News: Uraz Kuciaka, nie zagra z Górnikiem Łęczna

Dusan Kuciak: Zostaję w Warszawie

Piotr Kamieniecki

Źródło: Legia.Net

28.06.2013 20:55

(akt. 04.01.2019 13:17)

Bramkarz Legii Dusan Kuciak otrzymał ofertę ze Stabdardu Liege. Belgowie proponowali Legii 2 miliony euro i władze naszego klubu się na taką propozycje zgodziły. - Uznałem, że najlepiej będzie gdy zostanę w Warszawie. Zatrzymały mnie tu dwie rzeczy – prywatna i nie będę o tym mówił. Druga, to szansa na grę w Lidze Mistrzów - odpowiada krótko Słowak. Zapraszamy do lektury naszego wywiadu z golkiperem Legii, który opowiada o przyszłości, o Legii, reprezentacji Słowacji i rodzinie. Miłej lektury.

Standard Liege wybierał pomiędzy tobą, a Julio Cesarem, który występuje obecnie w Pucharze Konfederacji w barwach Brazylii.  Belgowie wybrali ciebie, oferowali 2 miliony euro, a Legia zgodziła się na transfer. Ty jednak odejść nie chciałeś.


- Legia zachowała się bardzo ładnie, gdyż dała mi możliwość samodzielnego zdecydowania o mojej przyszłości. Nie wiem, czy jeszcze kiedyś będę miał taką możliwość. Uznałem, że najlepiej będzie gdy zostanę w Warszawie. Zatrzymały mnie tu dwie rzeczy – prywatna i nie będę o tym mówił. Druga, to szansa na grę w Lidze Mistrzów. Kiedy trafiałem do Polski, miałem dwa cele – być mistrzem kraju i powalczyć o awans do fazy grupowej Champions League. Jeśli uda się to osiągnąć, to zobaczymy co będzie dalej, na przykład za pół roku.


- Chcę grać w kadrze, a do tego potrzebna jest ugruntowana pozycja w klubie. Tak jest w Legii. W Belgii wszystko musiałbym udowadniać od nowa. Zmienia się selekcjoner słowackiej reprezentacji, na której bardzo mi zależy, dlatego wolę nadal bronić w Warszawie.


Od dawna pojawiały się sygnały ze strony Standardu? Zimą pojawiały się plotki, że chce cię West Ham i Inter.


- Pogłoski o zimowym transferze nie były realne. Nie miałem wtedy żadnej konkretnej propozycji – więcej pisało się o tym w internecie. A Standard? Pierwszy kontakt ze strony Belgów, pojawił się po moim ostatnim meczu w reprezentacji.


Dudu Dahan wyjechał z Bad Zell obrażony na ciebie. Uważał, że nie potrafiłeś się zdeklarować i zdecydować.


- Fakt, nie potrafiłem, bo była to trudna decyzja. Wszystko działo się zdecydowanie za szybko, a Dudu Dahan ciągle mnie namawiał, naciskał i tylko mówił, zamiast też posłuchać… To trudna sytuacja dla zawodnika, który mocniej czuł, że lepiej zostać w Warszawie i powalczyć z Legią o awans do fazy grupowej. Nie chciałem też rzucać słów na wiatr - mówiłem wcześniej, że chcę tu grać w przyszłym sezonie. Nie byłem przekonany, że Standard jest lepszy od Legii.


A jest jakiś wymarzony kraj, w którym chciałbyś grać?


- Każdą ofertę można odrzucić, bo jeśli człowiek czuje się bardzo szczęśliwy w tym miejscu, w którym jest – a tak jest z Warszawą – to można odmawiać zainteresowanym drużynom. Koncentruję się na Legii, ale nie wiem jak będzie wyglądała moja przyszłość. A jaki jest wymarzony kraj? Na pierwszym miejscu są Niemcy, a potem Anglia i Włochy.


W Legii jesteś od dwóch lat. Mam wrażenie, że trochę się związałeś z tym środowiskiem.


- Kiedyś grałem w Żylinie, potem w Vaslui, a teraz jestem w Legii. Nie powiem, że to moja drużyna, bo moim ukochanym klubem jest Żylina. Warszawski zespół byłby na drugim miejscu, bo dobrze się w nim czuje. Spotkałem się tu z wyższym poziomem i nie muszę konkretnie w tej chwili czegoś zmieniać. Naprawdę, mam jeszcze czas – nie spieszy mi się. Mogę odejść za pół roku, za rok, czy za półtora.


Skoro Żylina jest ukochanym klubem, to chyba środowy sparing był fajnym przeżyciem.


- Trafiłem do Żyliny w wieku siedmiu lat, jako młody chłopak. Grałem w drużynach juniorskich, z których potem trafiłem do seniorów. Drużyna się zmieniła, ale to nadaj mój ukochany klub. Przyznam, że pierwszy raz zagrałem przeciwko temu zespołowi, ale to był tylko sparing. Chciałbym kiedyś zmierzyć się z Żyliną w europejskich pucharach. Może i w Lidze Mistrzów, ale to najwcześniej za rok.


