News: Kilka spostrzeżeń po meczu z Zagłębiem Lubin

Kilka uwag po meczu z Wisłą - Była walka, był pomysł na grę

Piotr Kamieniecki, Marcin Szymczyk

Źródło: Legia.Net

24.04.2018 09:55

(akt. 21.12.2018 15:36)

Piłkarze Legii pojechali do Krakowa i by myśleć o mistrzostwie Polski musieli spotkanie z Wisłą wygrać. Egzamin zdali, perfekcyjnie wykonali założenia taktyczne. Czas na kilka uwag i pomeczowych spostrzeżeń. Miłej lektury.

Pierwsze oklaski "Klafa" - Ostatnie tygodnie upłynęły pod znakiem żegnania przez kibiców Romeo Jozaka. W trakcie spotkania z Zagłębiem Lubin, ale też po wcześniejszych meczach, Chorwat usłyszał kilka haseł na swój temat. Po niedzielnej wyjazdowej konfrontacji z Wisłą, pierwszy raz na linii fani - trener zrobiło się nieco sympatyczniej. Po ostatnim gwizdku sędziego Dean Klafurić zaczął zmierzać w kierunku sektora gości i oklaskami podziękował kibicom za doping. Ci odwzajemnili się Chorwatowi, nieco nieśmiało, tym samym. "Klaf" przybił potem kolejne "piątki" z zawodnikami, a na koniec podszedł ponownie podziękować kibicom, ale już z całym zespołem.

Po dwóch meczach Klafuricia w roli pierwszego trenera, Chorwatowi nie można odmówić żywiołowości. 45-latek regularnie gestykuluje przy ławce, głośno podpowiada i regularnie stara się przekazywać swoim graczom kolejne wskazówki. Szkoleniowiec przywrócił ustawienie 4-2-3-1 i nie myli się na razie w wyborach. Z Górnikiem postawił na Michała Kucharczyka, który zdobył wyrównującą bramkę, z Wisłą na Inakiego Astiza i Cristiana Pasquato - obaj pokazali się z bardzo dobrej strony. Zwraca też uwagę na rozpracowanie rywala, dużo większą niż poprzednik.

Pierwszy taki mecz Włocha, świetny Hiszpan - Jak już wspomnieliśmy Klafurić dokonał dwóch zmian w składzie. Sebastiana Szymańskiego zastąpił w pierwszej jedenastce Cristian Pasquato. Włoch we wcześniejszym starciu z Górnikiem w półfinale Pucharu Polski wszedł z ławki rezerwowych i w końcówce spotkania popisał się asystą przy trafieniu Jarosława Niezgody. Teraz w nagrodę znalazł się w wyjściowym ustawieniu i nie zawiódł. Wydawało się, że to gracz kieszonkowy, rodem z lat 90-tych, że nie pasuje do siłowej i agresywnej ligi polskiej. A tymczasem w Krakowie przeszedł niesamowitą metamorfozę. Wracał się do defensywny, pomagał kolegom w obronie, dużo widział no i strzelił przepięknego gola. Trudno powiedzieć czy to kwestia zadań na boisku czy zmienionej pozycji, ale tak dalej. Jak widać, potencjał piłkarzy był poprzednio kompletnie niewykorzystywany. Fajnie też zagrał Inaki Astiz - nie było po nim widać przerwy w grze. Do składu przewidziany był Mauricio, ale dostał problemów żołądkowych i pech kolegi znakomicie wykorzystał Hiszpan. Zagrał niemal jak profesor, świetnie się ustawiał i przewidywał. Brawo!

Walka i pomysł na grę - To nie był jakiś znakomity mecz Legii, który porywał tak, że trzeba było zapiąć pasy w fotelu. Ale spotkanie mogło się podobać. Przede wszystkim było to, czego poprzednio często brakowało - nikt nie może odmówić legionistom walki, chęci, zaangażowania. W niedzielę chciało się wszystkim. Mistrzowie Polski świetnie wypełnili założenia taktyczne, perfekcyjnie się przesuwali w poszczególnych formacjach. Wisła była bezradna, stworzyła sobie jedną naprawdę groźną sytuację pod koniec pierwszej części gry, ale kapitalnie w bramce spisał się Arkadiusz Malarz. Nawet gdy gospodarze grali przez pół godziny z przewagą jednego zawodnika, to praktycznie nie zagrozili bramce naszego zespołu. To duża zmiana. Przecież nie tak dawno Wisła bez problemów wygrała w Warszawie 2:0, a Carlitos wydawał się graczem z innej planety. W niedzielę nawet nie zaistniał, nie pozwolił mu na to duet stoperów Michał Pazdan - Inaki Astiz, ale też gra defensywna całego zespołu. Nikt tego dnia nie odpuszczał, każdy zostawił na boisko trochę zdrowia.

Niezgoda z sędzią Złotkiem - Trudno zrozumieć postawę sędziego Złotka w dwóch sytuacjach z udziałem Jarosława Niezgody. W pierwszej połowie napastnik Legii uderzył na bramkę, a Marcin Wasilewski zatrzymał piłkę zmierzającą w kierunku bramki ręką. Arbiter skorzystał z systemu VAR, a mimo wszystko nakazał wznowić grę z autu. To jednak nic przy tym co miało miejsce w drugiej połowie - rozpędzony Niezgoda wpadał w pole karne. Tuż przed nim "Wasyl" zahaczył go wślizgiem. Rozpędzony legionista upadł już w polu karnym. Może trochę niezdarnie, może zbyt mało teatralnie, ale jednak przyczyną upadku był kontakt z przeciwnikiem. Poza Wasilewskim nie było już nikogo, kto mógłby Niezgodę zatrzymać - nie licząc bramkarza. Sędzia jednak bez wahania stwierdził, że Niezgoda próbował wymusić faul i ukarał go żółtą kartką. A że było to drugie napomnienia, to otrzymał kartkę czerwoną. Arbiter nie skorzystał z systemu VAR, choć należało to zrobić. Przecież gdyby sędzia dopuścił możliwość, że jednak źle ocenił sytuację, to obrońcy Wisły należała się czerwona kartka z urzędu. Jak widać VAR wcale nie jest taki WAR jakby niektórzy chcieli.

Ulga i radość - Po ostatnim gwizdku sędziego prezes i właściciel Legii Dariusz Mioduski najpierw odetchnął z ulgą, a po chwili pobiegł na dół by przy linii bocznej wyściskać się z piłkarzami. Wcześniej stał nerwowo przez niemal całą drugą połowę. Nic dziwnego - legioniści pojechali do Krakowa na musiku. Swój mecze wygrał Lech, wygrała też Jagiellonia, a nawet Wisła Płock. Ewentualna strata punktów bardzo by utrudniła walkę o mistrzostwo Polski. Zawodnicy zdali jednak egzamin celująco. Wisła nie była groźna nawet gdy graliśmy w osłabieniu. Kibice też mogli się ucieszyć i wykrzyczeli "Mistrzem Polski jest, ukochana ma, mistrzem Polski jest, Legia Warszawa".

Polecamy

Komentarze (35)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.