramek pozwalałaby spokojnie myśleć o finale Pucharu Polski. 

- Duża strata do Górnika w rundzie jesiennej wynikała z tego, że odebrano nam trzy punkty. Zawsze będę uważał, że decyzja PZPN była niesłuszna. W tym roku półfinałowe mecze Pucharu Polski pokazywała telewizja. Wszyscy kibice w Polsce widzieli, jak sędzia niesłusznie podyktował karnego przeciwko Legii, a inny nie uznał prawidłowo strzelonej bramki dla ŁKS. W tym wypadku nikt nie protestował. 

- Gdy ja grałem w Legii, drużyna nie była kolektywem. Każdy z nas pochodził z innego miasta, w Warszawie mieszkaliśmy bez rodzin. Ja w każdej wolnej chwili wsiadałem do samochodu i jechałem do Łodzi, gdzie mieszkała żona i syn. Kiedyś mieliśmy w klubie znacznie gorsze warunki. Nie było sponsora, klub często zalegał z wypłatami. Były kłopoty ze sprzętem. Teraz jest inaczej. Zawodnicy, choć nie wszyscy pochodzą z Warszawy, mają tutaj swoje mieszkania, są z nimi rodziny. Wszystko przebiega zgodnie z ustalonym regulaminem. Są warunki, by wygrywać. Zawodnicy nie mogą na nic narzekać. 


Mecz o mistrzostwo 

W końcu nadszedł ten dzień 15 czerwca 1994 roku. Mecz decydujący o wszystkim. Na trybunach 20 tys. widzów, (mimo, że biletów było tylko 15 tys.). Już kilka godzin przed meczem kibice szturmowali bramy stadionu. Jedni przepłacali konikom za bilety (po 500 tys., zamiast 120 tys. zł), inni skakali przez ogrodzenie i ganiali się z policją. 


Brutalne spotkanie 

Mecz był bardzo brzydki i niezwykle zacięty. Fauli było więcej, niż w meczach półfinałowych Pucharu Polski. Już w 3. minucie Mielcarski sfaulował Wędzyńskiego i został ukarany żółtą kartką. Na początku przewagę osiągnęli legioniści, by po kwadransie oddać ją zabrzanom. Górnik spisywał się bardzo dobrze. Lider Legii Pisz nie potrafił pokierować grą gospodarzy. Najlepszym legionistą był Ratajczyk, któremu na dwa dni przed meczem zdjęto szwy z kontuzjowanej nogi. 

W 13. minucie po starciu z Szemońskim złamał żebro Zieliński. Zastąpił go Jóźwiak, który nie wytrzymał obciążenia psychicznego i był najsłabszym zawodnikiem na boisku. Wszyscy legioniści grali nerwowo natomiast zabrzanie niezwykle brutalnie. Sześć minut przed końcem pierwszej połowy czerwoną kartką ukarany został Bałuszyński. Chwilę później Szemoński zdobył gola dla Górnika. Jak pokazały powtórki telewizyjne gol został zdobyty nieprawidłowo. Obrońcy Legii słusznie reklamowali aut a w tym czasie piłkarz Górnika zdobywał prowadzenie dla swojej drużyny. Sędzia wskazał na środek boiska i w tym momencie to Górnik był mistrzem Polski. 

Wojskowi grali coraz bardziej nerwowo. Natomiast piłkarze Górnika grali coraz brutalniej walcząc o każdą piłkę tak aby ją odebrać nie zważając na faule i nieczyste zagrania. Kiedy tylko legioniści przejmowali piłkę zabrzanie próbowali odebrać ją jak najszybciej coraz częściej brutalnie faulując legionistów. Taka gra szybko się zemściła. Goście stracili kolejnego piłkarza (Dziuka). 

W 69. min przyszła najważniejsza akcja tego spotkania. Po dośrodkowaniu z rzutu rożnego główkowali Podbrożny i Fedoruk. Strzał tego ostatniego dał Legii remis i tytuł mistrzowski a Fedorukowi miano „złotej główki”. 