Liga Mistrzów w Warszawie jest realna?


-
Walczymy o Ligę Mistrzów, ale jestem skromny i powiem, że moim celem jest awansować do fazy grupowej – nawet jeśli ma to być Liga Europy. Z tego też byłbym zadowolony.


Nie boisz się, że Liga Europy byłaby dla wielu osób niedosytem?


- Dlaczego? Nie ma już co mówić, od jak dawna polski zespół nie grał w Lidze Mistrzów. Będziemy o to walczyć, ale podejdźmy do tego spokojnie. W Europie nie ma już słabych zespołów. Przekonałem się o tym, kiedy zremisowaliśmy z Liechtensteinem w meczu reprezentacji, ale to była nasza głupota i nieszczęście.


Na początku zmierzycie się z walijskim New Saint – wydaje się, że to zespół, który musicie przejść.


- Nie można nikogo lekceważyć, bo to byłaby nasza głupota. Miejmy szacunek do rywali. New Saints to mistrz Walii i coś tam muszą potrafić, ale naszym obowiązkiem będzie pokazanie wyższości i wygrana.


W tym sezonie znowu byłeś wyróżniającym się piłkarzem Legii, co pokazało zainteresowanie chociażby Standardu. Mimo wszystko, twój pierwszy sezon w Polsce był lepszy.


- Wiem i chciałbym wrócić do formy z pierwszego sezonu. Ostatnie rozgrywki nie były najgorsze, ale naprawdę, nie jestem zadowolony ze swojej dyspozycji, bo wiem, że mogę poprawić wiele rzeczy.


A co trzeba poprawić?


- Na pewno koncentrację. Muszę też zachowywać większy spokój, żeby nie dostawać kartek. Dodam też, że chciałbym mieć więcej szczęścia, bo bez tego, bramkarz nie może być dobry. Z drugiej strony, niezły golkiper ma to szczęście…


Byłeś jedynym piłkarzem Ekstraklasy, który zagrał we wszystkich meczach przez 90 minut.


- Nie miałem żadnej kontuzji i zostałem obdarzony zaufaniem przez trenerów, które bardzo pomaga. Ten sezon nie był idealny w moim wykonaniu, ale szkoleniowcy we mnie wierzyli.


A 22 bramki stracone przez cały sezon w lidze to dużo czy mało.


- Zdobyliśmy mistrzostwo. W sezonie 2011/2012 straciliśmy 17 bramek i zajęliśmy zaledwie trzecie miejsce. Róbmy tak, żeby nie tracić zbyt wiele goli, ale wygrywajmy i obrońmy mistrzostwo za rok. Przyznaję jednak, że było kilka trafień, których nie musiało być.


Jak oceniasz współpracę z obrońcami? Blok defensywny trochę się zmieniał.


- Nie było z tym żadnych problemów. Na treningach widać kolektyw. Zimą zmieniło się jedynie to, że na prawą obronę wszedł „Bereś”, a do środka został przesunięty „Jędza”. Chyba z każdym się zrozumiem.


W tym roku również będzie inaczej. Doszedł Łukasz Broź. Możliwe, że zostanie Raul Bravo, a pewnie przyjdzie też kolejny stoper.


-
To są jednak pytania do trenera. Jestem od grania i na pewno nie będę mówił, że ma grać ten i ten. Koledzy z drużyny są bardzo inteligentni i jeśli nie potrafią polskiego, to szybko nauczą się tego, co krzyczymy z tyłu. A w razie czego zostaje nam język angielski.


Zgrupowanie w Bad Zell rozpocząłeś od kilku wpadek. A to źle wyskoczyłeś do piłki, a to zrobiłeś inny błąd… Z czasem zaczęło być lepiej, więc wychodzi na to, że potrzebowałeś jakiegoś rozegrania.


- Masz rację, nie będę oszukiwał, że tak nie było. Pamiętajmy jednak, że w sobotę miałem badania, a pierwszy normalny trening bramkarski przeszedłem w poniedziałek. Zawsze potrzeba chwili na powrót do rytmu. Po kilku dniach, czuję się już lepiej na boisku, ale wiem, że zdarzały się dziwne interwencje. Pamiętajmy też, że mocno padało i bywały kłopotem z wyskokiem do piłki, gdy mokre buty ważyły z 10 kilogramów (śmiech).

 

Zauważyłem, że wychodząc do dośrodkowań na treningach, często głośno krzyczysz „jaaaaa”. Co tym przekazujesz?


- Przyzwyczajam się do warunków meczowych. Kiedy krzyknę, to obrońca wie, że ma blokować rywala. Pomaga mi to, bo wzmacnia pewność siebie przy wyjściu do dośrodkowania. Kiedy nie krzyknę, to jest tak nijako.


Miałem wrażenie, że nie lubisz dziennikarzy.


- Nie jest tak, że nie lubię dziennikarzy. Po prostu nie lubię gadać. W Legii, są od tego inni zawodnicy. Czasem trzeba porozmawiać, bo to nasz obowiązek, ale co mam mówić po meczach? Ja tylko stoję w bramce.


