News: Komentarz: Szambo

Kilka uwag po meczu z Lechią - bez argumentów z przodu

Marcin Szymczyk

Źródło: Legia.Net

04.06.2015 16:26

(akt. 21.12.2018 15:10)

Piłkarze Legii w Gdańsku niemal pogrzebali swoje szanse na obronę tytułu mistrzowskiego. W defensywie wszystko fajnie działało, dobrze obroną kierował kapitan zespołu Inaki Astiz. Niestety w ofensywie praktycznie nie istnieliśmy, co w dużej mierze było efektem gry byłych zawodników naszego klubu – Ariela Borysiuka i Daniela Łukasika. Poniżej kilka uwag i spostrzeżeń po meczu w Gdańsku.

- Spisek i odlot – Przed meczem okazało się, że kibice Górnika Zabrze rozmawiali z niektórymi piłkarzami swojego klubu i tłumaczyli im, że nie mogą podjąć walki z Lechem, bo Legia nie może być mistrzem Polski. Z dumą i zadowoleniem poinformował o tym na swoim profilu na Facebooku były zawodnik „Kolejorza” Piotr Reiss. I to jest jedna strona medalu, jednak to, co się wydarzyło po meczu na konferencji prasowej, to już odlot. Trener Henning Berg najpierw zarzucił Lechii, że cieszyli się po meczu z tego, że Legia nie wygrała. Po chwili był wkurzony faktem, że Górnik nie potraktował meczu z „Kolejorzem” poważnie, bo wystawił piłkarzy młodych. Jakby zapomniał, że gdyby kilka razy nie sam  wymienił połowy składu lub nawet całej jedenastki, to dziś już dawno byłby mistrzem Polski. Wspomniał też, że jego piłkarze powinni ten mecz w Gdańsku wygrać, bo w drugiej połowie dobrze grali w ofensywie – jeden celny strzał na bramkę, w sam środek w 76 minucie w wykonaniu Jodłowca. Niestety wszyscy wokół byli winni, tylko nie on i nie jego piłkarze. Pozostaje mieć nadzieję, że Norweg się czegoś nauczył i zrozumiał, że Legii się nie lubi w całym kraju i nie będzie już odpuszczał meczów w środku sezonu, bo później kończy się to tak, jak obecnie.


- Borysiuk, Łukasik, Budziłek i Wawrzyniak w tle – Oglądając jak Lechia radzi sobie z Legią, miałem wrażenie, że gdzieś popełniliśmy duży błąd. Ariel Borysiuk do dziś darzy Legię dużą sympatią, nie cieszył się zbytnio po ostatnim gwizdku arbitra. Jednak gra dla Lechii, a w środę występując na nietypowej dla siebie pozycji stopera, zagrał znakomicie, niemal całkowicie wyłączył z gry Orlando Sa. Naprawdę szkoda, że wracając do Polski nie trafił na Łazienkowską. Daniel Łukasik był bardzo skuteczny w odbiorze piłki, przecinał wiele akcji. W takiej formie z pewnością przydałby się w Legii. Łukasz Budziłek w naszym klubie nie dostał żadnej szansy, został skreślony, a w Lechii gra w pierwszym składzie i daje sobie radę. No i jest jeszcze Jakub Wawrzyniak, który w środę usiadł na trybunach. Piłkarz w Legii przez kibiców niedoceniany, czasem wyszydzany. Ale w defensywie dający pewność, jakiej nie są w stanie dać Tomasz Brzyski czy wystawiany tam wcześniej Guilherme.


- Bez argumentów na wygranie meczu – Po pierwszej połowie fotoreporterzy, którzy ustawili się za bramką Łukasza Budziłka mieli smętne miny. Spodziewali się ataków piłkarzy Legii, parad bramkowych i spięć w polu karnym. Tymczasem nie działo się nic, legioniści nie oddali nawet jednego celnego strzału. W drugiej odsłonie nadal nie było pomysłu na grę, wszelkie próby ataków szybko były kończone przez obrońców lub pomocników Lechii. Orlando Sa był w zasadzie bezradny, Michał Żyro zagubiony we mgle, zaś Michał Kucharczyk walczył, biegał, ale poza jednym strzałem nad poprzeczką zagrożenia z tego nie było. Legioniści musieli ten mecz wygrać, a pierwsze uderzenie w bramkę, w dodatku w sam środek, miało miejsce w 76. minucie meczu. Grają w ten sposób nie dało się w Gdańsku wygrać. Remis był rezultatem optymalnym.


- Historia się powtórzyła – Trzy lata temu Legia grając słabo przez całą rundę wiosenną, szanse na mistrzostwo Polski ostatecznie pogrzebała w Gdańsku przegrywając 0:1. Teraz sytuacja się powtórzyła. Dziennikarze i kibice przestrzegali od dwóch miesięcy, że obecny sezon przypomina ten za trenera Macieja Skorży, ale nikt nie chciał tego słuchać. Piłkarze się irytowali, obrażali za widzenie wszystkiego w czarnych barwach lub tez żartobliwie odsyłali do muzeum gdzie jest miejsce historii. Trener zaklinał rzeczywistość, mówił na konferencjach prasowych, ze zespół gra bardzo dobrze, wciąż jest pierwszy i nie rozumie krytyki. Wszyscy żyli w wirtualnym świecie, byli przeświadczeni o własnej wielkości. Legionistów zgubiła pycha. Matematyczne szanse na końcowy sukces jeszcze istnieją, ale nie łudźmy się i nie oszukujmy. A w niedzielę zawodnicy Legii powinni pogratulować Lechowi i przestać opowiadać o tym, że tytuł przegrali na własne życzenie. Lech w lidze wygrał z Legią dwa razy i raz dość pechowo zremisował.


- Co dalej? – Piłkarze Legii znaleźli się w obecnej sytuacji z bardzo wielu powodów. Nie ma jednego winnego. Wydaje się, że po sukcesach jesienią w Lidze Europy wszyscy trochę odlecieli – trener, piłkarze, działacze i właściciele. Błędów zimą i wiosną zostało popełnionych mnóstwo. O głównych grzechach Legii będziemy jeszcze pisać, ale już dziś wiadomo, że były to grzechy ciężkie. Co dalej? Trener Henning Berg przedłużył kontrakt z Legią i zapewne odpowiednio się zabezpieczył na wypadek, gdyby klub chciał zbyt wcześnie umowę zerwać. Odszkodowanie byłoby bardzo wysokie. Dlatego Berg zostanie na kolejny sezon. Będzie miał do dyspozycji wielu nowych piłkarzy, musi zacząć budowę drużyny, postawić też jej nowe fundamenty. Trzeba znaleźć liderów, opracować więcej sposób gry, bo obecny jest dla rywali zbyt czytelny. A na to wszystko będzie tylko miesiąc. Później od razu będą wymagania i presja zdobycia mistrzowskiego tytułu na 100-lecie klubu. Czy to się wszystko uda? Czas pokaże.

Polecamy

Komentarze (165)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.