Wnioski, spostrzeżenia

Kilka spostrzeżeń po meczu z Aston Villą - była ambicja, walka i zaangażowanie

Redaktor Marcin Szymczyk

Marcin Szymczyk

Źródło: Legia.Net

01.12.2023 15:35

(akt. 01.12.2023 18:11)

Piłkarze Legii Warszawa postawili się graczom Aston Villi i walczyli o remis dający awans do dalszej fazy rozgrywek Ligi Konferencji. Ostatecznie jednak o jednego gola lepsi byli gospodarze. Czas na kilka pomeczowych spostrzeżeń.

Niezła pierwsza połowa meczu – Piłkarze Aston Villi bardzo dobrze rozpoczęli spotkanie -  już w czwartej minucie piłkę w środku pola stracił Steve Kapuadi, co natychmiast wykorzystali gospodarze posyłając prostopadłe podanie do Moussy Diaby'ego. Kapuadi nie zdążył wrócić, Radovan Pankov krył swojego rywala, a pozostawiony bez pomocy Artur Jędrzejczyk nie podszedł wystarczająco blisko, rywal zbiegł do środka i strzałem na dalszy słupek pokonał Kacpra Tobiasza. Ale legioniści nie podłamali się. Grali wysokim pressingiem, dużo biegali, wiele dobrej pracy wykonywali Bartosz Slisz i Juergen Elitim – odbierali sporo piłek. Legioniści w ten sposób starali się niwelować przewagą umiejętności graczy gospodarzy. I ta sztuka wychodziła im całkiem nieźle, choć kilka razy „Wojskowym” dopisało szczęście. Gola po strzale z dystansu mógł strzelić Paweł Wszołek, mógł Bartosz Slisz, a sztuka ta udała się Ernestowi Muciemu. Albańczyk wykorzystał błąd Boubacara Kamary i strzałem w prawy górny róg nie dał szans bramkarzowi na skuteczną interwencję. 

Intensywność i motoryka robiły różnicę – To co dało się zauważyć od pierwszych minut, to duża intensywność spotkania oraz nieprawdopodobna wręcz motoryka, szybkość poszczególnych graczy. Znakomicie było to widać w 8. minucie spotkania – do zagranej z głębi pola piłki ruszył Jhon Duran, ale bliżej do futbolówki mieli i Artur Jędrzejczyk i uchodzący za szybkiego w polskiej lidze, mającego dobre przyspieszenie na pierwszych metrach Steve Kapuadi. Mimo to Duran nie tylko dogonił legionistów, ale z łatwością ich wyprzedził i już nie pozwolił się dogonić. Na szczęście z jego strzałem poradził sobie Kacper Tobiasz. Legioniści póki mieli siły, to wybieganiem i pressingiem jakoś wyrównywali przewagę gospodarzy. Ale z czasem nie wytrzymali aż tak dużej intensywności i to gracze The Villans zyskali wtedy przewagę. - W drugiej części gry było widać różnicę fizyczną, trochę tych sił nam zabrakło. Ale nie można nikogo za to obwiniać. Jednak Premier League to Premier League – podsumował Kacper Tobiasz. 

Granie od bramki – Przez blisko rok trener Kosta Runjaić nakazywał piłkarzom granie każdej akcji od bramki, krótkimi podaniami – przez stoperów i defensywnych pomocników. Legioniści stracili przez to kilka bramek, przy takiej grze błędy są wliczone w ryzyko. Czasem kosztowało to wygraną, czasem wynik udawało się odrobić. Pojawialo się wiele głosów, że Legia nie ma odpowiednich piłkarzy do takiej gry, że nie może sobie pozwolić na taki styl gdyż błędy są zbyt kosztowne, zwłaszcza w europejskich pucharach. I z czasem legioniści przestali grać aż tak ryzykownie, bramkarz nie posyła aż tak często krótkich podań do obrońców czy cofającej się do rozegrania „szostki”. Oglądając spotkanie na Villa Park, gra zespołu Unaia Emery’iego mogła bardzo przypominać grę Legii sprzed kilku miesięcy. Większość akcji gracze Aston Villi zaczynali rozrywać od bramkarza i wymieniali kolejne podania w pobliżu pola karnego. Czasem przyprawiało to miejscowych fanów o szybsze bicie serca, tak zresztą padł gola dla Legii – gdy fatalny błąd podając do Ernesta Muciego popełnił Boubacar Kamara. Anglicy nie zniechęcili się jednak stratą bramki, grali tak do samego końca, choć prowadzili tylko jedną bramką. Zmieniali się piłkarze, ale nie założenia taktyczne. 

