Domyślne zdjęcie Legia.Net

Jacek Zieliński: Wszedłem na dobrą drogę

Redakcja

Źródło: Gazeta Wyborcza

22.06.2007 23:38

(akt. 22.12.2018 21:24)

Nie chciałem odchodzić z Legii. Ale musiałem. Jestem zadowolony, że dostałem ofertę z Korony. Lepiej nie mogłem trafić. To klub z aspiracjami. W Legii była nowa koncepcja, ja w niej się nie zmieściłem. Zmiana otoczenia powinna mi wyjść na zdrowie. Zrobić coś w kompletnie nowym środowisku to dopiero będzie wyzwanie i sprawdzian umiejętności. Jak coś wygram z Koroną, to będzie chyba więcej, niż gdybym wygrał z Legią. - mówi <b>Jacek Zieliński</b>, nowy trener Kolportera Korony Kielce
- Zagrał Pan Legii na nosie? - Nawet tak nie pomyślałem. Jestem zadowolony, że dostałem ofertę z Korony. Lepiej nie mogłem trafić. To klub z aspiracjami. W Legii była nowa koncepcja, ja w niej się nie zmieściłem. Mówił Pan, że za późno dowiedział się o tej koncepcji i przez to nie było nawet czasu rozejrzeć się za ofertami. A tu proszę - Odra, Korona... - No tak. Nie spodziewałem się aż takiego zainteresowania. Miałem też dwie propozycje z klubów drugoligowych. W jednym miałem pracować jako trener, w drugim jako dyrektor sportowy. Ta z Kielc była jednak najciekawsza. I w ciekawych okolicznościach ją dostałem. We wtorek zaczęli do mnie dzwonić dziennikarze, ale wtedy nic jeszcze nie wiedziałem. W środę pojechałem sobie na ryby i dostałem telefon. W czwartek pojechałem na rozmowy, w piątek podpisałem umowę. - Na Legię był Pan - zdaniem szefów klubu - za słaby. Przy Łazienkowskiej ogłoszono, że obowiązuje opcja zerowa. Co to oznacza? - Ciekawe określenie. Znaczy najwyraźniej, że wszystko ma zacząć się od nowa. A jak od nowa, to już beze mnie. Ale zmiana otoczenia powinna mi wyjść na zdrowie. Zrobić coś w kompletnie nowym środowisku to dopiero będzie wyzwanie i sprawdzian umiejętności. Jak coś wygram z Koroną, to będzie chyba więcej, niż gdybym wygrał z Legią. Chociaż absolutnie nie zgadzam się z tym, że w Legii miałem ciepłą posadkę. Takiej nie ma żaden trener w żadnym klubie pierwszoligowym. - Kieleckie środowisko nie będzie jednak dla Pana całkiem nowe. Dyrektorem sportowym został Paweł Janas, mają przyjść byli koledzy z Legii Grzegorz Szamotulski i Krzysztof Ratajczyk. - Ani jednego, ani drugiego na razie nie spotkałem. Jedynym nowym piłkarzem w Koronie jest Edi Andradina, przychodzi Piotrek Świerczewski. Paweł Janas był moim trenerem w Legii i reprezentacji Polski. Przy nim wypromowało się już kilku trenerów. Choćby Maciej Skorża czy Czesław Michniewicz. Wygląda, że wszedłem na dobrą drogę. - Ale za to drogę daleką od domu. Od 15 lat mieszka Pan w Warszawie. - Kielce są o dwie godziny jazdy samochodem. Tyle i tak czasem zajmował mi powrót do domu. A biorąc pod uwagę, że byłem w klubie ok. godz. 8, wracałem o 17, jadłem kolację i szedłem spać, to wiele się nie zmieni. Rodzina będzie dojeżdżać. Ale tu też czasu mam mało. Zjem śniadanie, a tu zaraz kolacja. - Ludzie się dziwią, że odchodzi Pan z Legii. Pierwsze skojarzenia związane z tym klubem: Lucjan Brychczy, Kazimierz Deyna i pan. Co to będzie zagrać przeciwko? - Nie będę oszukiwał. Adrenalinka, spora. Jako zawodnik Iglopolu grałem przeciwko Legii dwa razy. W Dębicy wygraliśmy 1:0, w Warszawie chyba przegraliśmy 0:1. A może się mylę? Zresztą