Jan Urban

Jan Urban: Nie wybiegam daleko w przyszłość

Marcin Szymczyk, Piotr Kamieniecki

Źródło: Legia.Net

19.12.2013 09:53

(akt. 21.12.2018 16:06)

Trener Jan Urban w rozmowie z Legia.Net podsumował rundę jesienną w wykonaniu Legii - tak w lidze jak i w europejskich pucharach. Ocenił letnie transfery, odpowiedział na zarzuty braku stawiania na młodych czy też tych dotyczących taktyki i stylu gry. Jest też o kontuzjach i reformie ligi. Miłej lektury.

Na początek krótkie podsumowanie jesieni. Legia prowadzi w ekstraklasie, ale z drugiej strony dostarczyła sporych rozczarowań w europejskich pucharach.


- Prowadzimy w  Ekstraklasie, ale było pewne, że przez nasze występy w europejskich pucharach potracimy punkty w rozgrywkach krajowych. Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że nie było aż tak źle – przegraliśmy sześć spotkań, może się wydawać, że to wiele, ale rozegraliśmy 21 kolejek i rezultaty mnie osobiście zadowalają – szczególnie, źe był tylko jeden remis. Nasi konkurenci liczyli, że wykorzystają naszą grę w Europie, a to im się nie udało, bo skutecznie wybroniliśmy się przed atakami.


- W Lidze Europy wszystko przewrócił nam nieudany mecz z Apollonem na własnym boisku. Po tym spotkaniu szanse na awans mocno zmalały – nikt nie wyobrażał sobie, że stracimy z Cypryjczykami trzy punkty. Potem walczyliśmy o to, żeby w tabeli nie było samych zer i mówiąc szczerze nie było to przyjemne uczucie. Byliśmy pewni, że wcześniej czy później uda nam się zdobyć punkty, czy bramki, ale atmosfera nie była przyjemna przed tym ostatnim starciem na wyjeździe. Zasłużyliśmy na więcej, ale nie było wiadomo, co osiągniemy na Cyprze. Nikt nie chciał, żeby uważano nas za najgorszych w rozgrywkach, ale ostatecznie udało się wygrać 2:0 i w pewnym sensie godnie pożegnać albo w małym stopniu zamazać złe wrażenie. To był dla nas niesamowicie ważny pojedynek pod względem psychicznym. Wiele osób szydziło z nas wszystkich – całe szczęście, że zwyciężyliśmy, bo gdybyśmy nie mieli nawet jednego „oczka” na koncie po sześciu meczach, to nie mielibyśmy sensownych argumentów na wytłumaczenie tej sytuacji i śmiano by się z nas przez długi czas...


- Tak się tworzy historię: pozytywną – po zdobyciu mistrzostwa kraju – oraz negatywną – w wypadku zerowej serii w Lidze Europy. Naprawdę, cieszę się, że zdobyliśmy te trzy „oczka” z Apollonem i strzeliliśmy na Cyprze dwa gole.


Na początku sezonu szansę w składzie dostawali Mateusz Cichocki i Patryk Mikita. Potem coś jakby się zmieniło. Młodzi pojawiali się na boisku rzadziej lub wcale. To jeden z kilku zarzutów, że przestał pan stawiać na młodzież. Jaka była tego przyczyna?


- Podchodzę do tych głosów na temat młodzieży z delikatnym uśmiechem. Wprowadzanie mało doświadczonych graczy nie wygląda tak, jak ludzie sobie wyobrażają. Gdybyśmy często chcieli lub moglibyśmy stawiać na młodych, to w Legii za dwa lata graliby sami wychowankowie, a dla następnych brakowałoby już miejsca, bo byłoby ich tak wielu. Znacie Barcelonę, ale zauważcie, jak długo niektórzy tam czekają zanim otrzymają szansę. Dla mnie niesamowicie ważna jest wiedza na temat zawodników w drugiej drużynie. Jeśli ktoś się wyróżnia, a akurat go nie znamy, to mamy schemat, który dopełnia naszą wiedzę. Trener Banasik mówi nam o piłkarzach, którzy są w dobrej dyspozycji, opowiada nam o ich zaletach oraz wadach i możemy się im bliżej przyjrzeć na zgrupowaniach.


