News: Jakub Wawrzyniak: Chcę poznać smak Ligi Mistrzów z Legią

Jakub Wawrzyniak: Chcę poznać smak Ligi Mistrzów z Legią

Marcin Szymczyk

Źródło: Legia.Net

28.06.2013 07:59

(akt. 09.12.2018 16:21)

Zmieniają się trenerzy, piłkarze, mijają lata. Nie zmienia się tylko to, że Jakub Wawrzyniak wciąż gra na lewej stronie obrony, wygrywa rywalizację z kolejnymi zawodnikami. Na zgrupowaniu w austriackim Bad Zell podczas sparingu z MSK Żylina, należał do najlepszych na boisku. Na treningach pracuje za dwóch aby jego forma była jak najwyższa, godna mistrza Polski i Ligi Mistrzów. Zapraszamy do zapisu naszej rozmowy z "Wawrzynem".

W jaki sposób dowiedziałeś się o tym, że zostałeś mistrzem Polski? Oglądałeś mecz Lecha z Podbeskidziem?

- Od kiedy ten wyścig o tytuł nabierał tempa, to oglądałem każde spotkanie „Kolejorza”. I za każdym razem poznaniacy zwyciężali. Mecz z Podbeskidziem był pierwszym od początku rundy, którego postanowiłem nie oglądać. Wróciliśmy bardzo późno z Łodzi z meczu z Widzewem,zasnąłem dopiero przed piątą. Rano był trening, wróciłem zmęczony i postanowiłem odespać, nie oglądać meczu Lecha. W 44. minucie meczu żona wpadła do sypialni i krzyknęła, że Podbeskidzie zdobyło bramkę na 2:0. Ruszyłem na dół, zobaczyłem ekran telewizora, a na nim wynik. Faktycznie było 2:0. Przez przerwę zastanawiałem się co robić. Jak nie oglądałem meczu, to Lech w końcu przegrywał. Zabrałem więc dzieci na rowery, tak minęła mi druga część spotkania. Na ostatnie minuty zjechaliśmy do domu, obejrzałem je z żoną na kanapie. Sędzia zakończył mecz i była to niesamowita chwila. Pierwszy raz zostałem mistrzem Polski.


Zdobyliście tytuł mistrza Polski bo…


- … zgromadziliśmy najwięcej punktów, byliśmy najlepszą drużyną. Wiem, że czasem pojawiały się opinie, że styl słaby, że nie tak powinien wyglądać mistrzowski zespół. Po siedmiu latach nie był jednak ważny sposób, nie liczyło się czy sięgniemy po tytuł po swojej wygranej czy też porażce rywala.  Proszę spojrzeć na to, ilu piłkarzy pracowało na ten dublet. W rozgrywkach Pucharu Polski grała inna grupa piłkarzy niż w ekstraklasie. A okazaliśmy się najlepsi na obu frontach, nikt nam nie zagroził. Może nie zdominowaliśmy ligi, bo Lech długo nam zagrażał, może nie zdominowaliśmy Pucharu Polski, bo przecież w rewanżowym meczu finału nieznacznie przegraliśmy… Ale byliśmy najlepszą drużyną w kraju.


Przez większą część rundy wiosennej, mimo końcowego sukcesu, byliście jednak krytykowani. Od was wymagano najwięcej, wspominano o słabym stylu czy też o jego braku, trenera Jana Urbana krytykowano za wybory personalne. Jak do tego podchodziłeś?


- To pokazuje w jak wielkim klubie gramy, jakie wymagania są od Legii Warszawa. Oczekiwania są takie, byśmy zawsze wygrywali w pięknym dla oka stylu, najlepiej z przewagą kilku bramek. Tego się wymaga, absolutnej dominacji – to jest specyfika Legii, jedynego takiego klubu w Polsce. Tutaj obserwatorów naprawdę trudno jest zadowolić. Przecież po siedmiu wygranych z rzędu zremisowaliśmy z Piastem w Gliwicach i wszędzie słyszałem o słabym stylu, fatalnym meczu i braku ambicji. Ja takich reakcji nie rozumiem. Owszem, Legia powinna głównie wygrywać, ale popatrzmy też na druga stronę medalu. Dla większość drużyn spotkanie z Legią to mecz sezonu, gdzie nie pojedziemy to jest najlepsza od dawna frekwencja na trybunach. Postawa zawodników, którzy grają prze ambitnie z Legią, może imponować. To często dla nich najlepsze mecze w sezonie, które kosztują ich tak wiele, że od 70 minuty zaczynają słaniać się na nogach. W innych spotkaniach to im się to nie zdarza. Każdy chce pokonać Legię, dla każdego to powód do dumy. Dlatego będą się przytrafiać mecze, w których będziemy tracili punkty.


A wy jesteście zadowoleni ze stylu w rundzie wiosennej, czy chcecie grać lepiej, wiecie, że was na to stać?


