Dariusz Mioduski
fot. Marcin Szymczyk

Dariusz Mioduski: Nie czuję, że jestem wrogiem dla kibiców

Redaktor Marcin Szymczyk

Marcin Szymczyk

Źródło: Piłka Nożna

09.05.2023 09:50

(akt. 09.05.2023 12:53)

Czy zdobycie Pucharu Polski to symbol odradzającej się Legii? Odrodzenie to zbyt duże słowo, choć można na to spojrzeć w ten sposób w kontekście tego, co działo się w zeszłym sezonie - mówi w rozmowie z tygodnikiem "Piłka Nożna" prezes i właściciel Legii, Dariusz Mioduski.

- Dla mnie to przede wszystkim zamknięcie ważnego etapu przebudowy organizacyjno-sportowej. Kryzys, który dotknął nas kilkanaście miesięcy temu, pchnął mnie do fundamentalnych zmian. Wcześniej trudno było to zrobić. Zdobycie Pucharu Polski jest zwieńczeniem pierwszego etapu tych zmian. Żeby było jasne, nie triumfujemy w żaden sposób, ale cieszymy się, że jak na warunki klubu piłkarskiego dość szybko doprowadziliśmy do momentu zwrotnego. Ale przed nami jeszcze dużo pracy.

- Gdzie byłem przez ostatnie półtora roku? Byłem na swoim miejscu, ale podjąłem decyzję, by w codziennej operacyjnej pracy oprzeć się na ludziach pracujących w klubie, którzy muszą sami wziąć odpowiedzialność za to, co robią. Nie mogą być jedynie cichymi doradcami, nadszedł czas, by wyszli na front i działali nie tylko wewnątrz, ale także na zewnątrz. Zresztą zawsze tak postrzegałem swoją rolę - właścicielską, a nie operacyjną. Tak to wygląda w większości dużych klubów.

Wytypował pan liderów w dwóch obszarach - sportowym Jacka Zielińskiego, organizacyjnym Marcina Herrę.

- Chciałem oddać oba te obszary w ręce ludzi, którzy wiedzą, co chcę osiągnąć z klubem, ale są lepsi ode mnie pod względem operacyjnym, mają dużą wiedzę i doświadczenie w swoich obszarach i będą to robić na co dzień. Ja, siłą rzeczy zajmuję się wieloma rzeczami związanymi z biznesem, działalnością społeczną w kraju i poza Polską, oczywiście też z futbolem. To nie tylko Legia, ale i struktury europejskie. Teraz ludzie, na których postawiłem, są wykwalifikowani i mają odpowiednią wiedzę, doświadczenie oraz predyspozycje do tych funkcji i uzupełniają się dobrze charakterologicznie. Jacek był w klubie od dawna na różnych stanowiskach. Przejmując całość udziałów Legii poprosiłem go, by wszedł w strukturę pionu sportowego i zajął się akademią, ale już wcześniej był dla mnie ważny, wiedziałem, co sobą reprezentuje, jaką ma wiedzę, itd. Dlaczego dopiero teraz odpowiada za całą stronę sportową? Myślę, że Jacek sam musiał dojrzeć do decyzji, żeby podjąć się tej roli. Wcześniej nie czułem z jego strony gotowości pójścia tak szeroko. Wreszcie kiedy nadszedł kryzys, zapytałem wprost: czy ty naprawdę tego chcesz? Po raz pierwszy odpowiedział „tak". Drugą kluczową osobą jest Marcin, z którym znamy się od lat, który też był trochę na zewnątrz, pomagał mi w wielu sprawach i wspólnie doszliśmy do wniosku, że jest gotowy na większe zaangażowanie, by zarządzać organizacją operacyjnie. W tej sytuacji mogłem z komfortem powiedzieć: OK, robię krok w górę, na właściwą dla siebie pozycję. Chcę być mocno zaangażowany, ale na poziomie strategicznym, dawać wsparcie, a nie wchodzić w szczegóły codziennego zarządzania. Pozwoliłem działać innym, a żeby to miało sens, musiałem wycofać się także z mediów, bo Jacek z Marcinem powinni budować własną pozycję, a inni powinni uwierzyć, że obaj realnie mają szeroką decyzyjność.

Jaki jest sportowy pomysł Zielińskiego na Legię?

- Pomysł na pierwszą drużynę? Budowanie drużyny krok po kroku - w oparciu o rozwój zawodników, którzy już są, dobór lepszych niż mamy na pozycjach wymagających wzmocnienia, tam gdzie to możliwe z preferencją dla polskich piłkarzy, i wprowadzenie co roku wyróżniających się chłopaków z naszej coraz lepiej funkcjonującej akademii. Oczywiście, to nie jest tylko budowa pierwszej drużyny, ale też odpowiednio dobrany sztab z osobami potrafiącymi rozwijać piłkarzy w każdym aspekcie, niezależnie od ich wieku. W pełni się w tej kwestii zgadzamy i bardzo się cieszę, że w końcu ten pomysł jest konsekwentnie realizowany na każdym polu.