- Proces szkolenia młodego zawodnika trwa minimum trzy lata. W tym czasie taki gracz może rozegrać około 70 meczów na poziomie seniorskim. Taki cykl przechodzą między innymi Kosecki, Furman, Łukasik czy Bereszyński. Poprzedni sezon był dla nich pierwszym pełnym w Ekstraklasie, kiedy mogli czuć się ważnymi postaciami w Legii. W drugim roku nie wszyscy poradzili sobie z obciążeniami. Pierwsze 12 miesięcy to awans do pierwszego zespołu, awans do pierwszego składu i awans do reprezentacji Polski – to wielki przeskok! Nie jest łatwo regularnie o wysoki poziom. Dodatkowo wszystkich poza Dominikiem Furmanem dopadły kontuzje. Ostatni rok to już końcówka formowania piłkarza – po tym okresie można takiego gracza nazwać ukształtowanym zawodnikiem, a nie chłopakiem, od którego nie można wszystkiego wymagać. Czasami zbyt wcześnie oczekiwaliśmy od niektórych zbyt wiele, to tak jak Koseckiemu dostało się, kiedy trochę spuścił z tonu. Stabilizacja i nabieranie doświadczenia musi chwilę potrwać.


- Czterech młodych zawodników, którzy mogą czuć się ważnymi postaciami takiego zespołu to naprawdę duża liczba. Jeśli ktoś będzie podobnie rokował to na pewno go nie przeoczymy, a damy szansę. Pamiętajmy też o tych wypożyczonych – to od nich zależy czy pójdą drogą Jędrzejczyka i Koseckiego i dostaną szansę w pierwszej drużynie czy jednak odejdą z Legii.


Czyli nie jest tak, że trener Urban się zmienił, bo kiedyś stawiał na Borysiuka i Rybusa do pierwszego składu, a teraz zostawia wolne miejsce na ławce rezerwowych zamiast wziąć jakiegoś utalentowanego zawodnika z rezerw?


- Ale co to jest pusta ławka rezerwowych? Nie można robić niczego na siłę. Śmieszy mnie dyskutowanie na ten temat.


Ostatnio trenowało z wami ponad 10 zawodników z rezerw. Wyrobił sobie pan już jakieś zdanie na ich temat?


- Ja tak łatwo nie oceniam. Niech przyjdą i dobrze powąchają murawę w trakcie tych treningów z pierwszą drużyną. Oni muszą się z tym wszystkim oswoić. Można się bardzo łatwo pomylić wyrabiając sobie zdanie o zawodniku w trakcie gierek na zmniejszonym polu gry. Wydaję mi się, że droga, którą obraliśmy jest dobra. Rozmawiamy z trenerami, którzy widzą ich każdego dnia i są to pożyteczne dyskusje, z których dowiadujemy się również tego, jak ta młodzież znosi obciążenia psychiczne i jak daje sobie radę z napięciem towarzyszącym meczom.


Rozumiemy, że ta 3-letnia droga, o której pan mówił nie dotyczy jeszcze tej młodzieży z rezerw, która z wami ćwiczyła? Bardziej mowa tu na przykład o Mizgale czy Kopczyńskim?


-  Nie, Przemka Mizgały też to nie dotyczy, podobnie jak Michała Kopczyńskiego. Oni są w naszym zespole, ale głównie się leczą, a nie grają. Efir to kolejny młody, ale na co ich wszystkich stać? Ja nie wiem. Kibice i eksperci wiedzą, ale ja nie, bo oni przede wszystkim dochodzą do zdrowia. Być może oni sami nie wiedzą, na co ich stać. Tak się złożyło, że złapali kontuzje będąc z nami, ważne jest żeby mieli jak najlepszą opiekę medyczną więc zostali z nami. Do tej młodzieży dochodzą też Żyro i Kucharczyk, którzy mieli wahania formy. Oni powinni ustabilizować już swoją dyspozycję, a jednak wiele ich to kosztuje. Ojamaa też nie jest stary.


- Spójrzmy czasem na nasze zestawienie, głównie na linię pomocy, w której doświadczenie jest w cenie, a u nas? Czasem na skrzydłach są Kosecki i Żyro, albo Kucharczyk i Ojamaa. Dodajmy do tego Furmana i Łukasika – trochę tej młodzieży jest, wystarczająco.


W trakcie sezonu wielu piłkarzy doznało kontuzji. Zdrowi uchowali się jedynie Skaba i Furman.


