News: Kazimierz Sokołowski: Czas zacząć pisać nową historię Legii

Kazimierz Sokołowski: Czas zacząć pisać nową historię Legii

Marcin Szymczyk, Piotr Kamieniecki

Źródło: Legia.Net

19.01.2014 18:40

(akt. 08.12.2018 23:21)

Trener Kazimierz Sokołowski, w przeszłości piłkarz Pogoni Szczecin, dziś członek sztabu szkoleniowego Legii Warszawa, w rozmowie z Legia.Net opowiada o treningu indywidualnym, o tym jak zespół ma grać, co musi się stać by nowi trenerzy byli zadowoleni z efektów swojej pracy. - Blisko 10 lat temu w Norwegii wszedł taki program, który poprzez proces licencyjny, nakładał na kluby obowiązek zaangażowania trenera do rozwoju indywidualnego zawodników. Na początku było nas dziewięciu, ale z czasem taki szkoleniowiec był już w każdym klubie. Dziś to coś normalnego, również w niższych klasach rozgrywkowych - opowiada Kazimierz Sokołowski.

Nie było pana w Polsce ponad 20 lat. Co pana zaskoczyło? Sporo się zmieniło.


- Faktycznie sporo się zmieniło i jestem pod wrażeniem. Porównując to, jak kiedyś wyglądała Warszawa, jak wygląda teraz, to jak… niebo i ziemia. Mam na myśli infrastrukturę – np. drogi, które bardzo się poprawiły, kiedyś były takie, że strach było jechać, a teraz są eleganckie. Same miasta, budynki wyglądają dużo lepiej, nowocześniej. Również infrastruktura sportowa – stadiony… tutaj nawet nie ma do czego porównywać. Choć nie wszędzie tak jest. W grudniu byłem na meczu Pogoni i tam się akurat zbyt wiele nie zmieniło. W innych miejscach jest jednak fajnie, wszystko idzie do przodu. Oczywiście jestem świadom innych problemów w Polsce, ale widzę duży postęp.


Tyle lat spędzonych w Norwegii to efekt tego, że tak się panu tam spodobało czy może po prostu tam była praca?


- To jest ze sobą powiązane, jakbym nie miał tam pracy, to pewnie by mi się mniej podobało. Miałem pracę, cieszyłem się z niej i co najważniejsze byłem doceniany. Czułem się dowartościowany, miałem możliwość edukacji i rozwoju. Poza tym przez okres mojej gry w Norwegii syn rósł, miał tam przyjaciół, żona też się zadomowiła. To wszystko się złożyło, że dobrze nam było w Norwegii.


Miał pan okazję zwiedzić stadion Legii – przed wyjazdem na zgrupowanie i wcześniej przy okazji stażu. Jak wrażenia?


- Najbardziej podoba mi się to, że stadion nie został przeniesiony w inne miejsce, ale został przebudowany i pozostał tam gdzie tradycja i historia klubu. Fajnie został wkomponowany w okolicę, jest sporo elementów nadających mu nowoczesność. Warunki są świetne, płyta boiska głównego i bocznego są podgrzewane, jest sztuczne boisko przykryte balonem – to pokazuje, że klub cały czas idzie z postępem, by było jak najlepiej. Wokół stadionu też super, wrażenie robi pomnik Kazimierza Deyny. Historia jest we właściwy sposób zatrzymana w tym miejscu, ale pora pisać nowe dzieje klubu.


Pewnie to Pana zdziwi ale bardzo interesują nas zapowiadane treningi indywidualne. W Polsce indywidualnie pracują obecnie głównie ci, którzy wracają do zdrowia po kontuzjach. Trener Berg i pan opowiadaliście o zróżnicowanych treningach w grupach – oddzielnych dla napastników, skrzydłowych, pomocników, obrońców, o treningach wyrównawczych – dla tych co mają nadrobić zaległości. To w Norwegii i innych krajach być może standard, ale w Polsce na tym poziomie niekoniecznie. Może pan trochę o tym opowiedzieć?


- Trudno mi się do tego odnieść teraz, nie wiem jak to wygląda w Polsce obecnie, ale jak grałem w latach 80-tych w Pogoni to mieliśmy treningi indywidualne. W dni wolne albo po zajęciach, gdy ktoś chciał doszlifować sobie dośrodkowanie czy strzał z rzutów wolnych, to zostawał i ćwiczył.


