Domyślne zdjęcie Legia.Net

Inaki Astiz: Nie czuję się zbawicielem

Redakcja

Źródło:

02.10.2008 22:38

(akt. 18.12.2018 22:25)

- Tak się nieszczęśliwie ułożyło, że w Pampelunie musiałem rywalizować z zawodnikami dużo bardziej doświadczonymi. Byłbym ostatni do grania, więc musiałem odejść. Miałem okazję w zeszłym roku grać w Warszawie i pokazałem, na co mnie stać. Dlatego doszedłem do wniosku, że lepiej grać tu, gdzie mam renomę, niż czekać - mówi hiszpański obrońca Legii Warszawa, <b>Inaki Astiz Ventura</b>.
Przez wielu kibiców jest Pan traktowany jak zbawiciel. - Nie przesadzajmy. Nie czuję się zbawicielem. Po prostu drużyna gra coraz lepiej. Nie tylko dlatego, że ja się pojawiłem. Po zakończeniu zeszłego sezonu wyjechał Pan z Warszawy do Hiszpanii, by spróbować sił w Osasunie. Nie przebił się Pan nawet na ławkę rezerwową... - Na moją pozycję było pięciu innych zawodników. Trener jasno powiedział, że będę ostatni. Nie mogłem pozwolić sobie na rok bez grania, dlatego zdecydowałem się na powrót do Warszawy. Przegrana walka o miejsce w Osasunie to największa porażka w Pana karierze? - Jasne, że jestem wściekły. Z jednej strony wiedziałem, co może mnie spotkać. Z drugiej jednak cieszyłem się, że spotkam się z rodziną i przyjaciółmi. Nie udało się, trudno. Jeśli Jan Urban zostanie trenerem Osasuny, o czym marzy, chyba nie powinien Pan mieć problemów z miejscem w składzie? - Co się wydarzy w przyszłości, to Pan Bóg jeden wie. Nie miał Pan problemów z ponownym wkomponowaniem się w grę Legii? - Czuję się tak jak w zeszłym roku. W Legii gra jedynie czterech czy pięciu nowych piłkarzy. Jedynie? - A czy to tak dużo? Nie widzę wielkiej różnicy. Co się dzieje z Pana trzema rodakami, którzy występują w Legii? Wygląda na to, że nie potrafią grać w piłkę. - Jak przyjechałem, to Tito i Inaki Descarga byli kontuzjowani. Wcześniej grali kilka minut. Nie było jeszcze okazji, by ich zobaczyć i docenić. Co do Arruabarreny, to czeka na pierwszego gola. Jak mu się uda strzelić, to później pójdzie już gładko. Mówi Panu coś nazwisko: Robert Lewandowski? - Wiem, o kogo chodzi. Świetny napastnik, strzela gole, wykorzystuje swój czas, dostał zresztą powołanie do reprezentacji. Mam nadzieję, że Lech, z którym zmierzymy się w niedzielę, będzie trochę zmęczony występem w Pucharze UEFA. Studia już Pan skończył? - W czerwcu pozaliczałem egzaminy. Teraz będzie trudniej, bo mieszkam w Polsce. Zapiszę się na uniwersytet na odległość, będę zaliczał zajęcia przez internet. A w czerwcu znowu egzaminy. Zostało mi jeszcze półtora roku studiów inżynierii elektrycznej. Ruszy Pan na zwiedzanie Polski? Podczas ostatniego pobytu w naszym kraju zasłynął Pan jako globtroter. - Dużo już widziałem. Kraków, Gdańsk, Sopot, Wieliczka, Żelazowa Wola, Malbork... Mam kontrakt na pięć lat, więc jeszcze trochę pozwiedzam. W związku z tym najwyższy czas na naukę polskiego. - Oczywiście, już zacząłem. Dużo rozumiem, ale bardzo słabo mówię. Pięć najbliższych lat spędzi Pan w Polsce. Roger zakochał się po trzech... - Macie na myśli kadrę? Zobaczymy. Na razie koncentruję się na Legii.

Polecamy

Komentarze (1)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.