- Mnóstwo było tych urazów. Zabrakło nam pełnego odpoczynku fizycznego oraz mentalnego po zdobyciu mistrzostwa kraju. Piłkarze mieli dwa tygodnie urlopu… Nie da się wypocząć przez taki czas, a na zawodników czekały nowe wielkie wyzwania – walka o europejskie puchary oraz próba obrony mistrzowskiego tytułu. Wiadomo, że przy Łazienkowskiej wyzwania są wielkie, ale trzeba być do nich przygotowanym i wypoczętym. Gracze nie są w stanie wytrzymać takiego obciążenia, jakie mieliśmy.


- Mecz, trening regeneracyjny, zajęcia aktywacyjne, mecz – tak to wygląda, jeśli gra się co trzy dni. Jeśli mamy jeszcze jedną dobę, to możemy zorganizować trening, na którym zaakcentujemy jakiś element taktyczny lub techniczny. Nie ma czasu na wypracowanie schematów. W trakcie przerwy na reprezentację nie ma 8-10 zawodników i dochodzę do tego kontuzje. Nie ma czasu na normalne treningi, głównie chodzi o przygotowanie do zbliżającego się spotkania.


Kilka urazów było spowodowanych przez brutalność rywali. Sytuacja z Saganowskim i Tosikiem…


- Można powiedzieć, że Saganowskim doznał kontuzji po starciu z rywalem, ale może chodzi tu też o zmęczenie materiału? Kiedy człowiek ma mniej siły to ciało nie jest tak odporne, więzadło puszcza, ktoś ci trafi w nogę i dłuższa przerwa, kontuzja. To tak jak jest z samochodem, w którym części zaczynają się psuć po konkretnej liczbie przejechanych kilometrów. Brzyski rozegrał w 3 czy 4 miesiące tyle meczów, co w Polonii przez cały sezon. To nagły i straszny przeskok, który odbija się na nas, ale i na innych drużynach.


W Anglii sędziowie chronią najlepszych zawodników. Może warto i u nas pochylić się nad takim pomysłem?


- Sędzia to człowiek jak każdy inny i ma własny styl pracy. Jeden jest delikatny, drugi pozwala na ostrzejszą grę, a jeszcze inny woli być protagonistą, który chce być najważniejszy na boisku. Nasza liga jest, jaka jest – w Polsce wiele nadrabia się cechami wolicjonalnymi, a technika nie odgrywa aż tak wielkiej roli. Dlatego świetnie wyszkolony Helio Pinto ma takie kłopoty z adaptacją w Ekstraklasie. Nie jest łatwo przestawić się po kilku latach kopania piłki w innym rytmie, o którym teraz trzeba kompletnie zapomnieć. Dossa Junior też grał na Cyprze, ale to inny człowiek – to twardziel, który lubi grę kontaktową.


Kolejnym zarzutem, często podkreślanym przez kibiców i ekspertów, jest taktyka – tak samo gramy z Podbeskidziem i tak samo z Lazio – takim samym ustawieniem, nie zaskakujemy.


- Gramy jednym napastnikiem. Mam łatwe wytłumaczenie, czemu tak jest, bo kontuzjowany jest Marek Saganowski więc tak naprawdę byliśmy tylko z Wladimerem Dwaliszwilim. Musimy wykorzystywać boki, bo mamy szybkich skrzydłowych, którzy powinni próbować dośrodkowań i rozegrania piłki do tyłu. Jesteśmy drużyną, która najwięcej strzela na bramkę rywali i zdobywa wiele goli. Musimy się przez to narażać na kontrataki, ale nasza ekipa, czy to w domu, czy na wyjeździe, gra do przodu. Płacimy za to czasem karę, ale musimy iść w tym kierunku, bo Legia powinna grać widowiskowo, otwarcie i ofensywnie. Potrzeba nam wykończenia, czyli napastnika, który dobrze gra głową i jeszcze jest szybki – żeby nadążał za akcjami bocznych pomocników.


- Danijel Ljuboja nie grał dobrze głową i nie był szybki. Marek Saganowski jest wolny, ale nieźle gra głową, a Wladimer Dwaliszwili nieźle sobie radzi, kiedy wokół nie ma nikogo, a zbyt szybki również nie jest. Potrzeba nam kogoś, kto dobrze poradzi sobie walcząc w powietrzu z rywalami – do tego potrzebna jest też siła, spryt oraz timing. Nasz nowy napastnik musi umieć wykorzystywać sytuacje, które mieliśmy.


