Domyślne zdjęcie Legia.Net

Jan Urban: Legią mnie straszono

Redakcja

Źródło: Przegląd Sportowy

12.03.2007 07:30

(akt. 23.12.2018 19:17)

- Czy wezmę Legię? Musiałbym dostać ofertę. To taki klub, któremu się nie odmawia. Zresztą ja lubię, jak coś się dzieje. Legię znam na tyle ile mogę obejrzeć w Canal Plus. Ale przecież przed każdym sezonem zmienia się w drużynie pół zespołu, więc dopiero miałbym czas, żeby tych ludzi poznać. - mówi <b>Jan Urban</b>, polski trener od lat pracujący w Hiszpanii.
- Podobno jest pan jednym z kandydatów do objęcia posady trenera Legii Warszawa? - Też o tym słyszałem, jednak na dzisiaj takiej propozyqi nie mam. Choć nie raz deklarowałem, że chętnie wróciłbym do Polski i podjął się pracy trenerskiej. - Czyli wziąłby pan tę Legię? - Legia jest takim klubem, któremu się nie odmawia. Zresztą ja lubię, jak coś się dzieje. W Pampelunie po okresie pracy z drużyną rezerw nie dostałem do poprowadzenia pierwszego zespołu. Kibice byli za mną, ale to oni nie decydują. Postawiono na mojego byłego partnera z Osasuny "Cucę" Zigandę, a ja rozpracowuję rywali pierwszego zespołu. Jednak w tej papierkowej robocie szczęśliwy nie jestem, wolałbym pracować na boisku z piłkarzami. Jakie są pana stosunki z obecnym trenerem Legii Dariuszem Wdowczykiem? - Dobre. Nawet bardzo dobre. Gdy graliśmy razem w kadrze, zawsze mocno się kolegowaliśmy. Jak pojawialiśmy się z zawodnikami z Górnika Zabrze na zgrupowaniu, to witał nas żartem: "O! Krety przyjechały" (śmiech)... Ja szanuję Darka, bo mimo tego, że Legia dzisiaj ma problemy, to jednak mistrzostwo z tym klubem zrobił, prawda? Nie można tego tak łatwo zapominać. - Miał pan ostatnio oferty z polskich klubów? - Ostatnio nie, ale przed sezonem rozmawiałem z czterema klubami. Nic z tego ostatecznie nie wyszło. Nie chcę podawać nazw, bo nie wszyscy działacze potrafią się odpowiednio zachować. Czasem zamiast krótkiego telefonu z klubu do mnie: "Panie Janku, nasza oferta jest nieaktualna", dowiadywałem się z intemetu, że zatrudniono już jakiegoś trenera. - Czy wśród tych czterech drużyn, z którymi rozmawiał pan przed sezonem była Legia albo Wisła Kraków? - Tak. Jedna z tych drużyn chciała mnie zatrudnić. - Czy to, że nie wybrano pana do poprowadzenia pierwszej drużyny Osasuny nie wynika czasem z faktu, że długo się pan przed tym bronił? - Nie. Kiedy w klubie wybierano na trenera Javiera Aguirre, ja jeszcze nie miałem profesjonalnej licencji trenerskiej. On prowadził zespół przez cztery lata i gdyby chciał prowadzić dalej, to nikt by go z Osasuny nie ruszył. Teraz kiedy mam już te "papiery", postawiono na Zigandę. Ja się nie obrażam, ale może powinienem w takim razie poprowadzić jakiś zespół w Polsce? Oczywiście Osasuna w Primera Division to jest większe wyzwanie niż prowadzenie w Polsce nawet takiego klubu jak Legia, ale obawiam się, że na ofertę w Hiszpanii będę musiał trochę poczekać. Problem tkwi także w tym, że Navarra ma tylko jeden zespół na poziomie I i II ligi - Osasunę. Jak się nie pracuje z tą drużyną, to innej nie ma. Gdybym mieszkał w Kastylii, Katalonii czy okolicach Walencii, byłbym w lepszej sytuacji. - Załóżmy, że dostaje pan propozycję z Legii i co dalej? Zna pan wystarczająco dobrze zespół z Łazienkowskiej? - Znam to, co mogę obejrzeć w Canal Plus. Ale przecież przed każdym sezonem zmienia się w drużynie pół zespołu, więc dopiero miałbym czas, żeby tych ludzi poznać. - Czy Legia jest w stanie szybko poprawić swoją grę? - Poprawić na pewno jest w stanie, ale nie wiem czy szybko. Ostatnio do tradycyjnego wyścigu o mistrzostwo miedzy Legią i Wisłą Kraków włączyły się kolejne kluby: Bełchatów, Zagłębie Lubin, Kolporter. Pytanie jest tylko takie czy to te drużyny tak się poprawiły, czy też Legia i Wisła obniżyły loty? - Wielkiego futbolu i fachu trenerskiego uczył się pan w Hiszpanii. Jakim jest pan trenerem? Bardziej takim jak Camacho, który stawia na dyscyplinę czy raczej takim jak Del Bosque, który przede wszystkim starał się nie przeszkadzać piłkarzom? - Ani jedno, ani drugie. Co prawda lubię dyscyplinę w zespole, ale nie mam problemu, żeby się napić piwa z zawodnikiem, jeśli jest na to odpowiednie miejsce i właściwy czas. Tutaj w Hiszpanii na zajęciach wszyscy mówią do trenera na "ty", ale może gdyby w Polsce na to pozwolić zawodnikom, to weszliby trenerowi