News: Kilka spostrzeżeń po meczu z Zagłębiem Lubin

Kilka uwag i spostrzeżeń po meczu z Koroną

Marcin Szymczyk

Źródło: Legia.Net

30.10.2016 13:55

(akt. 21.12.2018 15:37)

Piłkarze Legii przegrywali w Kielcach już 0:2, ale wygrali 4:2 i zasłużenie sięgnęli po trzy punkty. Co ciekawe była to druga wygrana z rzędu. Takie zjawisko mogliśmy obserwować dopiero pierwszy raz w tym sezonie. Czas na kilka uwag i spostrzeżeń po starciu w Kielcach.

Kadra meczowa – W Kielcach na boisko kolejny raz nie mieli okazji wybiec Michaił Aleksandrow i Waleri Kazaiszwili. Wzbudziło to wiele dyskusji i kontrowersji – przecież w pierwszej jedenastce znalazło się miejsce dla graczy pod kreską z formą. Zgadza się, że Tomasz Jodłowiec bywał w lepszej dyspozycji, ale obecnie jest zajechany pod względem fizycznym i na wysokim poziomie obejrzymy go zapewne dopiero wiosną. Podobnie jest z Nemanja Nikoliciem – choć strzela bramki, to stać go na więcej. Po prostu Euro i brak czasu na odpoczynek między sezonami, daje znać o sobie. Michał Kucharczyk jest po kontuzji, długo nie trenował i też jeszcze nie doszedł do siebie. Mimo to, dla Gruzina i Bułgara zabrakło miejsca. Dlaczego? Odpowiedź otrzymaliśmy w sobotę podczas meczu rezerw. Kazaiszwili z pewnością ma umiejętności. Pokazał to idealnie przyjmując piłkę, wychodząc na pozycję i posyłają piłkę obok bramki. Niestety była to jedyna akcja zasługująca na pochwałę. Problemem jest to, że facet cały czas gra pod siebie i dla siebie. Kilka razy wychodził z kontrą, po lewej i prawej stronie miał niepilnowanych kolegów, ale zamiast podawać, wdawał się w niepotrzebne dryblingi i tracił piłkę lub oddawał niecelne strzały. Z czasem irytował tym wszystkich - zarówno partnerów jak i ludzi na trybunach.  Podobnie było z Aleksandrowem, który w żaden sposób nie ciągnął gry, nie był wartością dodaną zespołu, notował za to sporo strat wdając się w niepotrzebne pojedynki. Obaj czasem zachowywali się tak, jakby piłka nożna była sportem indywidualnym, a nie zespołowym. Jakby wyszli z założenia, że strzelą na luzie po pięć bramek i pokażą, że należy im się miejsce w składzie. Nastąpiło jednak zderzenie z rzeczywistością, pod koniec spotkania było machanie rękami po kolejnych złych wyborach. Oby wyciągnęli wnioski z tej lekcji. Póki co, nie ma się więc co dziwić, że sztab szkoleniowy „jedynki” woli postawić na kogoś w słabszej dyspozycji, ale za to wypełniającego założenia taktyczne i grającego dla drużyny.


Powtórka z Płocka – Kiedy graliśmy mecz z Wisłą w Płocku i gospodarze już w 10. minucie prowadzili 2:0 po golach Bożicia i Szymińskiego, byłem dziwnie spokojny, że Legia tego meczu nie przegra. Gdyby rywale zdobyli gole na początku drugiej połowy, to pewnie legioniści by się nie podnieśli. A tak za szybko podrażniono ich ambicje. Ostatecznie skończyło się 3:2 dla mistrzów Polski. I podobnie było w Kielcach. Nie minął kwadrans, a Korona prowadziła 2:0 po trafieniach Palanci i Grzelaka. To spowodowało przebudzenie, każdy zdał sobie sprawę, że spotkanie trzeba będzie wybiegać. Na trybunach słychać było obawy o to, czy ich ulubieńcy wytrzymają takie tempo. Nie wytrzymali. W efekcie jeszcze przed przerwą do siatki trafił Guilherme, zaś po zmianie stron legioniści byli niczym walec. Grali konsekwentnie swoje i kolejne trzy gole były najniższym wymiarem kary. Gospodarze za szybko zaczęli drażnić lwa i ten się wkurzył i ich skarcił. Fajnie się oglądało ten mecz, niezbyt często też wygrywa się dwoma trafieniami, wcześniej przegrywając dwoma golami. Ostatni raz takie zdarzenie miało miejsce w 1982 roku w spotkaniu z Widzewem wygranym 5:3.


