Domyślne zdjęcie Legia.Net

Jan Urban: Nie dziwię się, że prowadzimy

Marcin Szymczyk

Źródło:

22.04.2009 15:19

(akt. 17.12.2018 21:31)

- Skład jest, jaki jest, a w lidze przecież miały rządzić Lech albo Wisła, która ma najwięcej doświadczenia w zdobywaniu trofeów w Polsce. Zdziwiłbym się, gdybyśmy mieli dziesięć punktów przewagi, a to, że prowadzimy, jest tylko efektem pracy, a nie przypadku. Stawianie ultimatum, że jeśli nie będzie wzmocnień, to odchodzę, byłoby głupie. Mógłbym tak zrobić, wiedząc, że pieniądze są w kasie, ale pieniędzy na transfery w kasie nie ma - mówi w wywiadzie dla Rzeczpospolitej trener Legii <b>Jan Urban</b>.
Miło wygrywać z Arką, Cracovią i Piastem, ale to mecz z Lechem Poznań będzie weryfikacją szans Legii na mistrzostwo Polski. - Tak się składa, że gra pierwsza z drugą drużyną w tabeli. A dzieje się tak, bo te drużyny potrafiły wygrywać właśnie z Piastem czy Cracovią. Nie ma teraz kolejek prawdy, są tylko sezony prawdy. Lech zremisował z ŁKS i spadł z pierwszego miejsca. Każdy wynik ma swoje konsekwencje. To dobry moment na granie z Lechem, bo poznaniacy mają zadyszkę? - To taki przeciwnik, który potrafi wygrać z każdym. Myślę, że mecze w Pucharze UEFA mogą teraz procentować. Kiedy wygrywa się z Austrią w ostatniej sekundzie, kiedy remisuje się z Deportivo La Coruna i pokonuje Feyenoord w Rotterdamie, to drużyna uczy się gry pod presją, odpowiedzialności i radzenia sobie ze stresem. Na stres nie wystarczą słowa trenera czy psychologa, z którym współpracujemy. To już jest sprawa każdego zawodnika. Mam w drużynie takich, którzy, by uwierzyć w swoje możliwości, potrzebowali dużo więcej dobrych spotkań niż inni. Cieszę się tylko, że gramy z Lechem u siebie, statystyki mówią, że w Warszawie rzadko tracimy punkty. Ale to piłka nożna, a nie tenis – to chyba niedobrze, że najlepiej gracie w ciszy? - Na Łazienkowskiej nie ma ciszy. Wyzywają nas całkiem głośno, ale trwa to już drugi rok i – jak się okazuje – do wszystkiego można się przyzwyczaić. A nasi rywale czują jednak presję związaną z samym przyjazdem do Warszawy i grą na tym stadionie. Ja stresu związanego z tym, że kibice ostatnio wyzywają także mnie, nie odczuwam wcale. Jeśli nie podoba im się moja praca, to niech krzyczą, mają do tego prawo. Nie pogodzę się z tym, że wyzywają moich piłkarzy. Pierwszy byłbym zły, gdybym widział brak zaangażowania. A nie widziałem. Naprawdę uważa pan, że po remisie ze Stalą Sanok nie trzeba było się wstydzić? - Największe kluby nie wygrywają wszystkiego. Może powinny, ale nie wygrywają. Real Madryt odpada z Pucharu Króla z trzecioligowym Realem Union. Villarreal też z trzecioligowcem, a przecież oba kluby grały w Lidze Mistrzów. Teraz biegać potrafią wszędzie, zmobilizować się na jedno spotkanie – także. Pracuję nad tym, żeby z każdym rokiem Legia sprawiała coraz mniej negatywnych niespodzianek, ale nie da się tego wykluczyć. To, że jesteśmy na pierwszym miejscu w tabeli, świadczy jednak, że do tej pory tych niespodzianek i tak sprawiliśmy najmniej w Polsce. Nie dziwi się pan, że Legia z jednym napastnikiem i z problemami w obronie jest liderem? - Sam potwierdza pan moje słowa, że powinienem być dumny ze swoich zawodników. Skład jest, jaki jest, a w lidze przecież miały rządzić Lech albo Wisła, która ma najwięcej doświadczenia w zdobywaniu trofeów w Polsce. Zdziwiłbym się, gdybyśmy mieli dziesięć punktów przewagi, a to, że prowadzimy, jest tylko efektem pracy, a nie przypadku. W to, że Takesure Chinyama strzeli 16 goli, też pan wierzył? - Wierzyłem. Jest tam, gdzie nie ma obrońcy, potrafi strzelać lewą i prawą nogą. Za mało biega, marnuje sytuacje i koledzy muszą na niego pracować w defensywie, ale uważam, że to się nam opłaca. Strzeliliśmy najwięcej goli w lidze, straciliśmy najmniej – kalkulacja jest prosta. Wiem, że jedyny napastnik Chinyama w składzie to jest niebezpieczne, ale przecież szukaliśmy innego i żaden z testowanych nas nie przekonał. Przyznaję jednak, że gdyby Takesure miał groźnego konkurenta, kilka razy szybciej zszedłby z boiska. Maciej Iwański, Roger i Piotr Giza w każdym innym zespole byliby liderami, a Legia nie ma lidera, tylko wymienia setki podań w środku pola. Zachowując proporcje – wziął pan pomysł z reprezentacji Hiszpanii? - Mamy zawodników dobrych technicznie i staramy się to wykorzystać. Było to widać w ostatnim meczu z Cracovią. Niestety, taka drużyna jak my w Polsce musi się bardzo starać, żeby wygrywać, bo często warunki nam nie sprzyjają. Jak boisko jest rozkopane, to trzeba zagrać agresywnie. Brutali w składzie nie mam, Giza czy Roger nie będą robić zdecydowanych wślizgów, mogą tylko zmusić rywala do błędu. Jeśli będziecie grać w europejskich pucharach, pójdzie pan do prezesa i powie, że bez wzmocnień możecie się skompromitować? - Pójdę do prezesa i powiem, że chcę kupić tego i tego. A on powie, że ma pieniądze tylko na jednego. W Europie transferów gotówkowych jest coraz mniej, kluby bankrutują. Każdy chce drogo sprzedać, a tanio kupić. Stawianie ultimatum, że jeśli nie będzie wzmocnień, to odchodzę, byłoby głupie. Mógłbym tak zrobić, wiedząc, że pieniądze są w kasie, ale pieniędzy na transfery w kasie nie ma. Rozmawiał: Michał Kołodziejczyk

Polecamy

Komentarze (15)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.