Tak było jeszcze w latach 90-tych, w czasach Legii Leszka Pisza, ale potem gdzieś to zanikło.


- No właśnie, więc to nie jest nic nowego, zawsze tak było w futbolu. Najczęstszym przykładem były właśnie stałe fragmenty gry, często młodzi zostawali i próbowali wkręcić piłkę czy uderzyć z 20 metrów w samo okienko. To nie był kiedyś obcy temat, może nie było to systematyczne, ale było. Dlatego jestem trochę zdziwiony, że jest tyle zainteresowania tym tematem. To przecież nie jest żadne hokus – pokus. To praca polegająca nad doskonaleniem atutów i redukowaniem wad. Takie ćwiczenia mogą się odbywać indywidualnie, mogą w grupach. Wszystko musi być wkomponowane do obciążeń treningowych całej grupy.


Powiedział pan jak to kiedyś wyglądało w Pogoni, a jaki status maja treningi indywidualne w Norwegii?


- W każdym klubie były rozpowszechnione, nawet popierane przez federacje. W 2004 lub 2005 roku wszedł taki program, który poprzez proces licencyjny, nakładał na kluby obowiązek zaangażowania trenera do rozwoju indywidualnego zawodników. Na początku było nas dziewięciu w Norwegii, ale z czasem taki szkoleniowiec był już w każdym klubie. Dziś to coś normalnego, również w niższych klasach rozgrywkowych.


Wszystko fajnie gdy między meczami jest tydzień czasu przerwy – na pełny mikrocykl treningowy. A kiedy i gdzie zmieścić takie zajęcia, gdy Legia gra co trzy dni, jak miało to miejsce jesienią i pewnie będzie miało miejsce za pół roku?


- To jest wieczne wyzwanie, aby zdobyć ten cenny czas na takie zajęcia, dopasować je do obciążeń. Mecz jest najważniejszy, drużyna jest najważniejsza, trening indywidualny jest tylko dodatkiem do całości. Nie można stracić głowy, trenować zbyt wiele i potem w czasie spotkania mieć problemy przeciążeniowe. Ale spokojnie. Kadra ma obecnie 26 zawodników, nie wszyscy będą więc grać. Ci którzy będą grać co trzy dni mogą ćwiczyć lżej, zaś pozostali znajdą czas na takie zajęcia dodatkowe. Trening indywidualny nie musi mieć miejsca codziennie, raczej mówimy tu o cyklu rocznym. Priorytetem jest wprowadzenie zawodnika do roli, jaka jest od niego wymagana na boisku, doprowadzenie do odpowiedniego stylu gry. Każdy ma na boisku określone zadania, od każdego się czegoś oczekuje. I najważniejsze jest to, by zawodnik zrozumiał i zaakceptował swoją rolę. Jeśli w tym stanie się najlepszy, wtedy możemy pomyśleć o doskonaleniu kolejnych elementów. Jeśli ktoś np. fajnie wypełnia rolę skrzydłowego, ale brakuje mu precyzji przy dośrodkowaniach, to zaczynamy pracować tylko nad tym elementem.


Piłkarze w prywatnych rozmowach nie są pewni tego, co będzie dalej, nie wiedzą czego się spodziewać, jak duże będą zmiany? Do tej pory piłkarz Legii przyjeżdżał godzinę przed treningiem do klubu, potem trening około 90 minut, odnowa i do domu. Jak to będzie wyglądało teraz?


- Nie chcę wychodzić przed szereg, najpierw to trener Henning Berg powinien to ogłosić zawodnikom. Na razie wszyscy się poznajemy i nie było na to czasu. Mogę jedynie powiedzieć, że mamy już plany, jak to wszystko ma wyglądać i zawodnicy mogą spodziewać się zmian. Na pewno ten tygodniowy cykl będzie wyglądał inaczej. Będą wspólne posiłki, fizykoterapie, odnowa, trening albo dwa treningi, będziemy zwracali uwagę na tryb życia.


A treningi i ich intensywność? Tutaj też będą zmiany?