Nerwowy "koniec" spotkania 

Minęła już 90. minuta, gdy sędzia Sławomir Rędziński odgwizdał spalonego. Kibice Legii sądząc, że to koniec meczu przeskoczyli ogrodzenie i wbiegli na boisko. Ale kiedy warszawscy piłkarze tłumaczyli im, że się pospieszyli, sędzia zakończył spotkanie. 


Radość po zwycięstwie 

Stadion opanowali kibice Legii. Całowali trawę i słupki, zrywali siatki z bramek, ścierali się - choć dość łagodnie, jak na swoje zwyczaje - z policją, stawali gremialnie naprzeciw trybuny honorowej i długo śpiewali. Dopiero po godzinie piłkarzom udało się ponownie wybiec na murawę, by dziękować kibicom. Pierwszy Wojciech Kowalczyk w papierowej koronie z Burger Kinga na głowie. Za zwycięstwo zespół dostał 200 tys. dolarów do podziału. 

- Tańczymy labada, labada, labada. Tańczą go kibice Legii Warszawa - wrzeszczało wieczorem 1000 kibiców Legii na Rynku Starego Miasta. 


Górnik spadł na trzecie miejsce w tabeli. Wicemistrzem został GKS, który pokonał Sokoła Pniewy i o jeden punkt wyprzedził Górnika Zabrze. 


Po meczu powiedzieli: 

Artur MAZUREK (dyrektor ASPN Legia): Jestem w siódmym niebie. Pretensje do sędziego są nieuzasadnione. 

Zbigniew RELIGA (znany kardiochirurg): Górnik zagrał wspaniale, był zdecydowanie lepszy. Nie chcę oceniać pracy sędziego. Tym niech się zajmie PZPN. 

Alojzy JARGUZ (przedstawiciel [Polskie Kolegium Sędziów] oceniający pracę arbitrów): To był mecz-horror. Sędzia musiał karać zawodników. O czasie spotkania decyduje arbiter. Przed każdym wznowieniem gry, oprócz rzutu karnego, może zakończyć mecz. Protesty zabrzan nic nie dadzą. Spotkanie i tak było przedłużone. 

Tomasz WAŁDOCH (obrońca Górnika): Jestem zaskoczony postępowaniem sędziego. Rzadko się zdarza, by w jednym meczu arbiter pokazał trzy czerwone kartki. Takie przypadki zdarzają się tylko w Ameryce Południowej. Legioniści również faulowali, ale kartkami nie byli karani. 

Janusz WÓJCIK (poprzedni trener Legii): Denerwowałem się tak jak wszyscy kibice Legii na trybunach. Cieszę się jednak, że wojskowi zdobyli tytuł. Jest w tym także trochę i mojej zasługi. Nie chcę oceniać sędziów. Od tego jest PZPN. 

Jerzy BRZĘCZEK (kapitan Górnika): W meczach o taką stawkę zawsze jest walka. Musieliśmy się liczyć z takimi konsekwencjami. Gdybyśmy grali chociaż w dziewięciu, mielibyśmy większe szanse. Gratuluję Legii mistrzostwa. 

Edward LORENS (trener Górnika): Nie było to dobre spotkanie, ale dramatyczne. Przez ponad pół godziny byliśmy mistrzami Polski. Szkoda, że kończyliśmy mecz w ósemkę. To wielki sukces, że mimo osłabienia dotrwaliśmy do końca i nie przegraliśmy. Mam pretensje do sędziego. W takim meczu nie wolno szastać kartkami. Nie widziałem ani jednego ostrego wejścia swoich piłkarzy. 