Świetny Guilherme, znakomity Prijović, wszędobylski Radović – Co to był za mecz Guilherme! Brazylijczyk z konieczności zagrał na lewej obronie. Pod nieobecność Adama Hlouska trener Jacek Magiera miał dwie możliwości. Postawić na Brazylijczyka lub na Łukasza Brozia. Wybrał pierwszą opcję i tym razem był to strzał w „dziesiątkę”. W defensywie sobie radził, a jego wejście ofensywne siały popłoch wśród rywali. Zdobył piękną i jakże ważną bramkę słabszą prawą nogą, zanotował też asystę przy golu Nikolicia. Był straszliwie poniewierany przez rywali, po faulach na nim z boiska wyleciał Miguel Palanca. W Kielcach wygwizdywany przy każdym kontakcie z piłką, z pewnością kibice zapamiętają go na dłużej. Ale katem okazał się Aleksandar Prijović, który miał ostatnio problemy zdrowotne lub siedział na ławce rezerwowych. Nie obrażał się jednak, cierpliwie czekał na swoja szasnę i był na nią gotowy. Otrzymał ją w Kielcach i wykorzystał. Dał świetną zmianę, wniósł sporo jakości i ożywienia w szeregi ofensywne. Zdobył bramkę, choć sam przyznaje się do dwóch. Miał swój udział przy trzeciej. Pokazywał się do gry, wychodził na pozycje, ładnie współpracował z kolegami. Pomógł wygrać ten mecz i zdobyć trzy punkty. Pokazał, że można na niego liczyć – brawa za postawę. Pochwalić można też Miroslava Radovicia, który bramki wprawdzie nie zdobył (miał ku temu okazje), ale starał się uczestniczyć w niemal wszystkich ofensywnych akcjach zespołu. Dał sygnał do ataku kąśliwie uderzając na bramkę po zagraniu Odjidji-Ofoe. Miał swój duży udział przy golach Nikolicia (asysta drugiego stopnia) i samobójczej (nie wykorzystał sytuacji sam na sam). W końcu asystował przy golu Prijovicia. Mógł mieć jeszcze jedno kluczowe podanie gdy po zagraniu od Odjidji idealnie w tempo podał do „Prijo” ale ten trafił w bramkarza.


Pechowi Pazdan i Malarz – Michał Pazdan na początku sezonu i ten po zakończeniu okienka transferowego, to jakby dwaj różni piłkarze. „Pazdek” po Euro był Panem piłkarzem, pewny siebie, dający ogromną jakość w defensywie, stanowiący zaporę nie do przejścia. Później była kontuzja, choroba ale też nieudana dla gracza historia transferowa. Te wydarzenia odbiły się na dyspozycji gracza. Teraz widać brak rytmu meczowego i ogrania, zniknęła gdzieś pewność siebie i przebojowość w interwencjach. Z Zagłębiem Lubin sprokurował rzut karny, zaliczył też trafienie samobójcze. Potem był uraz i zatrucie pokarmowe. Wrócił na spotkanie z Koroną i nie był to powrót udany. Ma swój udział przy straconej drugiej bramce, gdy był zbyt daleko od Grzelaka. Grał ryzykownie mając na koncie żółtą kartkę i to się zemściło – musiał przedwcześnie opuścić murawę. Zobaczył cztery kartoniki w trzech ostatnich spotkaniach i w starciu z Cracovią nie zagra.  Z kolei Malarz źle obliczył tor lotu piłki i zamiast w nią, trafił w zawodnika Korony. Karny był ewidentny. Później niepewnie piąstkował przy jednym z dośrodkowań i Palanca po swojej główce był bliski zdobycia drugiej bramki. Przy drugim golu też pewnie mógł zachować się lepiej. Musi wykazywać więcej koncentracji, od pierwszej do ostatniej minuty. Po przerwie było już lepiej.


Korona z Legią, jak Legia z Realem – Nie tak dawno Legia przegrała w Madrycie 1:5, ale zebrała sporo pochwał. Niektórzy się temu dziwili i protestowali, nazywali mistrza Polski piłkarskim San Marino, które cieszy się po porażce 0:5 z Hiszpanią. Jednak legioniści zostawili po sobie dobre wrażenie. Zdobyli bramkę, mogli dwie kolejne. Grali ofensywnie, nie postawili autobusu w bramce. Podobnie było po piątkowym starciu. Korona prowadząc 2:0 przegrała 2:4, ale po meczu trener i miejscowi dziennikarze byli zadowoleni. Kibice też podziękowali zawodnikom za grę. Słychać było, że jeśli kielczanie podobnie zaprezentują się w kolejnych meczach, to można być optymistą. Czy pochwały nie są na wyrost? Przekonamy się wkrótce.

Polecamy

Komentarze (26)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.