- Nie da się seryjnie wygrywać w słabym stylu. Tak można odnieść zwycięstwo raz, może dwa. Ale na dłuższą metę jest to niemożliwe. Poza tym sztuką jest wygrać, będąc w słabszej dyspozycji. Pamiętam krytykę po meczu z Lechią – że mieliśmy za mało sytuacji bramkowych. Ale Lechia była dobrze zorganizowana, grali głównie na własnej połowie. Posiadanie piłki 70:30 dla nas, ale nie przekładało się to na jakieś wielkie sytuacje. Ostatecznie wygraliśmy skromnie, ale pewnie.Kibice są bardzo wymagający, żądają od nas lepszej gry i okazałych zwycięstw. To jest normalne, podpisując kontrakt z Legią trzeba mieć tego świadomość.


Dla graczy przychodzących do Warszawy to musi być szok, ogromny przeskok, z którym nie każdy sobie radzi.


- Zgadza się, mnie też np. imponuje postawa Piasta i to, że wywalczyli sobie miejsce w pucharach. Każdy mówi, o świetnym stylu Piasta, chwali trenera i piłkarzy. Ale ten Piast zdobył 20 punktów mniej od Legii… Dowodów tego, jak ciężko gra się w Legii, jak duża jest presja, jest mnóstwo. Tomek Jodłowiec grał wcześniej w Polonii i Śląsku, ale po czterech meczach w Legii powiedział, że dopiero teraz rozumie jak ciężko jest w Legii. Napastnicy rywali biegają jak oszaleli, walczą przez pełne 90 minut lub do momentu, kiedy nie odbierzemy im chęci do gry.


Pół roku temu do Legii przyszedł Tomasz Brzyski, wygrałeś rywalizację. Znów więc zaczęło się mówić, że trzeba jakąś alternatywę dla Wawrzyniaka, stąd być może testy Raula Bravo. Podobnie jest w reprezentacji Polski. To cię wkurza, czy już się przyzwyczaiłeś?


- To nie jest tak, że cokolwiek się nie zdarzy, to ja będę grał. Mam świadomość, że wiosna nie była rewelacyjna w moim wykonaniu, był moment kiedy byłembez formy. Chciałem to wszystko jak najszybciej zmienić, chciałem dobrze trenować i grać. Udawało mi się wygrać rywalizację. Tak decydował i oceniał trener. Nie wiem jak reagować na takie komentarze. Nie powiem przecież teraz – dajcie mi lepszych lewych obrońców, bo chcę w końcu  przegrać walkę o miejsce w składzie… Tomek Brzyski przyszedł do zespołu aby wzmocnić rywalizację na lewej stronie i dał swoje tej drużynie. Z Pogonią zrobił nam rzut karny, zdobył bramkę – dał więc nam trzy punkty. Miał więc swój udział w sukcesie całego zespołu. Potem wrócił po kontuzji Kosecki i trener postawił na duet Kosecki – Wawrzyniak na lewej stronie.


A nie masz wrażenia, że czasem jest tak, że po dobrym meczu jesteś krytykowany, po słabym tez jesteś krytykowany? Cokolwiek nie zrobisz i tak nie spotyka się to uznaniem.


- Dla mnie najważniejsza jest opinia trenera i ocena sztabu szkoleniowego. Mam już spore doświadczenie i to jest dla mnie jedyna rzecz na jakiej się koncentruję. Owszem każdy lubi być chwalonym, ale z całym szacunkiem dla kibiców czy dziennikarzy, piłkarz nie może brać sobie tych wszystkich uwag do serca. Przecież takie komentarze są często za efekt wizualny, są emocjonalne. Dla nas jedyną wykładnią są uwagi szkoleniowca. W kadrze też przecież gram, bo lepszych akurat nie ma… Co bym nie powiedział to i tak nie zmienię tych negatywnych opinii. A przecież odkąd selekcjonerem jest Waldemar Fornalik, to ja żadnego spotkania nie zawaliłem. Z Czarnogórą, Mołdawią, Anglią czy San Marino nie miałem, żadnych wpadek, nie przegrałem żadnego z tych meczów. Tak to jednak jest w życiu, że budowa swojego nazwiska trwa długo i mozolnie. A zepsuć to, na co się zapracowało, jest bardzo łatwo – wystarczy się pośliznąć…

Kiedyś wspomniałeś, że chciałbym kiedyś jeszcze spróbować swoich sił poza granicami kraju. To już jest ten moment?


- Ponad wszystko chciałbym spróbować z Legią awansu do Ligi Mistrzów. To jest obecnie mój priorytet. Mam jeszcze przez rok ważny kontrakt z klubem, a przez rok w życiu piłkarza może się wiele wydarzyć.


Miałeś już okazję grać w Lidze Mistrzów z Panathinaikosem. Jakbyś porównał dziś Legię i klub z Grecji pod względem sportowym i organizacyjnym?


