Domyślne zdjęcie Legia.Net

Jan Urban: Jaka presja?

Redakcja

Źródło: Dziennik Gazeta Prawna

06.06.2007 08:12

(akt. 23.12.2018 00:51)

Czy jako trener jestem przyjacielem piłkarzy czy zamordystą? Myślę, że gdzieś pośrodku. Będę wymagał od zawodników przede wszystkim profesjonalnego podejścia do zawodu. Wszystko da się załatwić w kulturalnej rozmowie. Ale potrafię uderzyć też pięścią w stół i odstawić zmanierowanych gwiazdorów od składu. Z tym nie mam problemu! - mówi nowy trener Legii <b>Jan Urban</b>
Po ilu latach wraca pan do Polski? - Po blisko osiemnastu. Szmat czasu minęło. Nie boi się pan, że zabraknie mu rozeznania w polskich realiach? - Absolutnie nie. Legia to profesjonalny klub, w którym pracują fachowcy od różnych zadań. Myśli pan, że Leo Beenhakker miał rozeznanie w naszej rzeczywistości, gdy obejmował reprezentację? Oczywiście, że nie, i musiał zaufać współpracownikom. Co pana skłoniło do szukania pracy w Polsce? - Po zakończeniu kariery piłkarskiej byłem w Osasunie najpierw trenerem młodzieży, zresztą ze sporymi sukcesami, bo pięciu moich wychowanków gra obecnie w pierwszej drużynie. Następnie skautem, rozpracowywałem ligowych przeciwników, i wreszcie trenowałem drużynę rezerw. Nie ukrywam, że liczyłem na to, iż wreszcie zostanę pierwszym szkoleniowcem. Zresztą kibice i lokalni dziennikarze popierali moją kandydaturę. Byłem więc naprawdę blisko, ale niestety nie udało się. A skoro nie postawili na mnie w mojej Osasunie, to trudno było przypuszczać, że tak się stanie w innym hiszpańskim klubie. Jak duży wpływ na pana przejście do Legii miały hiszpańskie koneksje, czyli Mirosław Trzeciak. - Wiem, że w kuluarach się mówi, że Mirek sprowadził swojego człowieka. Ale to nieprawda, zresztą szczerze mówiąc, wątpię, by Trzeciak miał już tak silną pozycję, by mógł decydować sam o tak poważnych kwestiach. Na pewno jednak to, że się dobrze znamy, miało jakiś wpływ i będzie pomocne. Nie odczytuje pan tylko rocznej umowy w Legii jako pewnego rodzaju wotum nieufności? - A kim ja jestem, żeby stawiać warunki? Doskonale zdaje sobie sprawę z tego, jak wielką szansą jest praca w Legii. Przecież to będzie dla mnie debiut w roli trenera na tak wysokim szczeblu. Cieszę się, że warszawski klub mnie chciał, a warunki i czas umowy były drugorzędne. Zresztą uważam, że pieniądze, które tu będę zarabiał, są naprawdę niewielkie. Będę dostawał raptem dwa razy tyle co w Hiszpanii. A przecież odpowiedzialność, którą teraz biorę na barki, jest nieporównywalnie większa. Nie boi się pan presji, jaka zawsze towarzyszy pracy w Legii? - Presja? Jaka to presja? Pod presją są ludzie, którzy próbują co miesiąc związać koniec z końcem i wyżywić rodzinę. Nie znamy pana jako trenera. Jakim pan jest szkoleniowcem - zamordystą czy raczej przyjacielem piłkarzy? - Myślę, że gdzieś pośrodku. Będę wymagał od zawodników przede wszystkim profesjonalnego podejścia do zawodu. Wszystko da się załatwić w kulturalnej rozmowie. Ale potrafię uderzyć też pięścią w stół i odstawić zmanierowanych gwiazdorów od składu. Z tym nie mam problemu! A jak będzie grała Legia pod pana kierownictwem? W hiszpańskim stylu z dwoma defensywnymi pomocnikami? - Bardzo możliwe, że tak ustawię drużynę. Dwóch głęboko grających pomocników, z których jeden będzie musiał konstruować też akcje ofensywne Najpierw jednak muszę zobaczyć, jakimi ludźmi będę dysponować po transferach. Na wszystko jest mało czasu, bo w lipcu zaczynamy mecze w Intertoto.

Polecamy

Komentarze (0)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.