- Za mało widziałem zajęć u poprzedników by porównywać i zabierać głos. Nie chcę nikogo oceniać, każdy ma swoje metody pracy. Nie chce mówić czy będzie lepiej czy gorzej, po prostu inaczej, z innymi priorytetami, z innym naciskiem na poszczególne elementy. Znając dzisiejszą piłkę i norweski styl, na pewno będzie nacisk na intensywność. W jednym dniu będzie więcej wytrzymałości, w innym szybkości. To wiąże się też z długością treningu. Nie powiem, że będzie krócej ale intensywniej, albo dłużej i ciężej. To wszystko musi być poukładane, zależne od tego nad czym będziemy pracować. W Polsce, z tego co słyszę, chyba wciąż panuje opinia, że jak zawodnik po treningu jest umorusany, to znaczy, że trening był dobry. Ja w ten sposób ćwiczyłem w Pogoni, kiedy mieliśmy zakwasy mięśniowe, to wszyscy mówili, że dostaliśmy porządnie w tyłek i trening nie poszedł na marne. Dzisiejsza medycyna pokazuje zupełnie co innego. Jak organizm jest zakwaszony, to nie jest dobry efekt. Ja bym chciał by zawodnicy po treningu jak najczęściej się uśmiechali.


Powrotu do biegania po górach raczej nie będzie?


- Nie sądzę, choć nie mówię, że to akurat było złe. To też była metoda, mentalnie człowiek musiał się do tego właściwie nastawić, walczył ze swoimi słabościami… Nie będę więc krytykował dawnych metod, ale medycyna poszła do przodu i dziś badania i praktyka pokazały, że inny rodzaj treningu jest bardziej efektywny.


Miał pan już okazję współpracować z Henningiem Bergiem. Jaki to trener i człowiek? Jakimi zasadami się kieruje?


- Jest zdecydowany i bardzo konsekwentny w tym co robi. Zawsze ma swój plan i chce go zrealizować z stu procentach. Henning w Norwegii cieszy się ogromnym szacunkiem, to nazwisko w tym kraju bardzo znane. Jako trener też robił dobre wyniki – w Lyn i Lillestroem, gdzie budżety nie były najwyższe, wprowadzał z powodzeniem młodych zawodników, zdobył z Lyn miejsce na podium. Wychował też kilku piłkarzy. Jest cenionym fachowcem w Norwegii.


To może być również kierunek w Legii? Drużyna może zostać odmłodzona?


- Czytałem że prasa spekuluje na temat przyszłości Wawrzyniaka czy Vrdoljaka, ale to tylko plotki. Wiadomo, że klub chce aby było w składzie jak najwięcej wychowanków, aby stawiać na piłkarzy z akademii. Tak jest w każdym zespole. Kiedyś w Polsce w jednym klubie często piłkarze pochodzili z jednego regionu. To było fajne dla rodzin, dla znajomych. Może akurat w Legii tak nie było, ale w innych drużynach często. Promowana jest akademia, ale na końcu trzeba rzetelnie ocenić ten wychodzący produkt. Jeśli piłkarz jest w stanie reprezentować klub na poziomie pierwszego zespołu, zdobywać punkty i wygrywać mecze, wtedy dostaje swoją szansę. Decyduje jakość produktu końcowego.


Legia jest klubem najbardziej medialnym w Polsce. Jak pan i pozostali członkowie sztabu radzicie sobie z mediami i popularnością, liczną obecnością kamer i dziennikarzy?


- W Norwegii też jest spore zainteresowanie mediów, zwłaszcza przy takich klubach jak Rosenborg. Stacje telewizyjne wysyłają swoje kamery na treningi, na konferencje prasowe, piłka jest ważną częścią programu w telewizji. Nie zamierzamy zamykać się przed mediami, treningi będą otwarte. Norwegowie są narodem otwartym, nie lubiącym tajemnic. Współpraca w sporcie polega na wymianie doświadczeń.


Pracował pan nad rozwojem takich piłkarzy jak John Obi Mikel, Chinedu Obasi i Mohammed Abdellaoue. Ten ostatni kiedyś ładnie panu podziękował po strzelonym golu, po tym jak się odblokował . W Legii jest kilku takich kandydatów do odblokowania – Michał Żyro, Michał Kucharczyk, Henrik Ojamaa czy Daniel Łukasik. Jest z kim pracować. Jakie są metody by osiągnąć pożądany efekt odblokowania?


