Domyślne zdjęcie Legia.Net

Jan Mucha: Legia to Legia, nie każdy może w niej grać

Marcin Szymczyk

Źródło:

07.04.2009 09:25

(akt. 17.12.2018 23:21)

- Legia to klub specyficzny. Media po nas jadą, gdy nie gramy najlepiej. Jednak z tą presją trzeba umieć żyć. Dlatego Legia to jest Legia. Nie każdy może w niej grać - mówi bramkarz Legii i reprezentacji Słowacji <b>Jano Mucha</b>. Golkiper odniósł się także do sytuacji w Gdyni po meczu z Arką. - Nie podeszliśmy do kibiców, a niby dlaczego mieliśmy podejść? Dziękować za to, że ktoś obraża naszego trenera? To byłoby nienormalne - skwitował "Muszkin".
Gdy ogląda Pan mecz reprezentacji Polski, mówi Pan w myślach: skuś baba na dziada? - Tak się złożyło, że Polska i Słowacja grają w jednej grupie eliminacji mistrzostw świata. Wiadomo, że moje serce bije dla Słowacji, i zawsze tak będzie. Zwłaszcza że w ostatnim meczu stanąłem w bramce mojej narodowej drużyny. Powiem tak: niech Słowacja zajmie pierwsze miejsce w grupie, Polska będzie tuż za nią i awansuje do mistrzostw w barażach. To dla Pana chyba najlepszy okres w karierze. Został Pan pierwszym bramkarzem reprezentacji Słowacji, w Legii ma Pan pewne miejsce. W Legii to nikt nie ma pewnego miejsca. Serio mówię. Pamięta pan, jak rok temu pierwszym bramkarzem był Łukasz Fabiański, a ja siedziałem na ławce? Wcale nie czułem się gorszy. Po prostu .Fabian" złapał szczęście w ręce i grał. Cierpliwie czekałem na swoją szansę. Ale to nie znaczy, że jak już wszedłem do bramki, to mam w niej miejsce z urzędu. Wojtek Skaba i Kostia Machnowskij, którzy na razie są rezerwowymi, też robią stałe postępy. Trochę Pan kokietuje. Podobnie jak po sobotnim meczu w Gdyni z Arką, gdzie był Pan najlepszym zawodnikiem Legii, a mimo to powtarzał: bohaterem nie jestem. - Bo ja naprawdę żadnym bohaterem się nie czuję. Piłkarze to tylko ludzie, a nie bogowie. Przechodzący obok dyrektor sportowy Legii Mirosław Trzeciak rzuca O, witam naszego bohatera z Gdyni.No i widzi Pan. - Mogę się tylko uśmiechnąć. Wróćmy do reprezentacji. Spodziewał się Pan, że Słowacja włączy się do walki o awans do mistrzostw świata? Przed rozpoczęciem eliminacji Pana drużynę wymieniano raczej w trzeciej kolejności. - O ile nie w czwartej. Ja jednak od początku mówiłem, że będziemy groźni. Mamy kilku świetnych zawodników grających w dobrych klubach. No i trenera, Vladimira Weissa, który z Artmedią awansował do Ligi Mistrzów. Jesteśmy naprawię głodni zwycięstw. Nigdy nie graliśmy w mistrzostwach świata czy Europy. I stąd ten apetyt na wygrane rośnie. Wszystko jest w naszych rękach. Mamy przed sobą mecz z San Marino, który musimy wygrać. Wiadomo też, że po meczu Czechy - Polska jedna z tych drużyn pożegna się z marzeniami o awansie. Nie możemy tej szansy wypuścić z rąk. Gdy przyjedzie Pan z reprezentacją Słowacji na mecz do Polski, będzie Pan czuł wyjątkową presję? - Skoro będziemy już wtedy pewni awansu na mundial, to jaką presję mam czuć? Żartuję. Wiadomo, że może to być mecz, który zdecyduje. Postaramy się wygrać. Awansował Pan na pierwszego bramkarza Słowacji w meczu z Czechami. Dobrze, że trener nie wystawił Pana trzy dni wcześniej. W spotkaniu z Anglikami. Dostaliście lanie 0:4. - Nie miałbym nic przeciwko, by zagrać na Wembley. Zresztą, kto by nie chciał tam wystąpić. Gra na tym stadionie to dla każdego piłkarza święto. Może jeszcze kiedyś będę miał okazję. W tym meczu nasz bramkarz nie popełnił większych błędów. Wybronił wszystko, co mógł. Trener stwierdził jednak, że to ja powinienem zagrać w kolejnym meczu. Na konferencji prasowej po spotkaniu z Czechami powiedział, że był zadowolony z mojej postawy na treningach i dlatego dał mi szansę. W Legii ma Pan mocną pozycję, w perspektywie gra w mistrzostwach świata. Może czas pomyśleć, by zmienić klub na lepszy? - Do czerwca przyszłego roku mam ważny kontrakt z Legią. Teoretycznie mógłbym szukać klubu już w grudniu, ale nie myślę teraz o tym. Wprawdzie nikt z przedstawicieli Legii nie rozmawiał jeszcze ze mną na temat przedłużenia umowy, ale mówię sobie: może to dlatego, że i w klubie jest kryzys? W Polsce czuję się świetnie. Zadomowiłem się, żonie się podoba, tu urodziło mi się dziecko. Myślę, czy nie związać się tym krajem na dłużej, może na całe życie? Widział Pan klops Artura Boruca w meczu z Irlandią Północną? - Tak, ale bramkarz to też człowiek. Nie zapominajmy, jak Artur bronił jeszcze niedawno. To nie przypadek, że grał w Lidze Mistrzów. Ja takiej wpadki nigdy nie miałem: ani w kadrze, ani w Legii. I obym nie miał. Myślę, że Boruc odpocznie i znów będzie świetny. Myśli Pan, że Leo Beenhakker podjął dobrą decyzję, że przed meczem z San Marino odesłał Boruca do Glasgow? - Trudne pytanie. Zawsze uważałem, że powinni grać najlepsi. Ja jednak Boruca bym nie odesłał, tylko posadził na ławkę. Legia po meczu z Arką wróciła na właściwe tory? - Może nie graliśmy super, ale nie było tragicznie. W poprzednich meczach: z Górnikiem i Jagiellonią też nie było najgorzej, ale czegoś brakowało. Po spotkaniu z Arką można kręcić nosem, ale liczą się trzy punkty. Legia to klub specyficzny. Media po nas jadą, gdy nie gramy najlepiej. Jednak z tą presją trzeba umieć żyć. Dlatego Legia to jest Legia. Nie każdy może w niej grać. Szkoda, że kibice Wam nie pomagają. - Nie chcę za bardzo wdawać się w dyskusje na ten temat. Wszystko już zostało powiedziane. Mam powtarzać, że wszystkie mecze gramy na wyjeździe? Szkoda, że nie ma dopingu jak kiedyś. To był duży atut. Gdy rywale przyjeżdżali na nasz stadion, mieli pełne majtki. Teraz Łazienkowska już nie straszy. Jeśli zdobędziemy mistrzostwo w takich warunkach, to naprawdę będzie duży sukces. Po meczu w Gdyni nie podeszliście do trybuny z kibicami Legii. To Wasza forma protestu? - A niby dlaczego mieliśmy podejść? Dziękować za to, że ktoś obraża naszego trenera? To byłoby nienormalne. Na koniec. Co znaczy po słowacku słowo "mucha"? - Zaskoczę pana: mucha, tak jak po polsku. Rozmawiał: Rafał Romaniuk

Polecamy

Komentarze (36)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.