Janusz ROMANOWSKI (dyrektor Rady Sponsorów Legii): Czekałem na ten moment 24 lata. Pierwszy raz mam okazję przeżywać zakończenie sezonu i mistrzostwo kraju. W ubiegłym roku leżałem w szpitalu, po ciężkim wypadku. Myślę, że w przyszłym sezonie również będę sponsorem legionistów. Trener Janas zasłużył, by prowadzić drużynę w europejskich pucharach. 

Paweł JANAS (trener Legii): Mecze o taką stawkę zawsze są nerwowe. W całej rundzie wiosennej byliśmy najlepsi. Zdobyliśmy najwięcej punktów i bramek. 

Ksiądz Mariusz ZAPOLSKI: Od pięciu lat jestem związany z Legią i cieszę się z mistrzowskiego tytułu. Mecz mi się nie podobał. Górnik zginął od własnej broni. Nie można kopać kości przeciwników, tylko piłkę. Sędzia nie popełnił błędu. 

Marcin JAŁOCHA (pomocnik Legii): Mam podbite oko po przypadkowym zderzeniu z jednym z rywali. Gdzie jednak jest walka, tam lecą wióry. W reprezentacji będę pomagać Brzęczkowi, którego dziś pilnowałem. 

Grzegorz WĘDZYŃSKI (pomocnik Legii): Cieszę się, że udało mi się wystąpić w najważniejszym meczu sezonu. Zabrzanie grali brutalnie, ja to odczułem pierwszy po faulu Mielcarskiego. Na szczęście sędzia kontrolował sytuację na boisku. 

Znowu stracimy mistrzostwo? 

Po meczu na łamach prasy rozpoczęła się dyskusja. Zabrzanie czuli się oszukani przez sędziego. Nie widzieli swoich fauli a czerwone kartki dla swoich piłkarzy potraktowali jako „drukowanie”. 

- Spodziewałem się, że Legia przygotuje różne numery i będzie mieć po swojej stronie sędziego. Jednak to, co działo się na stadionie przy Łazienkowskiej to już przesada. Nie może tak być i to w meczu o taką stawkę. Pan Redziński skrzywdził zabrzan i pozbawił Górnika mistrzostwa Polski. Oba zespoły grały twardo, a jednak sędzia patrzył przez palce tylko na grę gospodarzy. 
- Grembocki i Dziuk nie powinni w żadnym razie być wyrzuceni z boiska. Znowu po zakończeniu ligi pozostał niesmak - 

- Nie ma na to słów. Od samego początku sędzia robił "swoje". Górnik był lepszy. 

- W całej Europie gra się tak jak zagrał Górnik. Legia była po prostu finansowo lepiej przygotowana do tego spotkania. 

To tylko kilka cytatów z Gazet kilka dni po meczu w Warszawie. Oczywiście te wypowiedzi należą głównie do trenerów i działaczy z południa Polski. 


Nagonka na sędziego 

Na celowniku znalazł się sędzia spotkania Sławomir Redziński. 

Wielu obserwatorów uważa, że mecz był "ustawiony" przez Legię. Oskarżenia wobec stołecznego klubu mogą być jednak bezpodstawne. Przecież to nie działacze Legii zadecydowali o tym, że najważniejszy mecz sezonu sędziował jeden z najsłabszych ligowych arbitrów. Miał sędziować Roman Kostrzewski. Krótko przed meczem Wydział Sędziowski PZPN zmienił sędziego. 

Sławomir Redziński widział niemal wyłącznie przewinienia popełniane przez zabrzan. Trzech wyrzucił z boiska. Z czego to wynikło? 

Może pan Redziński sędziował najlepiej, jak umie? Jeśli tak, to powinien jak najszybciej porzucić tę profesję. Możliwe, że sędziował, jak "dyktowało mu serce". Ale tu znowu rodzi się dylemat: czy pan Redziński jest kibicem Legii, czy może coś zachęciło go do "gospodarskiego sędziowania"? Gdyby taki zarzut się potwierdził, sprawą powinien zająć się prokurator. 

