stadion AZ zamieszki
fot. Marcin Szymczyk

Jan de Zeeuw: Holendrzy nie mają dowodów

Redaktor Marcin Szymczyk

Marcin Szymczyk

Źródło: Przegląd Sportowy

13.12.2023 14:30

(akt. 13.12.2023 14:43)

- Wygląda, że ochroniarz, z którym przepychał się Pankov, nie tylko nie miał żadnego urazu, lecz nawet zadrapania - mówi Jan de Zeeuw junior, syn byłego dyrektora reprezentacji Polski w wywiadzie dla Przeglądu Sportowego. Porusza wiele ciekawych kwestii odnośnie meczu wyjazdowego z AZ Alkmaar (0:1) w fazie grupowej LKE.

Władze holenderskiego klubu do dziś nie skontaktowały się z Dariuszem Mioduskim i nie przeprosiły za wydarzenia, które miały miejsce 5. października w Alkmaar. Właściciel i prezes Legii został uderzony przez funkcjonariuszy.

-  Przedstawiciele AZ, miasta Alkmaar oraz tutejszej policji cały czas umywają ręce, nie czują się winni, nie czują też, żeby musieli przepraszać. Idą w zaparte. Według nich to prezes Mioduski nie słuchał policji i dlatego użyła siły. Nie rozumiem, czemu nawet się nie skontaktowali z Legią. Także holenderscy dziennikarze są zdziwieni brakiem jakiejkolwiek reakcji. Za burdy, które wybuchły przy okazji spotkania z Aston Villą, przeprosili Anglików i obiecali, że zrobią wszystko, by wyłapać chuliganów. O Legii milczą - opowiada De Zeeuw.

Rzuca także nowe światło na sprawę Radovana Pankova i Josue, którzy spędzili noc w areszcie. Pierwszemu przedstawiono zarzut, drugiemu nie. 

- Pankov ma postawiony zarzut: próba ciężkiego pobicia, która mogła skutkować poważnymi obrażeniami ciała. Teraz będą musieli udowodnić, że piłkarz Legii miał takie intencje. Gdyby ochroniarz, jak wcześniej mówiono i pisano, miał złamany łokieć, oskarżenie byłoby inne. Nie próba pobicia, ale ciężkie pobicie! Serbowi grozi najwyżej grzywna finansowa około 2–4 tys. euro. O ile cokolwiek mu udowodnią. O Josue, drugim zatrzymanym na noc piłkarzu Legii, jest cisza, ale sprawa nie została zamknięta. Noc po meczu z AZ legioniści spędzili w areszcie, potem szybko ich puszczono – widać, iż nie mieli dowodów, że kogoś pobito. Inaczej by ich nie wypuścili. Wygląda, że ochroniarz, z którym przepychał się Pankov, nie tylko nie miał żadnego urazu, lecz nawet zadrapania. Gdyby miał, zarzut byłby inny: pobicie z lekkim skutkiem. A tak jest tylko zarzut próby pobicia - mówi. - Klub wciąż nie reaguje na to, co wydarzyło się w październiku. Czekają na rozprawę, która odbędzie się styczniu. Radovan Pankov raczej będzie musiał przyjechać do Holandii - dodaje. 

Całą rozmowę można przeczytać w Przeglądzie Sportowym. 

 

Polecamy

Komentarze (10)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.