Czesław Michniewicz

Czesław Michniewicz: Wiele meczów wygraliśmy taktyką

Redaktor Maciej Ziółkowski

Maciej Ziółkowski

Źródło: newonce.sport

21.05.2021 11:00

(akt. 21.05.2021 12:48)

- Zrobiłem sobie taki screen i mam na komputerze, jak Lucescu mówi: „Chcę umrzeć jako trener”. Moja żona często mówi: zadbaj o siebie, bo ty to w końcu umrzesz, pracując w taki sposób od rana do nocy. A ja powtarzam: moim marzeniem jest właśnie umrzeć na ławce jako trener – mówił w rozmowie z serwisem newonce.sport.pl szkoleniowiec Legii Warszawa, Czesław Michniewicz.

- Wiele meczów wygraliśmy taktyką. Legia zawsze jest faworytem, nie wygraliśmy wszystkiego, ale zwykle rozgrywaliśmy mecze po naszemu. Największą satysfakcję mam, że graliśmy swoje ćwiczone akcje. Legia jest na takim poziomie, że piłkarze sami potrafią ocenić, co zrobili dobrze, a co zrobili źle. Na tyle ich nauczyliśmy swojego sposobu myślenia, że oni przed odprawami wiedzą, czego mają szukać na boisku. Tak jak zabłądzisz w mieście, patrzysz gdzie jest Pałac Kultury i wiesz, gdzie jechać. Jak ktoś mieszkał na wsi, to szukał dużego komina albo kościoła. U nas też już zbudowali swoją mapę orientacji i punkty odniesienia. Jak w boksie przeciwnik cię leje, to wypluwasz szczękę, dajesz sobie trochę czasu albo zaraz cię liczą. My też mamy takie momenty, kiedy wiemy, jak się zachować i dać sobie czas. Ten rozwój ich świadomości najbardziej cieszy.

Zawsze byłem skrupulatny i chciałem, aby wszystko było jak najlepiej. Żeby wszystko mieć pod ręką. Noszę cały czas zeszyt i lubię wieczorem zapisywać swoje przemyślenia, robić notatki, kilkanaście zeszytów już zużyłem na inspiracje, co chcę zrobić i po co. Elektronika jednak totalnie wszystko ułatwia.

Kiedy był żal o konkretne sytuacje? Na ile myliliście się i przeciwnik was zaskakiwał?

- Wiem, kiedy nas nie zaskoczył, a kiedy wszyscy tak myśleli. Weźmy mecz z Lechem Poznań (0:0). Nie muszę tego wszystkim tłumaczyć, ale po analizie meczu z Lechem wyszło nam co innego. Słyszałem, że Lech nas zablokował i przeczytał. OK, mogą sobie tak mówić ludzie, którzy za bardzo w tym nie siedzą. Budowaliśmy ataki po naszemu, nasi obrońcy byli ustawieni bardzo wysoko, bo jesteśmy najwyżej ustawioną linią obrony ekstraklasy, był wysoki pressing w konkretnych fazach. Gramy w Poznaniu i gramy wysoko, niczego się nie boimy, bo wiemy, co mamy robić. Wychodzą nam akcje, kiedy jesteśmy w 10 graczy na połowie Lecha. Nie wszystko wychodziło, to prawda, ale szukaliśmy tego, co sobie założyliśmy. Nasza gra opiera się na wyjściu na pozycję, ale to muszą być ruchy zsynchronizowane: ktoś od piłki, ktoś do piłki, ktoś po skosie, ktoś gdzie indziej. To był mecz, gdzie brakowało detalu. Tomas Pekhart wykonał ruch, nie zobaczył go Andre etc. Wieteska zagrał przez środek i został przeczytany – nie szkodzi, sam chciałem, aby tak grał, zero pretensji. Powinniśmy tam strzelić kilka goli. Bramkarz obronił strzał Andre, Pekhart nie trafił z ostrego kąta, raz był minimalnie spóźniony, wchodząc na podanie Luquiego. W Poznaniu nie strzeliliśmy gola – to prawda, ale niech nikt nie mówi, że słabo graliśmy.

Jeśli chodzi o pressing, gramy jeden na jednego na połowie przeciwnika cały czas, nie boimy się tego. To jest nasza dewiza i niezależnie od przeciwnika, po prostu będziemy tak grali w określonych fragmentach boiska. 

W tym czasie pozostałym do pucharów macie konkretne elementy, nad którymi będziecie pracować? Nasuwa mi się atak z drużynami, które bronią bardzo głęboko. Od Wysp Owczych z kadrą U-21 po beniaminków ekstraklasy z Legią.