Współczując piłkarzom Górnika należy jednak pamiętać, że po jesiennej rundzie rozgrywek mieli aż sześć punktów przewagi nad Legią. Potem systematycznie przewagę tracili, grali słabo, bez ambicji. Dopiero w końcówce sezonu zaczęli walczyć. Ciekawe, czy zdają sobie sprawę, że mistrzowski tytuł stracili jakby "na własne życzenie"...
 pisała Gazeta Wyborcza. 


Niepogodzeni z przegraną do dziś 

Sympatycy Górnika do dziś uważają, że mecz był przez Legię „ułożony” i nie mogą pogodzić się z porażką. 

Cytat z strony internetowej Górnika Zabrze dział: Historia 

Przed sezonem 1993/1994 Górnik dokonał wielu wzmocnień (Brzęczek, Mielcarski, Kłak). Cały sezon Górnik grał wspaniale, wygrywał mecz za meczem lecz cóż z tego gdy w ostatniej kolejce jeden człowiek zniszczył całoroczny trud Górnika i ostatnie resztki sprawiedliwości na naszych stadionach. Postawa sędziego Redzińskiego przeszła do historii jako akt wyjątkowej stronniczości. 


Moje skromne zdanie 

Oczywiście moje zdanie w tej dyskusji z racji sympatii do Legii nie może być uznane za bezstronne ale mecz widziałem i od początku przerażony byłem brutalną grą Górnika. Tą samą taktykę piłkarze z Zabrza przyjęli także w meczach półfinałowych Pucharu Polski. Dzięki temu udało im się wyeliminować z najważniejszego meczu sezonu Zbigniewa Mandziejewicza. Zgadzam się jak najbardziej z opinią ksiądza Mariusza Zapolskiego, który mówił po meczu: Górnik zginął od własnej broni. Nie można kopać kości przeciwników, tylko piłkę. Sędzia nie popełnił błędu

Pamiętać trzeba także o tym, że Legia przystępowała do rozgrywek z ujemnymi punktami i gdyby nie to już przed tym meczem byłaby mistrzem Polski. W przekroju całego sezonu legioniści zdobyli najwiecej punktów i strzelili najwiecej bramek. Wygrali 19 spotkań z 34. 


Bez protestu bez prezesa 

Dwa dni po tym, jak piłkarze Górnika Zabrze przegrali mistrzostwo Polski, Władysław Kozubal zrezygnował z funkcji prezesa i członka zarządu klubu. Zabrzanie nie złożyli ostatecznie protestu do PZPN. W tym roku mistrzostwa Legii już nikt nie odebrał. 


A na dokładkę Puchar i Superpuchar 

Na dokładkę legioniści zdobyli jeszcze Puchar Polski oraz Superpuchar dwukrotnie pokonując ŁKS Łódź. To był początek najlepszych lat w historii Legii – kolejne mistrzostwo, awans do Ligi Mistrzów i awans do ćwierćfinału tych rozgrywek. O tym wszystkim możecie jednak przeczytać w poprzednich odcinkach naszych wspomnień. Dla Górnika to był początek upadku jego świetności, od tego czasu zespół z Zabrza, 14-krotny mistrz Polski częściej grał o utrzymanie w lidze niż o najlepsze lokaty w tabeli. Kiedyś mecze z Górnikiem to był ligowy klasyk obecnie zwykły mecz ligowy. Dla tych jednak, którzy pamiętają te wspaniałe potyczki z przed lat mecze z Górnikiem nigdy nie będą tylko zwykłymi ligowymi spotkaniami. 


Małe podsumowanie 

LEGIA ZDOBYŁA w sezonie 1993/1994 52 PUNKTY. Bilans gier: 20 zwycięstw - 12 remisów - 2 porażki. W domu: 12-5-0. Na wyjeździe: 8-7-2. Jesienią: 7-8-2. Wiosną: 13-4-0. 