Ale widzisz z niej całe boisko.


- Nie jestem na tyle doświadczonym zawodnikiem, żeby oceniać naszą grę, czy kolegów. Nigdy nie skrytykuję w mediach zespołu. Parę razy zdarzało się, że coś powiedziałem inaczej niż myślałem i w mediach pojawiało się coś czego nie chciałem. Taka sytuacja była chociażby po meczu z Górnikiem Zabrze. Wtedy nie wygładzono mojego przekleństwa, ale to są moje błędy, na których muszę się uczyć. Powiem tak – gadam na boisku.


Taki skromniś z ciebie.


- Są chłopaki z przodu. Nie można powiedzieć, że w zespole jest jeden czy drugi zawodnik. Nas na boisku jest jedenastu, a są też ci, którzy siedzą na ławce rezerwowych i na trybunach. Życie nauczyło mnie, że wielkie słowa nie są dobre. Lepiej być skromnym i tak podchodzę do Ligi Mistrzów. Uda się – super. Nie uda się – walczymy o Ligę Europy. Nauczono mnie tak w domu i tak zostało.


A nie boisz się, że wymagania kibiców będą wieksze?


- No i dobrze! Presja od kibiców i zarządu jest nam potrzebna. Nie możemy grać o środek tabeli. Tu trzeba wygrywać. Kibice przychodzą oglądać nasze mecze i nie musimy, ale chcemy dla nich wygrywać i odnosić sukcesy.


Jak już ci kibice przychodzą na mecz, to czujecie na murawie ich wsparcie i oczekiwania?


- Jestem pod tym względem dziwny, bo jak wychodzę na boisko, to nie wiem co się dzieje na trybunach (śmiech). Potem moja Lućka pokazuje mi zdjęcia albo wideo i jestem zachwycony kibicami Legii. W czasie meczu jestem nim tak zaaferowany, że nie zwracam uwagi co jest za mną. Koncentracja jest niezwykle ważna.


Ale w Krakowie, kiedy tyle petard leciało w twoją stronę, chyba nie dało się nie zwracać na to uwagi.


- To już ryzykowne i przyznam, że jestem przestraszony w takich sytuacjach. Mam jakiś lęk od dziecka. W trakcie meczu petarda spadła dwa metry ode mnie. Po ostatnim gwizdku, wybuchła ona przede mną…


Po każdym meczu masz taki zwyczaj – zdejmujesz bluzę, rozwiązujesz korki i paradujesz w koszulce z napisem Lucinka i Zarinka.


- To moje dwie ukochane dziewczyny. Lućka jest moją żoną, a Zarinka córką. Piłkarskie życie jest krótkie. Po nim będzie czas na rodzinę, która zawsze jest w moim sercu i chcę pokazać, że gram dla nich.


Jesteś rodzinnym gościem?


- Jesteśmy zawsze razem i wiem, że tak zawsze będzie. To wielka wartość.


Przechodząc na moment do reprezentacji Słowacji, to… co jest z waszą kadrą? Niezłe nazwiska, a ostatnio jest słabiutko, zresztą tak jak i w Polsce.


- Mamy dobrych zawodników i brakuje nam szczęścia, które dało nam awans na mistrzostwa świata w 2010 roku w RPA. Nasza głupotą był jednak mecz z Liechtensteinem zremisowany 1:1. Nie można sobie pozwalać na tracenie punktów w takich spotkaniach.


Niektórzy śmiali się, że kilka dni wcześniej, nawet Polska dała sobie radę z Liechtensteinem.


- Powiem pół żartem, pół serio (śmiech). Kiedy graliśmy z wami ważny mecz, to wygraliśmy 1:0, awansowaliśmy na mistrzostwa świata, a wy nie. A tak na poważnie, to zobaczymy kto zostanie nowym selekcjonerem. Gorzej już być nie może. Trzeba się odbić i iść od góry.


Tobie trochę pomogła rezygnacja Jana Muchy z reprezentacji, bo stałeś się pierwszym bramkarzem.


- Wszedłem na jego miejsce i to mi pomogło, ale nie gramy w kadrze dobrze… Nie jestem szczęśliwy po spotkaniach, bo nie zdobywamy punktów. Zobaczymy jaka będzie koncepcja nowego trenera.


Podoba ci sie Warszawa? Rodzinie też?


- Tak. Ludzie mają podobną mentalność i nie miałem kłopotów z nauczeniem się języka. Córka robi w domu radosną atmosferę, a moja Lućka będzie ze mną wszędzie – w Żylinie czy w Warszawie. To ładne miasto. Na Słowacji nie ma tak, że ktoś przybije piątkę i powie walczcie o mistrzostwo. Jak przegramy, to też nie ma agresji. Jest pozytywnie.


A masz jakieś ulubione miejsca?


- Rzadko chodzę z rodziną na miasto. Po treningu od razu pędzę do nich. Każde miejsce jest dobre, jeśli mam Lućkę i Zarkę obok siebie.

Polecamy

Komentarze (47)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.