News: Kilka spostrzeżeń po meczu z Zagłębiem Lubin

Kilka uwag i spostrzeżeń po meczu z Lechią - Legia wraca do gry

Marcin Szymczyk

Źródło: Legia.Net

02.10.2016 12:55

(akt. 21.12.2018 15:37)

Po takich meczach jak z Lechią z przyjemnością wraca się do domu. Legia grała ambitnie, na dużym tempie i całkowicie zdominowała przeciwnika. Lechia już do przerwy mogła przegrywać kilkoma bramkami, wraca wielka Legia! Czas na kilka uwag i spostrzeżeń po meczu z gdańszczanami.

- Przecieranie oczu ze zdumienia – Legia w tym sezonie przyzwyczaiła nas do tego, że siadamy na trybunach i nie spodziewamy się niczego nadzwyczajnego. W sobotę było jednak inaczej, coś się zmieniło. Piłkarze Legii od pierwszej do ostatniej minuty zasuwali, wykazywali ogromne zaangażowanie i ambicję. – Legia grała na takiej intensywności, że pod tym względem nie dawaliśmy sobie rady – przyznał po spotkaniu trener Lechii Piotr Nowak. Legioniści przestali mieć problemy z kreowaniem akcji – oddali 33 strzały na bramkę, więcej niż w poprzednich pięciu meczach razem wziętych. Już po pierwszej połowie mogli i powinni prowadzić kilkoma golami, ale świetnie i szczęśliwie bronił Milinković-Savić. Po przerwie w końcu podania Radovicia i Odjidji-Ofoe zostały zamienione na bramki. Dawno tak dobrze nie oglądało się Legii, to chyba najlepszy mecz w tym roku kalendarzowym przy Łazienkowskiej. W końcu zadowolony był też były szkoleniowiec naszego zespołu Stanisław Czerczesow, który podsumował mecz jednym słowem – Haraszo.


- Rozgrywali aż miło – W końcu drużyna zaczęła wykorzystywać swój potencjał w środku pola. Miro Radović i Vadis Odjidja-Ofoe zagrali popisowe partie. Rado kręcił obrońcami, jak za starych dobrych czasów, a jego podanie były mierzone i bardzo precyzyjne. Dwa razy kapitalnie zagrał do Nemanji Nikolicia – raz Węgier z dwóch metrów trafił w nogę bramkarza, a za drugim posłał futbolówkę do siatki. Wypuścił też na sam na sam z bramkarzem Kaspra Hamalainena. Serb miał też sporo okazji do trafienia do siatki, ale brakowało szczęścia i wykończenia z zimną krwią. Znakomicie spisał się już drugi raz z rzędu Odjidja-Ofoe – jego podania były jak zaprogramowane. Oglądając zagranie do Guilherme przy drugim golu, można było odnieść wrażenie, że oglądamy mecz w Fifa17. Rozgrywał, strzelał, uprzedzał ruch rywala. Teraz już widać, że to piłkarz przez duże „P”. Dawał niesamowitą jakość, jak Thibault Moulin w spotkaniu z Jagiellonią. Oby potrafił takie spotkania powtarzać.


- Duet stoperów jak się patrzy – Byłem przekonany od początku, że Jakub Rzeźniczak zyska na zmianie trenera najbardziej. Jego problem tkwił w głowie, a nikt inny tak dobrze jak Jacek Magiera nie potrafi docierać do głów piłkarzy. Stało się to jednak szybciej niż myślałem. W sobotę „Rzeźnik” zagrał bardzo dobre zawody, był pewny, skoncentrowany, uprzedzał rywali, grał dobrze wślizgiem, był nawet bliski zdobycia bramki w pierwszej połowie spotkania. Grał odważnie, nie bał się ryzykowanych interwencji. Równie dobrze spisał się jego partner Jakub Czerwiński. Nie popełnił błędów w kryciu, dobrze się ustawiał. Przychodził do Legii z opinią jednego z najzdolniejszych stoperów w lidze. Potwierdza to - z każdym meczem gra lepiej.


- Odblokowany Nikolić – Na początku meczu Nikolić sprawiał wrażenie zawodnika, który chce aż za bardzo. Widać było, że zależy mu wyjątkowo by w końcu trafić do siatki. Zmarnował jednak idealne podanie od Radovicia, z bliska leżąc trafił w bramkarza, a potem w słupek. Nie wykorzystał też kapitalnego zagrania Odjidji-Ofoe. W końcu jednak podanie od „Rado zamienił na bramkę i widać było po ogromnym wybuchu radości jakie ciśnienie z niego zeszło. Po meczu mówił, że w końcu trafił do siatki i o kolejne gole będzie już znacznie łatwiej. Oby! Wszyscy przecież pamiętamy jaka wartością dla zespołu był w minionym sezonie. Węgier w formie to skarb.


- Jaaaaceeek Maaaagieeeraaa – Trybuny krzyczały tak już przed meczem, potem kilka razy w trakcie spotkania i długo po ostatnim gwizdku. „Magic” jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki odmienił oblicze drużyny. - Miło gdy cała Żyleta śpiewa moje imię i nazwisko. Ale to nie przysłoni mi celu, nadal będziemy pracować. Chciałbym, żeby kibice skoncentrowali się na dopingu dla zawodników, bo to jest najbardziej potrzebne. Ale nie ukrywam, jestem zadowolony, że stadion tak mnie przywitał - skomentował Magiera. A poprzednim szkoleniowcem, którego imię i nazwisko skandowano już w debiucie przy Łazienkowskiej był… Franciszek Smuda. Takiego zaszczytu nie dostąpili kolejni trenerzy. Gdy Legia prowadziła w sobote już 3:0 i dalej atakowała, z Żylety poniosło się gromkie” Tylko frajery, nie lubią Jacka Magiery”.

Polecamy

Komentarze (23)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.