Domyślne zdjęcie Legia.Net

Jan Urban: Zaakceptowano moje żądania

Redakcja

Źródło:

07.06.2007 04:04

(akt. 23.12.2018 00:43)

Nie jest tajemnicą, że konflikty wewnątrz zespołu miały wpływ na wyniki. Moja sytuacja rzeczywiście nie jest komfortowa, nie mam czasu, by dobrze poznać piłkarzy, ich charaktery. Na razie najważniejszym kryterium przydatności do drużyny będzie stosunek do swoich obowiązków. Kto nie będzie się przykładał, zostanie odesłany do rezerw. - zapowiada <b>Jan Urban</b>, od poniedziałku nowy trener drużyny Legii Warszawa.
Po nieudanym dla Polaków mundialu powiedział pan, że nasi piłkarze nie mają potencjału. Zmienił pan zdanie? - Zostałem źle zrozumiany. Chodziło mi o to, że polska piłka stanęła w miejscu. Tych, którzy wyjeżdżają za granicę, nie ma kto zastąpić, bo szkolenie młodzieży kuleje. Obcokrajowcy, którzy trafiają do ligi, są, łagodnie mówiąc, przeciętni. Mam wrażenie, że poziom ekstraklasy się obniżył. Wróciłem do kraju po 18 latach pobytu za granicą i widzę, że także z infrastrukturą w dalszym ciągu nie jest najlepiej. Skoro jest tak źle, to dlaczego zdecydował się pan zostać trenerem Legii? - Szukałem wyzwań. W Osasunie Pampeluna dano mi do zrozumienia, że na posadę pierwszego trenera na razie nie mam co liczyć. Po sukcesach z grupami juniorskimi miałem za sobą prasę, kibiców, ale zarząd nie zdecydował się mi zaufać. Nie chciałem czekać dłużej, stanowisko szefa banku informacji nie zaspokajało moich ambicji. W prowincji Nawarra, gdzie leży Pampeluna, nie ma innych klubów. W innych hiszpańskich klubach mają swoich ludzi. Zacząłem spoglądać na polski rynek. Najpierw przyszła oferta z Wisły Kraków, słyszałem też, że moją osobą interesuje się Legia. Takim klubom się nie odmawia. Dlaczego nie doszedł pan do porozumienia z władzami Wisły? - Nie dostałem gwarancji, że jeśli zostanę zwolniony przed czasem, warunki finansowe rocznego kontraktu zostaną wypełnione. Zaproponowano mi jedynie trzymiesięczny okres wypowiedzenia. W Legii zaakceptowano moje żądania. Wiadomo, jakie oczekiwania są w Legii. Dla pana to debiut w roli pierwszego trenera, nie lepiej było najpierw wypłynąć na spokojniejsze wody? W Zabrzu pojawił się silny sponsor - Allianz, a Górnik to najbliższy pana sercu polski klub. - Nie mogłem jednocześnie rozmawiać z Legią i innym klubem, to nie w moim stylu. Gdybym nie doszedł do porozumienia z działaczami z Warszawy, zacząłbym rozglądać się gdzie indziej. Ma pan jednak dużo do stracenia. Panuje opinia, że w Legii nie ma atmosfery, w drużynie są grupki, z których każda ciągnie wózek w swoją stronę. Rewolucji w składzie pan nie zrobi, bo wtedy nie będzie wyników. A wiadomo, że celem minimum jest gra w pucharach. - Nie jest tajemnicą, że konflikty wewnątrz zespołu miały wpływ na wyniki. Moja sytuacja rzeczywiście nie jest komfortowa, nie mam czasu, by dobrze poznać piłkarzy, ich charaktery. Na razie najważniejszym kryterium przydatności do drużyny będzie stosunek do swoich obowiązków. Kto nie będzie się przykładał, zostanie odesłany do rezerw. Legia miała w tej rundzie mecze słabe, ale też bardzo dobre, więc wiem, że ci piłkarze potrafią grać. Legia nie może sobie pozwolić na taką nieregularność, moim zadaniem jest odpowiednie nastrojenie tego mechanizmu. Muszę wpoić zawodnikom, że nie można spocząć na laurach, zadowolić się jednym czy drugim udanym występem, bo w lidze każda strata punktów drogo kosztuje. Na pewno potrzebne są wzmocnienia, ale proszę dać mi czas, jestem w Warszawie dopiero od początku tygodnia. Zważywszy na pana doświadczenie w pracy z młodzieżą, może trzeba było inaczej ustalić priorytety. W tym sezonie budujemy zespół, a wyniki przyjdą później. - W Legii taka filozofia nie przejdzie, zresztą nie jest tak, że wszystko trzeba wypalić ogniem i żelazem i budować od nowa. Poza tym ja jestem głodny sukcesu. Kto wie, jeśli mi się powiedzie, może dostanę propozycję trenowania Osasuny. W Pampelunie jest moja rodzina i kiedyś na pewno tam wrócę. Z drugiej strony, jeżeli w Legii uda mi się zbudować coś obiecującego, nie wycofam się w pół drogi. Powstanie tu nowy stadion, właścicielem Legii jest solidny koncern. Perspektywy są duże. Zrezygnował pan ze spokoju, rodziny, przyjemnego klimatu. Może chociaż zarabia pan więcej niż w Osasunie? - Niewiele więcej. Dla wielu te pieniądze nie byłyby warte ryzyka i stresu, jakie wiążą się z tą pracą. Czego z Pampeluny będzie panu brakowało w Polsce? - Poza rodziną? Chyba tamtejszej kuchni. Muszę się przyzwyczaić do tego, że restauracje w Polsce raczej nie serwują jedzenia późnym wieczorem. W Pampelunie życie zaczyna się po 20.

Polecamy

Komentarze (0)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.