Ile własnych pieniędzy włożył pan w Legię? Czy to ponad 100 mln zł?

- Nie chcę wchodzić w jakieś wielkie szczegóły. Tak. Pewnie jestem w niewielkiej grupie ludzi, którzy w polską piłkę zainwestowali takie pieniądze.

Nigdy nie mieliście z żoną momentu zwątpienia, by to wszystko zostawić? Wkłada pan 100 mln złotych, a i tak każą panu wynosić się z Legii.

- Nigdy nie czułem żadnego żalu, nie czuję, że jestem wrogiem dla kibiców. Oczywiście, w trudnych momentach wyrażają na trybunach swoją niechęć w zdecydowany sposób, ale na co dzień otrzymuję tyle wsparcia oraz życzliwości i docenienia tego, co robię od tak wielu osób, że mam dystans w trudniejszych chwilach. Oczywiście, moja rodzina miała trudne momenty wiedząc, ile kosztuje mnie to nie tylko finansowo, ale i emocjonalnie czy czasowo. Mam to szczęście, że jestem dość silnie ukształtowany, moje życie od czasów emigracji do USA zawsze było pełne momentów prób, walki, przezwyciężania. Dodatkowo mam głębokie przekonanie, że to, co robię dla Legii jest dla niej dobre. Także, co dla piłki robię w ogóle - w Polsce, Europie. W tym sezonie miałem ogromną satysfakcję, że Lech tak dobrze radził sobie w Lidze Konferencji, nie tylko dlatego, że to polska drużyna, ale że miałem spory wkład w stworzeniu tych rozgrywek. Jak powstały wiele było głosów podważających ich rangę i cieszę się, że to nastawienie się teraz zmieniło, bo te rozgrywki to wielb szansa dla polskich klubów. W piłce wiele zmian kibic docenia dopiero po czasie. To dotyczy także nas. Dziś Legia jest zupełnie innym klubem niż była kilka lat temu...

Wiele wskazuje na to, że przepis zostanie wycofany. A wtedy przyjdzie do pana trener Runjaić i powie: szefie, jeśli mamy zdobywać trofea, to idziemy drogą Rakowa, gramy potencjalnie najlepszymi, najlepiej nie Polakami.

- Nie będzie tak, na pewno nie u nas. Myślenie w Legii od zarządu przez Jacka Zielińskiego do Marka Śledzia jest takie, że wychowankowie mają być istotną częścią sukcesu sportowego pierwszej drużyny i całego klubu. Uważamy, że nie musi się to odbywać kosztem sukcesów. Oczywiście nie stanie się z dnia na dzień i nie będzie nagle sytuacji, w której pierwsza drużyna będzie składać się w połowie z 18-latków, bo wtedy trudno o sukcesy na nasze ambicje. Ale już nie ma powodu, by co roku nie wchodziło do pierwszej drużyny dwóch-trzech naszych wychowanków. Cała zabawa będzie polegać na tym, żeby najbardziej utalentowanych chłopaków zatrzymać w klubie i przekonać do zawierzenia nam w ich ścieżce rozwoju. Mamy ten sam cel i interes. A jeśli nie mają szansy na grę w danym momencie, wypożyczyć do innego zespołu, bo to jest najlepszy sposób na ich rozwój, a nie wyjazd za granicę gdzie zwykle przepadają. Stąd pomysł, by nasze rezerwy grały nie tylko w II lidze, ale może nawet i na zapleczu Ekstraklasy, bo wtedy będziemy mieć kompletny system szkolenia. Trener Runjaić to rozumie...

Planuje pan sprzedaż Legii bogatemu inwestorowi?

- Nie, nie mam takich planów, ale zrozumienie tego, co dzieje się we współczesnym futbolu jako gałęzi gospodarki, ma wymierny wpływ na przyszłość, także naszą. Niestety, nasze przychody ograniczają się w dużej mierze do działania na lokalnym rynku, a każe nam się konkurować z tymi, którzy działają globalnie i których lokalne rynki są dużo bogatsze. Stąd to rozwarstwienie w piłce klubowej i dopóki to się nie zmieni, ale też dopóki rynek polski nie zwiększy się istotnie, to będzie zawsze trudno. Ale nic, walczymy dalej.

Zapis całej rozmowy Przemysława Iwańczyka z Dariuszem Mioduskim można przeczytać w najnowszym wydaniu tygodnika "Piłka Nożna".

Polecamy

Komentarze (215)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.