Załóżmy, że dostaje pan nowy kontrakt na dwa-trzy lata. Jaką wizję rysowałby pan przed Legią?


- Nie wybiegam tak daleko w przyszłość. Ktoś powie, że jestem w Legii już ponad cztery lata. Byłem tu dwa razy, nie chcę łączyć tych etapów w całość – oba wolę rozpatrywać osobno. Kiedy trafiłem tu w 2012 roku to zostało trzech doświadczonych zawodników i młodzież z mojej poprzedniej ekipy. Wszystko się praktycznie zmieniło przez dwa sezony. We wszystkich ekipach w Polsce rotacja jest wielka, a w Europie jest inny trend. W Barcelonie, w Madrycie czy Dortmundzie trzon zespołu jest od lat taki sam i w ogóle się nie zmienia.


Jaka jest pana ocena letnich transferów?


- Łukasz Broź był dla nas okazją i zabezpieczeniem na wypadek odejścia Bartka Bereszyńskiego. „Broziu” był zmiennikiem na wypadek kontuzji i zrobił swoje. On czuje, że konkurencja jest wymagająca i zdaje sobie sprawę, że nie jest podstawowym piłkarzem.


- Henrik Ojamaa miał dobry początek, słaby środek rundy i dobrą końcówkę. To bardzo ambitny zawodnik, który jest głodny sukcesów. Miał swój zły moment – wyobrażał sobie, że w reprezentacji będzie lepiej, wracał u nas i egoizmem chciał pokazać, że należy mu się miejsce w podstawowym składzie. Coś mu się pomyliło i stworzyło to mało komfortową sytuację w szatni. Dochodzimy do kompromisu i „Heniek” rozumie, że więcej zyska na grze zespołowej. Estończyk w starciu z Cracovią potwierdził, że umie asystować.


- Jesteśmy zadowoleni z transferu Dossy Juniora. Reprezentant Cypru zagrał wiele spotkań i musi poprawić kilka mankamentów. Obrońca nie może czasem w tak nieprzemyślany sposób atakować rywala, powinien także bardziej panować nad agresją, bo czasami czuło się w powietrzu czerwoną kartkę.


- Helio Pinto nadal się adaptuje do piłki kontaktowej. Portugalczyk wyobrażał sobie, że pogra u nas spokojnie i technicznie, a przekonał się, że Ekstraklasa to inna liga.


Sprowadzając Pinto spodziewaliście się, że aklimatyzacja zajmie mu tyle czasu?


- Nie, liczyliśmy, że zaaklimatyzuje się dużo szybciej. Na zgrupowaniu w Austrii Portugalczyk wyglądał super, bo przyjechał po długich wakacjach. Kiedy wszedł w normalny rytm treningowy, to tak dobrze to już nie wyglądało. Adaptacja Helio chwilę chyba jeszcze potrwa, bo on nadal nie przestawił się na polską ligę.


Transfery, które szykują się zimą, będą robione pod takim kątem, żeby zawodnicy nie potrzebowali aklimatyzacji?


- Mamy o tym wkrótce rozmawiać. Michał Żewłakow ze swoimi współpracownikami oglądali wielu kandydatów na poszczególne pozycje. Skupiamy się na napastniku. Dla „Żewłaka” każdy zakup będzie wyzwaniem, bo on będzie oceniany za każdy zakup. Kilka słów do powiedzenia ma też Jacek Mazurek oraz ja. Brakowało poukładanego skautingu, który wcześniej był improwizowany. Nie sądzę, że pozwolimy sobie teraz na taki „luksus” jak jeden napastnik plus nieopierzony młody atakujący. Później będzie kolejne pół roku na przygotowanie bardziej przemyślanych zawodników.


Zbliżają się święta. Ma pan trzy życzenia, bo jak byłoby jedno to powiedziałby pan, że chce napastnika.


- Dobrze to przemyśleliście. Pierwsze to napastnik, drugie to obrona tytułu, a po trzecie życzę sobie zdrowia. Latem za bardzo się nie zresetowałem, bo miałem trzy dni urlopu. Trenerzy po sezonie zawsze mają więcej do roboty niż zawodnicy. To było niesamowicie wyczerpujące pół roku dla całego sztabu trenerskiego.

Polecamy

Komentarze (75)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.