- To jest praca indywidualna, nie ma jakiegoś klucza będącego wytrychem do wszystkich piłkarzy, do tego by nagle zaczęli pokazywać na boisku pełnię swoich umiejętności. Nie ma szablonu czy matrycy gotowej do tego, by dopasować do niej piłkarza. Każdy jest na innym etapie rozwoju, inne są powody dla których nie pokazują tego, co potrafią. Trzeba jak u lekarza zdiagnozować dlaczego nie idzie tak, jak powinno i zacząć działać, ale tylko wspólnie z zawodnikiem. To fajne, jeśli piłkarz chce, a my możemy mu pomóc w różnego rodzaju zawirowaniach, potem jest satysfakcja, kiedy osiągnie się sukces. Każdy z piłkarzy od dziecka pracuje na sukces, dąży do niego, ale czasem gdzieś jest zaniedbany jakiś element i to powoduje blokadę. Fajnie, jeśli trener razem z zawodnikiem znajdą metodę jak tego wybrnąć i ruszyć do przodu. Na pewno jeśli ktoś chce zrobić międzynarodową karierę, to taki trening indywidualny jest bardzo pomocny.

Młodych graczy, bo o nich mówimy, często gubiły wysokie zarobki oraz uroki Warszawy…


- Zgoda, ale konkurencja nie śpi! Każdy sportowiec musi być tego świadomy. Nie ma tak, że czegoś się nauczyliśmy i teraz już można odcinać kupony, trzeba się stale rozwijać. Futbol się zmienia, po każdych mistrzostwach świata mamy jakieś nowinki, kreują się nowi idole. Piłka się dynamicznie rozwija i nie można stać w miejscu. Trzeba być lepszym, szybszym, skoczniejszym itd. W rozwijaniu tych atutów pomaga m.in. trening indywidualny. Zawodnik nabędzie powtarzalność, automatyzm. Będzie wiedział, że jeden element mu już wychodzi i może się skupić na czymś innym. Padło wcześniej nazwisko Leszka Pisza - facet trenował, powtarzał do znudzenia rzuty wolne i był najlepszy w lidze. Czyli ten trening indywidualny przynosił efekty już w latach 90-tych. Przynosi efekty i teraz. Być może nie tylko w Legii nastąpi częściowy powrót do tych sprawdzonych metod.


Jakiej Legii możemy się spodziewać? Jak ona ma grać? Będzie bazować na przygotowaniu fizycznym czy też piłce technicznej?


- Nie będzie norweskiej czy polskiej piłki. Będziemy dążyć do najlepszych, robić na treningach to, co robi się w Europie. Organizacja gry w każdej fazie musi być na wysokim poziomie, będziemy zwracać uwagę na tempo gry.


Trener Urban mówił, że od momentu debiutu młodego chłopaka w pierwszym zespole, do czasu aż będzie ukształtowanym piłkarzem muszą minąć trzy lata. Uważa pan podobnie?


- Każdy ma prawo do swojej wizji i innego spojrzenia. Mnie się wydaje, że nie można tego ubrać w jakiś schemat, że są to trzy lata i już. To jest jak w życiu. Czasem, ktoś szybko dorośleje, jest do tego zmuszony np. poprzez tragedię w rodzinie. W piłce jest podobnie, czasem młodzi ludzie szybko stają się dojrzali i są w stanie wziąć na siebie ciężar gry i odpowiedzialność za wynik. Wystarczy debiut, dwie czy trzy szanse, jest pozytywny kop i człowiek jest nastawiony na sukces, wchodzi w dorosłą piłkę z całymi jej konsekwencjami. Są też tacy, którzy uważają, że lekko pójdzie, spotykają ścianę i nie mogą jej przeskoczyć. Wtedy takiego gracza nie można skreślać, trzeba dać do zrozumienia czego się od niego oczekuje i za jakiś czas dać kolejne szanse gry. Są też tacy piłkarze, którzy potrzebują więcej niż trzech lat by wejść na dobre do seniorskiego futbolu. Każda droga jest w porządku, to kwestia indywidualna. Ja zadebiutowałem w Pogoni mając 18 lat i od tego czasu grałem już bez przerw. Wszedłem na boisku przez przypadek, poprzez kontuzję kolegi, dano mi szansę i musiałem sprostać wymaganiom, wziąć na siebie odpowiedzialność. Byłem trochę zestresowany, ale zadowolony, że ktoś mi zaufał.


