Wnioski, spostrzeżenia

Kilka spostrzeżeń po finale Pucharu Polski - Legia taktycznie zjadła Raków

Redaktor Marcin Szymczyk

Marcin Szymczyk

Źródło: Legia.Net

04.05.2023 23:15

(akt. 04.05.2023 23:28)

Piłkarze Legii Warszawa we wtorek wygrali z Rakowem Częstochowa w rzutach karnych, choć przez 114 minut grali w osłabieniu. Czas na kilka pomeczowych spostrzeżeń.

Czerwona kartka na początku meczu – Finał jakichkolwiek rozgrywek to mecz szczególny, wyjątkowy. Bitwa o wszystko. Zwycięzca bierze puchar, złoto i chwałę, a przegrany szybko jest zapominany. Trenerzy opracowują taktykę, prześcigają się w elementach zaskoczenia, dbają o szczelność – by nic z przygotowań do spotkania nie wyciekło do obozu rywala. I kiedy wszystko już było opracowane i wydawało się dopięte na ostatni guzik, już w szóstej minucie meczu zespół popełnił błąd, zawodnik sfaulował i otrzymał czerwoną kartkę, a cały misternie opracowywany od wielu dni plan stał się nieaktualny. Wejście Yuriego Ribeiro było pechowe. Atakującą nogą nie trafił ani piłki, ani zawodnika – nie spowodował nią upadku rywala. Ale druga noga, sunąca po murawie, siłą rozpędu uderzyła w okolice ścięgna Achillesa Frana Tudora. Sędzia po analizie VAR i obejrzeniu sytuacji na powtórkach nie miał innego wyjścia – musiał pokazać Portugalczykowi czerwoną kartkę. Chyba nic gorszego nie mogło spotkać zespołu Legii, Kosty Runjaicia i całego sztabu szkoleniowego. A przynajmniej tak by się wydawało, ale szkoleniowiec Legii z czasem przekuł to w atut. Ale o tym za chwilę.

Trudna połówka, świetny Tobiasz – Legioniści grając w osłabieniu cofnęli się na własną połowę, bronili się i nie ustrzegali błędów. Już po faulu na Franie Tudorze na bramkę Legii z rzutu wolnego bardzo dobrze uderzył Ivi Lopez, ale świetną paradą popisał się Kacper Tobiasz odbijając piłkę do boku. Gracze Kosty Runjacia przeszli na ustawienie 4-4-1 – Filip Mladenović grał na lewej obronie, Paweł Wszołek na prawej stronie bloku defensywnego, w środku byli Artur Jędrzejczyk z Rafałem Augustyniakiem. W 13. minucie „August” popełnił błąd – miał piłkę na nodze, ale przepuścił prostopadłe podanie do Vladislavsa Gutkovskisa, który był sam na sam z golkiperem Legii. Tobiasz zrobił jednak pajacyka i odbił piłkę prawym przedramieniem. Kapitalna interwencja.  W 25. minucie doszło do przebitki, przed polem karnym znalazł się Władysław Koczerhin, uderzył groźnie na bramkę, ale „Tobi” zdołał nogami odbić piłkę. Jeszcze w doliczonym czasie gry ponownie sam przed Tobiaszem znalazł się Gutkovskis, ale Kacper wyczekał napastnika Rakowa i spokojnie odbił piłkę na rzut rożny. Legioniści przeżywali trudne chwile i w grze utrzymywał ich bramkarz – jego wybór okazał się strzałem w dziesiątkę. Trener Kosta Runjaić dostrzegał problemy i jeszcze przed końcem pierwszej części gry zmienił poniewieranego Ernesta Muciego na Maika Nawrockiego. Ta zmiana i odpowiednie wskazówki w przerwie spowodowały zmianę oblicza tego spotkania.