- Myślę, że organizacyjne Legia już wypada lepiej.


Bolą cię takie słowa jakie wypowiedział Marek Jóźwiak, że Legia jest gotowa do walki o Ligę Mistrzów jak Wawrzyk z Powietkinem i dlatego potrzeba jest 4-6 wzmocnień?


- Marek długo pracował w tym klubie i może mieć taką opinię. Nie mnie to komentować, każdy ma prawo do swojego zdania. Być może takie uwagi powinien trzymać dla siebie, ale skoro już je wypowiedział publicznie, to pewnie tak uważa. Przykre jest to, że byli piłkarze Legii mówią o tym klubie dziwne rzeczy, daje się to czasem słyszeć na trybunie VIP. Jest mnóstwo narzekań, na grę i nie tylko. Nie wiem czemu to ma służyć, być może nie każdemu zależy na tym, by Legia odnosiła sukcesy.Ale Marka szanuję, pracowaliśmy razem wiele lat.


Niewielu jest piłkarzy w Polsce, którzy zagrali w Lidze Mistrzów dwukrotnie, z dwoma różnymi klubami. Ty będziesz takim zawodnikiem?


- To jest coś, na co wszyscy czekamy. Nie tylko kibice Legii, ale każdy fan piłki w Polsce, chciałby zobaczyć polską drużynę w tych elitarnych rozgrywkach. Przed nami olbrzymia praca, zrobimy co w naszej mocy.


Pamiętam moment, gdy Legia awansowała do Ligi Mistrzów. Byłem dumny, że coś takiego zdarzyło się za mojego życia.


- Mogę ci tylko życzyć, aby w twoim życiu było jeszcze nie jedno takie wydarzenie.


Za poprzedniej kadencji trenera Jana Urbana nie mogliście liczyć na wsparcie z trybun, był protest. Tym razem było inaczej, doping przez całe mecze, oprawy i atmosfera godna mistrza Polski. Jak duże znaczenie miały trybuny na ten wasz końcowy sukces?


- Wszystko zagrało w rundzie wiosennej jak należy. Świetną robotę wykonał nasz prezes, który szybko znalazł wspólny język z kibicami. Fani byli na każdym meczu i prowadzili nas do zwycięstw. Były spotkania, w których przegrywaliśmy 0:1, a wygrywaliśmy. Jest w tym duża zasługa kibiców. Chyba każdy z nam by chciał aby bilety na mecz były wyprzedawane w ciągu 36 godzin. To jest sukces nas wszystkich – począwszy od pani, która sprząta nam szatnie, przez osoby sprzedające bilety, przez was – dziennikarzy piszących o Legii, a kończąc na kibicach. Robi się moda na Legię, ja nie pamiętam takiego zjawiska. Gdybyśmy do tego dołożyli awans do Ligi Mistrzów to mogłoby w Warszawie stać się coś wspaniałego na dłużej.



Poprzednio taka moda na Legię była w latach 90-tych. To chyba dobry prognostyk – wtedy były trzy mistrzostwa kraju i Liga Mistrzów.


- Oby tak było… Teraz mamy jeszcze stadion, który daje nam wiele możliwości.


Jak oceniasz osobę prezesa? Wydaje się, że przez pół roku zrobił więcej niż jego poprzednicy w ciągu siedmiu lat…


- Tyle dobrego już napisało się o prezesie i jego działaniach, ze nie chciałbym już bardziej cukrować. To jest mój przełożony. Na pewno miał duży wpływ na postrzeganie końcowe sukcesu Legii.


A spotkałeś się wcześniej z tym, że prezes klubu przyjeżdżał na zgrupowanie, zapraszał piłkarzy na kolację?


- Nie. Było to bardzo miłe, prezes robił to umiejętnie, nigdy nie ingerował w sprawy sportowe.


Jak bardzo byliście zaskoczeni faktem, że kierownikiem drużyny została kobieta – Marta Ostrowska?


- Na początku nie potrafiliśmy sobie wyobrazić tego jak będą wyglądać nasze relacje. Było to dla nas coś nowego. Każdy z nas szanuje kobiety i nie chciał przekroczyć pewnej granicy w żartach czy kontaktach w szatni. Okazało się, że wszystko zostało świetnie zorganizowane, nasz kontakt jest często elektroniczny, w szatni Marta nam nie towarzyszy. Najwyżej zastajemy przylepione kartki z jakimiś uwagi do nas. Doskonale radzi sobie z organizacją pracy.


Pierwsza drużyna Legii wygrała mistrzostwo i Puchar Polski. Młoda Legia zwyciężyła w swoich rozgrywkach. Juniorzy starsi również zdobyli mistrzostwo. Legia zdominuje ligę na lata?


- Zdominowała w minionym sezonie. A czy będzie tak w kolejnych latach to czas pokaże. Myślę, że wszyscy byśmy sobie tego życzyli.

Polecamy

Komentarze (62)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.