- Do tego trzeba też wziąć pod uwagę profil zespołu. Jeśli drużyna jest młoda, to obowiązki i zadania trzeba podzielić wśród tych chłopaków, muszę się rozkładać po równo. Ale najfajniejszym wiekiem na wejście w dorosły futbol jest taki, jak mówił Janek Urban czyli 21 – 22 lata. Wtedy człowiek zwykle bardziej świadomie podchodzi do tego co robi.


W Polsce piłkarzy 21-22 letnich wciąż uważa się za tych młodych, od których nie można wymagać za dużo.


- Nie zgodzę się z takim podejściem, wymagania są cały czas, bez względu na to czy masz lat 19 czy 27. Oczywiście nie ma progu, i jeśli ktoś kończy 20 lat to już jest starszym graczem, a jak 23 to już starym. Ale wymagać trzeba od początku. Jeśli ktoś gra w pierwszym zespole, to musi sobie poradzić z odpowiedzialnością i presją bez względu na wiek.


Zrobił pan kurs UEFA Pro w Norwegii. Jak jest tam z dostępnością do takiego kursu? Kibu Vicuna opowiadał, że Hiszpanii może go zrobić każdy, u nas trzeba spełnić szereg wymogów włącznie z samodzielnym prowadzeniem zespołu.


- Jest selekcja, nie można tak po prostu pójść i się zapisać. W Norwegii również jest wymóg prowadzenia zespołu, trzeba mieć doświadczenia z drużynami juniorskimi. Trzeba zdać kilka egzaminów, wspinać się po kolejnych szczeblach, by móc przystąpić do UEFA Pro. Na początku było tak, że to federacja robiła nominacje do tego kursu, teraz się to zmieniło i leży to w gestii samego zainteresowanego.  Ale oczywiście muszą spełnić wymogi, o których wspomniałem.  Dziś to najwyższy dokument trenerski i nie można przyjść z boku, zapłacić i zrobić kurs dla poszerzenia wiedzy. Co więcej ułatwień nie ma nawet dla byłych piłkarzy. Każdy, bez względu na nazwisko, musi przejść przez wszystkie szczebelki.  


Pana Syn gra w piłkę w Norwegii, miał kiedyś propozycję zagrania w reprezentacji Polski albo Norwegii?


- Syn gra w Brann Bergen, rozegrał ponad 200 meczów w lidze norweskiej. Miał w szkole język polski, zaliczył pisemny i ustny egzamin na czwórkę. Były kiedyś temat wyboru reprezentacji, ale to było już jakiś czas temu, ta kwestia była jeszcze w powijakach. Nie było jeszcze takiego skautingi i przeglądu wśród dzieci emigrantów jak teraz. 10 czy 11 lat temu było zapytanie, ale na tym się skończyło. Syn ma polskie i norweskie obywatelstwo. Polska mu się podoba, przyjeżdża tu na wakacje. Kto wie, może kiedyś zagra w jakimś klubie w Polsce.


Co musi się stać byście jako nowy sztab byli z siebie zadowoleni za pół roku?


- Musimy widzieć efekty tego co robimy – czyli poprawę w taktyce, w stylu gry. Jeśli będziemy widzieć, że to się zazębia, to będziemy mieć małą satysfakcję. Będzie podstawa do tego, by modyfikować, udoskonalać, rozwijać. Jeśli będzie zrobiona podstawa i krok do przodu, to będziemy zadowoleni. Wszyscy czekają na sukcesy Legii i tego wypada tej drużynie życzyć. Klub wykonał ogromną robotę, dotychczasowe wyniki w polskiej lidze są naprawdę dobre. Celem jest mistrzostwo Polski i potem dobra postawa w Europie. Jestem pełen podziwu dla poprzedniego trenera. Było mnóstwo kontuzji, a to nie jest komfortowa sytuacja dla żadnego szkoleniowca, musiał ciągle rotować składem, a to się odbijało na stabilności zespołu. 

Polecamy

Komentarze (33)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.