na głowę? Nie wiem. Wszystko zależy od wzajemnego szacunku i od tego, jak ludzie się ze sobą dogadują. Ale chyba nie miałbym z tym kłopotów w Polsce, skoro nie miałem z tym problemu w Hiszpanii. - Jest pan typem szkoleniowca - analityka, który obnosi się z laptopem, czy raczej warsztatowca, który przygotowuje zespół "na nos"? - W tym, że ktoś posługuje się laptopem nie ma nic złego. Ja też znam komputer i umiem poruszać się po intemecie. Ale samej techniki nie można przeceniać. Dzisiaj na Zachodzie wszelkie analizy i monitorowanie wysiłku piłkarzy są na porządku dziennym. Istnieją takie firmy, które na podstawie zapisu wideo z meczu potrafią w ciągu czterdziestu ośmiu godzin przedstawić dogłębną analizę: ile kto biegał, ile poszczególni zawodnicy mieli kontaktów z piłką, ile strat itp. To jest ważne, ale to jest tylko podstawa, do której trzeba dołożyć inne elementy. Nos trenera też jest ważny. - Czego pan może nauczyć polskich piłkarzy? - Wydaje mi się, że mam dobre podejście. Znam się na tym, co robię i to lubię. Spojrzę na zawodnika i już wiem, na co go stać i czego mu potrzeba. Gdy oglądam polską ligę, to widzę, że gramy zbyt wolno. Zauważyłem, że zawodnicy długo "holują" piłkę, niepotrzebnie ją prowadzą. Poza tym gra odbywa się na zbyt dużych odległościach pomiędzy poszczególnymi formacjami. Są w lidze dobre mecze, bo rywale grają tak samo, ale gdy dochodzi już do konfrontacji międzynarodowych, to okazuje się, że np. pressing, który był wystarczający na krajowego rywala, na zagranicznego już nie wystarcza. - W jaki sposób powinniśmy gonić Hiszpanię? - My w Polsce, jeśli chodzi o futbol, jesteśmy bliżej Niemców niż Hiszpanów z racji warunków klimatycznych. Nasi piłkarze, którzy każdego roku w wieku juniora grają kilka miesięcy mniej od swoich rówieśników z Hiszpanii, nigdy nie będą tak dobrzy technicznie jak oni. Ale o ile możemy odstawać od rywali pod względem technicznym i taktycznym, to nie mamy prawa być słabsi kondycyjnie. Nie potrafię tego zrozumieć, jak Polacy - budując siłę przez trzy miesiące - mogą chwiać się ze zmęczenia pod koniec meczu? Przecież do tego, żeby dobrze biegać, nie trzeba mieć jakiejś wspaniałej bazy treningowej, ciepłego klimatu i zielonych boisk. Siła jest najłatwiejszą rzeczą do wytrenowania. O ile chce się trenować... No sami powiedzcie: czy Niemców ktoś byłby w stanie zabiegać? - Czy z Hiszpanii można kogoś ściągnąć do Orange Ekstraklasy? - Szczerze? Nie. I to nie tylko dlatego, że kluby tutaj płacą lepiej. Piłkarz patrzy także na to, jaki ma poziom życia w Polsce i Hiszpanii, jakie perspektywy itd. Czasem można jakiegoś zawodnika znaleźć, nawet w Hiszpanii, ale to będzie jednorazowy incydent. Trzeba szukać zawodników inaczej. - No to co, bierze pan tę Legię? - Do tej pory to mnie Legią tylko straszono (śmiech). Jako zawodnik Zagłębia Sosnowiec byłem już w Poznaniu i trenowałem z Lechem. Dogadałem się co do kontraktu, a żona wybierała już mieszkanie. Ale wtedy uparła się na mnie Legia. Chcieli ściągnąć mnie do Warszawy w ramach odbywania służby wojskowej. Nie chciałem iść do Legii i jedynym ratunkiem była dla mnie gra dla górniczego klubu. Tak trafiłem do Zabrza. Za pięć razy mniejszą kwotę niż proponował Lech. To właściwie nie był transfer, bo nie było negocjacji. Prezes Górnika, który był szefem pionu górniczego wydał polecenie służbowe prezesowi Zagłębia Sosnowiec, żeby przywieźć Urbana do Zabrza. Dobrze, że te czasy już minęły. Teraz jeśli gdzieś trafię jako trener, to tylko dlatego, że obie strony będą tego chciały. SYLWETKA Jana Urbana Największe sukcesy (urodzony 14 maja 1962) odnosił w Górniku Zabrze, w którym w latach 1986-88 trzykrotnie zdobywał mistrzostwo Polski, a sezon później dołożył jeszcze Superpuchar. Jednak pamiętany jest z powodu znakomitego meczu, już w barwach Osasuny Pampeluna, przeciwko Realowi Madryt. 30 grudnia 1990 w wygranym 4:0 wyjazdowym spotkaniu przeciwko "Królewskim", strzelił na Santiago Bernabeu aż trzy gole. Karierę, po blisko dziesięciu latach gry za granicą, zakończy w Górniku Zabrze. Uczestnik mistrzostw świata 1986; w reprezentacji zagrał 57 meczów, strzelił 7 goli. Od kilku lat trener rezerw i młodzieży w Osasunie, z którą w 2000 roku zdobył mistrzostwo Hiszpanii.

Polecamy

Komentarze (0)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.