Domyślne zdjęcie Legia.Net

Franciszek Smuda: Legia to frajerzy, że nas nie ograli

Marcin Szymczyk

Źródło:

25.04.2009 09:40

(akt. 17.12.2018 21:02)

- Mnie się najlepiej zdobywa mistrzostwo w Warszawie przy Łazienkowskiej, bo tam jest dobre powietrze i dobre boisko. My potrafimy grać tylko ofensywnie i tak też będzie w Warszawie. Jesienią byliśmy po 120 minutach walki z Austrią Wiedeń i Legia to frajerzy, że nas wtedy nie ograli. Kluczem do zwycięstwa będzie zneutralizowanie Gizy, Rogera i Iwańskiego. Łatwo nie będzie, ale jest to możliwe, skoro udało się nawet drużynom walczącym o byt.
Ile razy w tym roku koronowali już Lecha Poznań na mistrza Polski? - Sporo, nie liczyłem nawet. Ale to było, jak widać, głupie gadanie. Teraz jesteśmy na drugim miejscu w tabeli, ale ja się swojej drużyny nie wstydzę. Miałem czterech kontuzjowanych graczy, a mimo to nie przegrywaliśmy. Potrafiliśmy zachować twarz w najtrudniejszych momentach choćby remisując. O tym, że mamy szczęście proszę nawet nie wspominać. Szczęście trzeba wypracować, każdemu życzę, żeby jego zespół grał z takim zaangażowaniem do końca, jak mój. I chociaż ostatnio nie graliśmy z czołówką, to jednak były to bardzo trudne spotkania. Z Piastem i ŁKS zdobyliśmy cztery punkty, a to były drużyny zagrożone spadkiem, stosujące taktykę „desperados”. Ale pan rozpieścił kibiców w rundzie jesiennej i w Pucharze UEFA. Teraz liczą się tylko zwycięstwa. - Oczywiście, jak się wygra dziesięć meczów, a potem jeden przegra, to te dziesięć wrzuca się do toalety, spuszcza wodę i mówi, że było - minęło. Mój zespół już osiągnął bardzo dużo, rozegrał masę spotkań i to kadrą trzynastu zawodników, a wciąż walczy o mistrzostwo. Doświadczenia z europejskich pucharów nie da się jednak przełożyć na polską ligę, bo to inne rozgrywki. To, czego nauczyliśmy się grając z Feyenoordem czy Deportivo wykorzystamy w przyszłym sezonie, ale znowu w Europie. Znowu pana drużyna gorzej gra na wiosnę, czyli potwierdza się, że Smuda nie potrafi przygotować zespołu w zimowej przerwie? - Uważa pan, że gdyby tak było, strzelalibyśmy gole w doliczonym czasie gry? Naszym problemem jest tylko wąska kadra. To wina moja, zarządu, wszystkich. Zimę trochę przespaliśmy, zatrzymaliśmy najlepszych, ale się nie wzmocniliśmy, bo ci co przyszli wzmocnieniami nie są. Takiego błędu nie można już powtórzyć. Mówi pan o przyszłym sezonie, a pana nowy kontrakt wciąż nie jest podpisany. Chce pan rozmawiać z zarządem z pozycji mistrza Polski? - Nie myślę o nowym kontrakcie, zajmuję się teraz meczem z Legią Warszawa. Jak skończy się liga potrzebować będziemy jednej sekundy, żeby przedłużyć moją umowę. Jeśli ktoś ma do mnie zaufanie i traktuje jako dobrego pracownika, to nie będzie się dla niego liczyło, na którym miejscu Lech skończy rozgrywki. Ważna będzie wykonana praca i perspektywy. A ja wiem co zrobić, żeby w przyszłym sezonie było jeszcze lepiej. Gdzie się zdobywa mistrzostwo - W Warszawie i Krakowie czy w meczach ze słabszymi rywalami choćby w Gliwicach i Wodzisławiu? - Mnie się najlepiej zdobywa mistrzostwo w Warszawie przy Łazienkowskiej, bo tam jest dobre powietrze i dobre boisko. Tyle, że jak wygramy z Legią, to i tak nic nie będzie jeszcze pewne. Myślę, że w tym sezonie mistrz pokaże nam się najwcześniej w przedostatniej kolejce. Przynajmniej jest ciekawie, bo ja nudy nie znoszę. Jak z Widzewem ciągle wygrywałem i co przyjeżdżał jakiś przeciwnik to wyjeżdżał z czwóreczką, to było nieznośnie. Kibice też pewnie mieli tego dość. Żartuje pan? - Naprawdę lubię jak coś się dzieje. Śmieszy mnie na przykład mówienie o tym, że Legia nie zasługuje by być liderem. Jeśli po 24. kolejkach jest pierwsza, to znaczy, że zasługuje. Po tylu meczach nie ma przypadków. Są takie drużyny i w Bundeslidze, które może pięknie nie grają, ale co seria spotkań, to sobie te punkciki dopisują, a później cieszą się z patery. Nie boi się pan, że jak zdobędziecie mistrzostwo, to najlepsi z Lecha odejdą? - Myślę, że prezes Andrzej Kadziński do tego nie dopuści. Ja już Ligi Mistrzów z Widzewem nie pamiętam, bo czas płynie bezlitośnie i gdyby była okazja wejść do tej rzeki drugi raz, wiem jak to zrobić. Nie wolno nikogo sprzedać i dokupić dwóch, trzech naprawdę bombowych zawodników. Wtedy jest szansa. Jakiego meczu spodziewać się w niedzielę - takiego jak jesienią w Poznaniu, kiedy było 0:0, czy jednak ustawi pan zespół ofensywnie? - My potrafimy grać tylko ofensywnie i tak też będzie w Warszawie. Jesienią byliśmy po 120 minutach walki z Austrią Wiedeń i Legia to frajerzy, że nas wtedy nie ograli. Kluczem do zwycięstwa będzie zneutralizowanie Gizy, Rogera i Iwańskiego. Łatwo nie będzie, ale jest to możliwe, skoro udało się nawet drużynom walczącym o byt. Zimą Semir Stilić wart był miliony euro, teraz już nikt tak wysoko go nie ocenia. Co się z nim dzieje? - Miał grypę, leczył ją trzy tygodnie. A że bez przerwy gramy, to nie miał czasu dojść do siebie. A nie myśli pan, że czas Smudy w Lechu kończy się dlatego, że po zakończeniu pracy przez Leo Beenhakkera, będzie pan trenerem reprezentacji Polski? -Ostatnio, jak wybierali Jurka Engela, to byłem selekcjonerem do drugiej w nocy, a o dziewiątej rano okazało się, że jednak nie jestem. Więc blisko to ja sobie mogę być. Na razie o tym nie myślę. Zawsze bardziej rajcowała mnie praca w klubie, chociaż teraz wiem, że mógłbym swoje doświadczenie spożytkować dla reprezentacji. To dobry moment. A jeśli zostanę w piłce klubowej, w Polsce będzie to tylko Lech Poznań. Rozmawiał: Michał Kołodziejczyk

Polecamy

Komentarze (53)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.