akurat wtedy Legia była wyjątkowo słaba. I wtedy to nie była moja Legia. Teraz to będzie coś. - Warszawscy kibice na forach internetowych piszą: "Powodzenia, ale i tak kiedyś do nas wrócisz". - Jestem wdzięczny. Jeżeli jednak w Kielcach wytrwam do końca dwuletniej umowy, znaczyć to będzie, że osiągnąłem sukces. A to oznacza co najmniej awans do europejskich pucharów. A potem dostanę mnóstwo propozycji. Legię kocham, ale gdyby po dwóch latach tylko ona mnie chciała, to z dzisiejszej perspektywy musiałbym uznać to za porażkę. - W Legii mógł Pan prowadzić drużynę młodzieżową, ale Pan nie chciał. A przecież praca z młodzieżą to piękna rzecz. Praca od podstaw. Trenerzy to cenią. Przynajmniej tak mówią. - Oczywiście, że to piękna rzecz, ale praca w Młodej Ekstraklasie, która nawet jeszcze nie ruszyła, ma niewiele wspólnego z moimi ambicjami. Silne zespoły, jak Wisła, Lech, Korona czy Legia, zapewne poważnie potraktują te rozgrywki, bo tam są na to pieniądze. Mają świadomość, że stąd droga do pierwszego zespołu jest bliższa niż z IV ligi, jak to dzieje się w Legii, gdzie z rezerw praktycznie nikt nie trafia do pierwszego zespołu. Ale jak jest w innych klubach? Wiele z nich nie ma ochoty na takie rozgrywki. W ekstraklasie każdy mecz jest istotny, co tydzień walczy się praktycznie o wszystko. A sytuacja, w której w sezonie czekają trzy-cztery mecze o coś, a reszta to odrabianie pańszczyzny, mnie nie interesuje. - W Legii uznano, że jest Pan zbyt mało doświadczony, ale Jan Urban doświadczenie w prowadzeniu poważnych drużyn ma jeszcze mniejsze. A konkretnie żadnego. - To nie ja powinienem z tego się tłumaczyć. Jestem przekonany, że ludzie podejmujący decyzje chcą dla klubu jak najlepiej. Czas pokaże. Prowadziłem Legię przez dziewięć miesięcy. Potem pracowałem przy zespole jako asystent i potem znowu przez jedną trzecią sezonu jako pierwszy trener. Doliczając lata grania w piłkę, to moje doświadczenie nie jest wcale takie małe. Jestem na zupełnie innym poziomie niż wtedy, gdy prowadziłem Legię po raz pierwszy. Ale to tylko moje zdanie. - Które podzielają w Kielcach. - Odpowiedzialność wcale nie mniejsza niż w Legii. Już w poprzednim sezonie Korona była klasowym zespołem. Puchar Polski czy awans do europejskich pucharów były na wyciągnięcie ręki, ale tak jak i teraz, w końcówce coś im nie zagrało. Są tam podstawy do dużych aspiracji. Moim zadaniem będzie je spełnić. - Ostatnie mecze sezonu prowadził Arkadiusz Kaliszan. Jest w podobnej sytuacji jak Pan w Legii. Mógł dostać szansę, ale jej nie dostał. Ma być pańskim asystentem. - Rozmawiałem z Arkiem. Zresztą rozmawiałem już ze wszystkimi współpracownikami. Czasu jest mało i byłbym idiotą, gdybym nie chciał skorzystać z wiedzy jaką mają o zespole. - Prezes Leszek Miklas twierdzi, że nie sprawdzał się pan jako asystent. Po objęciu Legii po raz pierwszy krytykował pan poprzednika - Dariusza Kubickiego. Po zastąpieniu Wdowczyka też dało się słyszeć, że drużyna gra lepiej, bo zostały zmienione metody. - Ale ja przecież nie byłem asystentem Kubickiego, tylko jego piłkarzem. Po zastąpieniu Wdowczyka powiedziałem po prostu co myślałem. Nie czyhałem na jego posadę. Gdybym był asystentem Jana Urbana, znowu zaczęłyby się podejrzenia. - Ale chciał Pan nim zostać. - Lepiej jest tak jak