Domyślne zdjęcie Legia.Net

Jak to się robi za oceanem

Piotr Szydłowski

Źródło: Legia.Net

01.04.2011 13:22

(akt. 14.12.2018 16:19)

<p>Major League Soccer to niewątpliwie liga sportowych kontrastów. Beckham, Henry, Ljungberg czy Marquez blaskiem swojej sławy i dokonań nadal przysłaniają resztę amerykańsko-kanadyjskich rozgrywek. Wybierając się w miniony weekend na mecz Philadelphia Union - Vancouver Whitecaps nie w głowie nam jednak było daremne wyszukiwanie na boisku podstarzałych gwiazd światowej piłki. Bardziej interesowało nas to, czym zaskoczy nas tłum przybyły na inaugurację drugiego sezonu "The U" w MLS. Trzeba przyznać, że specjalnie się nie zawiedliśmy.</p>

Zdjęcia z meczu - kliknij tutaj

Na mogących pomieścić 18,5 tysiąca widzów trybunach PPL Park stawił się komplet publiczności. Sam mecz piłkarski dla bardzo dużej rzeszy kibiców był jednak tylko swoistym deserem. Już na kilka godzin przed pierwszym gwizdkiem, przystadionowe parkingi wypełnione były grupami znajomych oraz rodzinami biorącymi udział w jakże popularnym w Stanach "tailgate party". Przy tej okazji nikomu nie mogło więc zabraknąć własnego zaopatrzenia. Jak wiadomo, grillowane mięso, najlepiej komponuje się z piwem i jak się przekonaliśmy, Amerykanie doskonale zdają sobie z tego sprawę.

Poza piwem i grillem, na parkingu kibice urozmaicali sobie czas na różne sposoby - nie brakowało elementów piłki nożnej, futbolu amerykańskiego, czy też jazdy na deskorolkach, lub gier typowo piknikowych. Co prawda, nie widzieliśmy popularnego w Stanach rzucania podkowami do celu, ale w zamian, było bardzo wiele modyfikacji tej gry z piłeczkami i obręczami w rolach głównych.


Zamkniętą imprezę przygotowała również tutejsza organizacja ruchu kibicowskiego - "Sons of Ben" (nazwa pochodzi od jednego z założycieli kraju i ikony Filadelfii, Benjamina Franklina). Na kilkuset, oddzielonych metrach kwadratowych parkingu, uczestników czekał nieograniczony poczęstunek piwem i typowym amerykańskim jedzeniem typu fast-food, a także różnorodne atrakcje. Ciesząca się dużym zainteresowaniem impreza rozpoczęła się o godzinie 13 i trwała do 16, czyli pory rozpoczęcia meczu. Wstęp dla członków związku kosztował 5, natomiast dla niezrzeszonych osób towarzyszących - 10 dolarów.

Kibice należący do organizacji wyróżniali się również na samym stadionie. Członkowie "SoB" zajmują bowiem na PPL Park liczącą sobie 2000 miejsc trybunę za bramką i co ciekawe, fani niezrzeszeni w organizacji, nie mają tam prawa wstępu. Wejście na "The River End" umożliwiane jest tylko po okazaniu legitymacji członkowskiej wraz z biletem.

W minioną sobotę najzagorzalsi kibice "The U" prowadzili zorganizowany doping przez niemal pełne 90 minut spotkania, czasami angażując w śpiewy również niektórych fanów zasiadających na trybunach wzdłuż linii bocznych. Pomagał im w tym gniazdowy oraz spory bęben, koordynujący doping. Pomimo ograniczonego repertuaru, miłośnicy aktywnego wspierania swej drużyny nie mogli się zbytnio nudzić na swojej trybunie. Po strzeleniu gola przez drużynę Piotra Nowaka, w jednym z sektorów zrobiono nawet użytek z jakże tępionej na naszych stadionach pirotechniki. Być może kilka świec dymnych nie robi wielkiego wrażenia, ale na meczu za oceanem jest to jednak warte odnotowania.

Samo spotkanie nie powalało na kolana tempem i poziomem sportowym, ale miejscowi piłkarze raczej z nawiązką wynagrodzili to kibicom kompletem punktów. Mecz z Kanadyjczykami, dla większości zgromadzonych fanów, był jednak tylko wisienką na torcie oraz kulminacyjnym punktem dnia, poświęconego w całości piłkarskiemu świętowaniu. Złośliwy obserwator mógłby się nawet pokusić o stwierdzenie, że wielu amerykańskich fanów wychodziłoby ze stadionu nie mniej uśmiechniętych, gdyby "The U" obyli się tego dnia bez zwycięstwa...

Polecamy

Komentarze (9)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.