Domyślne zdjęcie Legia.Net

Damian Zbozień: Łamałem dziewczęce serca

Emil Kopański

Źródło: Legia.Net

23.01.2011 16:44

(akt. 15.12.2018 00:45)

<hr />- Przesiadywanie na trybunach mnie nie interesuje. Zawodnicy w moim wieku potrzebują ogrania - mówi w rozmowie z portalem Legia.Net Damian Zbozień. Obrońca Legii wspomina także czasy dzieciństwa oraz opowiada o życiu bez piłki. Zapraszamy do lektury!

- Nowy Sącz jest miastem, z którego pochodzi kilku zawodników, którzy później trafili do Legii. Z czego to wynika?

- Przede wszystkim z tego, że z Gorlic pochodzi trener Kapuściński oraz jego ojciec. To właśnie oni patrolują tamte rejony. Do Młodej Ekstraklasy dzięki nim trafiłem ja, Dawid Cempa i Paweł Kozub. Cały czas monitorują oni młodzież w Sandecji. Z Maćkiem Korzymem i Dawidem Janczykiem było natomiast nieco inaczej. Transferowani byli przez swego managera, Jerzego Kopca. Atutem zawodników z tego terenu jest także twardy, góralski charakter, a także zdrowie do biegania.

- Twoja wydolność nie jest wyjątkiem?

- Dokładne wyniki badań ma Paolo Terziotii, ale chyba miałem jeden z najlepszych rezultatów. Dobrze mi się biega, obym jeszcze tylko tak dobrze grał w piłkę (śmiech).

- Do klubów z Mazowsza i Wielkopolski trafiło wielu piłkarzy pochodzących z Małopolski. Przez to trenerzy nie chcą dzielić się informacjami na temat młodych talentów nawet z dziennikarzami, w obawie przed tym, że przejmą ich zespoły spoza regionu.

- Wiadomo, że żaden klub nie chce, aby wybierano mu najlepszych zawodników. Gdy wracałem do Legii, sam poleciłem dwóch graczy Sandecji do Młodej Ekstraklasy. Klub nie chciał od razu wprowadzać ich do pierwszej drużyny, a sprzedać ich później. Dla takiego klubu jak Sandecja każdy grosz jest ważny. Nie są to bogate jednostki.

- To Twoje pierwsze zgrupowanie z zespołem Legii. Jak się na nim czujesz?

- Dwa razy byłem przymierzany do kadry na obóz, jednak ostatecznie się to nie udało. Zawsze brakowało dla mnie miejsca, a tym razem się znalazło. Warunki w Ayia Napie są rewelacyjne. Dla mnie są to luksusy. Wcześniej grałem w Sandecji Nowy Sącz, nie narzekałem, ale w porównaniu z tym, co jest na Cyprze... Świetne jedzenie, dobrze przygotowane boiska, miejsce zakwaterowania... Nic, tylko grać w piłkę!

- Trener Skorża narzekał jednak na przyhotelowe boiska, a w końcu zdecydował się na treningi w innym miejscu.

- To jest w końcu Legia! Ja nie mogłem narzekać, robiłem swoje, dla mnie było w porządku. To jednak bardzo dobrze świadczy o Legii. Przenieśliśmy się teraz na taki plac, że chciałbym, aby na wszystkich polskich stadionach były takie nawierzchnie.

- A co z rywalizacją o miejsce w składzie?

Jeśli miałbym się jej obawiać, nawet bym tutaj nie przyjeżdżał. Nie wiadomo jednak, czy zostanę w zespole. Jestem zawodnikiem nadal zależnym od Legii, w każdej chwili może mnie ściągnąć z powrotem. Nie interesuje mnie jednak przesiadywanie na trybunach. W I lidze mam szansę się ogrywać, a zawodnicy w moim wieku gry potrzebują. Z drugiej strony, w klubach Ekstraklasy na środku obrony występuje tylko jeden młody zawodnik, Maciej Sadlok. Potrzebne jest doświadczenie. Inna sprawa, że piłkarze na tej pozycji mogą grać troszkę dłużej niż np. pomocnicy czy nawet boczni obrońcy. Podchodzę do tego spokojnie, mam świadomość, że trzeba się ogrywać.

- Poprzedni sezon miałeś bardzo udany, dostrzeżono Cię.

- Owszem, w prasie pojawiały się różne wyróżnienia. Nie podgrzewam się jednak tym i staram się w każdym meczu zagrać jak najlepiej. Ostatnio wychodziło mi to całkiem nieźle, a co będzie dalej, zobaczymy.

------------------------------

- Jesteś jedynakiem, czy masz rodzeństwo?