teraz. - Cezary Kucharski pisał w "Gazecie Stołecznej", że skoro Zieliński mówił źle o Wdowczyku po jego odejściu, to dlaczego nie zgłaszał uwag, gdy pracowali razem? - To był krótki tekst, ale aż roiło w nim się od sprzeczności. Że niby mam ambicje i podkopywałem Wdowczyka. I za chwilę, że chcę być asystentem, bo mam ciepłą posadkę. To się kupy nie trzyma. To prawda, że jestem ambitny. Taki byłem jako zawodnik, taki jestem jako trener. "Kucharz" najwyraźniej nie chce, by o nim zapomniano. Taki był zawsze. Szkoda, że w jego tekstach - chociaż przyznaję ciekawych - jest tyle jadu. Niepotrzebnie zraża do siebie kolegów. - W ten weekend Polska Kadra Gwiazd gra w Krakowie w międzynarodowym turnieju oldbojów. W składzie oprócz Pana są m.in. nowy trener Legii Jan Urban, jej wiceprezes Mirosław Trzeciak i Cezary Kucharski. Ciekawe spotkanie... - Urbana nawet nie znam. Nie mogę mieć do niego pretensji, że mnie zastąpił. Spokojnie podam mu rękę. Z tego co wiem, to dyrektora Trzeciaka na tym turnieju nie będzie. Zresztą moje nowe plany też mogą kolidować z tym przedsięwzięciem i pewnie nie przyjadę do Krakowa. A co do Czarka? Ciekawe jakbym się zachował i czy bym mu podał rękę. - Dwa dni po zakończeniu sezonu pytaliśmy Mirosława Trzeciaka, jak sprawa trenera, i mówił, wskazując na Pana: "Przecież mamy trenera". - Faktycznie trochę to wszystko dziwne, bo następnego dnia rano dowiedziałem się, że jednak trenerem nie będę. Ale takie są w Legii metody. - Na stronie internetowej Lecha można przeczytać, że za dwa tygodnie na testy przyjedzie zawodnik z Peru. W Legii nic się nie mówi, nawet gdy piłkarz już jest na testach. Wszyscy już wiedzieli, że Łukasz Fabiański ma być bramkarzem Arsenalu, ale Panu kazano zamknąć trening, by ukryć jego nieobecność. - Sprzeciwiłem się, bo uważam, że to nienormalne. Jeżeli sam Arsene Wenger przyznaje, że Łukasz będzie ich piłkarzem! Nie zamierzałem kłamać i robić z siebie idioty. - Kiedy Edson nie chciał jechać na mecz Pucharu Ekstraklasy, to Pan to publicznie powiedział. Gdy Moussa Ouattara robił podobne rzeczy w poprzednim sezonie, wersja klubu była taka, że jest kontuzjowany, względnie w depresji po śmierci ojca. To Pan powiedział: "Dziwne rzeczy dzieją się w tym klubie". - Akurat wtedy powinienem ugryźć się w język. Ale byłem rozgoryczony po tym, jak zawodnicy potraktowali mecz w Pucharze Ekstraklasy z Górnikiem Łęczna. I, aby była jasność, nie chodziło mi wtedy o całość działalności klubu tylko o postawę piłkarzy. A z Edsonem? Nie mogłem znowu udawać głupiego. I tak wszystko by się wydało. Czy te wypowiedzi mi zaszkodziły? Nikt w klubie mi tego nie powiedział. Jacek Zieliński - Ur. 10 października 1967 r. w Wierzbicy. W ekstraklasie debiutował 17 lat temu w Iglopolu Dębica. W Legii niedługo później - 14 marca 1992 roku i aż do 15 czerwca 2007 był członkiem tego klubu (oficjalnie do dzisiaj). Oprócz Lucjana Brychczego nikt nie rozegrał w Legii więcej meczów od niego (Zieliński 329 - Brychczy 368). Reprezentant kraju, zawsze na stoperze - 60 występów, 1 gol. Grał na mistrzostwach świata w Korei Płd. 2002 r. (jeden mecz, z opaską kapitana). Miał propozycje zza granicy, ale tylko raz był bliski wyjazdu - do Chicago Fire.

Polecamy

Komentarze (0)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.