News: Dragomir Okuka trenerem roku w Chinach

Dragomir Okuka trenerem roku w Chinach

Piotr Kamieniecki

Źródło: Legia.Net

13.11.2012 16:11

(akt. 10.12.2018 12:12)

Dragomir Okuka wywalczył wicemistrzostwo chińskiej ligi prowadząc Jiangsu Sainty, a na dodatek został wybrany przez federację trenerem roku. - To naprawdę wymagająca liga, pełna wielu gwiazd. Tytuł dla dla mnie to wielka sprawa - mówi Serb w krótkiej rozmowie z Legia.Net. Były opiekun Legii przyznaje, że śledzi wyniki stołecznego klubu, ale dodaje również, że do Europy na razie nie wraca, gdyż planuje pozostanie w obecnym klubie mimo kilku ofert. Zapraszamy do lektury zapisu rozmowy.

Wiele pracy kosztowało wyprzedzenie gigantów chińskiej ligi?Drugie miejsce to chyba spory sukces dla Jiangsu.

 

- Wykonaliśmy ciężką pracę. Jesteśmy małym klubem, ale do samego końca rozgrywek, walczyliśmy o pierwsze miejsce w tabeli. Ostatecznie, wyprzedził nas Guagzhou Evergrande, którego opiekunem był Marcello Lippi. To naprawdę nie jest łatwa liga. W klubach są pieniądze, na boiskach pojawiają się gwiazdy, a na ławkach zasiadają świetni trenerzy jak wspomniany Włoch, Milolade Kosanović, Sergio Batista czy Jaime Pacheco. Tym bardziej, niesamowite jest dla mnie, że uhonorowano mnie nagrodą dla szkoleniowca roku.

 

Jiangsu, to niezbyt wielki klub. Od początku wymagano od pana walki o mistrzostwo kraju?


- Jeszcze niedawno, marzeniem było utrzymanie w najwyższej klasie rozgrywkowej. W poprzednim sezonie, udało nam się zająć czwartą lokatę, a teraz zdobyliśmy wicemistrzostwo. Ostatni sezon naprawdę nam wyszedł. Straciliśmy najmniej bramek ze wszystkich drużyn. Nasz golkiper Deng Xiaofei, najwięcej razy ze wszystkich bramkarzy, zachował czyste konto. Inne zespoły były naszpikowane gwiazdami takimi jak Didier Drogba, Nicolas Anelka, Frederic Kanoute czy Peter Utaka, a jednak udało nam się zająć wyższe miejsce od nich.

 

Słychać w pana głosie entuzjazm co do chińskiej ligi. Zostaje pan tam czy wraca do Europy?


- Mam kilka propozycji, między innymi z Korei Południowej. W Jiangsu mam jeszcze roczną umowę i nie zamierzam opuszczać drużyny, z którą udało odnieść się taki sukces. Mimo naprawdę wielu ofert, powalczę tutaj o azjatycką Ligę Mistrzów.


Znajduje pan czas, aby sprawdzić chociaż wyniki Legii?


- Oczywiście, że tak. To dla mnie bardzo ważny klub, mimo że trochę zapomniałem już polskiego (śmiech). Wiem, że Legia przegrała ostatnio z Jagiellonią, po serii spotkań bez porażki.  Szkoda, że mój były klub w taki sposób stracił mistrzostwo w poprzednich rozgrywkach. Myślałem, że w zeszłym sezonie nikt nie da rady odebrać pierwszej lokaty stołecznej drużynie. Legia ma w tym sezonie kolejną wielką szansę, ale ostro o mistrza powalczy także Lech Poznań.


Gdzie się trudniej pracuje? W Polsce czy w Chinach?


- W Polsce poprowadziłem największy klub w całym kraju, który miał fenomenalnych kibiców. Wiadomo, że w Warszawie liczyły się jedynie sukcesy. Jiangsu to bardzo mała drużyna. Kiedy tu trafiłem, wszyscy czuli się przegranymi i dopuszczali do siebie możliwość spadku. Trochę się zmieniło, bo w tym roku do końca walczyliśmy o tytuł. Nie ciążyła też na nas żadna presja. Mogli ją odczuwać nasi rywale, którzy na wzmocnienia wydawali wielkie pieniądze. W Chinach pracuje się po po prostu inaczej niż w kraju nad Wisłą.

Nie myślał pan o kolejnych piłkarzach z polskiej ligi? Latem trafił do pana piłkarz Lecha, Siergiej Kriwiec.


- Piłkarzom spoza Chin jest tutaj niezwykle trudno. Taki gracz musi być cztery razy lepszy od krajowego zawodnika. Dlatego obcokrajowcy, którzy przychodzą tu grać, są najczęściej uznawani za gwiazdy zespołów. Tak jest z moim podopiecznym Cristianem Danalache, który został królem strzelców. Ta liga nigdy nie była jeszcze tak mocna i tak bogata. Kriwca zapamiętałem z meczów przeciwko Man City oraz Juve. Pod koniec rozgrywek złapał jednak poważną kontuzję.


Do Chin sprowadza się piłkarzy, którzy wciąż byliby gwiazdami w Europie. Jak wielkie pieniądze są w tej lidze?

 

- Bardzo wielkie. Drogba, Anelka czy chociażby Keyta muszą zarabiać odpowiednio, aby grać w Chinach. Budżety klubów liczone są w milionach euro. Szanghaj Shenhua ma prawie 100 milionowy budżet co naprawdę może robić wrażenie... Pracuję jednak z tym co mam. Na koniec chce też pozdrowić wszystkich kibiców Legii.

Polecamy

Komentarze (16)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.