Wnioski, spostrzeżenia

Kilka spostrzeżeń po meczu z Piastem - błędy i brak koncentracji

Redaktor Marcin Szymczyk

Marcin Szymczyk

Źródło: Legia.Net

20.04.2022 17:45

(akt. 20.04.2022 23:03)

Piłkarze Legii Warszawa przegrali z Piastem Gliwice co powoli staje się niestety tradycją. Legioniści nie wygrali już szóstego meczu przy Łazienkowskiej z "Piastunkami". Poniżej kilka pomeczowych spostrzeżeń.

Niewygodny rywal – Kiedy Legia zakończyła serię meczów z zespołami z dołu tabeli, wiele osób mówiło, że weryfikacja drużyny nastąpi w spotkaniach z Rakowem, Lechem i Pogonią. Ekipa Piasta była pomijana, a to właśnie ona jest w ostatnich latach najbardziej niewygodnym rywalem dla legionistów. I gracze Waldemara Fornalika potwierdzili w kolejnym starciu, że z Legią grać potrafią. Od początku spotkania byli dobrze ustawieni, mądrze się bronili i ruszali z groźnymi kontrami. Wyróżniał się Damian Kądzior – wszędobylski, trudny do zatrzymania dla obrońców. Oczywiście spotkanie mogło potoczyć się inaczej gdyby sędzia Tomasz Musiał odgwizdał faul w polu karnym na Benjaminie Verbiciu. Ale ogólnie trzeba przyznać, że goście nie byli stroną przeważającą, to Legia częściej była przy piłce, a o końcowym rezultacie zdecydowały fatalne błędy. 

Ospałość i błędy legionistów – Od początku zawodów legioniści grali dziwnie ospale. Josue chwilę przed pierwszym gwizdkiem arbitra odebrał statuetkę dla najlepszego gracza miesiąca z rąk Marcina Herry i Jacka Zielińskiego, a po chwili już na murawie podawał niecelnie, tracił piłkę i narażał zespół na kontrataki. Przysypiał też Bartosz Slisz – a to stracił piłkę na środku boiska, a to był bliski zaskoczenia własnego bramkarza. Podobnie było z Lindsayem Rose, który najpierw w niegroźnej sytuacji przepuścił podanie pod nogą nie trafiając w piłkę, a po chwili chciał zagrać futbolówkę tyłem głowy do bramkarza, ale wyszło mu podanie do Kądziora, który prezent zamienił na bramkę. Co ciekawe, gdyby Kądziora w tym miejscu nie było, to podanie obrońcy Legii wcale nie trafiłoby w ręce Richarda Strebingera, ale piłka wyszłaby na rzut rożny – dobrze pokazują to powtórki telewizyjne. „Wielbłąd” reprezentanta Mauritiusa poprzedziło fatalne zagranie Mateusza Wieteski, który zamiast wybić piłkę do przodu kopnął piłkę do góry czyli zrobił tzw. świecę i nieco wsadził na minę i tak nie grającego zbyt pewnie kolegi. 

Bezradność w drugiej połowie – Po zmianie stron błędów i niefrasobliwości ze strony legionistów było o wiele mniej, ale goście po objęciu prowadzenia oddali nieco zagrożenie przenosząc często ciężar gry na połowę legionistów. Gracze Waldemara Fornalika nadal byli dobrze ustawieni, ale podeszli wyżej, formacje były bliżej siebie i na tak ustawionego Piasta „Wojskowi” nie mieli pomysłu. Gra toczyła się głównie w środku pola, warszawiacy częściej byli przy piłce, ale nie kreowali sobie sytuacji. W drugiej części gry były tak naprawdę dwie – raz gdy piłka szczęśliwie dotarła do Tomasa Pekharta, ale Czech trafił w poprzeczkę i druga gdy Artur Jędrzejczyk wygrał pojedynek powietrzny ale główkował tak, że trafił w głowę Jakuba Czerwińskiego. Piast też nie kreował sobie kolejnych okazji, ale już nie musiał gdyż prowadził. Piłkarze Legii wymieniali kolejne podania, z których jednak nic nie wynikało. Nie uderzając celnie na bramkę, nie da się wygrać meczu ani też strzelić gola. Dlatego skończyło się 0:1. 

Statystyki przeciwko Legii – Wliczając mecz z Piastem Gliwice legioniści 15 razy tracili jako pierwsi bramkę w meczu i 14 z tych meczów przegrali. Nie inaczej było w poniedziałek. Na ostatnie 11 spotkań warszawiacy tylko 2-krotnie wygrali z ekipą ze Śląska, 3-krotnie padał remis i aż 6 razy lepsi byli przeciwnicy. Ostatni raz "Wojskowi" ograli Piasta przy Łazienkowskiej w 2018 roku. Stołeczny zespół nie pokonał gliwiczan w żadnym z 6 ostatnich, domowych meczów (2 remisy i 4 porażki). Trener Vuković prowadził drużynę przeciwko Piastowi 6 razy i wygrał tylko pierwszy mecz. Kolejne 5 spotkań pod wodzą "Vuko", to 0:1, 0:2, 1:2 i 1:1 i 0:1, czyli w sumie bilans serbskiego szkoleniowca z "Piastunkami", to 1 zwycięstwo, 1 remis i 4 porażki. By było inaczej gracze Aleksandara Vukovicia powinni zagrać w poniedziałek wielkanocny z takim samym zaangażowaniem jak z Lechem w Poznaniu. Niestety tym razem było pod tym względem gorzej, a i poziom koncentracji był zdecydowanie niższy, co przekładało się na niewymuszone błędy. 

Powroty Mosóra, Kapustki i Abu Hanny – Zacznijmy od Ariela Mosóra, który po tym jak rozstał się z Legią po raz pierwszy przyjechał do Warszawy na mecz z byłym klubem. Zawsze uważaliśmy, że jak na swój wiek to niezwykle dojrzale i pewnie grający chłopak. Ale innego zadania byli trenerzy pierwszego zespołu. W poniedziałek Mosór junior mógł pokazać się warszawskiej publiczności. I zobaczyliśmy nieźle grającego młodziana, radził sobie tak z Maciejem Rosołkiem jak i później z Szymonem Włodarczykiem. Mógł strzelić gola, ale piłka po jego uderzeniu głową minimalnie minęła bramkę. Brak wzrostu nadrabiał dobrym ustawianiem się. Okazało się, że nie jest zbyt mikry by grać na poziomie ekstraklasy. 

Do zespołu Legii po dziewięciu miesiącach przerwy wrócił Bartosz Kapustka. I wniósł nieco ożywienia do gry, dwie akcje zbudował w swoim stylu. Potrafił przyspieszyć akcję i zwolnić kiedy trzeba. Nie odstawiał nogi w stykowych sytuacjach, dał całkiem dobrą zmianę, co tylko cieszy. Podawał z 79 procentową skutecznością, wygrał 4 z 7 pojedynków, 4 razy stracił piłkę i 2 razy ją odzyskał. Mały plusik możemy też postawić przy powrocie Joela Abu Hanny, który na boisku pojawił się pierwszy raz od września. Podawał z 80 procentową skutecznością, wygrał 13 z 19 pojedynków, 2 razy dryblował i za każdym razem udanie, miał 8 odbiorów. W defensywie grał poprawnie, starał się włączać do akcji ofensywnych i robić przewagę. Kto wie czy nie zagości na dłużej na lewej stronie bloku defensywnego. 

Polecamy

Komentarze (24)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.