- Jest z tym problem, bo jak nie masz kreatywności, to pojawiają się kłopoty. Aby dobrze funkcjonować, musisz mieć czterech kreatywnych piłkarzy w składzie, aby to nie opierało się na jednym gościu. Myślimy nad tym w kontekście lata. Myślimy nad konkretnymi zachowaniami i będziemy coś dokładać do rozgrywania akcji. Chcemy je urozmaicić. Najważniejsza rzecz i od tego powinienem zacząć: szybkość rozgrywania piłki. Chcemy skrócić czas od podania do podania, kiedy ja do ciebie gram, ty musisz szybciej oddać do następnego. Czasami niepotrzebnie przyjmujemy tę piłkę, czasami niepotrzebnie zwalniamy, oczywiście Wieteska ma inne zadania, więc nie wliczajcie go w to. On ma wprowadzić piłkę we właściwą strefę, ale kiedy ona trafi do Andre, Kapiego czy Luquiego, to nie ma zmiłuj. Wtedy atakujemy. I trzeba rozgrywać szybciej. Na tym się skupimy latem w okresie przygotowawczym.

Na ile to do wytrenowania, a na ile to klasa piłkarzy?

- Wytrenować możesz przyjęcie, podanie, bieganie na pozycje. Przede wszystkim trzeba rozumieć grę, aby wiedzieć, kiedy biec na pozycję, a kiedy nie. Fantastyczny pod tym względem jest Rafa Lopes – kapitalnie czuje wybieganie na pozycję, wyczuwanie momentu, kiedy to robić, kiedy zgrać z pierwszej piłki, a kiedy trzymać futbolówkę. Często Rafa jest krytykowany za jakieś zagrania, a ja uważam, że to jest bardzo dobry piłkarz i wiele nam pomógł. Z Płockiem miał taką akcję – ja to wszystko pamiętam, tylko otwieram odpowiednie szufladki. Pod presją przyjął trudną piłkę, odwrócił się i za chwilę mamy bramkę. Tylko dotknięcie, a jakie istotne.

A czego w zasadzie nauczyliście się od Alessio De Patrillo? Gdzieś krążyła informacja, że jest człowiekiem od defensywy, ale na ile go poznałem, wydaje mi się, że to krzywdzące określenie.

- Absolutnie, to człowiek od wszystkiego. On nauczył nas myśleć inaczej. Inaczej postrzegać sytuacje. To mój najlepszy transfer, jaki zrobiłem do Legii, bo rozwinął nas jako trenerów i rozwinął drużynę. Jest komputerowy, wycina, montuje, robi u nas wszystkie analizy pomeczowe, Kamil Potrykus to maluje, więc siedzą razem w pokoju i działają. To człowiek, który bardzo dobrze analizuje taktykę, ma świetną osobowość, zgodził się na rolę asystenta, bo chciał dotknąć czegoś nowego. Ostatnio widziałem, jak go chwalą we włoskiej prasie za zdobycie mistrzostwa Polski. Jego ojciec, były piłkarz, mieszka w Pizie. Jak gramy mecze, to chodzi po ogrodzie albo wokół Krzywej Wieży, aby się nie denerwować. Po zdobytym mistrzostwie przed czasem rozpłakał się, był bardzo wzruszony i dumny z syna. To wielka radość, że mamy go w sztabie. Mógłbym ściągnąć wielu dobrych trenerów z Polski, ale oni wszyscy myślą podobnie do mnie, a Alessio gwarantuje zupełnie inne myślenie.

Pekhart jest przez trenera nie do zmienienia. Ale słyszałem, że to nie przez skuteczność, tylko defensywne stałe fragmenty gry.

- Tak, tak, dokładnie. Tomas jest dryblasem, a my mamy generalnie niski zespół. Popatrzysz na Luquinhasa, Kapiego, Andre, to nie mamy tych centymetrów. Jak rywale mogą nas zaskoczyć? Stałymi fragmentami gry. Gdyby Pekhart zszedł, mielibyśmy problemy w pierwszej strefie przy bliższym słupku po dośrodkowaniu. A tak to on obstawia tę strefę i wszystko ściąga na głowę. Trzymamy go na boisku, aż nam się sprawa nie wyjaśni lub nie opadnie z sił, bo to wynika z ustawienia w defensywie. Zawsze jest pierwszym do wybicia piłki na bliższym słupku. Jak z magnesem łapie piłki. Bez niego każde dośrodkowanie śmierdzi w polu karnym, bo jednak mamy drużynę karakanów stworzoną do grania w piłkę. Mladen nie skacze do głowy, Kapi jest mały, Luqui to samo, Wszoła lub Jędrzejczyk jeszcze dają spokój, ale Pekhart rzeczywiście obstawia nam nie tylko ofensywę. Dużo mamy takich wariantów i naszych zagrywek. To jak w NBA: cały sejf pomysłów na zagrania i stałe fragmenty gry.

Całą rozmowę z trenerem Czesławem Michniewiczem można przeczytać w serwisie newonce.sport.pl.

Polecamy

Komentarze (94)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.