Wstydu nie było, powiało optymizmem – Zagraliśmy dobry mecz, jestem z tego powodu dumny – powiedział po spotkaniu Ernest Muci. Trudno się z nim nie zgodzić. Przed pierwszym gwizdkiem było wiadomo, że faworytem są gospodarze, którzy nie przegrali 13 meczów z rzędu, którzy zajmują czwarte miejsce w Premier League mając zaledwie dwa punkty straty do prowadzącego Arsenalu. I legioniści pokazali się z dobrej strony, do upragnionego remisu wcale tak wiele nie zabrakło. Nikt nie może mieć pretensji o porażkę. Wspomniany Muci kolejny raz pokazał że warto go trzymać na boisku, nawet jeśli jest przez wiele minut niewidoczny, bo później potrafi zrobić różnicę. Jego umiejętności są nieocenione, czasem magiczne dotknięcie piłki powoduje ogromne korzyści dla zespołu. Radovan Pankov krytykowany po meczu z Wartą Poznań udowodnił, że ma potencjał ale musi być cały czas skoncentrowany i wystrzegać się głupich fauli – w czwartek było blisko dwóch rzutów karnych – raz sędzia pokazał spalonego, a za drugim razem padł gol na 2:1 dla gospodarzy. Ale Serb miał też wiele udanych interwencji, podań do przodu. Jeśli będzie nad sobą pracował, to może być ważną postacią w zespole. Paweł Wszołek odczuwa już trudy rundy jesiennej, jest mocno eksploatowany, ale w czwartek zmieniał strony, nękał defensywę rywali. Choć cały czas mamy wrażenie, że jako skrzydłowy a nie wahadłowy byłby jeszcze lepszy. Poza sytuacją bramkową dość pewnie radził sobie Artur Jędrzejczyk, a niedostatki w szybkości nadrabiał ustawieniem i doświadczeniem. Było kilka pozytywów przed zbliżającymi się meczami. 

Wydarzenia pod stadionem – Mimo ciekawego spotkania dzień po meczu mało kto o nim mówi. Uwaga mediów skupiła się na tym co się wydarzyło pod stadionem. Przypomnijmy, że zaraz po losowaniu mnóstwo kibiców Legii wykupiło przeloty, hotele, zaplanowało urlop aby wybrać się do Anglii. Później okazało się, że powstał problem z liczbą przyznanych biletów. Oba kluby doszły do porozumienia co do 1700 biletów – tyle osób weszło z Anglii na mecz w Warszawie, ale później brytyjska strona się z tego wycofała i przyznano 890 biletów. Mimo to w Birmingham pojawiło się około 2 tys. kibiców. Zostali zamknięci za jedną z trybun na terenie ogrodzonym. W teorii trwały negocjacje by wszyscy weszli na stadion, ale na terenie gdzie wszyscy stali było coraz ciaśniej – byli tam nie tylko mężczyźni ale również kobiety i dzieci. W końcu zaczęły się uwagi, przepychanki i zamieszki z policją, aż wszystko wymknęło się spod kontroli. UEFA już potępiła wydarzenia pod stadionem, zbiera raporty i zapowiedziała podjęcie ewentualnych dalszych kroków. Zapewne kary klubu nie ominą. 

Polecamy

Komentarze (4)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.