News: Bogusław Leśnodorski: Marzy nam się pozyskanie dwóch reprezentantów.

Bogusław Leśnodorski: Ligę wygra Legia

Redaktor Marcin Szymczyk

Marcin Szymczyk

Źródło: sportowefakty.wp.pl

30.03.2019 10:05

(akt. 30.03.2019 11:10)

- Wybieram na stadion Wisły, w koszulce Legii, zresztą jak zawsze. Tak sobie zorganizowałem czas, że w czwartek wyjechałem w góry do Zakopanego, a w niedzielę będę na stadionie. Chciałbym, żebyśmy wygrali sprawiedliwie, a nie tak jak ze Śląskiem... OK, zdobyliśmy trzy punkty, fajnie, ale jednak tak średnio fajnie. Nie oddajemy strzałów na bramkę, w zasadzie to nie gramy w piłkę. Lubię walkę, podoba mi się na przykład Atletico Madryt, ale ten zespół kontroluje mecz, walczy jakością. A nie wykopuje na pałę - mówi w rozmowie ze "Sportowymi Faktami" były prezes Legii, Bogusław Leśnodorski.

Tak jak dzisiejszy zespół prowadzony przez Ricardo Sa Pinto?

- Wszyscy wiedzą, że nieprzyjemnie się tę drużynę ogląda, tylko co z tego? Na koniec ważna jest tabela. Co ja mogę powiedzieć z perspektywy kibica? Z Pucharu Polski odpadliśmy z pierwszoligową drużyną. Podoba mi się, jak prezentuje się Raków, świetną robotę wykonują w Częstochowie trenerzy i ludzie zarządzający klubem, ale porażkę z nimi uważam za straszny obciach. 

W Legii wszystko jest odwrotnie, niż ja bym zrobił. Świadomie płaciłem duże pieniądze Arturowi Jędrzejczykowi, uważałem, że trzeba dbać finansowo o Polaków, na przykład Pazdana, chciałem ściągnąć do zespołu Błaszczykowskiego czy Grosickiego. Polski klub powinien być wizytówką polskiej piłki, to nie obcokrajowcy mają w nim decydować. Model stosowany obecnie w Wiśle Kraków jest zbliżony do tego, który ja preferuję. 

Po pana odejściu z Legii był to zespół najpierw chorwacki, później stał się portugalskim.

Moim zdaniem, poważny polski klub powinien być oparty na ludziach, którzy jego barwy mają we krwi, którzy są z nim związani. To powinni być ludzie okazujący sobie szacunek, mający charakter, wspólne cele, idee. W Wiśle tak jest. Są Kuba, Wasyl, Maciek Stolarczyk. Mają jaja, są po ludzku fajni. No, ale każdy ma swój pomysł. 

Pan rozumie wizję budowania drużyny przez Dariusza Mioduskiego? Znacie się przecież dobrze.

Właśnie nie znam Darka dobrze. Jak zacząłem go poznawać, to się okazało, że się nie dogadamy. Gdy wpadł na pomysł, żeby zacząć się angażować w Legię, to dość szybko okazało się, że widzimy wiele rzeczy inaczej.Nie rozumiałem, co on do mnie mówi, może za głupi byłem. Po dwóch latach dalej nie wiem, o co mu chodzi. Ale jako kibic Legii twierdzę, że ligę wygramy. O stylu wszyscy zapomną. Oczywiście wolałbym, żebyśmy grali w piłkę, a nie kopali się po głowach, ale jeżeli ma to nas doprowadzić do mistrzostwa, przystaję na to.

Co szczególnie zapamiętał pan pracując w Legii?

- Wspólne przeżywanie wyników, osiąganie celów. Nie chcę, żeby to nieelegancko zabrzmiało, ludzie pewnie nie zdają sobie z tego sprawy, ale my podchodziliśmy do meczów na pewniaka. Nawet jak walka o mistrzostwo trwała do ostatniego meczu. Bardzo mi się podobał mecz ze Sportingiem Lizbona, który wygraliśmy 1:0 i awansowaliśmy z grupy Ligi Mistrzów do Ligi Europy. Przez 90. minut byliśmy od nich lepsi. Dobrzy goście, ale ani przez chwilę nie było zagrożenia, że nie wygramy. Taktycznie to było mistrzostwo świata z naszej strony. Zawsze też cieszyło mnie, jak Lech dostawał od nas łomot.

A te trudniejsze momenty to?

- W sezonie 2014-15 po wygranym Pucharze Polski wiedzieliśmy, że jesteśmy najlepsi w kraju. Nie uważaliśmy, że o mistrzostwie zdecyduje mecz z Lechem Poznań tydzień później, zagraliśmy go mentalnie na 90 procent, straciliśmy czujność i przegraliśmy 1:2. Mam do siebie największe pretensje o ten moment, nie zidentyfikowałem go jako decydujący. Później Górnik Zabrze się podłożył i przegraliśmy mistrzostwo jednym punktem.Z Ajaksem Amsterdam w Lidze Europy w sezonie 2016-17 też nie powinniśmy przegrać, byliśmy nawet przekonani, że ich przejdziemy (Ajaks dotarł wówczas do finału Ligi Europy). A, no i Celtic, walkower. Słabe to było.

Zapis całej rozmowy z Bogusławem Leśnodorskim można przeczytać na stronach "Sportowych Faktów".

Jak pan poza tym ocenia Ricardo Sa Pinto?

- Nie znam gościa, ale chyba nie spotkałem nikogo, kto dobrze o nim mówi. Od strony sportowej dopóki ma wyniki, jest dobry a czas na ocenę przyjdzie po końcu sezonu lub, jeśli dotrwa na stanowisku, po eliminacjach europejskich pucharów. To weryfikacja trenera od strony sportowej. Ale jeśli zdobędzie tytuł, wywalczy awans do Ligi Mistrzów, zostanie zapamiętany na lata. Nie fair oceniać go wcześniej. Na razie Legia niestety odpadła z Pucharu Polski. Byłem załamany po tym meczu. Nie wiem, czy oddaliśmy strzał, przecież nawet Kuchy zdobył bramkę po podaniu rywala, za to mieliśmy 163 straty. Natomiast nie podoba mi się, jak Sa Pinto rzuca się na trenera rywali albo nie podaje mu ręki. Tak jak podejście do mediów. Można być zdecydowanym, ale nie wolno przekraczać granicy szacunku do innego człowieka. Mogę powiedzieć, że na pewno bym go nie zatrudnił.

Czy to prawda, że Sa Plnto był jednym z kandydatów do objęcia Legii po Besniku Hasim, ale go nie wybraliście?

- Po konsultacji jednogłośnie uznaliśmy, że nie jest to dobry kandydat.

Więcej można przeczytać w sobotnim wydaniu "Przeglądu Sportowego".

Polecamy

Komentarze (226)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.