Josue Pesqueira Artur Jędrzejczyk
fot. Marcin Szymczyk

Josue: Zajmie mi trochę czasu, by dojść do siebie

Redaktor Maciej Ziółkowski

Maciej Ziółkowski

Źródło: sportowefakty.wp.pl

11.10.2023 21:00

(akt. 11.10.2023 21:17)

Josue udzielił wywiadu WP SportowymFaktom. Kapitan Legii opowiedział o wydarzeniach w Alkmaar po meczu z AZ w 2. kolejce fazy grupowej Ligi Konferencji Europy. – Wyszedłem z aresztu, ale zajmie mi trochę czasu, by dojść do siebie mentalnie – mówił Portugalczyk.

Kapitan Legii szczegółowo opisywał to, co działo się w Alkmaar. – Wyjście, którym wychodziliśmy, było blisko autobusu. Wtedy ochroniarz powiedział do mnie: "Brama jest zamknięta, tak nakazała policja". Czekamy. Wtedy przychodzi trener, dyrektor sportowy i prezes. Trener pyta, dlaczego nie możemy wyjść. Ochroniarz mówi: "A ile mi zapłacisz, żebyście wyszli?". I zaczyna się śmiać. Trener się zdziwił i powiedział: "Uu, jakie to śmieszne". Wtedy ochroniarz odpowiada, że żartuje i powtarza: "Brama zamknięta, rozkaz policji". W tamtym momencie nadeszli Jacek Zieliński, kierowca i Sebastian, nasz kitman. Z tymi walizkami ze sprzętem. Kierowca otwiera bramę i nic się nie dzieje. Wtedy wszyscy wyszliśmy. Ale wciąż brakowało Pawła Wszołka i Bartka Slisza, oni ostatni wychodzili. Chwilę potem Sebastian wraca po resztę sprzętu. Ale przy bramie było już 4-5 ochroniarzy – tłumaczył 33-latek.

Piłkarze opuścili autokar, bo zaczęto atakować jednego z naszych. Właśnie Sebastiana. Ci ochroniarze byli rośli i silni. Zaczęli odpychać piłkarzy. Wtedy pojawił się taki mały ochroniarz i zaczął popychać naszego trenera. My już wtedy znowu byliśmy o krok od autobusu, ale widząc, co się dzieje z trenerem Kostą, wróciliśmy. Ale nie żeby szukać awantury, tylko żeby sprawdzić, co się znowu wydarzyło. Spojrzałem w lewą stronę i zauważyłem nadchodzącą grupę. Wszyscy ubrani na czarno. I robili gest, jakby coś wyciągali zza pasa. Wtedy pomyśleliśmy, że to ultrasi Alkmaar. Ale to była policja, tyle że w cywilu. (…) Prezes Mioduski próbował wyjaśnić z nimi całą sytuację. Mówił, kim jest, podkreślał, że nie podoba mu się, jak jesteśmy traktowani. I kiedy wyciągnął telefon, aby nagrać, co się tam działo, oni wytrącili mu telefon i zaczęli popychać – wyjaśniał.

Siedzimy w autobusie i nagle do mnie, jako kapitana, dzwoni trener. Mówi mi, że policja ma wytypowanego podejrzanego, bo podobno jeden z ochroniarzy został poszkodowany. I tym podejrzanym jest Rasha Pankov. Zdziwiłem się. Trener mi powiedział wtedy, że policja domaga się, aby spędził noc na komisariacie. Ale nigdy nam nie powiedzieli, że w areszcie. Patrząc, jak się do nas odnosili, z jak wielką niechęcią, jak nas traktowali, byłem pewien, że jeśli Rasha będzie sam, to mu się dostanie. Powiedziałem, że on tam nie może jechać sam.

Rasha mówi: "Dobra, idę". Ale wtedy policjant mówi: "Nie, nie, nie. Jest już dwóch podejrzanych. Ten drugi nosi czarne kolczyki". Chodziło o mnie. Mówię trenerowi: "Dobra, jedziemy". Wychodząc z autokaru powiedziałem do policjanta: "Idę z tobą". Ale to było za mało. Wykręcili mi ręce i prowadzili jak jakiegoś mordercę. (…) Wylądowałem w małej celi. Nie miałem zarzutów przed zabraniem mnie do aresztu, w trakcie pobytu w nim i po jego opuszczeniu!

Josue mówił, że nikogo nie uderzył. – Owszem, były krzyki, pytałem czemu nas traktują jak zwierzęta. Ale z rękami? Nie, nic! – dodał.

Całą rozmowę można przeczytać na sportowefakty.wp.pl.

Polecamy

Komentarze (34)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.