Bezradny Raków – Legioniści na drugą połowę wyszli odmienieni, grali nad wyraz spokojnie i pewnie. „Wojskowi” zaprezentowali się w ustawieniu 5-3-1, ale kluczem była niemal perfekcyjna asekuracja, zawężone pole gry i przesuwanie się formacji. Nawet, gdy któryś z piłkarzy został ograny, minięty, to z pomocą momentalnie przychodził drugi. Artur Jędrzejczyk wygrywał wszystkie pojedynki w powietrzu, więc nieliczne próby dośrodkowań nie przynosiły żadnego pożytku graczom Marka Papszuna. Zawodnicy Rakowa wymieniali kolejne podania, ale głównie do boku i do tyłu, nie mieli pomysłu na tak zorganizowaną Legię. Doszło do tego, że to warszawiacy zaczęli wychodzić z kontratakami, atakowali większą liczbą graczy i odsłaniali się, co próbowali wykorzystać częstochowianie. Legioniści w tej części gry taktycznie zjedli rywali. I tak było do końca dogrywki – z tym że wtedy dwa razy Raków miał swoje szanse, ale wynikały one głównie z ubytku sił w zespole Legii. Tym samym Kosta Runjaić zrobił atut z gry w osłabieniu, a rywale się tego nie spodziewali i nie wiedzieli jak temu przeciwdziałać. Defensywnie grająca Legia mocno zaskoczyła przeciwnika, który nie miał przygotowanego planu „B” na taką ewentualność.

Bezbłędne karne, incydent po nich – Legioniści mniej więcej od 20 minuty meczu mieli jeden cel – dotrwać do rzutów karnych i ta sztuka się udała. Ale wygrana w serii jedenastek wcale nie była oczywista, tym bardziej że piłkarzy wyznaczonych do ich wykonywania w lidze nie było już na boisku – mowa o Josue, Tomasie Pekharcie czy Filipie Mladenoviciu. Ale zawodnicy wyznaczeni przez Kostę Runjaicia okazali się bezbłędni -  noga nie zadrżała kolejno Bartoszowi Sliszowi, Maciejowi Rosołkowi, Rafałowi Augustyniakowi, Patrykowi Sokołowskiemu, Pawłowi Wszołkowi i Makowi Nawrockiemu. W końcu strzał Mateusza Wdowiaka obronił bohater spotkania czyli Kacper Tobiasz i stało się jasne – Puchar jest nasz! Bramkarz Legii najpierw uciszył kibiców Rakowa, a następnie w szaleńczym biegu ruszył w kierunku trybuny zajmowanej przez kibiców Legii. Wszyscy ruszyli za nim, przebiegający Filip Mladenović trącił Wiktora Długosza, sam został kopnięty, a następnie za Serbem ruszyło dwóch graczy Rakowa, którym wymierzył po ciosie. Nie zamierzam tłumaczyć „Mladena” bo takiego zachowania dopuścić się nie powinien, ale był to efekt tego, że cały zespół Rakowa, z trenerem Markiem Papszunem włącznie, przez większość spotkania dążył do wyeliminowania kolejnego po Yurim Ribeiro zawodnika, zamiast skupić się na grze. Mecz nie należał do porywających, więcej niż na boisku działo się przy ławkach rezerwowych. I gdy tylko Mladenović, Bartosz Kapustka czy Bartosz Slisz wybijał aut w pobliżu ławki Rakowa, od razu słyszał dziesiątki komentarzy, był zaczepiany, szturchany. Mladenoviciowi się ulało, nie powinno, ale bałkańska krew się w końcu zagotowała, a rywale osiągnęli efekt o który zabiegali sporo wcześniej. Szkoda, bo „Mladen” zagrał we wtorek w defensywie być może najlepszy mecz w barwach Legii, wygrał większość pojedynków z Franem Tudorem i wszystkie z Patrykiem Kunem. Teraz zostanie ukarany, w tym sezonie już pewnie nie zagra. A jak będzie w przyszłym zależeć będzie od tego czy przedłuży kontrakt z Legią.

Święto na trybunach – O ile na boisku mecz pozostawiał wiele do życzenia i był zdeterminowany czerwoną kartką, o tyle na trybunach mieliśmy prawdziwe, piłkarskie święto. Kibice Legii zaprezentowali dwie oprawy – pierwszą z sektorówką przedstawiającą Syrenkę z tarczą z herbem Legii oraz hasłem „Warszawa kocha zwycięzców” i drugą z sektorówką z napisem Legia, pirotechniką i dziesiątkami flag na kijach. Sam doping był ogłuszający, liczba decybeli naprawdę imponująca. Kibice wzajemnie się nakręcali, jeden drugiego namawiał do zdzierania gardła, wychodziło momentami obłędnie. Tak było pod koniec pierwszej połowy przez przeciągłe Legiaaa Warszawaaaa i tak było podczas serii rzutów karnych. Kibice ponieśli piłkarzy do zwycięstwa i wszyscy razem pomaszerowali po puchar.

Polecamy

Komentarze (46)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.