Bramki zdobyte: 72 (u siebie 44, na wyjeździe 28; jesienią 29, wiosną 43). Strzelcy: Kowalczyk 13 (7 jesienią i 6 wiosną), Podbrożny 11 (wiosną; jesienią 3 gole dla Lecha Poznań), Michalski 8 (wiosną), Pisz 6 (3 i 3), Fedoruk 6 (3 i 3), Kruszankin 5 (2 i 3), Mandziejewicz 5 (1 i 4), Grzesiak 5 (jesienią), Jałocha 4 (2 i 2), Śliwowski 4 (jesienią), Zieliński 1 (wiosną), Dziekanowski 1 (jesienią), Wędzyński 1 (wiosną). 2 samobójcze: Dźwigała z Polonii i Nowak z Miliardera. Bramki z rzutów karnych: Podbrożny 2 i Fedoruk. 

Bramki stracone: 24 (u siebie 11, na wyjeździe 13; wiosną 15, jesienią 9). 16 goli przepuścił Robakiewicz (w 21 meczach, średnia 0,8), a 8 - Szczęsny (w 13 meczach, średnia 0,6). 

Czerwona kartka: Grzesiak (w 47. minucie meczu w Stalowej Woli). Żółte kartki: 41 (u siebie 13, na wyjeździe 28; jesienią 31, wiosną 10). Upominani byli: Ratajczyk 8 razy, Jałocha 7, Fedoruk 4, Pisz 4, Szczęsny 3, Zieliński 3, Michalski 3, Podbrożny 2 (jesienią w Lechu 2), Grzesiak 1, Jóźwiak 2, Mandziejewicz 1, Wędzyński 1. 

W sezonie 1993/94 na boisku występowali. Bramkarze: Zbigniew Robakiewicz (21 meczów, 1890 minut), Maciej Szczęsny (13, 1170). Obrońcy: Juliusz Kruszankin (32, 2872), Krzysztof Ratajczyk (30, 2537), Jacek Zieliński (29, 2220), Marek Jóźwiak (24, 1175), Arkadiusz Gmur (1, 26). Pomocnicy: Leszek Pisz (34, 3060), Zbigniew Mandziejewicz (32, 2880), Radosław Michalski (33, 2743), Adam Fedoruk (32, 2676), Marcin Jałocha (28, 2382), Grzegorz Wędzyński (20, 854), Dariusz Bayer (8, 410), Dariusz Czykier (5, 211), Piotr Czachowski (2, 99). Napastnicy: Wojciech Kowalczyk (33, 2930), Jerzy Podbrożny (17, 1530), Zbigniew Grzesiak (12, 727), Dariusz Dziekanowski (6, 478), Maciej Śliwowski (5, 434), Dariusz Szeląg (5, 93), Hubert Kopeć (4, 156), Andrzej Głowacki (4, 62). 

W pierwszej jedenastce: Robakiewicz 21 razy, Szczęsny 13 - Kruszankin 32, Ratajczyk 29, Zieliński 24, Jóźwiak 11 - Pisz 34, Mandziejewicz 32, Fedoruk 32, Michalski 32, Jałocha 28, Wędzyński 6, Bayer 4, Czykier 3, Czachowski 2 - Kowalczyk 33, Podbrożny 17, Grzesiak 8, Dziekanowski 6, Śliwowski 5, Kopeć 1, Szeląg 1. 

Trenerzy: Janusz Wójcik (17 meczów rundy jesiennej), Paweł Janas (17 meczów rundy wiosennej). 

Asystenci: Paweł Janas (17 meczów rundy jesiennej), Lucjan Brychczy (cały sezon). 




Na podstawie: Gazeta Wyborcza, Życie Warszawy, Przegląd Sportowy, Tempo, Piłka Nożna, Nasza Legia, Sport, Rzeczpospolita, własne. 

Polecamy

Komentarze (0)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.