- Mam dwóch starszych braci.

- W dzieciństwie byłeś więc zapewne przez nich terroryzowany.

- Niekoniecznie. Jeden jest starszy o rok, natomiast drugi o cztery. Kiedyś był od nas silniejszy, więc czasami to wykorzystywał, natomiast teraz jest ode mnie niższy o głowę, więc myślę, że role się troszkę odwróciły.

- Byłeś grzecznym dzieciakiem?

- Z naszej trójki jestem tym żyjącym najbardziej dynamicznie. Moi bracia są spokojni, uczą się bardzo dobrze, ze sportem raczej nie mają do czynienia. Ja zaś cały czas szalałem za piłką. Musiałem się oczywiście uczyć, bo rodzice postawili mi taki warunek. Mieszkałem trzydzieści kilometrów od Nowego Sącza. Kiedy zacząłem dojeżdżać na treningi, tata ostrzegł mnie, że jeśli będę miał problemy z nauką, zabroni mi ćwiczyć. Utrzymywałem więc w szkole dobre wyniki tylko po to, żeby dalej móc grać w piłkę.

- Zawód piłkarza zawsze był Twoim wymarzonym?

- Tak. Kiedy byłem dzieckiem zawsze marzyłem, że będę bogatym piłkarzem. Cioci obiecałem nawet, że kupię jej samochód. To były takie dziecięce pragnienia, ale mówiąc szczerze nie myślałem, że uda mi się zajść daleko. Mieszkańcy małych miejscowości mają niewielką wiarę w siebie. Jest tam dużo trudniej niż np. w Warszawie. Tam łatwiej trafić do klubu i zostać zauważonym, a na wsi jest z tym ciężko. Jeśli ktoś nie poda ręki utalentowanemu chłopakowi, ten w pewnym momencie musi przestać grać w piłkę i iść do normalnej pracy. Ja miałem szczęście.

- A jak z powodzeniem u dziewczyn? Miałeś największe w rodzeństwie?

- Nie wiem, moi bracia byli bardziej skryci. Ja natomiast nigdy na powodzenie nie narzekałem, ale nie potrafiłem się nigdy związać na stałe. To było młodzieńcze podejście, lubiłem zdobywać dziewczyny. Kiedy widziałem, że robi się poważniej, w pewnym momencie odpuszczałem. Teraz jestem w związku już dwa i pół roku. To mój pierwszy tak poważny związek, mam nadzieję, że będzie udany.

- Czym interesuje się poza piłką nożną Damian Zbozień?

- Muzyką. Grałem na pianinie w ognisku muzycznym, do dziś lubię gitarze. Swego czasu długo grałem na skrzypcach w kapeli góralskiej. Kiedy zaczynałem przygodę z piłką, jak już wspominałem, ciężko było mi uwierzyć w siebie. Myślałem, że pojadę, może coś nie wyjdzie, a tutaj byli przyjaciele. Bardzo cieszyły mnie występy. Jeszcze gdy mieszkałem w Nowym Sączu, chodziłem na próby z chłopakami. Na koncerty już nie jeździłem, bo miałem mecze.

- To właśnie muzyka jest Twoim największym hobby?

- Tak, sprawia mi bardzo dużo przyjemności i daje relaks. W piłce nożnej potrzeba takiej odskoczni. Znam wielu zawodników, którzy nie radzą sobie psychicznie, bo żyją tylko piłką. To nie jest dobre. Czasem nie idzie, wtedy warto mieć coś takiego, czym można się zająć i wyłączyć. Nie ma tematu piłki, wkraczam w inny świat. Idę z chłopakami na próbę, gram na skrzypach i bardzo szybko wracam do równowagi. Na pewno nikt nie musi dzwonić po mnie dwa razy, żebym przyszedł.

- Twój wymarzony klub to...

- FC Barcelona. Nie jestem jednak szalonym kibicem, który rzuca się na innych z pięściami, więc do konfliktów z kibicami Realu nie dochodzi (śmiech). Gra w Barcelonie to tylko marzenie. Przed marzeniami są jednak cele i staram się je realizować.

- A marzenia pozasportowe?

- Założyć rodzinę i zapewnić jej w miarę dostatnie życie. Nie mówię tu o luksusach, ale nie chciałbym się martwić i żyć z miesiąca na miesiąc. I oczywiście mile spędzany czas z gronem przyjaciół. Może nie są to wygórowane marzenia, ale w życiu nie chodzi tylko o to, żeby coś posiadać. Trzeba być szczęśliwym i dobrym człowiekiem.


Polecamy

Komentarze (13)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.